Scena jak lustro (recenzja Drugiego spektaklu)

Joanna Jaskulska
Joanna Jaskulska
Kategoria teatr · 28 czerwca 2016

Pod koniec kwietnia tego roku w Teatrze Polskim w Poznaniu miała miejsce konferencja dotycząca nowej produkcji – Drugiego spektaklu. Nie ukrywam, że zarówno tytuł, jak i przebieg całego spotkania, był zaskakujący i momentami ocierał się o tajemnicę. Po pierwsze, zarówno tytuł, jak i opis spektaklu wiele nie wyjaśniają. Bo jeśli to jest drugi spektakl, to gdzie jest pierwszy? Gdzie jest opis fabuły? Co to znaczy, że przedstawienie jest metateatralną refleksją na temat wspólnoty widzów i aktorów? W rozmowie okazało się, że nowy spektakl Anny Karasińskiej ma być rodzajem eksperymentu, w którym obiektem badań będzie widz. To już drugi projekt łódzkiej reżyserki (stąd też tytuł: Drugi spektakl) skupiający się wokół kwestii udziału człowieka w sztuce oraz odkrywaniu własnej tożsamości. Pierwszym była sztuka Ewelina płacze, opowiadający o „możliwości bycia sobą w świecie, w którym tożsamość człowieka tworzą liczne, często sprzeczne ze sobą narracje”[1]. Co ciekawe, między reżyserką a obecnymi na sali dziennikarzami wywiązała się dyskusja na temat charakterystyki poznańskiej publiczności i obrazu stereotypowego Poznaniaka, w której, jak to zwykle bywa przy takich okazjach, jedni twierdzili, że stereotyp jest i ma się dobrze, a inni twierdzili, że go nie ma.

 

Rozmowa ta, mocno przypominała z jednej strony spór pokoleniowy, w którym starsi tłumaczą młodszym, że nie mają racji, chcąc „rozbrajać” stereotyp, którego nie ma,natomiast młodsi tłumaczą, że jest i że trzeba coś z nim zrobić. Z drugiej strony, miałam wrażenie, że dziennikarze „wpadli w pułapkę”, zastawioną, mniej lub bardziej świadomie, przez Annę Karasińską. Bowiem Drugi spektakl ma właśnie zachęcać do rozmowy o tych stereotypach. Reżyserka dąży do refleksji na temat natury widza w teatrze i obserwacji jego zachowań. Kiedy bowiem człowiek idzie do teatru, nastawia się na to, że to on będzie oglądał aktorów, ukryty w bezpiecznym mroku widowni. Natomiast w tym spektaklu na scenie widzi… siebie samego.

Pomysł na Drugi spektakl jest bardzo prosty, minimalistyczny, a jednocześnie – bardzo pomysłowy. Oto publiczność siedzi przy zapalonym świetle i nagle odzywa się głos z off-u.  Pada tradycyjnie prośba o wyłączenie telefonów komórkowych. I tu zaczyna się niespodzianka, bowiem tekst z głośników leci dalej. Okazuje się, że publiczność otrzymuje instrukcję zachowania się w teatrze, zademonstrowaną przez samych aktorów, którzy na ten jeden wieczór wcielają się w widzów. Światła w ogóle nie gasną. Po kolei na scenę Malarni wchodzą aktorzy, ilustrując kolejne polecenia wydawane przez głos z off-u, prezentujące typowe zachowania widzów. Całą scenografię stanowią ustawione rzędem krzesła, za którymi wisi kotara w kolorze szarym. Aktorzy ubrani są w ciuchy, które „statystyczny” widz wkłada zazwyczaj do teatru: w przypadku mężczyzn, koszule, eleganckie spodnie i buty, a w przypadku kobiet – również eleganckie koszule, choć wprowadzone są elementy garderoby, które budzą śmiech, jak na przykład grube, białe skarpety do starych adidasów, dziurawe dżinsy, trampki, a nawet hipsterski dres. Polecenia wydawane aktorom dotyczą takich zachowań jak wejście do i wyjście z teatru, odbierania telefonów, kichania, kaszlu, wyrażania emocji i myśli w stylu: podoba mi się, nie podoba mi się, spóźniłem się, ja za to zapłaciłam?, dostałam sms-a, że zostałem porzucony, jak dyskretnie zasnąć w teatrze. Na samej scenie nie pada ani jedno słowo, ponieważ cechą publiczności jest to, że podczas trwania spektaklu jest niema, przez co jej własne działania przeobrażają się w rodzaj pantomimy.

Czy poznańska widownia jest właśnie taka, jak ją prezentuje Karasińska ze swoimi aktorami? Moim zdaniem, Drugi spektakl pokazuje nie tylko potrzeby dzisiejszego widza, ale także rolę, jaką spełnia teatr w społeczeństwie, a także stereotypy, które go dotyczą. Mam wrażenie, że w odczuciu wielu i dla wielu teatr to przede wszystkim miejsce rozrywki „na poziomie”, rodzaj małego święta wymagającego bardziej odświętnego stroju (choć jak było widać, nie zawsze) oraz, wciąż lekko snobistyczna przyjemność ukazująca potrzebę intelektualnych doznań. Jednak to, czego widzowie naprawdę wymagają, czego oczekują, a co dostają, to często bardzo różne sprawy. W pewnym momencie widzowie-aktorzy mówią o tym, co chcieliby zobaczyć na scenie, a ich koledzy starają się zaimprowizować wyrażone życzenia na scenie. Uwierzcie mi, że to nie były wyrafinowane marzenia. Okazuje się, że widz często nie wie, co chciałby zobaczyć. A zatem, po co chodzi do teatru?

 

Co ciekawe, wśród scenicznej publiczności nie znalazł się ani jeden przedstawiciel świata teatralnego. Nie było „typu” krytyka czy studenta teatrologii. Anna Karasińska w centrum swojego zainteresowania postawiła zwykłego człowieka, który wybrał się do instytucji kultury w celu spotkania się z trochę bardziej wysublimowaną rozrywką, choć tak naprawdę wolałby zobaczyć kłótnię w czasie żniw lub rozszarpywanie kogoś przez dziką bestię. Prowadzi to do kolejnego pytania: skoro taki jest widz, to jakie kreować do niego spektakle?

 

Na szczęście, po reakcjach tej prawdziwej publiczności zgromadzonej w Malarni, widać, że widzowie mają do siebie dystans i doceniają eksperyment Karasińskiej. Dzięki zapalonemu światłu widać było, że sala bawi się doskonale i że odnajduje się w zachowaniach ukazywanych na scenie. Z jednej strony zatem została potwierdzona diagnoza. Z drugiej pojawiła się refleksja, że nie jest źle, że wciąż jest dla kogo grać i tworzyć. Spektakl przekroczył granicę, która zwyczajowo dzieli publiczność od aktorów. Szkoda tylko, że prawdziwi widzowie nie mogli wziąć udziału w improwizacjach. Wymagałoby to ogromnej pracy i umiejętności, bo kto wie, co zrobiłaby widownia, gdyby ją wypuścić ze swoich granic? Jednak byłoby to nie mniej interesujące niż to, co działo się na scenie. Angażowanie widza w teatralne działania jest w tym roku głównym celem Teatru Polskiego, który wszystkie tegoroczne spektakle, debaty i odczyty historyczne organizuje zgodnie z hasłem widniejącym na fasadzie budynku teatru: „Naród sobie”. Pytanie o wspólnotę zdominowało tegoroczną pracę dyrekcji i zespołu, czego owocem jest między innymi Drugi spektakl.

Podoba mi się tegoroczny program Teatru Polskiego. Ta scena ma ambicje, by stać się ważnym głosem w debacie na temat, który przez ostatni rok był często podejmowany– jaką jesteśmy, my Polacy, my Poznaniacy, wspólnotą? Dobrze, że ta dyskusja wciąż pozostaje otwartą i włączają się w nią kolejne głosy.

 

Teatr Polski nie daje gotowych odpowiedzi. W Drugim spektaklu Anna Karasińska w lekki, przyjemny i inteligentny sposób prowadzi z widzem grę, stawiając go przed lustrem i mówiąc: z kogo się śmiejesz? A widz mógłby odrzec na to: ano, sam z siebie…  

 

 

Reżyseria: Anna Karasińska

Współpraca dramaturgiczna:  Ewelina Pankowska

Ruch sceniczny:  Magdalena Ptasznik

Kostiumy: Anna Nykowska

Światła:  Szymon Kluz

Asystent reżysera, inspicjent:  Agnieszka Misiewicz

Obsada: Agnieszka Findysz, Małgorzata Peczyńska (gościnnie), Monika Roszko (gościnnie), Katarzyna Węglicka (gościnnie), Mariusz Adamski, Przemysław Chojęta, Michał Kaleta, Wojciech Kalwat, Paweł Siwiak, Wiesław Zanowicz

 

 

Premiera: 13-05-2016

Scena: Malarnia

 

 

 

[1] Opis spektaklu na stronie TR Warszawa, http://trwarszawa.pl/spektakle/ewelina-placze/.