Z okazji setnej rocznicy urodzin Henryka Tomaszewskiego Wrocławski Teatr Pantomimy podjął współpracę z Eweliną Marciniak, świetną reżyserką, która kilka lat temu zamieszała w teatralnym światku rzekomą obscenicznością widowiska „Śmierć i dziewczyna”, realizowanego dla Teatru Polskiego (nomen omen - na tej samej scenie, na której dziś można oglądać „Where do we go from here” właśnie).
Na podstawie tekstu Nataszy Moszkowicz, nauczycielki jogi, powstała dwugodzinna spowiedź dorosłej kobiety (gościnnie Małgorzata Witkowska), córki, przepełnionej goryczą i próbującą rozliczyć się z całą rodzinną traumą, którą, jak się okazuje, wyssała z mlekiem matki. Bo powstaje tu bolesny miszmasz wzajemnych oskarżeń, zarzutów i skarg na to, co kiedy, która i jak. Relacja matka-córka pozostaje tu otwarta, niezdefiniowana i na pewno zaskakująca, a ilustracją dla niej stanowi ruch scenizny, którego autorką jest również Moszkowicz. Niestety nie więcej niż ilustrację.
Ale zanim o tym - to jeszcze chwilę o samej warstwie dramatycznej. Słowo w tym spektaklu ma decydujące znaczenie, bo właściwie to na przekazywanej historii opiera się całe sceniczne napięcie. Ewelina Marciniak tworzy piękną, bolesną, bardzo intymną opowieść o relacji matki i córki, w której obie te role mieszają się, przenikają i walczą o uwagę. Świetnie z ciężarem bolesnego, bardzo intymnego tekstu radzi sobie Witkowska, którą ogląda się z dużą satysfakcją i zaufaniem. Ale nie tylko ona dostaje w „Where do we go from here” rolę mówioną – bez zarzutu, w tym niecodziennym jednak dla mima środowisku, sprawdza się perfekcyjnie piękna Izabela Cześniewicz, w roli posągowej, bardzo szorstkiej matki oraz zabawny Artur Borkowski, odgrywający etiudę mima-mentora.
Praca Eweliny Marciniak z aktorami skutkuje pomysłową inscenizacją – cały zespół Wrocławskiego Teatru Pantomimy tworzy jedną zbiorową postać, ubraną w niemal identyczne cieliste kostiumy, jeszcze wyraźniej zabierające postaciom jakąkolwiek tożsamość czy choćby indywidualność. Niestety Ewelina Marciniak, reżyserując spektakl dla teatru pantomimy, o pantomimie zdaje się zapominać, czyniąc aktorkę dramatyczną frontwoman tej historii, a pracę nad choreografią powierzając jogince. W efekcie samej pantomimy jest tu niewiele.
Ogląda się te poczynania z ciekawością, doceniając piękny obraz stworzony na lustrzanej podłodze – tym bardziej, gdy zauważy się delikatność i meritum wypowiadanych przez postać córki słów. Jeśli jednak przypomnimy sobie, że znajdujemy się w teatrze, który zrodził się z myśli Tomaszewskiego i jemu chce oddać cześć – coś zgrzyta.
„Where do we go from here” jest pięknym i ważnym przedstawieniem, ale czy to słuszny wybór dla uczczenia pamięci Henryka Tomaszewskiego? Raczej nie. Spektakl jest daleki od artystycznej myśli i warsztatu mistrza, całą swoją ciężkość przekłada na siłę słowa, emocje oddawane ciałem traktując raczej jak tło dla dramatycznych popisów gościnnie występującej aktorki. Brakuje w nim szacunku do pantomimy i szacunku do całego zespołu tego teatru, który tu, mimo że do zagrania dostaje niewiele, radzi sobie, jak zwykle, fantastycznie. Ale o tym, czego chciał Tomaszewski – roli ciała w ruchu jako wystarczająco sugestywnego narzędzia komunikacji – Ewelina Marciniak zdaje się zapominać.
I tego szkoda. Bo ten spektakl w ogóle nie istnieje bez warstwy dramatycznej. I czy tak Tomaszewski wyobrażał sobie teatr kulisty? Tego nie wiem. Mam jednak przeczucie, graniczące z pewnością, że jednak nie.
Reżyseria: EWELINA MARCINIAK
tekst: NATASZA MOSZKOWICZ
choreografia: NATASZA MOSZKOWICZ + KREACJA ZBIOROWA
muzyka: WOJTEK URBAŃSKI, STEFAN WESOŁOWSKI
scenografia: NATALIA MLECZAK
kostiumy: KONRAD PAROL
światło: SZYMON KLUZ
OBSADA:
ARTUR BORKOWSKI, AGNIESZKA CHARKOT, IZABELA CZEŚNIEWICZ, AGNIESZKA DZIEWA, ANATOLIY IVANOV, PAULINA JÓŹWIN, ZBIGNIEW KOŹMIŃSKI, PAULA KRAWCZYK-IVANOV, SANDRA KROMER-GORZELEWSKA, AGNIESZKA KULIŃSKA, ELOY GALLEGO MORENO, MONIKA ROSTECKA, KRZYSZTOF SZCZEPAŃCZYK, MAŁGORZATA WITKOWSKA /gościnnie/
29. listopada 2019, Scena im. Jerzego Grzegorzewskiego, Teatr Polski we Wrocławiu