O przedstawieniu, które zamiast stać się kabaretem, przemieniło się w wehikuł czasu i porwało publiczność do lat 20. XX wieku. Zatem: Ja mówię, aktorzy tańczą i śpiewają, orkiestra gra, a publiczność klaszcze.
Żyć, nie umierać – spektakl w reżyserii Szymona Szurmieja – grany jest w Teatrze Żydowskim od 2005 roku. Kilka lat po premierze, w 2012 roku, ogląda kompletna widownia. Jak informuje reżyser, witający publiczność, prezentowane widowisko jest wypadkową różnych gatunków – rewii, musicalu, komedii, ale nie kabaretu. Kabaret nie wchodzi w grę, bo jego twórcy nie uzurpują sobie prawa do stawania w konkury z rzeczywistością. Świat przedstawiony na deskach teatru ma za to aspirację do bycia wehikułem czasu. Scenografia – światło lamp i światło namalowane na ścianach. Rozstawione stoliki – drewniane, staromodne – otaczają krzesła, raz to puste, raz to zajęte przez panie w pięknych sukniach i panów w drogich frakach czy garniturach. Wszystko zostało wystylizowane na lata dwudzieste.
Sieć wydarzeń, utkaną w rytm wesołych piosenek i jednorodną strukturę scen zbiorowych, zakłóca od czasu do czasu smutna pieśń upadłej kobiety, niekochanej żony, pijaka, biedaka, czy też mężczyzny – ofiary famme fatale. Sielska, nieustannie alkoholiczna libacja wypełniona jest konfliktem, będącym zazwyczaj elementem humorystycznym. Tak się składa, że życiowe problemy czy też napięcia rodzące się między postaciami rozgrywane są na poziomie relacji damsko-męskiej. Inny świat jakby nie istniał. Wyśpiewywane treści otacza grana na żywo muzyka, zaskakująco inteligentnie uzupełniająca rodzaj humoru, z jakim przyszło widzowi obcować.
Poza śpiewem, tańcem, grą i alkoholem spotykamy się z przesympatycznym starszym konferansjerem, w którego rolę wcielił się Szymon Szurmiej, obdarzony wyrafinowanym poczuciem humoru. Uczciwie należy przyznać, że bez tej postaci dwie godziny spędzone na widowni byłyby nie do zniesienia. Reżyser informuje przed każdym spektaklem o zestawie niezbędnych zachowań teatralnych – „Ja mówię, aktorzy tańczą i śpiewają, orkiestra gra, a publiczność klaszcze". Publiczność wie, co ma robić. Zanim Szurmiej zakończył wypowiedź słychać było już oklaski.
W Teatrze Żydowskim wyraźnie odczuwalna jest więź łącząca artystów z widownią. Co ciekawe, większość osób, oglądających widowisko wraz ze mną, to kobiety po pięćdziesiątym roku życia. Wizycie w teatrze towarzyszy nieodparte wrażenie, że zdecydowana większość sąsiadów to stali bywalcy tego uroczego miejsca. Doskonale widać, że przestrzeń budynku teatru jest dla nich zupełnie oswojona. Publiczność, o której mowa, jest bardzo wierna, choć prezentowana feeria dla neofity Teatru Żydowskiego może okazać się męcząca. Wszystko za to zostało dokładnie wyreżyserowane. Dokładnie, że aż trudno uwierzyć. W opisie przedstawienia można znaleźć następujące wskazówki dotyczące fabuły: „spektakl składa się z dwóch części: w pierwszej jesteśmy na przedmieściu Warszawy, w restauracji Sielanka, gdzie bawi się polsko-żydowska społeczność, natomiast w drugiej części przenosimy się do kabaretu. Tutaj na estradzie występują gwiazdy, przy stolikach zasiada elegancka, zamożna widownia, a w powietrzu unosi się zapach perfum i cygar". Rzeczywiście! Jak się okazuje Szymon Szurmiej dopasował idealnie rolę, nie tylko dla swoich aktorów, ale również bardzo dobrze „obsadził” swoją publiczność.
Publiczność, zresztą jest dwupoziomowa; tradycyjna i sceniczna. Inscenizacja zakłada bowiem, że aktorzy przyglądają się występom innych, siedząc przy stolikach kawiarnianych w wehikule czasu, jakim jest tu scenografia. Z drugiej strony, wspomniane już obecne na sali Panie grą nie ustępują aktorom. Swoimi pięknymi kreacjami, wyjątkowo stylowymi fryzurami oraz perfekcyjnym makijażem, niewiele różnią się od występujących na scenie młodszych aktorek. Bawią się wyśmienicie. Śmieją się dyskretnie. Klaszczą głośno. Nucą śpiewane na scenie piosenki. Co więcej, odpowiadają na pytania reżysera, który wciela się w rolę konferansjera. A podczas przerwy podchodzą do baru po wino, komentując uroki jednego z aktorów. Po przerwie czekają w widocznym napięciu na odkrycie kurtyny. Na zakończenie obdarzą aktorów owacją na stojąco. Być może to tylko rewanż. Dlaczego?
Ostatnia piosenka jest poświęcona publiczności. Aktorzy ustawiają krzesła rzędami, tak odgrywając rolę widowni. Goście przyjmą rolę aktorów, a aktorzy zagrają publiczność. Aktorzy na scenie, a za nimi zasiadający na widowni ludzie śpiewają – „publiczność to klasa, publiczność to kasa", klaszcząc przy tym głośno i rytmicznie.
Na koniec jeszcze należy dodać, że dla osób poszukujących w teatrze intelektualnych bodźców Żyć, nie umierać nie jest dobrym wyborem. Za to jeżeli okaże się, że to ten dzień, kiedy poszukujemy dobrze zaśpiewanej kabaretowej piosenki, wybór Żyć, nie umierać, będzie strzałem w dziesiątkę.
© Katarzyna Szumlas
Żyć, nie umierać, reż. Szymon Szurmiej
Scenariusz: Ryszard Marek Groński, Szymon Szurmiej
Choreografia: Tadeusz Wiśniewski
Scenografia: Ewa Łaniecka
Kompozycja, aranżacja i kierownictwo muzyczne: Janusz Sent
Obsada: Monika Chrząstowska, Ewa Dąbrowska, Małgorzata Majewska, Sylwia Najah, Paulina Lombarowicz, Joanna Przybyłowska, Joanna Rzączyńska, Wanda Siemaszko, Monika Soszka, Barbara Szeliga, Alina Świdowska, Małgorzata Trybalska, Ernestyna Winnicka, Przemysław Cypryański, Rafał Dajbor, Waldemar Gawlik, Adam Malecki, Mikołaj Müller, Henryk Rajfer, Rafał Rutowicz, Piotr Sierecki, Szymon Szurmiej, Jerzy Walczak, Marek Węglarski, Wojciech Wiliński
Premiera: 4 czerwca 2005
Teatr Żydowski
Data recenzowanego spektaklu: 19 stycznia 2012
fot. Jacek Barcz