Dotknął mnie Barba

Karolina Obszyńska
Karolina Obszyńska
Kategoria teatr · 1 listopada 2012

Eugenio Barba stworzył spektakl, o którym powiedzieć cokolwiek lub powiedzieć wszystko – to za mało.

 

Nie zaskoczył, nie zdziwił, nie zszokował. Będzie kłamstwem, jeśli tak napiszę, bo Eugenio Barba stworzył spektakl, o którym powiedzieć cokolwiek lub powiedzieć wszystko – to za mało. W głowie się nie mieści geniusz tego teatru, jego wielopoziomowość, barwność i ilość możliwych ścieżek interpretacyjnych. Barba zdziera z Chronicznego życia mnóstwo warstw, pod którymi kwitną jeszcze inne, jeszcze ciekawsze, jeszcze bardziej ujmujące.

To jest teatr odczuwania, sensualny wymiar sztuki, którego nie da się niczym zastąpić, ani zdefiniować. Więc nie zaskoczył. Nie zdziwił. Nie zszokował. Te słowa nic nie znaczą, jeśli myśli się o Odin Teatret. Barba zburzył mój dotychczasowy pogląd na teatr; na to, jak powinno się go tworzyć i jak odbierać. Zburzył tamten, ale zbudował nowy, świeższy i zupełnie głęboki.

 

Chroniczne życie. Absurdalny czas, który nastaje po tym, kiedy wszystko już wydaje się skończone. Co dzieje się po śmierci z tymi, którzy muszą żyć i z tą śmiercią próbować się porozumieć? Jak ogromna jest samotność tych, którzy zostali? Bohaterami spektaklu Barby, są ludzie z wielu krajów, różnych kultur, których połączyło jedno – skutki okrutnej wojny. Jak się okazuje, najgorszym, co owa wojna może uczynić człowiekowi nie jest zabicie go, ale pozostawienie przy życiu właśnie. To okrutna drwina, bo dar życia staje się bagażem, trudnym do udźwignięcia, kiedy dołożyło się do niego kilogramy cierpienia, tęsknoty za bliskimi i samotności. Szczęśliwi wydają się ci, którzy odeszli, bo nie muszą oglądać zainfekowanego świata, w którym nie ma współczucia. Ta pustka wydaje się  okrutna tym bardziej, bo ofiary wojny nie jednoczą się wcale, ale katują siebie nawzajem uporczywym, bezlitosnym niezrozumieniem.

 

Barba stworzył powojenny obraz świata, dla którego inspiracją stała się zbrodnia na Annie Politkowskiej i Natalii Estemirowej, które sprzeciwiły się konfliktowi w Czeczenii. Spektakl dzieje się równolegle w wielu krajach, obejmuje różne środowiska i odmienne zachowania. Na styku wielu kultur, gdzie teoretycznie istnieje szansa na interesującą konfrontację, nowe poznanie i wzajemną lekcje - wcale  nie odnajduje się człowieczeństwo. Ludzie chodzą od drzwi do drzwi, szukając bliskich, którzy zaginęli; szukając empatii lub pomocy materialnej. Bohaterami Chronicznego życia są: czarna dziewica, wdowa po baskijskim oficerze, czeczeńska uchodźczyni, rumuńska gospodyni domowa, duński prawnik, muzyk rockowy z Wysp Owczych, kolumbijski chłopiec poszukujący ojca, który zaginął w Europie, włoski skrzypek uliczny oraz dwóch najemników. Prościej byłoby powiedzieć: to jesteśmy my. To  ludzie, którymi jesteśmy, będziemy lub byliśmy. Tłum szaleńców, idących w stronę światła; który pozornie tylko  jest podzielony na rasy, kulturę, język. Pozornie, bo jest jedno, co spaja nas bardzo mocno i w tym świetle, wyglądamy identycznie rozpaczliwie. Łączy nas samotność.

 

Kluczową zdaje się historia małego chłopca z Ameryki Łacińskiej,  który wyrusza w świat, by odnaleźć ojca. Podobny cel przyświeca podróży wdowy po baskijskim oficerze, ale dla obojga jest to droga kręta i nieprzyjemna. Egzotyczny pierwiastek wprowadza czarna dziewica, wojowniczka dusz, przypominająca głos sumienia. Pełno jest bowiem w tym świecie krzywd i niezrozumienia. Jedna z kobiet, obserwując kolejnych ludzi w kolejnym kraju, dziwi się, że „ludzie  jedzą chleb, kiedy nie są głodni”, powtarzając także, że „nie ma tu współczucia ani litości”.

 

Jedną z bardziej frapujących postaci wydaje się rumuńska gospodyni domowa. Jest w niej pewna doza subtelności pomieszana z gwałtownością decyzji, jakie podejmuje. Wizualnie jest piękną kobietą, ubraną w kabaretki i buty na obcasie, pozornie więc wygląda na najbardziej spełnioną spośród wszystkich głównych bohaterów, ale jej wnętrze jest pokruszone jak lód, który włoski skrzypek rozbija o ziemię. Na tle niebieskich skrzydeł śpiewa „What a wonderful world”, ale ma przy tym zasłonięte oczy. Oszukuje siebie samą czy wszystkich dookoła? Blokuje  się we własnych wyobrażeniach, bo nie chce oglądać prawdziwego świata, z którym zresztą od początku nie wydaje się pogodzona. Kilkakrotnie usiłuje popełnić samobójstwo – to próba ucieczki od okrucieństw których jest świadkiem, ale próba nieudana. Nie pomaga sznur, podduszenie reklamówką, ani gryzienie szkła. Aktorka wkłada sobie do ust jego kawałki, gryzie je i wypluwa, żeby spróbować kolejnych. Na takich mocnych, naturalistycznych zagraniach, testowaniu umiejętności i progów wytrzymałości aktorów - buduje się ten spektakl. Artyści Odin Teatret swoje ciała potraktowali jak substancje twórcze, obchodząc się z nimi bezwzględnie, bardzo surowo. Mam wrażenie, że ten teatr i jego zespół, pokonali wszystkie bariery, a dzieje się to w sposób tak lekki i naturalny, że wydaje się, jakby tych barier po prostu nigdy nie dla nich nie było. Chłopiec, szukając swego ojca, biega w panice po scenie, potykając się kilkakrotnie. Przewraca się z hukiem na ziemię, leci prosto na twarz, nie podpierając się nawet dłońmi. To aktorstwo skończone, pełne po brzegi, zupełnie bez granic. Idealne w tak gwałtownym spektaklu, w którym cielesność wysuwa się na przód, a mówiąc „cielesność” nie mam na myśli nachalnej, wszechobecnej w teatrach, nudnej nagości; ale odkrycie fizycznych możliwości człowieka jako aktora właśnie.

 

Jest to przedstawienie bardzo obrazowe, niemal plastyczne. Zawiera w sobie wielość kolorów, rekwizytów, prostych, ale jednak nie odkrytych wcześniej rozwiązań scenograficznych. Poza uciechą dla oczu, jest także niemało tej dla uszu, ukrytej w doskonale dobranej muzyce, bardzo różnorodnej gatunkowo, połączonej z przejmującymi wokalami.

Jego piękno definiuje się w wielobarwności i niejednoznaczności. Niełatwo go zdefiniować, uchwycić słowami. To jest przedsięwzięcie zmysłowe przez swoją malowniczość; a z drugiej strony całkiem jednak pozazmysłowe, bo powiedzieć o Chronicznym życiu – „obejrzałam i przesłuchałam” to nie powiedzieć nic.

 

Po przedstawieniu Barby na scenie zostają porozrzucane monety, karty i pokruszony lód. Wszystko, co w świecie nieustannie spotyka się ze sobą, żeby się odepchnąć lub razem zespolić. Metafizyka, konsumpcjonizm, zimne stosunki międzyludzkie. To właściwie jedna z myśli przewodnich Chronicznego życia, której tropem można iść dalej, ku jego głębszej analizie. Tylko myślę sobie – po co? Po co interpretować, tłumaczyć, przekładać, jeśli ten spektakl należy ponad wszystko – jeśli nie wyłącznie – odczuwać. Przeżywać go, traktować jak duchową pożywkę. Barba dostarcza wrażeń, nie informacji i na tym polega jego gigantyczna siła. Ogromny ładunek emocjonalny, jak spadł na widzów w Studio na Grobli (Chroniczne życie mogliśmy obejrzeć dzięki Instytutowi Grotowskiego, w ramach festiwalu Świat miejscem prawdy), to wszystko, czego od teatru należy oczekiwać. I ja już, po obejrzeniu Odin Teatret, niczego więcej nie oczekuję.

 

 

 

 

© Karolina Obszyńska

 

Chroniczne życie

Odin Teatret

TEKST: Ursula Andkjær Olsen i Odin Teatret
AKTORZY: Kai Bredholt, Roberta Carreri, Jan Ferslev, Elena Floris, Donald Kitt, Tage Larsen, Sofia Monsalve, Fausto Pro, Iben Nagel Rasmussen, Julia Varley
DRAMATURG: Thomas Bredsdorff
KONSULTANT LITERACKI: Nando Taviani
REŻYSERIA ŚWIATEŁ: Odin Teatret
KONSULTANT W ZAKRESIE ŚWIATEŁ: Jesper Kongshaug
PRZESTRZEŃ SCENICZNA: Odin Teatret
KONSULTANT W ZAKRESIE PRZESTRZENI SCENICZNEJ: Jan de Neergaard, Antonella Diana
MUZYKA: Odin Teatret, melodie tradycyjne i współczesne
KOSTIUMY: Odin Teatret, Jan de Neergaard
KIEROWNIK TECHNICZNY: Fausto Pro
ASYSTENCI REŻYSERA: Raúl Iaiza, Pierangelo Pompa, Ana Woolf
REŻYSERIA I DRAMATURGIA: Eugenio Barba


Spektakl powstał w ramach programu „Masters in Residence” realizowanego przez Instytut im. Jerzego Grotowskiego.
Duńska premiera: 19 września 2011, polska premiera: 13 października 2011, hiszpańska premiera: 16 maja 2012
Koprodukcja: Odin Teatret/Holstebro, Teatro de La Abadía/Madryt, Instytut im. Jerzego Grotowskiego/Wrocław