Teraz banki stoją otworem nie przed gangsterami i szybkimi rabusiami, do których należeli zakochani w sobie Bonnie i Clyde, ale przed hakerami. To właśnie oni wykorzystują brak umiejętności zabezpieczania systemów komputerowych, na których pracuje cała bankowość.
Odeszły w niepamięć najlepsze czasy dla
kieszonkowych złodziei i specjalistycznych szkół, w których przyszli złodzieje
uczyli się fachu pod okiem najlepszych znawców rzemiosła. W Polsce prym wiodła
lwowska szkoła złodziei. Charakteryzowała się ona tym, że wypuszczała
absolwentów, którzy odznaczali się nienagannymi manierami i klasą, jakiej dziś
mogą im pozazdrościć niektórzy politycy. Przedwojenne czasy minęły jednak
bezpowrotnie, a w miejscu dobrych i szlachetnych złodziei, pojawili się
elektroniczni włamywacze.
I jak to bywa w Internecie nie mają oni twarzy i nie
pozostawiają śladów włamania. Tym bardziej, że większość z nich odbywa się za
sprawą nic nie wiedzących właścicieli kont w banku. Złodzieje elektroniczni
wykorzystują do swoich celów wirusy, które za sprawą poczty elektronicznej
trafiają pod strzechy zwykłych obywateli. Problem polega na tym, że zdradzają
oni zwykle dane osobowe oraz identyfikatory bankowe dobrowolnie, sugerując się
korespondencją z bankiem. Oczywiście jest ona preparowana na użytek włamania.
Teraz banki stoją otworem nie przed gangsterami i
szybkimi rabusiami, do których należeli zakochani w sobie Bonnie i Clyde, ale
przed hakerami. To właśnie oni wykorzystują brak umiejętności zabezpieczania
systemów komputerowych, na których pracuje cała bankowość. Przyjdzie czas, że
więziennictwa światowe będą narzekać na brak danych skazańców. Ostatecznie
również w ich elektronicznych kartotekach można dobrowolnie zmienić czas
odsiadki. Jak wskazują prognozy, czeka nas jeszcze niejedno nieprzyjemne
zaskoczenie, związane z kulturą cybernetyczną.
Ostatnimi czasy głośno było o serii błyskotliwych
napadów na banki w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i
Włoszech. Bynajmniej nie za sprawą szybko mknących od banku do banku złodziei.
Prawdopodobnie napad miał miejsce w wygodnych warunkach domowego zaplecza, w
którym złodziejowi nie brakowało świeżej kawy i czegoś do zjedzenia. Robota,
którą wykonał kosztowała banki 200 tysięcy dolarów. Współczesny złodziej zdobył
je w kilka minut nie brudząc sobie rąk niczyją krwią. To się nazywa
"czysta robota".
Złodziej poszukiwany międzynarodowym listem gończym
i tropiony obecnie w sieci, posłużył się wirusem typu Trojan, a właściwie jego
mutacją znaną pod nazwą trojan Prg Banking. Ten niegroźny wirus dla domowych
komputerów ma bardzo szybką drogę rozprzestrzeniania się po świecie i grasuje
zwykle między komputerem banku a jego klientem. Najczęstszym łupem złodzieja
stają się konta biznesowe, najrzadziej sprawdzane i obciążone dużą ilością
przelewów. Droga rozprzestrzeniania się tego wirusa jest prosta; przenosi się
on wraz z mailem, wysłanym rzekomo przez bank. W treści wiadomości podane są
wcześniejsze informacje na temat konta oraz prośba o zalogowanie. Tym sposobem
złodziej widzi drogę każdej transakcji na drodze klient - bank.
Wraz z linkiem do komputera trafia trojan, który
pełni rolę zdalnie sterowanego szpiega. Wszystkie informacje, które potrzebne
są do włamania, złodziej otrzymuje od ręki. Można więc powiedzieć, że
współcześni włamywacze stają się najszybciej zarabiającymi ludźmi świata. Co
więcej w ich fachu doszło do specyficznego połączenia dwóch dziedzin; napadów
na bank i włamań do mieszkań. Sieć pozwala współczesnym hakerom na
przestępstwa, które dotykają problemu zarówno napaści na konto bankowe, jak i
włamania się do czyjejś poczty elektronicznej. Kim zatem jest z perspektywy
fachu złodziejskiego i fałszerstwa na świecie współczesny Bonnie?
Jak donoszą specjaliści jedyną obroną przed
złodziejami elektronicznymi pozostaje zdrowy rozsądek oraz rzetelna wiedza.
Specjaliści z SecureWorks informują, że skutecznym sposobem na zabezpieczenie
się przed działaniem tego wirusa jest ignorowanie korespondencji z bankiem.
Wiadomo, że każdy dobrze prosperujący bank na świecie zmienia dane lub
wprowadza nowy system powiadamiając klienta telefonicznie. Zdarza się też, że
prosi go na poufną rozmowę do gmachu banku. W czasach totalnej elektronicznej
rewolucji zmienia się nie tylko obraz banków czy samych klientów, ale przede
wszystkim wszelkich nadużyć, które można popełnić. Kiedyś napad, manko albo
włamanie z bronią w ręku. Dziś niewyraźny ślad kursora na ekranie, którym
nawiasem mówiąc, nawiguje sama poszkodowany.