Recenzja spektaklu Teatru Odwróconego "Noc listopadowa. Święte szaleństwo".

Małgorzata Jak.
Małgorzata Jak.
Kategoria teatr · 7 czerwca 2016

 

„Skończyła się już nasza trwoga – gdy odszedł duch do Boga.”

Noc listopadowa. Święte szaleństwo Teatru Odwróconego w Krakowie kompozycją przypomina spektakle Brechta: sceny pochodzące z dramatu Wyspiańskiego zostały podzielone polskimi „songami” patriotycznymi zaaranżowanymi na jazzowo, rockowo i rapowo. Całość odbywa się w niewielkim pokoju pomalowanym na czarno, przygotowanym jako tło pod wideo-projekcje, które będą tworzyły scenografię pod kolejne wydarzenia. W centralnym miejscu tylnej ściany znajdują się podwójne drzwi, zamontowane na odwrót (zawiasy znajdują się pośrodku). Po lewej stronie stoją mikrofon, gitara elektryczna i stół mikserski, które nadają przestrzeni charakter klubowy – możliwe, że przyszliśmy na koncert. Kameralność sceny i oszczędność środków sprzyja nawiązaniu relacji pomiędzy aktorami a publicznością, co wybija widza z biernej percepcji spektaklu i zmusza go do myślenia, weryfikowania płynących treści ze spektaklu z sytuacją współczesną.

 

Tematem, zarówno dramatu jak i spektaklu jest sprawa narodowowyzwoleńcza, w którą zaangażowane są trzy pokolenia: starych, którzy już odchodzą, ale jeszcze pamiętają dzień uchwalenia Konstytucji trzeciego maja, mężczyźni w sile wieku w większości urodzeni już po 1795 roku, którzy obejmą dowodzenie nad powstaniem i młodzi studenci, którzy po raz pierwszy staną do boju.

 

Lelewel (Radosław Sołtys) – należący do środkowego pokolenia – na wieść o powodzeniu powstania odmawia wzięcia w nim udziału. Od lat prowadzi studia historyczne – po raz pierwszy widzimy go, kiedy datuje monetę z czasów króla Bolesława – powstanie wywołuje u niego sceptycyzm, nie poczuwa się do odpowiedzialności za narodową sprawę. Bronikowski (Mateusz Paluch) - w spektaklu przedstawiciel młodego pokolenia - pełen pasji i wiary bezowocnie próbuje przekonać Lelewela by ten przystąpił do sprawy.

 

Aby poruszyć człowieka, który zatracił się w myśleniu historycznym, do czynu mającego wpływ na teraźniejszość, potrzeba iście Szekspirowskiego ducha, którego reżyser odnalazł w postaci Ojca Lelewela (Edward Dobrzański). Umierający, nieobecny cieleśnie mężczyzna – w białym stroju, zamazującym kontury ciała, przedstawiony w formie projekcji rzuconej na drzwi – wzywa syna do Czynu, ale bez krwi: „Bierz jeno żywą szybką myśl i gotuj Czyn i sposób Czyn (…) O, nie plam ty się krwią”.

 

Jednak święte szaleństwo Polaków, owa dwojaka rządza, nie jest możliwa bez śmierci wroga, i przelanej krwi za ojczyznę. Bo czym byśmy byli bez niej? Za nic nie damy odebrać sobie naszego cierpienia i szlachetnej, choć obfitej w często niepotrzebne ofiary historii, które do dziś budzą w nas gorące uczucia.

 

Ten fenomen został uchwycony przez artystów w scenie wybuchu powstania. Dwóch mężczyzn dojrzalszy – w dramacie Wysocki - (Radosław Sołtys) i młodszy (Michał Paluch) ubrani w czarne podkoszulki z orłem białym melorecytują, czy też rapują fragment dramatu, w którym to jak refren powraca hasło „Do broni!”. Towarzyszą im dwie boginie: żądna krwi Nike (Katarzyna Baran) i orędowniczka polskiej sprawy Pallas (Karolina Fortuna).

Wykorzystując muzyczność języka Wyspiańskiego, artystom udało się pokazać ciągłość pewnych narodowych cech, postaw, które zostały uchwycone w Nocy listopadowej. Bohaterowie przypominają współczesnych polskich raperów czy kibiców, zapał i energia powstająca na scenie przenosi się na publiczność, wszyscy się dobrze bawią. Nagle czujemy moc płynącą ze wspólnoty, jest nas wiele. Siła w ludzie wzrasta i ta ogromna energia daje podbudowę pod kolejną bardzo brutalną scenę, w której młody powstaniec, pod pomnikiem Jana III Sobieskiego morduje sługę Wielkiego Księcia. Makrot (Antoni Sałaj), na usługach każdego, kto mu zapłaci jest jedną z najbardziej pogardzanych postaci dramatu, właśnie dlatego, że nie posiada własnej idei, za którą byłby gotowy umrzeć.  W inscenizacji Odwróconych, ta postać została poprowadzona najmniej sztampowo i oczywiście. Aktor podszedł do niej bardzo empatycznie. W scenie z Wielkim Księciem, (poprzedzającą scenę mordu) wzbudza w odbiorcach litość, ale nie wzgardę, wydaje się z nich wszystkich najbardziej ludzki, jako jedyny wspomina o swojej rodzinie i sprawach doczesnych. Nieogarnięty świętym szaleństwem stara się przeżyć, być może właśnie z miłości do swojego parszywego życia. Tym bardziej jego niepotrzebna śmierć wzbudza sprzeciw.

 

Ani „słuszność” sprawy, ani Orzeł Biały na piersi, ani pomnik Sobieskiego nie usprawiedliwiają bezsensownego rozlewu krwi, a jednak wydawać by się mogło, że tym właśnie jest polska tożsamość historyczna, czego wyraz podkreśla końcowa scena. Na ołtarzu ojczyzny zostaje złożona danina Aresowi (Andrzej Popiel) z Joanny (Maja Luxenberg). Polka już wcześniej ofiarowała się poślubiając Wielkiego Księcia (granego przez tego samego aktora) – brata rosyjskiego Cara. Pod wpływem swoistego misterium bohaterowie zarówno Ci, którzy wygrali i Ci, którzy upadli (powstańcy) wpadają w krwawy trans, który zostaje przerwany przez monolog Pallas, podważający zasadniczą moralną kwestię: czy to „ludzie ludziom zgotowali ten los” czy może byli tylko „igraszką w ręku Boga”?

 

Noc Listopadowa / Święte Szaleństwo

premiera 19.11.2015

Reżyseria
Szymon Budzyk

Charakteryzacja/Kostiumy
Aleksandra Dąbrowska

Video Scenografia
Maria Matylda Wojciechowska

Obsada:
Pallas - Karolina Fortuna

Joanna - Maja Luxenberg

Nike - Katarzyna Baran
Wielki Książe/Ares - Andrzej Popiel

Polski generał/Lelewel/Wysocki/Łukasińsi - Radosław Sołtys

Młody powstaniec/Bronikowski - Mateusz Paluch (PWST)

Makrot/Kuruta/Gendre - Antoni Sałaj (PWST)

Gościnnie:

Ojciec Lelewela - Edward Dobrzański

 

Spektakl bierze udział w II edycji Konkursu na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej „Klasyka Żywa”.