WYWIAD Z PALFY GRÓF – „Żyć pięknie, a nawet dziwacznie”

Arabszczanka
Arabszczanka
Kategoria teatr · 13 października 2016

Palfy Gróf to Dominik Piejko, Tomasz Boruch, Marcin Chryczyk i Kuba Herzig – zespół niepokorny, ceniący sobie wolność jako dobro najwyższe. Wykonują teksty Witkacego i okraszają je rockową muzyką. Nie chodzą na kompromisy, gardzą komercjalizacją muzyki. Rok temu nagrali „Lodowych wojowników” - hymn polskiego alpinizmu. Teledysk do piosenki jest najwyżej nagranym klipem w Polsce. Mieszkają w różnych miastach, co pozawala im za sobą zatęsknić. Zapraszam na rozmowę z ludźmi, których nie sposób ujarzmić.

 

Justyna Arabska: Jesteście aktorami czy muzykami?

 

Marcin Chryczyk: Jesteśmy ludźmi, którzy są blisko związani z teatrem, a konkretnie z Teatrem Witkacego. Dominik jest aktorem, my tworzyliśmy tam muzykę. Z Tomkiem byliśmy na studiach w akademii muzycznej, studiowaliśmy jazz w Katowicach, a później zaczęliśmy współpracować. Muzyka zespołu odbiega od tego czego się uczyliśmy. To jest taka fuzja. Dominik daje dużo od siebie – na scenie jest nie tylko wokalistą. My z Tomkiem staramy się wprowadzać do muzyki, którą tworzymy – do muzyki rockowej – warsztat, który wyszkoliliśmy na studiach. U Kuby cenię spontaniczność...

Tomasz Boruch: … która jest genialna!

Marcin: Niezaburzona schematami, które się wciska na uczelniach. Pomysły, na które wpada Kuba są takie, na które ja bym nigdy nie wpadł – mimo edukacji stricte muzycznej. Kuba przychodzi, gra i mówi „Patrz stary, fajny patent wymyśliłem”. I tak to się właśnie odbywa.

Kuba Herzig: To idzie też w drugą stronę. Ja jestem bębniarzem garażowym, punkowym. Przy chłopakach podciągam się warsztatowo i muzycznie.

 

J.A: Palfy Gróf, czyli co?

Marcin: To jest fragment wiersza Witkacego.

Kuba: Strasznie się broniliśmy przed szukaniem nazwy – po pierwsze dlatego, że nikomu z nas się nie chciało myśleć o tym, jak nazwać zespół, po drugie myśleliśmy o tym, że to jest rzecz mało istotna. Ale kiedyś trzeba było w końcu coś wykombinować, żeby ludzie mogli nas zidentyfikować. Przewertowaliśmy teksty. W wierszu Do Panny Mary jest jak byk „Niechaj z zazdrości zbledną hetery i Palfy Gróf”. To Palfy Gróf jest na końcu i wali po oczach.

Dominik Piejko: Pytaliśmy prof. Deglera - witkacologa – co to oznacza. On powiedział, że nic.

Kuba: Po tym opublikowaliśmy to na naszym Facebook'u. Marek Średniawa, który jest witkacologiem z zamiłowania powiedział, że to niemożliwe, że Witkacy nie napisał czegoś bez znaczenia, że to musi coś znaczyć. I zaczął drążyć. Okazało się, że jest to węgierski hrabia, z którym Witkacy miał kosę, nienawidzili się. Dlatego wspomniał go w wierszu. Tak naprawdę nie wiadomo kogo konkretnie dotyczą te słowa.

Dominik: Węgierski hrabia rodu Palfy (Gróf oznacza hrabiego). Samo nam się to ułożyło.

Tomek: Pewnie chodziło o jakąś kobietę.

Kuba: Na pewno! Przecież to Witkacy... Kiedy Marek opublikował naukowy artykuł na ten temat to się zasmuciliśmy. Myśleliśmy, że mamy fajną nazwę, która nie ma znaczenia.

Dominik: Mnie to dobiło, bo jako aktor mam pewien imperatyw zachowania na scenie. Wcześniej kapela była dla mnie odbiciem od teatru, od pracy aktora, od reżysera – ja sam mogłem decydować kim byłem podczas koncertu. A teraz, kiedy postać zespołu jest już określona przez nazwę to mam już narzucone określone działanie.

Kuba: Musi być arogancki.

Dominik: Dokładnie!

 

J.A: Połączył was Witkacy. Skąd wziął się w waszych życiach?

Marcin: Teatr Witkacego zawsze był blisko. W momencie kiedy zaczęliśmy tworzyć mieliśmy wokalistę, gitarzystę, basistę i perkusistę. Wszystko fajnie. Pozostało tylko pytanie – kto będzie pisał teksty? To jest stały problem w zespołach, bo ciężko jest znaleźć dobrego tekściarza. A że nikt nigdy tak naprawdę nie skonfrontował Witkacego z rockową muzyką to wydało się oczywiste. Dominik miał zawsze przy sobie taką książkę z różnymi tekstami i wierszami Witkacego. Układało nam się to zawsze w ciekawe formy, w całość, którą można zmieścić, wkleić do czegoś innego, np. do muzyki. Zaczęliśmy próbować i okazało się, że to świetnie działa.

Kuba: Że żre.

Marcin: Okazało się, że Witkacy świetnie gra z muzyką agresywną, a nie tylko z poezją śpiewaną.

Kuba: Pomogło nam to, co robi Jurek Chruściński - kompozytor Teatru Witkacego, bo używał tych tekstów przed nami. Chodziliśmy na spektakle, słuchaliśmy i postanowiliśmy zrobić je w naszych aranżach, żeby były przekorne, zadziorne, zbuntowane – wciąż aktualne. Witkacy wyprzedził swoją epokę o lata świetlne.

Dominik: Ludzie w Polce postrzegają Witkacego, jako narkomana, kobieciarza i pijaka, który bawił się substancjami psychoaktywnymi i sobie malował. Nikt nie wie np., że pierwszy w Polsce użył słowa firma. W Anglii, we Francji czy w Ameryce Witkacy jest uwielbiany. Tam nie ma łatki narkomana. W Polsce jest niedoceniany. On testował różne rzeczy – niekoniecznie ich nadużywał.

Kuba: Witkacy był za całkowitą prohibicją.

Marcin: Poza tym niektóre portrety, które namalował – i wszyscy myślą, że był pod wpływem czegoś mocniejszego – są podpisane, np. dwie kawy i od trzech dni nie palę.

 

J.A: Jaki jest wasz stosunek do tekstów Witkacego? Tniecie je? Łączycie?

Marcin: Staramy się tego nie robić.

Dominik: To jest jeden do jednego, czasami tylko zmienimy słowo.

Marcin: Albo kiedy znajdzie się fragment, który może służyć za refren to go powielamy. Ważne jest, żeby to miało sens.

Kuba: Mamy świadomość, że w Polsce pisze się za dużo gównianych tekstów. Ich poziom jest przerażający, więc dlaczego nie wykorzystywać poezji, która siedzi w szufladzie? Bo to nie tylko Witkacy. Pełno jest poetów, którzy pisali piękne teksty, a dzisiaj się tego nie wykorzystuje. To są świetne rzeczy – wciąż aktualne. Trzeba tylko po to sięgnąć. Nikt z nas nie napisałby czegoś takiego.

Tomek: Na razie trzymamy się Witkacego, żeby nasza muzyka była spójna – nie tylko ideowo, ale także tekstowo.

Marcin: Jak nam się skończą pomysły na Witkacego to sięgniemy po kolejnego twórcę.

Dominik: Np. po teksty Jacka Bielasa z Kotów papieża. Przede wszystkim chcemy śpiewać po polsku.

Kuba: Dominikowi bardzo pomaga praca w teatrze – wiersz jest dla niego naturalnym środowiskiem, w którym się porusza codziennie, zawodowo. On nie wyśpiewuje, on musi rozumieć o czym śpiewa.

 

J.A: Mówicie o sobie: Niezależni i bezkompromisowi, konsekwentnie podążają raz obraną ścieżką, wystrzegając się wszelkich romansów z komercją. Jak rozumiecie romans z komercją? Czego się wystrzegacie?

Dominik: Z komercją jest jak z kochanką: nie oddamy się jej całkowicie. Możemy dać 60-70%, ale swoją tajemnicę zostawimy.

Kuba: Nie będziemy robić tego, co ktoś będzie nam kazał.

 

J.A: Często podkreślacie swoją alternatywność, inność. Czy ta wolność, którą wybraliście, wbrew logice nie ogranicza?

Tomek: Na pewno nie ogranicza w sensie artystycznym. W ten sposób jesteśmy totalnie wyzwoleni. To, że zespół tak brzmi to zasługa każdej indywidualności, która tu siedzi. Nie przejmowaliśmy się też do tej pory tym, że festiwal w Opolu byłby dla nas niedostępny. To nie jest festiwal, który by nam coś przyniósł. Takiej stylistyce jak nasza to nic nie da. Już prędzej Woodstock.

Kuba: Witkacy mówił, że żeby stworzyć dziką bestię wolną i nieokiełznaną trzeba mieć nabity pistolet, żeby w każdym momencie móc ją ubić. Ta wolność jest, ale mamy nad nią kontrolę, rękę na pulsie.

Marcin: Jest też element czysto techniczny. W naszej muzyce najważniejsze jest słowo, więc nie możemy sobie pozwolić na wysęp w miejscu, które nie jest przygotowane technicznie – będziemy grać, a tekst nie będzie zrozumiały. Odnosząc się do wolności – jesteśmy ograniczeni tym, że nie możemy zagrać w każdym miejscu.

 

J.A: Czy w Polsce da się utrzymać z grania w alternatywnym zespole rockowym?

Marcin: Jest to możliwe, ale bardzo, bardzo trudne. Zrobił to zespół Mikromusic, który kiedy wydał dwie pierwsze płyty nie miał dużego grona odbiorców.

Tomek: Ale przetrwali.

Marcin: Ciężką pracą i wytrwałością udało im się zostać rozpoznawalnym zespołem i jednocześnie zachować niezależność.

Tomek: Jest podział na złą komercję i dobrą komercję. Jeżeli zarabia się na tym, co się kocha to chwała Bogu, ale jest też ta zła komercja, w której trzeba zaprzedać duszę diabłu – po prostu się sprzedać.

J.A: Czy dostaliście kiedyś komercyjną propozycję, którą odrzuciliście?

Tomek: Jako zespół to się nie zdarzyło, ale ja kiedyś mogłem zostać muzykiem bardzo znanego zespołu Discopolo...

Kuba: Mieliśmy propozycję nagrania muzyki do spektaklu teatralnego. Ale miała to być muzyka, którą ktoś napisze, więc zrezygnowaliśmy z tego. Lodowi wojownicy są komercyjni.

Tomek: Komercyjni w sensie muzycznym.

Kuba: Poszliśmy na kompromis, bo dostaliśmy producenta...

Tomek: I chcieliśmy dotrzeć do jak największej liczby ludzi. Dlatego ta piosenka jest nieco łagodniejsza w przekazie, niż reszta naszej muzyki. Jako kompozytor stwierdziłem, że dobrze – może to być lekko uproszczone, ale musi nosić znamiona naszej ambitnej muzyki.

Dominik: Znaliśmy kilku lodowych wojowników, np. Maćka Berbekę, który zaginął na Broad Peak. Znamy jego żonę, synów – to jest też hołd dla nich. Wcześniej nie zdawałem sobie sprawy, że Polska jest taką potęgą jeżeli chodzi o himalaizm zimowy. Jeżeli się powie gdzieś w świecie ice warriors to chodzi wyłącznie o Polaków.

Kuba: To był projekt do którego poszliśmy ideowo. Kiedy nagrywaliśmy klip w Dolinie Pięciu Stawów, to wysypała się sprawa Nepalu. Ktoś do nas zadzwonił i powiedział, że baza pod Everestem jest cała zasypana. A my byliśmy blisko tematyki i blisko tych ludzi. Stwierdziliśmy, że zrobimy z tego cegiełkę. Niestety, nikt nie chciał podjąć tematu – dlatego promocja nie była duża. Nikt nie uważał, że to interesująca historia. Nie wiedzieliśmy jak przepchnąć to przez barierę medialną. Ale parę osób usłyszało piosenkę.

 

J.A: Teledysk do Lodowych wojowników robi duże wrażenie. Jest profesjonalny i niezwykle estetyczny.

Dominik: Jesteśmy jedyną kapelą, która nagrała najwyżej nakręcony teledysk w Polsce.

Marcin: Nagrywanie tego teledysku było jednym z najlepszych doświadczeń mojego życia.

Dominik: Szliśmy w góry z perkusją i gitarą. W śniegu.

 

J.A: W pięknych, historycznych kostiumach...

Dominik: Za kostiumy odpowiadała Jola Solska z teatru.

Tomek: Jakbyśmy zginęli to Lodowi wojownicy byliby pewnie bardziej popularni...

 

J.A: Wspinacie się?

Tomek: Ja z zamiłowania chodzę po górach. Moje pierwsze zetknięcie z Witkacym było właśnie w Tatrach – w deszczowy dzień poszedłem do muzeum Witkacego.

Kuba: Ja chodzę na fokach i jeżdżę na nartach. Dużo czasu spędzamy w górach.

J.A: Żeby stworzyć zespół trzeba się przyjaźnić?

Kuba: Tak, zdecydowanie. Nie jesteśmy muzykami sesyjnymi, którzy umawiają się na konkretny projekt. Z mojego doświadczenia wynika, że fajne zespoły – te, które uwielbiam i którymi się inspiruję – to jest paczka gości, którzy się po prostu lubią, którzy chcą spędzać ze sobą czas.

Tomek: Trochę tak jak ze związkiem – musi być oparty na dobrych fundamentach.

Dominik: Trochę jak z kochanką.

Kuba: Tęsknimy, kiedy się długo nie widzimy.

Dominik: A nie możemy się za często widywać, bo każdy ma swoje rzeczy do zrobienia.

Kuba: Bez relacji nie ma zespołu. Lubimy być ze sobą na scenie.

Tomasz: Mamy też wspólną pasję, która nas łączy – góry.

 

J.A: Jak powstaje Wasza muzyka?

Tomek: W toku improwizacji. Tak powstał np. kawałek Dla Jeja. Usiedliśmy rano na próbie, Dominik wyciągnął tekst i zaczęliśmy grać.

Dominik: Coś przyszło, coś się zdarzyło.

Kuba: Jest taki moment, w którym każdy z nas czuje, że to jest to.

Dominik: Tekst jest o Jędrku Malinowskim – synu himalaisty. Chłopak zginął w bardzo dziwny sposób – na nartach, na których jeździł lepiej niż chodził. Przy ostatnim zjeździe w Alpach uderzył w drzewo. Decyzją jego mamy organy Jędrka uratowały dwie osoby. Później [mama] mogła się spotkać z osobami, które dostały narządy syna. Tekst dała mi właśnie ona – mama chłopaka, a napisała go pani o nazwisku Wajda. Wiersz o człowieku, który coś robił. Chcieliśmy o tym powiedzieć, bo to jest dla nas ważne. My też możemy oddać swoje organy.

Kuba: Dominik mówi o tym na koncertach. Promujemy oświadczenia woli.

 

J.A: Czujecie, że swoją muzyką zmieniacie rzeczywistość? Że możecie wpływać na ludzi?

Dominik: Może na tych młodych ludzi, na studentów.

Tomek: Bardziej uwrażliwiamy na słowo, na polski język.

Kuba: Na pewno mamy świadomość, ze muzyką można zmieniać dużo. Nie wiem czy my zmieniamy, czy nam się to udaje, ale na pewno można.

Tomek: Ja bym chciał, żeby ludzie wychodzili po naszych koncertach z przeświadczeniem, że to, co polskie jest dobre. To jest taka moja misja.

Dominik: Politycznie odcinamy się totalnie – nie chodzi nam o skrajny patriotyzm.

 

J.A: Gdzie można was usłyszeć? Jeździcie po Polsce?

Marcin: Zazwyczaj jesteśmy w Zakopanem. Generalnie na południu Polski.

 

J.A: Jakie macie plany?

Dominik: Zawojować całą Polskę – takie mamy marzenia.

Kuba: Nagrać debiutancką płytę.

Marcin: A później szukać dalej. Może się okazać, że pójdziemy w zupełnie inną stronę. Nie wiemy czego będziemy sami od siebie oczekiwali. Moim marzeniem jest mieć piątego członka zespołu, który będzie tworzył teksty.