Obiecujący debiut reżyserski Ewy Kalety w Teatrze Druga Strefa.
Dominujący racjonalizm nie pozwala na dostrzeganie własnych emocji. Być może dlatego postać mężczyzny o imieniu Jeppe nie komunikuje się ze swymi uczuciami. Monodram za to wnikliwie i konsekwentnie bada aparat budujący dystans pomiędzy płaszczyzną odczuwania a obszarem zrozumienia. W prezentowanym świecie jednostka odcina się od siebie oraz od panujących norm społecznych. W grze aktorskiej uwypuklona została powtarzająca się chaotyczna ucieczka postaci od jej wewnętrznych przeżyć. Traumatyczne wspomnienia zakrywa nerwowy śmiech lub wyparcie po przez dynamiczne wejście w rolę innego bohatera. Jeppe dystansuje się od siebie, a autorepresje wobec przeżywanych uczuć, które poddano w spektaklu analizie, zostały bezpośrednio przeniesione z języka teatru codzienności. Dodatkowym przedmiotem izolacji jest historia nieprzystosowanych ludzi, którzy nie potrafią konsekwentnie i odważnie zbudować swojej tożsamości w odcięciu się od obowiązujących reguł. Aby sprzeciwić się opresyjnemu dla nich światu, potrzebują otoczenia grupy. Przy tym próbują zorganizować formę alternatywnej społeczności, wymuszającej zachowania nie mniej sztuczne, niż te, wobec których się buntują.
Monolog Jeppe wypowiadany zostaje w dwóch przestrzeniach. Po lewo oświetlona zawsze ciepłą barwą przestrzeń czasu teraźniejszego, gdzie rekwizytami są krzesło i przenośny kaloryfer. Na prawo wydzielona została przestrzeń retrospekcji, gdzie Jeppe w towarzystwie ściany pokolorowanej niebieską lampą odgrywa psychodramę. Spektakl ma swój precyzyjny rytm, sprzyjający stopniowanemu napięciu. Jednak przytoczone wyżej mechanizmy narracji wykluczają identyfikację. Widz, a może lepiej widzka, bo postać konsekwentnie zwraca się w swoim monologu do kobiety, zostaje zmuszona do przyjęcia postawy analitycznej. Adresatka monologu wpisanego w monodram nie jest wirtualna. Reżyserka konstruuje narrację, czas i przestrzeń tak, aby zasugerować odbiorczyni rolę terapeutki. Zabawie tej sprzyja brak oporu ze strony tekstu. Pojawiające się wątki neurotyczne są czytelne już przy podstawowej znajomości założeń psychoanalizy.
Kontekst psychologiczny nie pozostawia złudzeń. Jeppe – dorosły mężczyzna ubrany w koszulkę z nadrukowanym chłopięcym bohaterem – Iron Manem, przedstawia siebie jako autora. Wypowiada zresztą te, mocno naznaczone symboliką esencjonalną, słowa tylko po to, ażeby natychmiast samego siebie zdegradować poprzez dominującą figurę męską – Stoffera. Uzupełniając monolog o obraz odrzucenia, niemalże w tym samym czasie, zaznacza również brak relacji z matką kompensowany dzięki Karen. Dzięki powierzchownej psychologizacji uwypuklona została ekspozycja dziecięcej nieporadności wytwarzająca się w kulturowej konstrukcji męskości.
Pomimo powtórzonego z wielu innych utworów przekazu spektakl wart jest polecenia. Co ważne, reżyserce i aktorowi udaje się uciec od kopiowania z rozwiązań formalnych. Najlepszym tego przykładem jest scena erotyczna, w której odwrócony do nas pecami Jeppe całuje się ze ścianą, a jego ręcę odgrywają role rąk kobiety, o której chwilę wcześniej opowiadał. Dobra gra aktorska Marcina Zarzecznego w relacji z prostotą i kameralnością pozwala osiągnąć niesamowitą saytsfakcję estetyczną.
Jeppe okazuje się bardzo obiecującym debiutem Ewy Kalety.
© Katarzyna Szumlas
Jeppe
Tekst i reżyseria: Ewa Kaleta
Występuje: Marcin Zarzeczny
Teatr Druga Strefa
Premiera: marzec 2011
Recenzowany spektakl został wystawony 27 kwietnia 2012