Nie popadając w skrajność (recenzja spektaklu WARszawianka)

Redakcja
Redakcja
Kategoria teatr · 5 października 2016

Do kogo należy słowo patriota? Ile łez trzeba wylać nad grobem powstańca? Tam gdzie niektórzy wykrzykują o powstanie z kolan i zerwanie kajdan, potrzebujemy redefinicji pojęć, dostrzeżenia ludzkiej strony narodowych mitów,  by móc o patriotyzmie mówić bez patosu. Szymon Budzyk w spektaklu „WARszawianka” szuka pogubionych znaczeń w tekście Wyspańskiego, wespół z Mickiewiczem i Słowackim, zwracając wieszczom ludzką twarz ich przemyśleń o Polsce.

 

Spektakl w ramach projektu „Teatr Modrzewiowy od/nowa” opowiedział historię wielkiego polskiego marzenia o wolności i  kulisach powstania listopadowego. Generał Chłopicki, odziany w ubiór polskiego żołnierza po godzinach, w czarnym podkoszulku, z telewizora dowiaduje się o klęskach powstańczych. W męskim gronie środowiska koszarowego gruntuje swoją pozycję dyktatora poprzez emanację siły fizycznej, głośnymi komendami i przepychanką z żołnierzami. Powstanie trwa. W dworku grochowskim panuje sielankowa atmosfera, kobiety pięknie wyglądają, a mężczyźni są szczęśliwi. Patos polskiego dworku zostanie szybko przełamany – Maria, która w spektaklu jest seksbombą w przyciemnianych okularach, co najmniej nie rozpacza na wieść o utracie w boju ukochanego. Dalej słyszymy wykonywaną na żywo Warszawiankę oraz żołnierza Flower Power, maszerującego z kwiatem w lufce karabinu. I sznury zakrwawionych wyłogów.

 

Siłą spektaklu jest jego subtelna estetyka muzyczna, stanowiąca sama w sobie piękny przekaz ewolucji historii o tragedii powstania. Jest Chopin i etiuda rewolucyjna, ale jest też Warszawianka śpiewana w konwencji pop przez Marię (Beatę Śliwińską), która częściowo naga, w sukni przewieszonej poniżej biustu, przypomina Marianne z obrazu Delacroix, która wiedzie lud swój ku rewolucji. Z drugiej strony, intensywny makijaż oraz uwspółcześniony wygląd i brzmienie melodii przełamują patos kobiety-wskrzesicielki wolności. Kobieta-rewolucja, kobieta-wolność, Emilja Plater – dzięki tym pomysłom historia powstania opowiedziana jest dwojgiem oczu, męskimi i żeńskimi. Pojawia się też wspaniały chór kobiet w różnym wieku, niektóre w ciąży, wszystkie w bieli – ich głos jest usłyszany, gdy dowiadujemy się o klęskach powstańczych, a generał Chłopicki ma oczy przesłonięte zakrwawionymi wyłogami – piękny wizualnie i bardzo poruszający zabieg.

 

Generał Chłopicki, w tej roli fantastyczny Andrzej Rozmus, ma poważny konflikt z samym sobą – donośny głos nie wierzącego w zwycięstwo powstania dyktatora, który wewnętrznie walczy, szuka słusznej decyzji, rzuca się w romans z wdową po swoim żołnierzu, ukazuje struchlenie skryte za powłoką mięśni, bezwłosej głowy i głośnego krzyku. Andrzej Rozmus znakomicie opowiada tragedię osoby uwikłanej w rolę świadomego klęski bohatera, który w ostatecznym szale wylewa na siebie kubeł przelanej w boju krwi. Na uwagę zasługują role kobiece: Marii, uwodzicielki Chłopickiego oraz powstańczych armii, z drugiej strony przestrzegającej przed zagładą, oraz Anny – która z niepozornej, cichej, ubranej w biel, nieśmiałej do nerwowych odruchów postaci z kart Wyspiańskiego, wkłada nagłowny mikrofon organizatorski i przemienia się w Emilię Plater. Wszystkie sceny odznaczają się świetną dynamiką – od harców Chłopickiego z kobietami, przez jeżdżące po scenie pianino.

 

Spektakl Szymona Budzyka to świeże, piękne estetycznie, odwrócone spojrzenie na szukanie patriotycznego wyrazu w znanym nam patriotyzmie. Teatr Modrzewiowy odradza się w najlepszym stylu, znakomitej kondycji aktorskiej i scenograficznej, w Krakowie za sprawą Teatru Odwróconego. Spektakl jest ważnym, choć nieoficjalnym i uciekającym od upolitycznienia, elementem w dyskusji o to, czy wytatuowany na ramieniu Napoleon to cały patriotyzm, jaki znamy.

 

Maria Kończewska