Radość oglądania (recenzja spektaklu „I rozstawili namiot wśród nas”)

Joanna Jaskulska
Joanna Jaskulska
Kategoria teatr · 16 lutego 2016

Zdarza się, że idę do teatru, oglądam sztukę i po prostu nie rozumiem tego, co się dzieje na scenie. Wcale nie chodzi o to, że sztuka jest zła. Czasami wychodzi mój brak wiedzy o współczesnym teatrze, czasami nie znam jakichś ważnych dla reżysera kontekstów, czasami okazuje się, że wciąż widziałam jeszcze za mało, żeby wydać o czymś opinię. Ale – staram się. Czułym okiem barbarzyńcy.

 

W wypadku I rozstawili namiot wśród nas trochę nie rozumiem zasady doboru przykładów do tematu. Sztuka Adama Borowskiego i Marcina Kęszyckiego z Teatru Ósmego Dnia, zgodnie z zapowiedzią, ma mówić o:

 

O namiotach rozbijanych w centrach wielkich miast.

O artystce-rewolucjonistce.

O nieodbytym spacerze i przebytych drogach.

O ucieczkach z gorszego świata.

O codziennych lękach i metafizycznym strachu.

O nas samych...

 

I te wątki się w niej faktycznie pojawiają. Ta sztuka to wyjątkowy montaż krótkich etiud połączonych przez temat nadrzędny, jakim jest zepchnięcie drugiego człowieka na margines. Wszystkie historie opowiadane przez duet Borowski-Kęszycki dotyczą ludzi, którzy w pewnym momencie życia znaleźli się w sytuacji wykluczenia z tzw. „normalnego” społeczeństwa.

 

Spektakl zaczyna się od… koncertu. W rytm wspaniałej muzyki Piotra Kowalskiego i Szczepana Kopyta, aktorzy, ubrani w typowe dla mieszkańców szemranych poznańskich fyrtli dresy, rekonstruują na scenie namiot należący do Elżbiety Zielińskiej, znanej bezdomnej, która przez dwa lata mieszkała na nieużytku przy trasie PST w dzielnicy Piątkowo, po czym  trafiła po podwójnej eksmisji i tułaczce po różnych miastach Polski. Po odtworzeniu obozowiska, aktorzy robią sobie przed nim selfie, a następnie burzą niczym profesjonalna ekipa budowlana.

 

Kolejnymi „wykluczonymi” są sami aktorzy. W krótkim dialogu Adam Borowski mówi, że nie będzie grał kobiety, a Marcin Kęszycki zastanawia się, czy nie są oby za starzy, aby grać. Następuje nostalgiczna, a jednocześnie zabawna scena, w której dwoje niemłodych przecież już aktorów urządza sobie próbę, przebiera się w suknie ślubne, opowiada o młodzieńczych ideałach i tańczy. Pojawiają się nawiązania do Judith Maliny i The Living Theatre, do czasów społecznych kontestacji lat sześćdziesiątych. Borowski i Kęszycki w pewien sposób powiązali Judith Malinę i Elżbietę Zielińską – obie opowiadały się przeciwko władzy, obie nie chciały dać się zaszufladkować, potrzebowały wolności, poznały, co to bezdomność. Choć na tym chyba kończą się powiązania.

 

I w końcu – emigranci. Chyba najważniejszy temat ostatniego roku. Kęszycki w pewnym momencie zamienia się w małe dziecko, które wraz z rodzicami musiało uciekać z kraju. Opowiada o swoich lękach, o poczuciu zagrożenia, o bólu, gdy traci się jednego z rodziców. Następnie obaj aktorzy udają podróż autem – kto wie, może wcielają się w uciekających emigrantów?

 

Spektakl kończy zbudowanie pola namiotowego nadzorowanego przez strażników. Obaj panowie wcielają się w członków wojskowego patrolu i chodzą między ustawionymi przez siebie chwilę wcześniej podświetlonymi mininamiotami.

 

Było jeszcze kilka innych nawiązań, kilka innych historii osób, które zostały skazane na wyobcowanie, ale… najzwyczajniej w świecie wyleciały mi z głowy. Tak wielka liczba wątków i nawiązań powiązanych w sposób niefabularny trochę utrudnia odbiór. Drugi raz byłam na spektaklu w Teatrze Ósmego Dnia, poprzedni w formie był podobny – polegał na montażu kilku opowieści. Po obejrzeniu dwóch sztuk trudno mi ocenić wybory aktorów-reżyserów w kwestiach sposobów na rozwinięcie tematu, który sobie założyli.

 

Można by pomyśleć, że temat – marginalizacja, wykluczenie –  i format będą mocno obciążające dla widza. Nic bardziej mylnego. Ponieważ największą siłą tego spektaklu jest humor. Aktorzy mają olbrzymi dystans – do siebie, do widzów, do historii, które opowiadają. Adam Borowski i Marcin Kęszycki z dużym wdziękiem odgrywają kolejne postacie. Bardziej niż przekaz, jaki miała nieść sztuka, zapamiętałam fantastyczną grę tego duetu. Przebieranki, na wpół erotyczne tańce wykonywane w sukniach ślubnych, wzajemne mycie stóp w metalowych miskach połączone z komentarzem historii Elżbiety Zielińskiej, udawana jazda samochodem. Przyjemnie się na nich patrzyło, obaj mieli w sobie coś zawadiackiego, a jednocześnie nostalgicznego. Bo ten spektakl taki jest – trochę słodko-gorzki, trochę zabawny, a trochę niepokojący.

 

Nie wiem do końca, co po obejrzeniu tej sztuki zrozumiałam. Nie zmienił się mój stosunek do bezdomnych, emigrantów, artystów. Pozostało jednak poczucie obejrzenia czegoś dobrego, co jednocześnie pozostawia niedosyt i pragnienie czegoś więcej. Bo czasem sztuka zaczyna się nie od interpretacji czy od zrozumienia, ale od doświadczenia. Od radości oglądania.

 

 

I rozstawili namiot wsród nas

reżyseria: Adam Borowski i Marcin Kęszycki

premiera: 19.11.2015

Teatr Ósmego Dnia w Poznaniu