Dlaczego warto chodzić do opery (na przykładzie Aidy Giuseppe Verdiego)

Joanna Jaskulska
Joanna Jaskulska
Kategoria teatr · 8 czerwca 2016

Dlaczego warto chodzić do opery (na przykładzie Aidy Giuseppe Verdiego w Teatrze Wielkim w Poznaniu)

 

Tytuł dzisiejszej recenzji brzmi jak temat wypracowania, ale…

 

Redakcja działu teatralnego Wywroty zaproponowała mi wyjście do Teatru Wielkiego w Poznaniu na Aidę Verdiego. Po lojalnym uprzedzeniu, że nie mam wykształcenia operologicznego, przyjęłam zaproszenie z myślą, że choć o walorach muzycznych dzieła nie wypowiem się profesjonalnie, to z pewnością znajdę coś, o czym będę mogła Wam napisać. Już na widowni, po rozpoczęciu spektaklu, pomyślałam, że na przykładzie Aidy zachęcę Was, drodzy czytelnicy, do udania się choć raz w życiu do Teatru Wielkiego w Poznaniu i doświadczenia opery. Dla mnie było to już szóste spotkanie z operą i znów przypomniałam sobie, dlaczego ją lubię, choć bywam w niej średnio raz na dwa lata.

 

Przede wszystkim, warto pójść, by przekonać się, że żadna inna gałąź sztuki nie zapewni tak wspaniałego, pełnego przepychu widowiska jak ta. W Aidzie kostiumy, makijaże i sprawnie zmieniająca się scenografia są warte podziwu i szczerego zachwytu. Po podniesieniu kurtyny oczom ukazuje się złota ściana z bramą – wejście do świątyni Izydy. Za chwilę z prawych drzwi wychodzą żołnierze armii egipskiej w złoto-czerwono-czarnych zbrojach. W tej samej kolorystyce utrzymane są stroje kapłanów, tancerzy, niewolników. Budując scenografię na tych trzech kolorach, Jean-Antoine Hierro przydał dziełu Verdiego splendoru królewskości i mocy. Złoty – symbolizuje władzę, czerwony – wojnę, a czarny – śmierć. Każdy szczegół sceny przypomina o tym, że znajdujemy się w wielkim, wspaniałym Egipcie, niepokonanym kraju rządzonym przez faraona (Damian Konieczek). A żeby było jeszcze bardziej widowiskowo, scenografia zmienia się dosyć często. Co jakiś czas złota brama, niczym kolejna kurtyna, zostaje podniesiona, by odsłonić pałac faraona, wnętrze świątyni, brzegi Nilu, sypialnię córki faraona (Helena Zubanovich) czy grobowiec, w którym umierają Aida (Barbara Kubiak) i Radames (Michał Lehotsky).

 

Skoro już mowa o bohaterach, czas przejść do samej historii. Na Egipt najeżdżają wojska etiopskie. Na czele oddziałów faraona staje wskazany przez kapłana bogini Izydy, Ramfisa (Rafał Korpik), młody dowódca, Radames. Zwycięża on nieprzyjaciela i wraz z jeńcami wraca do Memfis, gdzie czeka zakochana w nim córka faraona. Radames nie odwzajemnia jej uczucia, bo swoje serce oddał Aidzie, etiopskiej niewolnicy Amneris. Okazuje się, że Aida jest córką króla Etiopii, Amonasra (Jerzy Mechliński), znajdującego się wśród pojmanych żołnierzy. Nim Radames zdoła poprosić faraona o uwolnienie i rękę Aidy, ten daje mu rękę Amneris, a Aidę i Amonasra, zgodnie z radą kapłana, pozostawia w niewoli. Oczywiście, żadne z bohaterów nie może pogodzić się ze swoją sytuacją. Radames chce powiedzieć faraonowi o swojej miłości do Aidy, Aida chce uciec z Radamesem. Amneris, wiedząc już o tym, że ma rywalkę, pragnie udaremnić zejście się kochanków. Amonasro, wykorzystuje córkę i używa jej do tego, by wydobyła od swojego ukochanego plany wojskowe Egipcjan. Radames, nie wiedząc o tym, zdradza je Aidzie, przez co zostaje skazany przez radę kapłanów na zamurowanie żywcem w grobowcu. Choć Amneris pragnie go ocalić, on woli umrzeć, bo życie bez Aidy i bez honoru nie ma dla niego sensu. Okazuje się jednak, że do grobowca wkrada się jego ukochana, postanawiając dzielić z nim los.

 

Aida to dramat na wskroś tragiczny. Bohaterowie postawieni są między dwiema równorzędnymi, lecz nie do pogodzenia racjami – miłością a wiernością wobec państwa. Radames kocha Aidę, ale chce być wierny Egiptowi i faraonowi. Aida kocha Radamesa, ale tęskni do Etiopii i nie chce, by jej rodacy padli ofiarą wroga. Każdy bohater jest tu ofiarą, bo los czy też bogowie postawili ich po przeciwnych stronach. I to jest właśnie to, czego najbardziej mi w tej operze zabrakło – gry aktorskiej uwypuklającej tragedię postaci. Bycie śpiewakiem operowym to bardzo trudna praca. Jako wolontariuszka na festiwalu Poznań Opera Know-how mogłam zobaczyć, jakie umiejętności należy posiadać, żeby dobrze zaśpiewać operę. Każdy solista i solistka musi mieć dobrą kondycję fizyczną i zadbany głos, żeby na scenie nie złapać zadyszki i nie przerwać śpiewu w trakcie arii, zwłaszcza, że kostiumy do spektaklu ważą sporo. Aby dobrze zagrać swoją postać, naprawdę należy włożyć w to dużo serca i wysiłku. Nie wątpię, że soliści w Aidzie dali z siebie wszystko, ale czasem miałam wrażenie, że skupiając się na śpiewie, zapominają o gestach, które czasem były jakby spóźnione wobec akcji utworu. Co do śpiewu, jak dla mnie świetnie wypadały duety, sceny zbiorowe i chór. Wspaniała były sceny wysłania Radamesa z wojskiem egipskim na wojnę, scena zazdrości, w której Amneris odkrywa, że obie z Aidą kochają tego samego mężczyznę, no i finał, w którym córka faraona żałuje, że nie uratowała ukochanego, a Aida z Radamesem umierają zamurowani żywcem. Mam duży szacunek dla solistów za ich pracę włożoną w kreację postaci, ale sercem jestem za pracą zbiorową zespołu teatralnego i muzycznego. Verdi nie chciał pisać muzyki do Aidy. I nie ważne, czy w końcu przekonał się do tej historii, czy też został przekonany przez zawrotną sumę pieniędzy, jaką mu zaofiarowano. Rzecz w tym, że stworzył muzykę, która doskonale podkreśla każdy szczegół tej historii: miłość, zazdrość, śmierć. Orkiestra pod dyrekcją Gabriela Chmury wspaniale współgrała z aktorami na scenie, wydobywając z dzieła Verdiego to, co najlepsze.

 

I to jest trzeci ważny argument, aby iść do opery. Warto się przekonać, na jaki wysiłek stać artystów, aby wykreować wspaniałe dzieło.

 

Tytuł dzisiejszej recenzji brzmi jak temat wypracowania, ale pomyślałam, że dzięki tej formie podzielę się z Wami moją własną sympatią do opery - bo warto tam się wybrać. Muzyka na żywo, taniec na żywo, wielkie widowisko i mnóstwo radości z drobiazgów, o których opowiem Wam innym razem.

 

Aida, Giuseppe Verdi, libretto Antonio Ghislanzoni

kierownictwo muzyczne Gabriel Chmura

reżyseria Marek Weiss-Grzesiński

scenografia Jean-Antoine Hierro

choreografia Izadora Weiss

kierownictwo chóru Mariusz Otto

Aida: Barbara Kubiak

Amneris: Helena Zubanovich

Radames: Michał Lehotsky

Amonasro: Jerzy Mechliński

Ramfis: Rafał Korpik

Faraon: Damian Konieczek

Kapłanka: Katarzyna Włodarczyk

Posłanieć: Piotr Friebe