Pokażcie mi mysią dziurę…

Jarosław Klebaniuk
Jarosław Klebaniuk
Kategoria teatr · 16 października 2011

Spektakl Klemma został zrobiony z rozmachem i wykorzystano w nim wiele ciekawych pomysłów aktorskich, scenograficznych i muzycznych. Jednak niekonsekwentne poprowadzenie roli Judyty sprawiło, że nie był porywający.

Na monumentalnej scenie Opery Wrocławskiej z ogromną widownią wystawiono spektakl, który zapewne nie wymagał aż tak dużej przestrzeni, a w miejscu powstawania raczej taką nie dysponował. Jednak sprawdziła się ona dobrze, gdyż pomieściła i duże podwyższone pomieszczenie, i zawieszony wysoko ironiczny napis „HERO” (bohater) i nawet basen z wodą, pochodzący z rodziny zbiorników często wykorzystywanych w inscenizacjach powstających nad Odrą. Także muzyka black metalowa zabrzmiała, na swój sposób, rzeczywiście co najmniej tak czysto jak operowe głosy. Wreszcie aktorzy mogli przemieszczać się intensywnie, z czego chętnie korzystali. To właśnie z domu, czy tylko pomieszczenia, wyszła tytułowa bohaterka wraz ze służącą, to tam parokrotnie polała się krew z wiader, gdy mordowany był jej kochanek, to tam widzieliśmy niemal współcześnie ubranych mieszkańców starożytnej Betulii.


Zgodnie z biblijną (żydowską i prawosławną) legendą uważający się za boga asyryjski despota Nabuchodonozor wysłał Holofernesa, by poskromił niepokornych Izraelitów. W spektaklu tatuaże na łysej czaszce i władczy sposób bycia sugerują tak zwanego silnego mężczyznę. Podwładni już w pierwszej scenie rozwijają na przewidywanej trajektorii jego marszu czerwone dywany, a później uprawiają dziwaczną musztrę, jakąś nadmierną i zbędną, która przecież często podkreśla próżność i samouwielbienie przywódców. W relacjach z osobami zależnymi od siebie Holofernes potrafi grozić śmiercią i ostentacyjnie podkreślać swoją przewagę, wpychając do ich ust jedzenie. Początkowo są to jabłka, zaś gdy w jego obozie pojawiają się kobiety, także sobie i Mircy, służącej Judyty, wpycha kartki z liczącej szesnaście rozdziałów Księgi poświęconej tytułowej bohaterce. Ten akt to niejako bunt przeciwko przeznaczeniu, które od tysiącleci jest mu pisane. Takie przeniesienie bohaterów w przyszłość to ciekawy zabieg, jeszcze wielokrotnie eksploatowany w spektaklu Klemma.


Piękna i religijna Judyta, w obliczu nieszczęścia grożącego jej ludowi pogrążająca się w modlitwie, rozdarta jest między rolę publiczną, jaką daje jej pozycja społeczna szanowanej bogatej właścicielki, a rolę kobiety, która nie zaznała mężczyzny, choć została wydana za mąż w wieku czternastu lat. „Lepiej nie być ani piękną, ani młodą, jeśli ma się nią być tylko dla samej siebie”, skarży się, lecz, jakby przeczuwając, że zabije kochanka, dotykając cielesnych atrybutów swojej płci dodaje: „Moja uroda to uroda wilczej jagody. Każdemu, kto jej skosztuje niesie obłęd i śmierć”. W oblężonym mieście odwiedza ją adorator, przynosząc prezenty. Obie kobiety, służąca i jej pani, ubrane bardzo podobnie, w kolorowe sukienki odsłaniające nogi, dzięki jego podarunkom dopełniają swojego kobiecego wizerunku zamieniając tenisówki (prawdopodobnie nieznane w starożytności) na pantofle na obcasie. Są całkowicie pochłonięte butami i zjadaniem czekoladek, lecz Judyta przypomina sobie o mocy swej seksualności i próbuje namówić adoratora, by zakradł się do wrażego obozu i zamordował przywódcę, oferując, że w zamian mu się odda. Gdy ten odmawia, krytykuje mężczyzn za tchórzostwo. Przez chwilę śpiewa po hebrajsku, a potem modli się na czworakach – tuż przy reflektorze, na brzegu sceny. Po trzech dniach i trzech nocach milczenia i postu odrzuca wodę przysłaną przez adoratora, wypominając mu, że chciał popełnić samobójstwo, a teraz nie jest w stanie spróbować zamachu na życie wroga. W tym czasie mieszkańcy miasta, współcześnie ubrani, poruszają się dziwacznie i bez celu po scenie. Głośna muzyka i mechaniczne ruchy mężczyzn świadczą o powadze sytuacji. Mieszkańcy są odcięci od dostępu do wody, gdyż studnie strzeżone są przez wrogie wojska. „Zróbcie wypad” – śpiewa Judyta na rockową modłę (prawdopodobnie nieznaną w starożytności). Namawia mężczyzn, by zorganizowali w dwóch grupach wyprawę po wodę. Bez emocji mówi do innych kobiet, żeby się zbuntowały, zaś kapłan na jej życzenie otwiera bramę miasta. 

 

Tymczasem w obozie Asyryjczyków trwają prace przy zawieszonym napisie „Hero” – ustawianie go i czyszczenie. Holofernes potyka się o przyniesione wiadra, komentując „Taki burdel jest w tym teatrze”. Nie jest to zresztą jedyne nawiązanie do miejsca akcji. Wcześniej Mirca porównuje teatr do dżumy, wiążąc z jednym i drugim apokaliptyczne wizje masowo umierania i trupów.

 

Piękna Judyta przedostaje się do obozu wrogów, gdzie znieważa wartowników odmawiając przyjęcia od nich wody. Poją ją więc na siłę, a Holofernes dosłownie bierze ją za twarz, a gdy Żydówka próbuje go zachęcić do ocalenia życia mieszkańców, zarzuca jej, że uniemożliwia mu miłosierdzie, bo myśl, że pomysł nie powstał w jego głowie wyklucza szlachetny uczynek. Gdy Judyta zachęca go do masakry, uznaje ją za zimną i wyrachowaną: „Mam wrażenie, jakbyś prowadziła ze mną jakąś grę”. Kobieta zdejmuje pończochy, wchodzi do wody, gdzie siedzi już asyryjski wódz, fika nogami, piszczy, szamocą się. W następnej scenie Judyta wskakuje na niego i całuje go. „Nienawidzę cię. A teraz mnie zabij”, mówi. „Teraz? Teraz pójdziemy do łóżka”, uzyskuje odpowiedź.

 

Są w spektaklu momenty humorystyczne. Gdy zakochany w Judycie ziomek w końcu przybywa z zamiarem zabicia Holofernesa i dwukrotnie uzyskuje od niego zapewnienie nietykalności, a następnie rzuca się na niego z nożem, lecz przegoniony ucieka z okrzykiem „Ała”, to jest to parodia zamachu zasługująca co najmniej na uśmiech. Zaskakujące jest wyjaśnienie wodza: „Obiecałem mu, że go nie zabiję, więc muszę go bronić nawet przed samym sobą”. Zabawna jest scena, w której posłaniec przysłany przez Nabuchodonozora, by zabić Holofernesa, zanim sam pozwala się zabić, taki prowadzi z nim dialog: „Powiedziano mi, że pana metody uległy wypaczeniu” – „I co, uległy?” – „Nie widzę w tym żadnej metody”. Podobnie uśmiech wywołuje zestawienie buńczucznej deklaracji wodza: „Pokaż mi mysią dziurę, a wyrucham cały świat” z kilkukrotnie powtarzanym przez Judytę przykazaniem „Naucz się szanować kobietę”. 

 

W końcu po zapowiedziach: „Chyba zrobię ci dziecko” i „Choć, poznamy się”, przenosi ją, a odganiany („Sio!”) przełamuje jej opór. Ciągnie ją za włosy i opowiada, że wszystko jest czarne, ona zaś, leżąc pod nim, a później samotnie – o objawach dżumy. Po tym, gdy, to określiła, „zaciągnął ją na haniebne posłanie”, Judyta dopełnia przeznaczenia. Aż cztery razy wdrapuje się do pomieszczenia na podwyższeniu i w symbolicznym geście wylewa wiadro krwi na jego ścianę. Morderstwo jednak nie kończy akcji. Judyta prosi o włączenie światła, żeby mogła mówić do widowni i prosi o nagrodę: „Przysięgnijcie, że mi jej nie odmówicie. Nie chcę urodzić syna Holofernesa. Chcę, żebyście mnie zabili”. Zdejmuje perukę i stoi przed widownią w pewnym sensie bardziej naga.


Spektakl Klemma zrobiony został z rozmachem, z wykorzystaniem muzyki kontrastującej z tekstem sztuki, zróżnicowanego śpiewu, z ciekawą scenografią, pomysłami dla aktorów i ruchem scenicznym. Rola kochanka Judyty została zagrana z werwą i bardzo współcześnie, jednak sama główna bohaterka wydawała się niekonsekwentna, niekiedy będąc zimna i obojętna, kiedy indziej zaś pełna emocji. Być może to miała być taka właśnie złożona, niejednoznaczna postać. Jednak więcej konsekwencji w jej poprowadzeniu zapewne uczyniłoby przedstawienie porywającym. A tak, pomimo swoich zalet, nie wywołało optymalnego efektu.


Jarosław Klebaniuk

 

 


Judyta. Reż. Wojtek Klemm, współpraca dramaturgiczna: Anna Czerniawska, Johanna Hoehmann, scenografia: Mascha Mazur, muzyka: Dominik Strycharski, kostiumy: Julia Kornacka, ruch sceniczny: Maćko Prusak, reżyseria światła: Andreas Fuchs, asystent reżysera: Przemysław Walich.

 

Na podstawie tekstu Friedricha Hebbela w przekładzie Jacka St. Burasa.

 

Teatr Współczesny w Szczecinie
Premiera: styczeń 2011

 

VI Międzynarodowy Festiwal Teatralny Dialog we Wrocławiu. Opera Wrocławska.
12 października 2011

 

Fot. Bartłomiej Sowa