Powojenny obraz Niemca w „Przed odejściem w stan spoczynku”

Paulina Żaglewska
Paulina Żaglewska
Kategoria teatr · 10 kwietnia 2011

Zaskakujący powrót do „ciężkiego” tematycznie oryginału Bernharda z 1979 roku. Intrygujący podtytuł – Komedia o duszy niemieckiej – nakłaniający do postawienia sobie pytania – czy aby na pewno komedia?

Bezkompromisowy, wierny swoim ideałom, niedopuszczający do siebie zdania innych neonazista Rudolf (Mirosław Zbrojewicz) w czasie wojny pełnił funkcję zastępcy obozu, co po jej zakończeniu zmusiło go do ukrywania się przez dobrych kilka lat. Obecnie jest on sędzią sądu najwyższego, który szykuje się do odejścia na emeryturę (tytułowy spoczynek). Ww. mieszczanin pozostaje w perwersyjnym, kazirodczym związku z Werą (Ewa Dałkowska). Bohaterka jest stereotypową kobietą, codziennie oczekującą powrotu „ukochanego”. Jest mu kompletnie podporządkowana, dzień w dzień prasuje jego sędziowską togę i czyści mundur SS. Irytująca postać grana przez Dałkowską oddana jest w tak realny sposób, że denerwuje widza w każdym calu – zaczynając od nadskakiwania Rudolfowi, a kończąc na przywiązywaniu niesamowitej wagi do reputacji swojej rodziny i opinii innych osób.

 

Rodzeństwo opiekuje się młodszą, niepełnosprawną siostrą Klarą (Agnieszka Roszkowska). Ta z kolei, o lewicowych poglądach, przedstawia schematyczną buntowniczkę, dogryzającą na każdym kroku swoim „opiekunom”. Zachowanie starszej dwójki jest dla niej niczym innym jak żenującą patologią.

 

Na dobrą sprawę ciężko tu mówić o jakiejkolwiek akcji, gdyż przez bite 150 minut przedstawienia obserwujemy charakterystykę postaci. Fabuła toczy się wokół dnia 7 października, tj. urodzin Reichsführera Himmlera, który jest wręcz uwielbiany przez bohatera Zbrojewicza. Wówczas rodzina świętuje to jakże wielkie wydarzenie... W jego trakcie na głos wypowiadane są marzenia o odrodzeniu nazizmu. Kolejny objaw perwersji następuje w momencie, gdy mężczyzna zamierza ogolić głowę Klary w celu wystylizowania jej na obozowego jeńca. Cała szopka kończy się manifestacją złości Rudolfa, niebezpiecznymi zabawami z bronią i śmiercią bohatera. Wera wpada w rozpacz, która wprowadza element groteski – ma pretensje do Klary, że ta nie wstała i nie pomaga jej. Telefon do doktora jest jedynym możliwym wyjściem starszej siostry, mimo tego zaskakuje, ponieważ „urywa” sztukę. Odbiorca w takim momencie spodziewa się rozwoju fabuły.

 

Zwykły amator teatralny jest w stanie stwierdzić, że poruszanie tematyki, dotyczącej krzywdzącej ideologii, jaką jest narodowy socjalizm, to rzucanie się na głęboką wodę. Jest to temat traktowany bardzo szablonowo, ponadto jest on nieprzyjemny. Tym bardziej, że mimo negowania takich poglądów nadal znajdują się ludzie propagujący niebezpieczny nazizm (Rudolf), który tylko czeka na odpowiedni moment, żeby powrócić. Reżyser miał zapewne na celu przedstawienie mechanizmu działania doktryny i jej wpływu na ludzi. Można przypuszczać, że to poglądy doprowadziły bohatera do rozbicia psychicznego – być może to ono przyczyniło się do zawału i jego śmierci. W obliczu nadchodzących zmian, które prowadziłyby do zrezygnowania z komfortowego, bezpiecznego bytu (bycie sędzią dawało bohaterowi immunitet od konsekwencji związanych z przeszłą działalnością), Rudolf stał się bezsilną osobą.

 

Pozostaje sprawa nieśmiertelności nazizmu i dzisiejszych neonazistów. Czy autor spektaklu chociaż po części odzwierciedlił ich mentalność? Czy ich życie nadal toczy się „za zamkniętymi drzwiami”, na poziomie rodziny, a więc najbliższego otoczenia? Rozstrzygnięcie tej kwestii należy pozostawić znawcom, pasjonatom, fanatykom albo zwyczajnie odważnym widzom.

 

© Paulina Żaglewska/ Nisza Teatralna

 

Przed odejściem w stan spoczynku
Oryginał: Thomas Bernhard
Przekład: Danuta Żmij-Zielińska
Reżyseria: Michał Kotański
Scenografia: Paweł Walicki Oprac. muzyczne: Ksawery Szlenkier