...dobrze że jesteś. Że otwierasz oczy na świat całkowicie różny od tego parszywego Babilonu, który otacza nas ze wszystkich stron. Chce się dziękować za klimat i te dziesięć zimno-ciepłych piw, które w kombinacji z atmosferą nawet jednodniowego przyjazdu na Zjazd.
Chce się westchnąć: Wywroto, dobrze że jesteś. Że otwierasz oczy na świat całkowicie różny od tego parszywego Babilonu, który otacza nas ze wszystkich stron. Chce się dziękować za klimat i te dziesięć zimno-ciepłych piw, które w kombinacji z atmosferą nawet jednodniowego przyjazdu na Zjazd, po prostu "rozszerzyły mi podświadomość". No i oczywiście za rozklekotane auto, z takim trudem przez kolegę Duszyńskiego załatwiane drogą pertraktacji na szczeblu międzynarodowym, w którym wegetarianie wcinali rozkosznie pachnącą kiełbasę. Za kaca, który męczy mnie do teraz. Za wszystko.Tych relacji ze Zjazdu będzie pewno miliard dwieście, mam nadzieję tylko, że mój pojawi się najwcześniej. Jestem świadoma mojej marności, bo zdołałam przyjechać tylko na jeden dzień i jeszcze w dodatku brutalnie się zabrowarzyć, ale dla mnie nawet ten jeden dzień był po prostu jakby wyjęty z rockandrollowej legendy.
Przyjechaliśmy rano, tłukliśmy się z Grzybiarzami, próbowaliśmy pożyczyć gitarę od Grześka Góralczyka, piliśmy, gadaliśmy, rozmyślaliśmy patrząc na wspaniale niebieskie niebo i mając świadomość, że nie jesteśmy sami we Wszechświecie. Nic ciekawego, w końcu nie doświadczyliśmy atmosfery wywrotowego wieczora, ale w powietrzu czuło się ten klimat ( pomieszany z zapachem piekącego się na grillu kurczaka , którego zresztą potem spożyli wegetarianie). Poza tym uściski rąk, uśmiechy -ludzie, o których tyle się słyszało i usiłowało rozpoznać twarze z niewyraźnych zdjęć.
Brakowało mi tylko Jimiego Hendrixa i wieczornej popijawy z Morissonem. No ale widocznie tak to ma być, choć dam głowę, że i ich duch unosił się nad polem namiotowym w Gdowie koło Krakowa.