O Spisku smoleńskim Lecha Raczaka mówi się, że to prowokacja. Mam jednak wrażenie, że każdy spektakl czy film, który powstanie o katastrofie smoleńskiej może być tak traktowany. Raczak, pisząc tekst Spisku…, miał świadomość, że wywoła protesty w społeczeństwie. Ale myślę, że nie o prowokację tutaj chodzi, a raczej o przepracowanie tego, co zaszło w Polsce po katastrofie. Bo to, że do niej doszło, to fakt, że była ogólnonarodową tragedią, to drugi fakt. Rzecz w tym, że powody, z których doszło do katastrofy, stał się podstawą licznych interpretacji, a wszystkie niewiadome dotyczące sprawy smoleńskiej dały powód do mnożenia pokaźnej liczby teorii spiskowych - mniej lub bardziej prawdopodobnych. Raczak nie skupia się w Spisku… na fakcie rozbiciu samolotu, ale na zjawisku rozbicia społeczeństwa na wrogie sobie obozy w zależności od tego, jakie poglądy na temat katastrofy wyznają.
W celu ukazania różnorodność postaw i teorii, reżyser wykorzystał motyw teatru w teatrze. Widz bierze udział w próbie sztuki, który silnie przypomina obrzęd dziadów. Skojarzenie z Mickiewiczem nie jest przypadkowe. Wewnętrzny reżyser spektaklu niczym Guślarz wywołuje duchy prowadzących do katastrofy wydarzeń. Rekonstruuje je jednak po swojemu, zgodnie ze swoją wiarą, że w Smoleńsku doszło do zamachu. W ciemnej sali, w surowej scenerii, złożonej ze stołów i krzeseł stojących przed małą sceną, wśród palących się małych, czerwonych zniczy i sztucznej mgły, dzieje się akcja przedstawienia.
Występujący aktorzy po kolei wcielają się w role lecących do Smoleńska pasażerów Tu-154, rosyjskich agentów, Tuska, Putina, Lecha Wałęsy. Co ciekawe, genezy spisku aktor-reżyser upatruje tuż przed słynnym skokiem przez płot Lecha Wałęsy, kiedy to agenci bezpieki każą towarzyszowi Bolkowi uważać na dwóch braci. Z tej sceny wynika wizja historii Polski jako kraju nieustannie znajdującego się pod wpływem wrogich mu sił, cierpiącym pod obcym jarzmem. Raczak ciekawie ukazuje tutaj wpływ ciągnącej się za nami już od romantyzmu postawy cierpienia za cały naród. Przedstawia proces przekształcania się katastrofy smoleńskiej w mit organizujący zbiorową wyobraźnię. Nie wszyscy jednak poddają się temu wypływowi. Wśród scen ukazujących kolejne elementy teorii zamachowych: zmowę Donalda Tuska z Putinem, produkcję sztucznej mgły przez Rosjan, stawianie fałszywej radiolatarni, żydowski spisek, bombę termobaryczną – pojawia się chwila, w której aktor wychodzi ze swojej roli, by zaprezentować czysto ludzki aspekt katastrofy. Wyznając, że znał wszystkich tych, którzy zginęli w zamachu, ponieważ jako oświetleniowiec uczestniczył w nagrywaniu wywiadów z nimi dla telewizji, tym samym ściąga ofiary z piedestału męczeństwa i wyciąga je z kontekstu politycznych uwikłań.
I to jest, moim zdaniem, chyba najlepsze w spektaklu Raczaka. Ludzka twarz tragedii. My jako naród ciągle czujemy się uwikłani w historię i niemalże dziedzicznie obciążeni
obowiązkiem cierpienia, poczuciem misji i koniecznością walki za ojczyznę. Każde Święto Niepodległości klimatem przypomina Zaduszki. Wspominając zmarłych, ciągle bijemy się między sobą o to, kto powinien stanąć na cokole pomnika, zapominając o ludzkim wymiarze tragedii. Co gorsza, nikt nas jeszcze nie nauczył, jak się z tymi wszystkimi traumami - które nas dotknęły przez ostatnie dwieście lat, od zaborów po II wojnę i komunizm - uporać, a nawet, jak o nich rozmawiać. Ten narodowy problem doskonale widać w debacie publicznej. Spektakl Raczaka jest wyjątkowy, bo porusza temat dyskusji o katastrofie, a nie samej katastrofy. Osobiście nie wiem, jak szybko poznamy prawdę o tym, co się stało w Smoleńsku. Co więcej, już w tym momencie czuję się bardzo bezradna wobec tego, czego możemy się dowiedzieć i jakie mogą być tego ewentualne konsekwencje. Dobrze jednak byłoby, żebyśmy nauczyli się o tym rozmawiać, bo kto wie, z czym przyjdzie nam się zmierzyć w przyszłości.
SPISEK SMOLEŃSKI
Tekst, scenariusz, koncepcja przestrzeni, reżyseria – Lech Raczak
Muzyka – Paweł Paluch
Kostiumy – Ewa Tetlak
Aktorzy – Halina Chmielarz, Małgorzata Walas-Antoniello, Wojciech Siedlecki, Janusz
Stolarski, Paweł Stachowczyk
Światło – Krzysztof Urban
Plakat – Wojciech Wołyński
Premiera: 26.02.2014