W ramach Dni Kultury Żydowskiej zobaczyliśmy monodram Doroty Salamon „Na drodze stoi drzewo” według ballad Icka Mangera. Ekspresywny pokaz w dwóch językach łączył elementy poważne z ironicznymi. Poprzedzający go wykład Jacka Andruckiego zawierał podpowiedzi, skąd ta poezja.
Wrocław ze swoich licznych zakamarków, architektonicznych kieszeni i złotych nici w zabytkowych szwach nie zawsze łatwo puszcza do teatru. Tym razem swych peregrynatorów przetrzymał ponad plan. Przedłużony spacer z przewodnikiem wywołał dwudziestoparominutowe opóźnienie w rozkładzie Dni Kultury Żydowskiej. Dla punktualnych bywalców Kameralnego oznaczało to poddanie się – udanym! – próbom zatrzymania przez zaangażowanych w przedsięwzięcie organizatorów. Wykład poprowadził, piękną polszczyzną, swobodnie i czerpiąc z ciekawych źródeł Jacek Andrucki – niegdysiejszy absolwent szkoły teatralnej (przez jeden sezon grał w Teatrze Polskim we Wroclawiu, m.in. na scenie Kameralnej), obecnie reżyser.
Icyk Manger ożył w przywołanych wspomnieniach Antoniego Słonimskiego z jego Alfabetu…. Pewna Angielka w Chelsea dostrzegłszy u najwybitniejszego poety jidysz twarz proroka, podniosła go niegdyś pijanego z ulicy i zaopiekowała się nim już do końca życia. Według Słonimskiego Manger nie był jednak prorokiem, lecz żałobnikiem . Należał do nieistniejących małomiasteczkowych Żydów polskich i tęsknił za Polską. Słabo znał polski i pisał tylko w jidysz. Zależało mu jednak bardzo na polskich przekładach. Gdy już w latach 1960. PEN Klub wytypował go na obchody rocznicy ofiar getta w Warszawie, zażyczył sobie kapelusza i „boxu”. Jak zauważył Andrucki, zamiast taniego pudełka „wspaniałomyślnie zgodził się na znacznie droższą walizkę”. Przyjechał do stolicy i podczas uroczystości wygłosił bardzo piękne przemówienie – „po żydowsku”.
Manger urodził się w 1901 roku w Besarabii (wtedy Rumunia, teraz Ukraina), zmarł w Izraelu w 1969. Wyrzucono go z Cesarko-Królewskiego gimnazjum za złe zachowanie. Bardziej interesował go teatrzyk, który znajdował się w rodzinnych Czerniowcach. (Te wczesne doświadczenia zaowocowały dużą liczbą kupletów w jego późniejszej twórczości.) Później przebywał w Bukareszcie, gdzie zaczął publikować eseje krytyczno-literackie. Stamtąd przeniósł się do Wilna, a później do Warszawy, gdzie wydal pierwszy tom poezji w jidysz Gwiazdy na dachu. W 1935 roku opublikował „Wiersze biblijne”. Razem z Izaakiem Singerem, z którym się przyjaźnił, wydał też czasopismo literackie. Tuż przed wojną, w 1938 został skłoniony – choć niektórzy biografowie twierdzą, że zmuszony – do wyjazdu do Paryża. Stamtąd uciekł przez Marsylię, Algierię, Portugalię, do Londynu, gdzie poznał przyszłą towarzyszkę życia – Margaret, a później do Nowego Jorku. Przez ostanie dwa lata życia, od 1967 roku mieszkał w Izraelu. Choć umierał jako alkoholik, jego twórczość została na tyle doceniona, że w roku jego śmierci została tam ustanowiona nagroda jego imienia.
Najbardziej znana książka Mangera Księga raju prawdopodobnie powstała w okresie bezdomności, „pod mostami” Paryża, ale jeszcze przed wojną, w sierpniu 1939 roku, została wydana w Warszawie. Jeden egzemplarz został wysłany do Ameryki i dzięki temu ocalał. Autor sugerował istnienie trzech rajów: żydowskiego, gojowskiego i tureckiego (muzułmańskiego). „Nie mogę zrozumieć, do czego potrzebne ci aż trzy raje. Czy nie wystarczyłby jeden – bez paszportów i bez granic” – zwracał się do Boga.
W okresie międzywojennym Manger pozostawał poza głównym nurtem toczących się w Polsce dyskusji między zwolennikami różnych szkół poetyckich. Pisanie w jidysz skazywało jego wiersze – pomimo uniwersalnego charakteru – na pewną niszowość. Sława twórcy wynikała raczej z obrazoburstwa literackiego, ze skandalu. W „porządnych” domach mówiono o nim ze zgorszeniem. Był za to popularny wśród biedoty i w małych miasteczkach, choć doceniany i w środowiskach literackich.
Andrucki porównał przekształcenia świętych ksiąg przez Mangera do kontrowersyjnego filmu Benieniego o ojcu i synu w obozie koncentracyjnym (Życie jest piękne). Apokryfy żydowskiego poety uznał za głębsze niż księgi kanoniczne. Przypomniał, że nawet Jerzy Andrzejewski prosił o przetłumaczenie biblijnych opowieści Mangera, gdy pisał swój utwór Teraz na ciebie zagłada. Zdaniem reżysera w duchu Mangerowskim powstały także: film Oczy szeroko otwarte, wiersze czeskiego poety Henryka Jasiczka Rabin i Zbigniewa Herberta Pan Cogito szuka rady. Liryczna, balladowa poezja nie zawsze była jednak lekka i przyjemna. Dla Mangera ballada była bowiem „mrocznym krzykiem śpiącym w naszej krwi”. Jak mawiał jeden z mistrzów wykładowcy – Aleksander Bardini, człowiek zaczyna śpiewać dopiero wtedy, gdy już nie może mówić, bo emocje mu nie pozwalają.
Jak ocenił Andrucki, Księga raju jest midraszem, w którym zwykli ludzie przedstawiani są jako artyści, a wszyscy wysyłani jesteśmy na ziemię z raju, ale po naszym urodzeniu dyżurny anioł uderza w nos i wszystko zapominamy. Icyk Manger był tym, który nie oberwał od anioła i stąd wiedział więcej niż inni. Mógł zatem opowiadać, jak jest w zaświatach i pouczać, jak należy postępować. Rzeczywistość w raju jego zdaniem wyglądała tak samo jak na Ziemi, mając swoje ciemne strony (pijaństwo, zdrady). Stąd i na Ziemi powinno być podobnie, a ludzie, pomimo słabości, są dobrymi, duchowymi istotami.
Pomimo religijnych inspiracji Manger był poetą świeckim. Najbliższy był mu chasydyzm – stworzony przez cadyka Izraela Baal Szem Towa odłam judaizmu, popularny zwłaszcza wśród niższych warstw społecznych. Sama postać charyzmatycznego przywódcy religijnego stała się dla niego inspiracją literacką.
Większość wierszy w oryginalnej wersji jest pisanych z rymem. Mają ironiczny charakter. Manger został piewcą skrzywdzonych, odrzuconych i starał się im dawać pociechę. Budował grozę i emocje za pomocą oszczędnych środków. Według Andruckeigo odpowiednikiem plastycznym Mangera był Marc Chagali i jego to właśnie ilustracje zamieszczano w tomach poety z Czerniowiec.
Najbardziej znany wiersz Mangera z Antologii poezji żydowskiej, przełożony we współpracy z poetą przez Antonieto Słonimskiego, nosi tytuł Na drodze stało drzewo. On to właśnie rozpoczął monodram Doroty Salamon. Dostrzec można było różnicę pomiędzy poetyckim przekładem Słonimskiego, rytmicznym i rymowanym, który na wykładzie odczytał Andrucki, a dosłownym przekładałem aktorki, wyświetlanym na ekranie. Same tłumaczenia dostępne dzięki projektorowi były jednak bardzo dobrym pomysłem.
Ponad tuzin zaśpiewanych przy klawiszowym akompaniamencie pana Salamona piosenek, a także kilka wierszy recytowanych pokazało, jak żywa jest poezja Mangera. Obecność przyrody (dwukrotnie złotego pawia, drzew), prostych ludzi i ich najważniejszych spraw rzeczywiście uczyniło z tej poezji uniwersalną. Większość utworów miało nieco sentymentalny charakter, choć zdarzały się ironiczne czy wręcz humorystyczne, jak ten o księżycu poszukiwanym przez Żydów w beczce. Za najciekawszy z prezentowanych można uznać wiersz, w którym leciwa miss, nowojorski bankowiec i angielski lord odwiedzają ruiny getta. Jednak i w wielu innych, dramatyczne przesłanie podszyte bywało sarkazmem lub ironią nieco lżejszego kalibru.
Dorota Salamon, aktorka związana kiedyś z Teatrem Żydowskim w Warszawie, śpiewała ładnym głosem, na tyle ekspresywnie, żeby nie przeoczyć żadnych ukrytych etnicznych akcentów, ale też bez zbędnych przerysowań. Spora zmienność związana ze zróżnicowanym charakterem utworów nie stanowiła dla niej trudności. Także repertuar został tak dobrany, żeby nie przytłoczyć nadmierną powagą, okrucieństwem nawiązań do Zagłady. Proste, niekiedy nawiązujące do motywów ludowych melodie i bogata, jak na jeden instrument w akompaniamencie, aranżacja, pozwoliły zachować równowagę pomiędzy rozrywkowym i dramatycznym charakterem prezentacji. Był to popis strawny dla każdego, kogo taki muzyczny klimat nie drażni i nie zniechęca. Długie oklaski świadczyły o tym, że widownia doceniła ponadgodzinny występ aktorki.
Większość piosenek śpiewana była jidysz – między innymi pierwsze cztery. Wszystkie wiersze – w tym te z powracającym „starym winem, młodymi kobietami” – recytowane były po polsku. Duży ekran pozwalał nie tylko na pokazywanie przetłumaczonych , niejednokrotnie przez samą artystkę, na polski tekstów, ale też zdjęcia poety, archiwalnych wojennych zdjęć ilustrujących śpiewany utwór, starego, przedwojennego filmu, a nawet cudnych rysunków kredką. Te bardziej wymyślne niż zdjęcie i tekst sposoby wykorzystania ekranu nasuwają myśl, że mógłby być nawet lepiej wykorzystany. Wskazuje na to sceniczna oszczędność związana z obecnością jednej tylko aktorki i jej koncentracją na wokalnej stronie spektaklu. Nie oznacza to, że Salamon nie grała. Wręcz przeciwnie – w miarę możliwości wcielała się na przykład w biednego Cygana, a i w charakterystycznym żydowskim zawodzeniu była bardzo ekspresywna.
Spektakl przybliżył mało znaną poezję, dostarczył wzruszeń, a chwilami uśmiechu. Razem z poprzedzającym go wykładem był rodzajem hołdu złożonego Ickowi Mangerowi. Skoro był wielką, oryginalną postacią w literaturze jidisz, legendarnym poetą, to należy jego legendę od czasu do czasu przypominać. Scena Kameralna Teatru Polskiego we Wrocławiu, a więc niegdysiejszy Teatr Żydowski, wydaje się do tego najlepszym, głęboko symbolicznym miejscem.
Jarosław Klebaniuk
Na drodze stoi drzewo. Monodram Doroty Salamon
Na podstawie utworów Icka Mangera
Teatr Polski we Wrocławiu, Scena Kameralna
21 maja 2011