Recenzja pierwotnie zamieszczona na blogu: http://mwinb.blogspot.com/
Weszliśmy do Krainy Czarów bocznym wejściem. Już stojąc w drzwiach możemy ujrzeć czarną, lekko oświetloną norę, której końca nie widać. Czujemy się pewnie, bo wszyscy znamy wyjście. Racjonalizm podpowiada nam, że możemy opuścić to miejsce w każdej chwili. Możemy powrócić do przyziemnego świata, z którego przybyliśmy tylko na chwilę. Jakby w odwiedziny. Urzekająca i niepokojąca sceneria trzyma nas jednak w miejscu, a potem już jest za późno.
Czekamy na Nią. Przecież dla Niej tu przyszliśmy. Jak będzie wyglądać? Czy przeżyje kolejne przygody? Może zje ciasteczko i stanie się bardzo mała. Albo pobiegnie za królikiem, który nieustannie będzie odmierzał czas. To pełne napięcia czekanie. Coś słychać z góry. Jakiś huk i narzekanie. Ktoś idzie. I w końcu Ją widzimy. Ale nie ma dziewczęcej sukienki, długich blond włosów i dziewiczego uśmiechu. Przychodzi ze sklepowym wózkiem i widoczną siwizną. Garbi się i skrzeczy. To nie ta Alicja, którą poznaliśmy kiedyś.
Alicja ma siedemdziesiąt sześć lat i ponownie trafia do Krainy Czarów. Z początku nie wie gdzie jest. Widzi porozrzucane papiery i różnorodne przedmioty, których nikt od dawna nie dotykał. Otacza ją bałagan, lecz paradoksalnie jest to bałagan bardzo uporządkowany. Wystawia dla oczu Alicji wszystko to, co powinna zobaczyć. I gdy patrzy na rzeczy, które już kiedyś widziała, zaczyna sobie przypominać. Przez następną godzinę mamy do czynienia z Alicją, która jeszcze raz próbuje rozliczyć się ze swoją przeszłością, lecz ciągle wpada w jej sidła, nie mogąc się z nią uporać.
Krakowski
Teatr Odwrócony to bardzo klimatyczne, choć niewielkie miejsce, kreowane przez ludzi z pasją. Przychodząc do przyjemnego zaułka, rozmawiając z dyrektorem - Szymonem Budzykiem i wreszcie oglądając kolejne spektakle, trudno zaprzeczyć słowom, którymi twórcy Odwróconego, określają swój teatr. Wizja. Tu wszystko jest konsekwentnie realizowaną wizją. Ich najnowsze, wspomniane już dzieło -
A7ICJ6 również. Ten konkretny spektakl, będący pełną zmyślnej narracji wystawą lalek, jest dosyć wyjątkowy dla samego teatru. Lalki pojawiają się tu po raz pierwszy. Co więcej; zdają egzamin. I gdyby na stałe wpisały się w repertuar Odwróconego, nikt nie powinien narzekać. Zwłaszcza, że zostały stworzone z zamiłowaniem do szczegółów, dokładnie i wiernie odzwierciedlając ich prototypy. Autorka lalek, a jednocześnie pomysłodawczyni spektaklu i aktorka - Helena Osak, zainspirowała się Burtonowską wizją postaci z
Alicji w Krainie Czarów, tworząc m.in. Kapelusznika, Marcowego Zająca i Kota z Cheshire, a także wkładając im w usta oryginalne cytaty, które dobrze znamy, jeśli tylko oglądaliśmy pełnometrażowy film z 2010 roku, z Johnnym Deppem, Mią Wasikowską i Heleną Bonham-Carter.
|
fot. annaorzylowska.com |
Większość z nas zna historię Alicji; jasnowłosej dziewczynki, która przez przypadek trafia do dziwnej krainy, gdzie zaprzyjaźnia się ze zwariowanymi bohaterami, a jednocześnie otrzymuję misję zwalczenia panującego w owej krainie zła. Historia okraszona jest niespotykanymi wydarzeniami, absurdalnymi dialogami oraz aluzjami dotyczącymi wyobraźni i snu. Pierwotnie opisana przez Lewisa Carolla, doczekała się wielu ekranizacji; ostatnia z nich dopiero co widniała na afiszach kinowych. W spektaklu Teatru Odwróconego nie uraczymy jednak tej znanej nam historii, a jej dotkliwe konsekwencje. W efekcie ujrzymy obraz smutny i melancholijny w całej swej wesołości. Alicję, która wspominając swoją przeszłość przeżywa chwile gwałtownej radości, lecz zaraz znów podupada, przytłoczona mnogością obrazów i głosów. Próbuje ignorować irytujące wołania, lecz ulega im, wyciągając z szafy zakurzone postacie, o których chciała zapomnieć. Ustawia lalki i pozwala im mówić - poddaje się za każdym razem. A potem spełnia ich prośby licząc, że może zmienić przeszłość, w której popełniła wiele błędów. Nie wie, że prawdziwy powrót nie jest możliwy. Nie wie, że to miejsce dawno zgasło, stając się więzieniem dla jej umysłu, które ogranicza ją od lat. To przez nie jest nieszczęśliwa i zgorzkniała.
|
fot. annaorzylowska.com |
W tym wszystkim lalki stanowią element iście metafizyczny. Ich, odbijający się echem od ścian, głos hipnotyzuje. Wszystkie wprowadzają widza w wyjątkowy klimat. I nie ma już dla niego ratunku, nie ma wyjścia. Zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy w Krainie Czarów ze wszystkimi tego konsekwencjami, bo lalki nie mówią do Alicji. Mówią do nas. O początku i końcu, dobru, złu i ostateczności, o realności i wyobraźni, o smutku, niewoli i zapomnieniu. Są niczym wewnętrzne głosy; nieruchome, odległe, a jednak siedzące wśród nas. Tak naprawdę to one budują panującą na dnie nory atmosferę.
|
fot. annaorzylowska.com
|
Na największy podziw zasługuje Helena Osak; w świetnym stroju i charakteryzacji, odpowiednio modelując głos i przekonująco odgrywając swą rolę każe nam pytać samych siebie w jakim wieku może być stojąca przed nami aktorka. Trudno uwierzyć, że ona jedna była pomysłodawcą, reżyserem, aktorem i twórcą lalek dla tego spektaklu. Wkład pracy, jaki włożyła w ową realizację jest namacalnie widoczny przez cały czas trwania przedstawienia. Naturalność aktorki urzeka, a ona sama wciąga nas w wir refleksji i wspomnień. Ze zgrozą odkrywamy, że każdy z nas wraca podświadomie do wydarzeń z przeszłości, które uwarunkowały to, kim jesteśmy teraz. Zapominamy, że przeszłość nie jest wyrokiem dla przyszłości, że nie stawia na niej krzyżyka. Wracamy do niej, bo nie umiemy się z nią rozliczyć, bo wolimy się umartwiać, niż iść do przodu. Rzecz prosta, przedstawiania wielokrotnie za pomocą wielu dziedzin sztuki. Lecz tutaj ukazana w wyjątkowej, chwytającej za serce narracji. Wykorzystanie
Alicji w Krainie Czarów, jako nośnika tak powszechnych prawd jest bez wątpienia czymś nowym i wyjątkowym, a przez bardzo dobre wykonanie; poruszającym.
Wiemy, że Alicja musi opuścić Krainę Czarów. Choć nie wiemy, czy jej pobyt tutaj trwa godziny, czy dni wiemy, że po raz kolejny odnajdzie drogę z powrotem. Alicja znajduje lalkę, którą kochała, będąc dzieckiem. Znajduje ją wśród tych wszystkich przedmiotów z przeszłości i zabiera ze sobą, wychodząc. Siedzimy w pustej krainie myśląc, że nie wzięła stąd jedynie zabawki, a część siebie, którą zostawiła w tym miejscu przed laty. Czy to oznacza, że już nigdy nie wróci? Że po naszym wyjściu, Kraina Czarów legnie w gruzach, bo Alicja zabrała tę cząstkę, która raz po raz ściągała ją na dno nory? A może zostawiła uchylone drzwi, by jeszcze kiedyś powrócić po cichu i bez świadków? Być może ta lalka to fragment miejsca,z którym Alicja nie potrafi się rozstać. W końcu wszyscy potrzebujemy Krainy Czarów.
Autor: Weronika.