Prawda o naszej cywilizacji brzmi twardo. Nie jesteśmy nikim unikalnym w skali Wszechświata i nie występujemy w nim w roli kogoś uprzywilejowanego.
Na to pytanie nie sposób odpowiedzieć jednoznacznie, mimo że wielu artystów i naukowców próbowało. Znane są wielkie płótna przedstawiające ludzi zatrzymanych w półgeście, którzy kontemplują zastygły czas i odwołują nas do czegoś ponadczasowego. Doskonale znamy także zatrzymane w czasie fotografie wielkich artystów, którzy za pomocą światła starali się zatrzymać życie. Kto jednak oprócz literackiego Faustusa jest do tego zdolny?
Prawda o naszej
cywilizacji brzmi twardo. Nie jesteśmy nikim unikalnym w skali Wszechświata i
nie występujemy w nim w roli kogoś uprzywilejowanego. Choć fantazja i bark
skromności gatunku ludzkiego, podpowiada nam najlepsze z możliwych scenariuszy.
A jednak filmy z gatunku SF, które opowiadają niczym bajkę o innych
cywilizacjach, mogą być wiarygodnym dokumentem. Na to wskazują naukowcy z
Centrum Astronomicznego im. Mikołaja Kopernika w Warszawie. Prof. Marek Sikora
mówi wprost: "Osobiście nie uważam, by nasza
cywilizacja była we Wszechświecie jakimś unikatem. Zastanawiające jest jednak,
dlaczego mimo tylu prób i wysiłków nie udało się nam jak dotąd odebrać znikąd
sygnału świadczącego o istnieniu gdzieś złożonej formy życia".
Rzeczywiście mimo wielu
prób nawiązania kontaktu z inną cywilizacją, żadna z prób nie przyniosła
oczekiwanych rezultatów. Ziemia zajmuje jak dotąd w naszej świadomości nadal
pierwsze miejsce, ale jak podpowiadają naukowcy ewolucja trwa nadal i nie
wiemy, jakie może nam przynieść plony.
Mimo sceptycyzmu wielu
ludzi nasłuch na kosmos trwa. Jednym z najciekawszych miejsc w Polsce, które
pretenduje do roli największego ucha kosmosu jest niepozorna wieś Wylatowo. To
właśnie w niej kilka lat temu pokazały się na zbożu wielkie koła, które ktoś
zrobił olbrzymim walcem. Ponieważ nikt z rolników tak wielkiego walca nie
posiadał, rozniosła się wieść, że zrobili je kosmici. Wylatowo już przed wojną
rejestrowało nad wioską pojawienie się niezidentyfikowanych obiektów
latających. We wsi nazywano je po prostu świetlikami i nie łączono z żadną z
dziedzin nauki. Dopiero kilka lat temu Wylatowo dzięki telewizji oraz
Internetowi stało się w Polsce głośne. Stamtąd też pochodziły pierwsze
transmisje, na których widać wyraźnie latające pod niebem świetliki. Do dziś
nie udało się ustalić wojskowym naukowcom, skąd pochodzą, kim są oraz dokąd
zmierzają. Można powiedzieć, że świetliki na niebie są niczym Ziemia widziana w
skali Wszechświata.
Istnieje przynajmniej
kilka hipotez, które mówią o realnym istnieniu życia poza Ziemią. Jedna z nich
zakłada, że nasze cywilizacje są za krótkie, żeby się spotkać. Inna mówi, że
znamy życie w określonym aspekcie, tymczasem w kosmosie "życie" jest
zupełnie innym wymiarem trwania. Profesor Sikora bardzo odważnie stawia swoje
hipotezy. W jego ujęciu życia w kosmosie mają charakter bardzo domatorski,
dyskretny i powściągliwy, a zatem są nieuchwytne dla ziemskich radarów. Czy nie
mylił się zatem w swoich niezwykłych powieściach Stanisław Lem, który ostrzegał
nas przed zbyt pochopnym kontaktem lub wymuszeniem go na innych istotach
Wszechświata?
Wypada zastanowić się nad
pytaniem, kim właściwie jesteśmy w skali makro? Jak wynika z badań sytuujemy
się we Wszechświecie jako jedna z licznych baniek mydlanych, a więc na jednej
ze ścianek materii, która nieustannie bąbluje. W większych salach Wszechświat
jest niemal jednorodny. Czy nasza cywilizacja jest stara? W kontekście całego
świata wydaje się niczym mgnienie oka. Sam Wszechświat powstał 13, 7 mld lat
temu w wyniku Wielkiego Wybuchu. Tak silna eksplozja miała jednak piękne i
pacyfistyczne początki. Wyłoniliśmy się bowiem z mazi lub zupy kwiatowej. W specjalnym kosmicznym
kalendarzu, w którym całe dotychczasowe życie Wszechświata można zmniejszyć do
skali jednego roku (Wielki Wybuch to 1 stycznia) narodziny Drogi Mlecznej
wypadałaby 4 marca, powstanie Układu Słonecznego nastąpiłoby 4 września.
Jesienią pojawiły się pierwsze organizmy żywe, 22 grudnia powstały zwierzęta
lądowe, trzy dni później ssaki, 29 grudnia wymarły dinozaury, 31 grudnia o
godz. 21.30 urodziły się australopiteki. Na tej skali nasza era zaczęła się
zaledwie 4 sekundy temu, a jedna sekunda to mniej więcej pół tysiąca lat.
Skoro wiemy, jak wyglądało życie przed naszym
pojawieniem się, czy równie plastycznie potrafimy wyobrazić sobie nasz koniec?
Oczywiście, że tak. Jeśli tylko agresja człowieka, a więc zabawy z bronią
nuklearną, eksperymenty medyczne i generalnie wojny, które się toczą, nie
zmyją z powierzchni ziemi gatunku, czeka
nas upadek wielkiego meteorytu. Jak pokazuje wielka literatura, taki upadek
może znaleźć genialne rozwiązanie na poziomie artystycznego spełnienia. O
wielkim upadku meteorytu na Syberię i wszelkich konsekwencjach dla świata pisał
w sposób natchniony Władimir Sorokin w swojej trylogii o ludziach lodu.
Baśniowo - mityczna historia rodem z Rosji jest świetną ilustracją tego, co
może nas spotkać za kilka milionów lat. Jak myślicie, co przetrwa z naszej
cywilizacji do tej pory?
Odważny w swoich wizjach profesor Sikora nie
przestaje wierzyć w potęgę ludzkiego gatunku. Według niego być może nie tylko
będziemy zdolni do swobodnego ruchu między planetami, ale nasza świadomość
zapłodni sztuczną inteligencję tworząc coś na kształt tworów z serialu
"Star Trek".