„Mikrokosmos” to bardzo dojrzała, bogata wizualnie i brzmieniowo inscenizacja znanej baśni. Ruch postaci, ich pantomimika i onomatopeje tworzą wraz z muzyką i precyzyjną grą świateł naprawdę piękne widowisko.
Oczekiwanie, że mikrokosmos będzie światem pomniejszonym okazało się oczywiście bezpodstawne. W teatrze, na dużej scenie świat stworzeń o wymiarach oscylujących wokół cala siłą rzeczy musiał być powiększony. Gigantyczne mrówki, żaby, pająk, kret czy myszka nie raziły jednak swoją nadmiernością. Świat wykreowany w przedstawieniu wyglądał nie tylko przekonująco, lecz także, co uznać należy za o wiele ważniejsze, zachwycająco. Środki, którymi ten efekt został uzyskany to połączenie pięknych kostiumów i rekwizytów, dobrego wykorzystania przestrzeni i ciekawych pomysłów choreograficznych. Tekst, na którym został oparty scenariusz, został optymalnie wykorzystany – zaczerpnięto z niego rozpoznawalne motywy baśni Andersena. Wszystko to dało całość spójną, przemyślaną, władną utrzymać uwagę widzów, zwłaszcza tych dorosłych.
Calineczka zaczyna życie od nauki chodzenia. Jest wspierana, zachęcana, dostaje brawa. Nie wie, że czeka ją wiele trudnych kroków i znalezienie tego własnego poprzedzone zostanie przez wiele niebezpiecznych przygód. Czytelniczka, która zaznajomiła się z jej historią będzie w stanie rozpoznać w spektaklu wiele istotnych momentów z życia miniaturowej bohaterki. Przywódca mrówek, którego spotyka bardzo wcześnie, jeszcze odegra ważną rolę na jej drodze, podobnie jak jeden z żuków toczących do tyłu kule nawozu, w spektaklu odgrywane przez wielkie piłki. Pomysł, by biedronka nie potrafiła sobie poradzić ze zbyt duża nadmuchaną kulą, a przy tym wąchała sobie łapki, to tylko jeden z wielu przypadków poczucia humoru, którego przejawy znaleźć można w Mikrokosmosie.
Fabularny aspekt pantomimicznie przedstawianej baśni był wprawdzie mniej istotny niż ciekawe rozwiązania formalne, jednak odnaleźć można podczas tych siedemdziesięciu pięciu minut i zaloty żuka, które zakończyły się – zupełnie dosłownym – porzuceniem Calineczki, i zmagania z pająkiem, i epizody spędzone w społecznościach żab czy mrówek, i opiekę ze strony myszy, i kreta, który zakończył ten spokojny okres, i wreszcie odnalezienie jaskółki, niezbędne by po symbolicznym połączeniu się z nią protagonistka mogła poszybować do świata elfów. Niektóre z tych scen mają nawet głębsze przesłanie: warto walczyć o wolność i wyswobadzać się z zależności, z władzy należy korzystać w nieegoistyczny sposób, zaś poddawanie się opiece ze strony innych warto równoważyć niesieniem ratunku stworzeniom znajdującym się w potrzebie. Nie należy się przy tym nigdy poddawać i nawet w trudnych okresach samotności, zimna czy głodu wskazane jest zachowanie choćby minimum aktywności. Te oczywiste prawdy mogą być zapewne ciekawsze dla dzieci niż dla dorosłych, jednak z pewnością nie otrzymają abstrakcyjnej formy w umysłach kilkunastolatków, zaś sens przynoszenia do teatru kilkunastomiesięcznych niemowląt można jedynie podejrzewać – zapewne jest to dostarczenie im stymulacji innej od tej, którą można zaoferować w domu zaopatrzonym jedynie w telewizor i komputer.
Wszelkie życiowe i moralizatorskie przesłanie Mikrokosmosu wydają się jednak wtórne wobec formy, którą ten spektakl stoi. Niezwykle oryginalne kostiumy, w których zaopatrzono tuzin aktorek i aktorów, występujących na scenie obok głównej bohaterki dawały wrażenie obcowania z jakąś leśną, niekiedy łąkową czy mokradlaną fauną, nie zawsze do końca określoną. Kostiumy przypominające trochę korę drzew, trochę jakieś plamiastą skórę, zmieniały barwy dzięki oświetleniu, które mogło błyskawicznie przekształcić żuki w żaby lub w mrówki. Wyróżniające się postaci niekiedy ulegały radykalnym przeobrażeniom na oczach widza. Przywódca mrówek, zapewne królowa (choć mężczyzna, więc dosyć nieschematyczna), zrzucając rękawy, nakolanniki i kaftan, wreszcie zaś nieco irokezową żółto-zieloną czuprynę, okazywał się tylko mężczyzną, za którym podążała przez jakiś czas Calineczka. Porozrzucane insygnia władzy były na różne sposoby przymierzane przez mrówki-robotnice, jednak to miniaturowej dziewczynce przypadła władza, z której zresztą nie potrafiła mądrze skorzystać, nie dzieląc się płynącymi z niej, czy raczej stojącymi (w słojach z jedzeniem) przywilejami.
Jedną z ciekawszych scen była ta, w której bohaterka została schwytana w niewidzialną sieć przez pająka, który w pewnym momencie, dla zwielokrotnienia kończyn, odgrywany był przez trzy osoby, później zaś, rozdzieliwszy się uzyskał większe możliwości kierowania pojmaną. Poprzez pociąganie za niewidzialne nitki wywoływał nawet dosyć precyzyjne ruchy Calineczki, która na chwilę stała się marionetką, by potem stopniowo, wysiłkiem woli, walczyć o odzyskanie niezależności. Zerwanie pajęczych nici było pozytywnym efektem tych zmagań, jednak najbardziej uderzało w tej scenie doskonałe skoordynowanie gestów i przemieszczeń ciała czworga aktorów. Uzyskanie wrażenia, że niewidzialne rekwizyty istnieją naprawdę udało się zresztą nie tylko w tym przypadku, lecz i na przykład w początkowej scenie przyklejenia twarzy i łapek do niewidzialnej szyby.
Na uznanie zasługuje rozwiązanie scenograficzne polegające na umieszczeniu na podłodze w głębi sceny olbrzymiego przezroczystego ekranu, na którym były wyświetlane ruchome dłonie w białych rękawiczkach, odgrywające ptaka, może białą gołębicę, traktowaną przez postaci jakby istniała w rzeczywistości. Przy innej okazji ekran pozwolił wprowadzić tło w postaci gigantycznej twarzy z oczami składającymi się jakby z wielu oczu, a więc czymś, co budziło skojarzenia z wielopłaszczyznowymi oczami muchy, choć twarz miała ludzkie cechy. Także po przebiciu się przez skrzek i zanurkowaniu w wodzie główna bohaterka pojawiła się na ekranie nurkująca. Warto podkreślić, że – w odróżnieniu od wielu niechlubnych przypadków teatru dramatycznego – tym razem na scenie im. Grzegorzewskiego środki techniczne nie były nadużywane. Ekran ani przez chwilę nie odgrywał głównej roli, a był jedynie rozsądnie wykorzystanym środkiem, dzięki któremu został uzyskany piękny, trójwymiarowy efekt i ukazana scena technicznie trudna do zagrania na żywo.
Spektaklowi towarzyszyła dobrze dobrana, piękna muzyka, między innymi trzy utwory Mozarta, przydające pewnej monumentalnej lekkości. W jednej ze scen ruchy aktorów – żab wtaczającej piłki, które później „zagrały” skrzek – skoordynowane zostały z muzyką w niezwykle oryginalny sposób, trochę tak jak to miało miejsce w dawnych produkcjach filmowych. W innej scenie kapanie wody niezbędnej dla przywrócenia do życia jaskółki tworzone było przez pstrykanie palcami i kląskanie ustami. Przyjemności dla ucha dopełniały więc w udany sposób te przeznaczone dla oka, a zaangażowanie twórców w tworzenie spektaklu nie przejawiła się jedynie na scenie. Jak rzadko, tak w tym przypadku warty wzmiankowania jest także „Program”.
Na kilku stronicach znajdujemy rysunki niektórych bohaterów Mikrokosmosu – wprawdzie znacznie mniej bogate niż rzeczywiste wizerunki sceniczne, za to zawierające antropomorfizujące opisy (słusznie, wszak bajkowe stwory, choć w większości zwierzęce, odgrywane były przez ludzi). I tak Calineczka przedstawiona zastała jako „nizłomna bojowniczka o wolność i niezależność. Założycielka Ruchu Oporu Słoika i autorka Deklaracji Niepodległości Fauny i Flory”; biedronce przypisane zostało „dysocjacyjne zaburzenie tożsamości” – pochodna presji związanej z obowiązkiem zjadania mszyc; jaskółka, zgodnie z nieznaną szerzej zasadą dynamiki Newtona, nawet jedna „zawsze czyni wiosnę”; mrówki-robotnice zaś po utracie królowej i dostępu do jej feromonów doświadczają „zespół abstynencki”. Informacyjna wartość publikacji jest nie do przecenienia, bo faktów tych na próżno byłoby szukać w samym przebiegu spektaklu. Dopiero książeczka i zawarta w niej gra planszowa („wpadasz w tunel wykopany przez kreta, wracasz na start”, „obłażą cię dżdżownice, tracisz kolejkę”) wespół z inscenizacją w pełni wprowadzają nas w świat wykraczający poza wyobraźnię samego Jana Krystiana.
Spektakl Dworakowskiego w większym stopniu docenią dorośli niż dzieci. Jest to bowiem bardzo dojrzała, bogata wizualnie i brzmieniowo inscenizacja. Ruch postaci, ich pantomimika i onomatopeje tworzą wraz z muzyką i precyzyjną grą świateł naprawdę piękne widowisko. Dzieje się w nim bardzo dużo. Calineczka jest niezwykle społeczną istotą, która wchodząc w interakcje nie dyskryminuje żadnego napotkanego gatunku zwierząt. Ani przez chwilę nie płynie samotnie na dębowym liściu.
Jarosław Klebaniuk
Mikrokosmos. Scenariusz i reżyseria: Konrad Dworakowski. Scenografia i kostiumy: Maria Balcerek, projekcje wideo: Michał Zielony, reżyseria światła: Bartek Dębski, muzyka: Piotr Klimek.
Na podstawie utworu H. Ch. Andersena Calineczka.
Wrocławski Teatr Pantomimy im. Henryka Tomaszewskiego.
Premiera: 2 września 2011.
Teatr Polski we Wrocławiu, Scena im. Jerzego Grzegorzewskiego.
27 listopada 2011
Fot. www.pantomima.wroc.pl