Przeżyjmy to jeszcze raz. Premiera Balu u Hawkinga miała bowiem miejsce 28.04.2012 roku. Warto jest zatrzymać się przy tym spektaklu, ponieważ grupa Teatru Arka właśnie z nim pojechała w tym roku na Międzynarodowy Festiwal Teatralny Fringe w Edynburgu, gdzie zostali wyróżnieni na liście TOP 10 i otrzymali jedną z trzech rekomendacji Prague Film & Theater Center.
Przyznam, że szłam na ten spektakl pełna obaw. To, że zakwalifikował się on do tegorocznego Fringe bardzo mnie zachęciło, dlatego też postawiłam im bardzo wysoko poprzeczkę.
Reżyserka (Renata Jasińska) sięgnęła po biografię prawdopodobnie najbardziej rozpoznawalnej niepełnosprawnej osoby na świecie: Stephena Hawkinga, wybitnego astrofizyka i kosmologa. Na przykładzie jego życia i dorobku naukowego zadawała pytania o niepełnosprawność, miłość, seksualność. Te zagadnienia są dla wielu z nas wciąż tabu, boimy się mówić o własnej intymności, a co dopiero, jeśli myślimy o osobach chorych. Wolimy o tym nie wiedzieć. Jednak o to właśnie chodziło, żebyśmy usłyszeli wszystko głośno i wyraźnie, z ust tych ludzi – o tym, że mogą i potrafią kochać, o tym, że chcą przyjemności i chcą ją dawać.
Biografia naukowca jest przedstawiona niedosłownie, nie jest to bowiem pierwszy plan spektaklu. W zasadzie trudno powiedzieć co takiego mogłoby być pierwszym planem. Obserwujemy Hawkinga (Michał Przybysz) w jego trudnej relacji z żoną Jane (Agata Obłąkowska-Woubishet). Zaskakujące jest, że to właśnie on ją zostawia, a nie na odwrót, jak wszyscy mogliby się spodziewać. Odbywa się piękna scena, w której Jane przywiązuje naukowca do wózka, nie chce go puścić, rozpacza – ale on jest nieugięty. Najpierw on zrzuca ją z wózka, goni, próbuje pochwycić. Ona dotyka go, wchodzi na wózek, przywiązuje go łańcuchem. Próbuje zrobić wszystko, jednak to za mało.
A co z balem? Trudno powiedzieć. Być może miał on miejsce w głowie naukowca, lub zaczynał się w naszych głowach podczas oglądania tego spektaklu. Na scenie pojawiają się aktorzy ubrani w dziwne, jaskrawe stroje – nie jestem pewna czy miały one przypominać bardziej małe neurony albo gwiazdy, czy może tylko barwne pacynki. Jak na prawdziwy bal przystało, zaczyna panować ogromy chaos. Aktorzy wypowiadają monologi dotyczące nauki, rozmaitych znanych naukowych osobistościach takich jak Einstein czy Kant. Mówią też właśnie o swoich uczuciach i doznaniach zamkniętych w pułapkach ich własnych ciał.
Odbiór jest trudny, ponieważ początkowo minimalistycznie wyreżyserowany spektakl z czasem zamienia się w coraz większą burzę. Z każdym, kolejno pojawiającym się aktorem wszystko staje się coraz mniej czytelne – w finale dochodzimy do prawdziwej katatonii.
Muzycznie (Łukasz Damrych, Maciej Sibilski) jest bardzo spójnie. Choreografia (Alessandra Donati, Agata Obłąkowska-Woubishet) również wyszła poprawnie, zwłaszcza, że przy tak licznym i zróżnicowanym pod względem umiejętności i możliwości zespole, była zadaniem ogromnie trudnym. Scenografia (Sylwia i Maciej Hoffmanowie) to jedyna rzecz, która mnie osobiście nie przekonała. Wizualizacja czarnej dziury wydawała się być nieco zbyt dosłowna. Wiele elementów było, moim zdaniem, zbędnych – zakłócających odbiór rzeczywistego przesłania.
Bal u Hawkinga podejmuje dialog o miejscu osób niepełnosprawnych w społeczeństwie oraz kwestię dotyczącą tego, czy społeczeństwo jest w stanie przekroczyć granice własnych ograniczeń. Dla mnie osobiście jest to wystawienie pięknej treści w nie do końca przemyślanej formie.
Bal u Hawkinga, scenariusz Jarosława Makus, reżyseria Renata Jasińska, scenografia i kostiumy Sylwia i Maciej Hoffmanowie, muzyka Łukasz Damrych, Maciej Sybilski. Premiera we wrocławskim Teatrze Arka 28.04.2012.