Matka Boska Odlotowa

Marcin Sierszyński
Marcin Sierszyński
Kategoria teatr · 14 września 2011

Podobnie do Amerykanów, którzy przy pomocy programów do edycji fotografii wklejają Gwiazdę Śmierci przy zdjęciu dwóch wież World Trade Center, zaczynamy przejmować inny dyskurs opowiadania o katastrofie.

Minął już ponad miesiąc od ogłoszenia raportu w sprawie katastrofy smoleńskiej, napisanego przez specjalnie do tego powołaną komisję, zwaną potocznie komisją Millera. Dokument ten nie wywołał jednak odpowiedniego wrażenia, ponieważ brakowało w nim wskazania nazwisk winnych, nie skonkretyzował przyczyny tragedii, a jedyną osobą, która straciła stanowisko bezpośrednio po opublikowaniu, był minister Bogdan Klich (który to właściwie sam podał się do, bezapelacyjnie przyjętej, dymisji). Naród – karmiony martyrologią, spiskową teorią dziejów oraz wiarą we wszechobecny układ i żydokomunę – zgłodniał miast nasycić się skrupulatnie przygotowanym, ponadtrzystustronicowym raportem. Wydawałoby się że to koniec rewelacji, jednak są jeszcze w państwie siły, którym zależy na podsycaniu łaknienia wyborców.

 

Właśnie teraz, szesnaście miesięcy po katastrofie, a półtora miesiąca od raportu Millera, premierę ma spektakl grupy Ad Spectatores: 10.04. Podzielony na cztery dwudziestopięciominutowe sceny, wyreżyserowane przez cztery różne osoby (Krzysztof Kropka, Maciej Masztalski, Andrzej Ficowski, Aleksander Rodionow), staje się przekrojem relacji polsko-rosyjskich, zachowania dwóch narodów w obliczu tragedii oraz „małej narracji” rodzinnej – w rosyjskim punkcie programu przedstawienia, Monologi spod Riazania. Verbatim, a także w przejściach między scenami, w głównej roli występuje Alexy Krizewsky, będący wnukiem konstruktora samolotu Tupolew. Zastosowanie techniki verbatim w 3/4 części 10.04 w zasadzie powinno pomóc autorom na swobodne wyrażanie zastrzeżeń wobec katastrofy, a także sprawić wrażenie „bezstronności” czy chociażby „stania z boku”, nawet obiektywizmu, to w tym przypadku zadziałała marksistowska teoria punktu widzenia zależnego od punktu siedzenia. Słowa – nagłówki z gazet, zdania wypowiedziane w dniu katastrofy – zostały dobrane i ułożone w sposób, jaki przechodzi nam przez głowę jedynie momentami, by później powiedzieć samemu sobie: przestań, nie wypada, jak możesz? Dla tych, którzy pierwszy raz stykają się z Teatrem Ad Spectatores, może wydawać się dziwnym przedstawienie nieszczęśliwego wypadku, jaki miał miejsce rok temu.

 

Trzeba przyznać, że katastrofa smoleńska powoli, a znacznie wolniej, niż dzieje się to w Stanach Zjednoczonych, staje się obiektem popkultury. Narodową traumę przerabiamy na dzieła sztuki, przemysł kulturalny i popkulturowy, by odreagować emocje, jakie towarzyszyły nam w obliczu tragedii. Prócz masy filmów dokumentalnych, kontekstualizujących wydarzenie, mogliśmy obejrzeć również pełen wielkich symboli spektakl Słodko-kwaśny, a do tego dochodzi czarna piana literatury wszelkiego typu. Łączy je zaś jedno: poważne, refleksyjne podejście do tematu, pełne patosu, czci, wiary, narodu. W 10.04 nareszcie kończymy z jednoznacznym prostolinijnym dyskursem i dostajemy w zamian opowieści zabawne a niewydumane, niegrzeszące patetycznością i odwoływaniem się do świętych liter dziejów Polski.

 

Przedstawienie zmarłego prezydenta jako swego rodzaju „króla-ducha”, czy niekontekstowej projekcji duchowej, jawi się jako kpina. Ów król-prezydent wierzył w misję, jak również w to, że „poległ” na pewnego rodzaju wojnie, cytuje artykuły henrykowskie przyznając się do ich niezrozumienia, mówi o skwierczeniu swego ciała; zostaje on przywołany przez medium z Wołowa, ślepego przewodnika, biegacza o kulach, a także, jak sam przyznaje, „dupy wołowej”. Postać wołowskiego kontaktu z duchami wyraźnie nawiązuje do naszego stanu wiedzy o katastrofie, który to roi się od sprzeczności, domysłów i li tylko plotek. Dodatkowo każdy ma swoją wersję wydarzeń, jak chociażby dwóch wojaków, żołnierzy, lotników (nie potrafię odróżnić żadnych mundurów) „stojących tutaj od Piasta”, zrzucających całą winę na Rosjan („ruskich”). Pod koniec zaś samolotem rozbija się na naszych oczach Matka Boska Odlotowa. Na tym jednak kończyłaby się strefa symboliczna przedstawienia, chyba że dodać do tego słanie uśmiechów – przepraszam - „Uśmiechu”, nagrodzonego na festiwalu Sputnik filmu, którego nikt prócz jury nie widział, bo akurat była pora, by publiczność wzięła prysznic. Rekonstrukcja nagrania była trudna, a gdy się już udała, „Uśmiech” przywędrował do Polski, a stamtąd (chociaż długo Polacy nie chcieli go odsyłać) miał wrócić do Rosji, w najbezpieczniejszym środku transportu, na dodatek wysokiej rangi, bowiem samolotu prezydenckiego, lecącego na obchody kolejnej rocznicy Katynia... Tak to właśnie przedstawił rosyjski Teatr Doc. w swoim gościnnym występie.

 

Albowiem przekaz jasny jest od samego początku: przychodzimy na spektakl rozrywkowy, rozliczający się z dumnym, religijnym i narodowym spojrzeniem na dramat. Czas zaniżyć ton, abyśmy nie napuchnęli jak balony. Podobnie do Amerykanów, którzy przy pomocy programów do edycji fotografii wklejają Gwiazdę Śmierci przy zdjęciu dwóch wież World Trade Center, zaczynamy przejmować inny dyskurs opowiadania o katastrofie. Stąd jedna część 10.04 dzieje się w Kanadzie, gdzie polskiego studenta wiezie na lotnisko pakistański taksówkarz, co już samo w sobie zapowiada gagi i gry językowe. I przede wszystkim: ośmiesza stereotyp Polaka za granicą, gdzie cała wiedza o naszym kraju sprowadza się do dwóch postaci („A Wałęsa był na pokładzie?”, „Ja tego Ratzingera to nie lubię. Jan Paweł II to był papież!” - i wznoszone do nieba ręce). Za granicą wypadek Tupolewa nie był niczym więcej, jak li wypadkiem, w którym zginęło wiele wysokiej rangi polityków. Nie obchodzi ich, jakie reperkusje niesie to za sobą dla naszego życia publicznego i politycznego, my zaś koniecznie chcemy wciągnąć ich we wszelkie niuanse i tajniki polskiego krajobrazu po upadku (nieustanna chęć rodzimej prawicy do zajęcia się raportami w sprawie katastrofy Stanów Zjednoczonych) – tyle, że Jan Paweł II zmarł kilka lat temu w Watykanie, a Wałęsy nie było na pokładzie. Więc po co tyle krzyku? – zdaje się pytać świat ukryty sprytnie pod postacią pakistańskiego taksówkarza.

 

Teatr Doc., który pojawił się w Teatrze Ad Spectatores w osobach Aleksandra Rodionowa, Alexego Krizewsky'ego i Sofii Rodkevich, to zdecydowanie najciekawiej zrealizowany projekt w ramach spektaklu. Na początku mierził mnie sposób przekroczenia sceny, przekroczenia metaforycznego i duchowego, bowiem Krizewsky zwrócił się do publiczności „Ja będę mówił do polsku” i tak właśnie wygłaszał swoje kwestie, co było przemiłym ukłonem w naszą stronę, jednak Rodkevich mówiła już wyłącznie po rosyjsku, a tłumaczył ją siedzący pomiędzy aktorami Krzysztof Kopka. Ponieważ jestem zbyt młody, by znać język rosyjski, chociaż bardzo bym tego chciał (urodziłem się jeszcze dalej na zachód niż żyję obecnie, więc szkoły oferowały głównie język niemiecki), nie potrafię osądzić, na ile tłumaczenie było tłumaczeniem, a ile było w tym sprawnej gry przekładowej. Skupiłem się więc na słuchaniu melodyjnego, śpiewnego jambicznego języka rosyjskiego i czekałem na nie-do-końca-kornerowe-tłumaczenie. Trzeba było się do tego przyzwyczaić, a i to nie gwarantowało pełni zrozumienia tekstu. Właśnie dlatego uznaję to za najciekawszy projekt – wymuszał skupienie, pozwalał się zasłuchać w nieznanym części widzów języku, a przede wszystkim spróbować zrozumieć rosyjski punkt widzenia katastrofy smoleńskiej – oczami dwóch krytyków teatralnych, rozmawiających o wspomnianym „Uśmiechu” Popowa, granych przez parę z Rosji.

 

Żeby nie było nudno, pojawiła się też wstawka metateatralna, gdzie aktorzy grali samych siebie, przygotowujących spektakl o wypadku samolotu prezydenckiego. Bardzo zabawny, przyznaję, sposób rozliczenia się z nieprzychylną prasą i poradzenia sobie z wątpliwościami, jakie wystąpiły przy próbach inscenizacji 10.04 (czy właściwie zbierania pomysłów). Dostało się nawet Zdrojewskiemu, który prosił (kazał?) kategorycznie odciąć się medialnie od trwającego wówczas Europejskiego Kongresu Kultury. Także część, która składała się całkowicie na wykorzystanie techniki verbatim, Kwiaty i znicze Kropki ma posmak metateatralny; grupa aktorów podczas próby dowiaduje się o katastrofie. I każdy wygłasza właściwie monolog w swoją stronę, aż nie pozostaje na scenie aktorka odgrywająca Ukrainkę pamiętającą Wielki Głód na Ukrainie, nie mogącą się powstrzymać od zasmakowania ludzkiego mięsa, które to akty kanibalizmu popełniała w 1932 roku. Typowa makabreska, a także spektakl w spektaklu, „incepcja” teatralna przywodząca na myśl Dwa teatry Szaniawskiego, który to bodaj najlepiej z tej techniki skorzystał.

 

Niedawno odbyła się premiera Likwidatora. Prawdy smoleńskiej, komiksu Ryszarda Dąbrowskiego, ośmieszającego wszystkie mity i teorie spiskowe pojawiające się jakoby na boku wydarzeń z dziesiątego kwietnia dwa tysiące jedenastego roku. Mniej więcej w tym samym czasie Ad Spectatores i Teatr Doc. wystawili 10.04, sztukę w podobnym tonie, co komiks. O ile wcześniej żarty na ten temat krążyły tylko po domowych zaciszach czy w barowych kuluarach, teraz można się śmiać w głos w miejscach publicznych – księgarni, teatrze. Wygląda na to, że wielkimi krokami idzie naprzód przewrót w odbiorze katastrofy smoleńskiej, zmiana dyskursu na swobodniejszy, lżejszy, pozwalający odciąć się od narastających legend i półprawd. Właśnie o to chodziło twórcom – nie o wykpienie tragedii, ale tych naiwnych naleciałości z głosów, które nie mogą się pogodzić ze stratą, wykorzystując to politycznie, publicznie, religijnie i nacjonalistycznie. 10.04 jest krokiem w siedmiomilowych butach, bowiem na tak zaciętą groteskę nie poważył się jeszcze nikt dotąd.

 

 

 

 

Marcin Sierszyński

 

 

Spektakl: 10.04
Ad Spectatores. Scena w Browarze Mieszczańskim
Premiera: 9 września 2011r., godz. 21:30

 

Reżyseria: 
Aleksander Rodionow – część „Monologi spod Riazania.verbatim”
Krzysztof Kopka – część „Kwiaty i znicze”
Maciej Masztalski – część „Fakty zapomniane”
Andrzej Ficowski – część „Rashomon. Antybaśń”

 

Scenografia i kostiumy: Ewa Beata Wodecka
Muzyka: Michał Wilczyński, Piotr Sypień
Występują: Marcin Chabowski, Arkadiusz Cyran, Aleksandra Dytko, Alexy Krizewsky, Paweł Kutny, Rafał Kwietniewski, Dorota Łukasiewicz-Kwietniewska, Sofia Rodkevich, Michał Wielewicki