Chaos i cudowne płody. The Human Body Exhibition w Gdańsku

Agnieszka Pilecka
Agnieszka Pilecka
Kategoria sztuka · 7 sierpnia 2013

Mimo wszystko, cieszę się, że byłam na wystawie. Z jednego powodu. Gdybym na nią nie poszła, żałowałabym, że nie zobaczyłam i nie zaspokoiłam ciekawości.

The Human Body Exhibition. Wystawa o której było dosyć głośno. Część ludzi się burzyła, że jak to tak można zwłoki oglądać, że to chore. Może chore, ale właśnie ja te zwłoki oglądać chciałam i to już dawno temu, w innym mieście. W końcu doczekałam się, trupy przyjechały do Gdańska. Zafascynowana postanowiłam tam pójść. Tym bardziej, iż słyszałam opinie, że warto. Że robi wrażenie. No i już sama reklama, że wystawa ta „zmieni moje życie” skłoniła mnie do wyprawy na The Human Body Exhibition.

 

Już wejście na wystawę dosyć mnie zaskoczyło. Coś jakby namiot przystawiony do budynku. Wyglądało to żałośnie. Jak wejście do jakiegoś cyrku czy taniego wesołego miasteczka. Kasa była w osobnym namiociku. Poprosiłam o dwa bilety studenckie. Kobieta zaczęła mówić  nie wiem czy do mnie, czy do siebie, żeby nie zapomnieć co robi  po czym zadała nam pytanie. Spodziewałam się o legitymację studencką, ale poleciało inne:

 

– Czy zapoznały się Panie z regulaminem wystawy?

 

Owszem, zapoznałyśmy się. W zasadzie mnie rozśmieszył. W sumie dość ciekawie by było, gdyby ktoś przyszedł na wystawę z psem. Z pewnością zwierzakowi spodobałby się układ kostny człowieka i zaraz szalałby z piszczelem w zębach. Po potwierdzeniu znajomości regulaminu otrzymałyśmy bilety i mogłyśmy przejść do drugiego namiotu, tego wejściowego. Nikt nie poprosił mnie o legitymację studencką. Zatem uwaga, informacja dla niestudentów i studentów, nikt tego nie sprawdza (przynajmniej tak było w moim przypadku), zatem można zaoszczędzić dychę, korzystając nielegalnie z ulgi. Zamiast tego uzyskałam informację, że kurtki, torby i inne śmieci trzeba zostawić w szatni oraz wyłączyć telefon. Tak też uczyniłam. I zaczęło się…

Zaczynam „zmieniać swoje życie”!

 

Prowizoryczny labirynt zrobiony z materiału ciągnął się przez cały budynek. To co mnie zaskoczyło, to fakt, że wystawione zwłoki były luzem, tzn. bez żadnej gabloty. Każdy mógł je uszkodzić. Czekałam tylko, aż machający łapami i podniecający się wystawą ludzie, zahaczą gdzieś i niechcący tudzież świadomie, urwą dyndającego penisa. Niestety, nic takiego nie miało miejsca.

 

Myślałam, że oglądając eksponaty zgłodnieję. Tak jak stojąc w mięsnym, przyglądając się podrobom, patrząc na mózgi i inne tego typu rarytasy, momentalnie robię się głodna. Myślałam, że widok eksponatów wywoła u mnie podobny efekt. Nie wywołał. A tym bardziej nie miałam odruchu wymiotnego, jak co niektórzy oglądający. Zatem zero emocji. Żadnych gwałtownych reakcji. Nic. Eksponaty wyglądały po prostu sztucznie. Jasne, że były ciekawe w pewnym sensie, bo były czymś niecodziennym. Równie dobrze mogły to być manekiny z plastiku (a może nawet były) i ci wszyscy zafascynowani, nie mający co robić ze sobą i swoimi pieniędzmi ludzie, nadal byliby zachwyceni. Sztuczność ta rozczarowała mnie potwornie.

 

Tak mówię, że nie było gablot, ale oczywiście były. Na rzeczy mniejsze. Jakieś poszczególne organy, przekroje kości itd. Każda część miała opis. I tu kolejny zarzut do twórców wystawy. Owszem, dwa języki, świetnie. Polski i angielski. Jednak przydałaby się jakaś spójność, kolejność. Raz kartki były ułożone po kolei w jednym języku. Innym razem języki były mieszane naprzemiennie. Trzeba było się nieźle naszukać, nim znalazło się to, co chciało się przeczytać. Jednym słowem: chaos!

Chaos, chaos, chaos… i cudowne płody…

 

W zasadzie to chaos panował wszędzie. No, może chaos jest zbyt mocnym słowem. Spory nieład, lub jakby to ująć… została zmarnowana szansa na ułożenie wystawy w naprawdę fajny sposób. Można tu było zrobić piękną kolejność, zaczynając wystawę właśnie od zarodka, prezentując po kolei cały rozwój płodu. I rozwój płodu był. W zasadzie była to najlepsza według mnie i właściwie chyba jedyna część wystawy, która przykuła moją uwagę na dłużej. Co prawda nie dowiedziałam się, czy te fascynujące, glutowate płody pływają w formalinie, czy to inny preparat, w każdym bądź razie zostałam poinformowana, że „niestety są prawdziwe”. To przykre. Bardzo.

 

Ta część, chyba jako jedyna, spodobała mi się na tyle, że gotowa byłabym ją polecić, gdyby nie to, że oglądając poszczególne etapy rozwoju zarodka i czytając żałosne opisy o „tych małych istotach”, czekałam tylko aż wyskoczy ktoś z za gabloty i wręczy mi ulotkę antyaborcyjną. Zupełnie by mnie to nie zdziwiło.

 

Zatem wracając do mojego porządkowania wystawy… Płody zdecydowanie powinny być na początku. I dalej działy, według tego co po kolei kształtuje się i wyrasta w tej bezmyślnej istocie zwanej dumnie „człowiekiem”. Działy są, owszem. Jednak brakowało mi tej spójności, ciągłości całej wystawy. Tak, żeby idąc można było się domyślić co będzie dalej, jaki temat. Ponadto niektóre rzeczy były przedstawione niezbyt dokładnie. Nie wiem, może wynika to z tego, że jednocześnie są dwie wystawy, jedna w Gdańsku a druga w Krakowie? Może aby mieć pełen obraz, trzeba by odwiedzić obie? Nie powiem, abym znała się na anatomii. Natomiast o ile mi wiadomo, układ pokarmowy składa się raczej z większej ilości elementów. I może na wystawie w dawnej stolicy Polski tak właśnie jest. Niestety w Gdańsku zaraz po języku występuje żołądek. W zasadzie to może nie głupie. W końcu po co komu usta czy przełyk? Potrzebne to komuś? Raczej nie, można to ominąć. Szkoda tylko, że jak ktoś naprawdę zapragnie pójść na Human Body, właśnie po to, aby się czegoś nauczyć, to może być trochę rozczarowany. Albo nie będzie rozczarowany, bo może nawet nie zorientuje się, że posiadł błędną wiedzę, lub dowie się o tym w przyszłości, wychodząc na idiotę podczas egzaminu czy po prostu wśród znajomych. Błędów takich z pewnością było więcej, jednakże umarłabym z nudów czytając wszystko po kolei i zastanawiając się, co jeszcze jest skopane. Aczkolwiek już sami „przewodnicy”, „oprowadzacze” czy czymkolwiek mieli być studenci medycyny, też nie do końca byli doinformowani, nie potrafili odpowiedzieć na pytania dotyczące wystawy. Pomijam już fakt, że niektórzy mieli problem z wyartykułowaniem swoich myśli. Nie potrafili się wysłowić. A gdy już im się to udało, to w jednym zdaniu mówili coś brzmiącego na sensowne, tylko po to, aby w kolejnym zaprzeczyć swej ówczesnej wypowiedzi. Brawo!

Czy wiesz, że jeśli nie palisz to NIE MOŻESZ mieć raka?

 

Zastanawiało mnie także, kto tworzył opisy do poszczególnych eksponatów. Według mnie, tego typu wystawa powinna być obiektywna. Powinny być przedstawione wyłącznie fakty. Ciągłe słuchanie o szkodliwości różnych używek jest nudne, naprawdę. Idąc na wystawę naukową, mam raczej nadzieję na to, że obejrzę ją i gdy będę chciała, to sama dojdę do wniosku, że coś jest niekorzystne, nikt nie musi mi tego wpajać na siłę. Ciągłe pisanie o szkodliwości dymu tytoniowego czy nadużywania alkoholu odnosi raczej odmienny skutek. Pokazywane organy dotknięte nowotworem, jeśli już muszą być pokazane, to można by sobie darować informacje o tym, że to przez używki. Niekoniecznie tak jest. Ale o tym już nikt nie wspomni. Twórcy wystawy, nie wiem dlaczego, zamiast samego uczenia i uświadamiania, wzięli sobie na cel profilaktykę, która nijak tutaj pasuje. Przezroczysta gablota z tekstem, że to odpowiedni czas na rzucenie palenia i że do niej właśnie można wyrzucić swoje papierosy, wywołała u mnie atak śmiechu (tak, w tym momencie po raz kolejny złamałam regulamin). I faktycznie, ktoś tam wrzucał fajki. Albo raczej obsługa wrzuciła tam kilka pustych paczek, żeby zachęcać innych do pójścia w ich ślady. Ciekawe tylko jak, jeśli większość osób wszystkie rzeczy pozostawiała w szatni, zgodnie z zaleceniem pracowników?

Babo, do garów!

 

Jakby tego było mało, Human Body Exhibition dyskryminuje kobiety. Tak, dobrze przeczytaliście. Otóż „manekiny” tj. zwłoki poddane plastynacji, są ustawiane w różnych pozycjach. Wszystkie są w ruchu. Poza kobietą. Jeden mężczyzna ma piłkę do koszykówki, inny do rugby. Kolejny nieudolnie usiłuje wyrzucić jak najdalej piłkę do baseball’a (nie uda mu się to, nie tylko dlatego, że jest martwy, ale i dlatego, że ma źle ustawione palce, które nie gwarantują spektakularnego wyrzutu, na jaki jest przygotowany). Każdy z mężczyzn jest w ruchu. Jest w dobrej kondycji, świetnie wygląda (jak na trupa), jest aktywny fizycznie, uprawia sport. Kobieta na wystawie jest tylko jedna. I po prostu stoi. Stoi z wypiętą do przodu piersią, jakby chciała pokazać swój największy atut, albo raczej dwa atuty. Jedyne atuty jakie posiada. Bo przecież to kobieta, i jedyne co może robić, to świecić cyckami przed zwiedzającymi. Nie może uprawiać sportu, bo przecież kobiety nie uprawiają sportu. Nie może żyć aktywnie, rozwijać się. Ona po prostu stoi i pokazuje swe wdzięki. Aż dziwne, że w celu urozmaicenia wystawy nikt nie umieścił jej patelni lub żelazka w dłoni. Brakowało mi tego. Idealnie dopełniałoby całość ekspozycji.

 

Irytujący był też fakt, że nie można robić zdjęć. Co prawda później uznałam, że faktycznie, może to i dobrze. Zaraz posypały by się na fejsiku słit focie „takie tam z plastynusiem” itd. Pewnie nie zabrakłoby podpisów i pozycji sugerujących zapędy nekrofilne. Zatem zakaz ten jest jak najbardziej uzasadniony. Będąc już po zwiedzaniu myślę, że chodzi o co innego. Gdyby ktoś tam poszedł wcześniej, zrobił zdjęcia i mi je pokazał, już nie miałabym tam po co iść. To by mi w zupełności wystarczyło. A przynajmniej nie musiałabym tam sterczeć, tylko na spokojnie bym je sobie przejrzała, przeczytała zawarte na nich inteligentne informacje. Dowiedziałabym się dziesięć razy, że picie jest złe a palenie jeszcze gorsze. A jakby mi się znudziło, to zamknęłabym folder z fotkami i nie miała poczucia zmarnowanego czasu i pieniędzy.

 

Mimo wszystko, cieszę się, że byłam na wystawie. Z jednego powodu. Gdybym na nią nie poszła, żałowałabym, że nie zobaczyłam i nie zaspokoiłam ciekawości. Tym bardziej, że wokół same pozytywne opinie. I właśnie te pozytywne opinie nie dają mi spokoju. Skąd one się biorą? Czy naprawdę eksponaty aż tak poruszały? Czy wystawa była tak fascynująca? Mam raczej wrażenie, że ludzie nie są krytyczni. Podążają za opinią tłumu. A w tym przypadku, wręcz boją się być krytyczni. Żeby się nie ośmieszyć. Żeby nie przyznać, że wydali tyle kasy, na oglądanie kilku spreparowanych zwłok i eksponatów, które mogli sobie obejrzeć w atlasie anatomicznym i przy okazji wyczytać na ten temat coś ciekawszego, niż pseudonaukowe teksty z profilaktyką wciskaną ludziom na siłę.

 

 


Plusy:
- bezpłatna szatnia
- płody (tak, te kilka eksponatów zdecydowanie działa na korzyść wystawy)

 


Pluso- minusy
- regulamin napisany jak dla idiotów
- nikt nie sprawdzał legitymacji studenckiej
- część eksponatów wystawionych „luzem”, bez gabloty

 

 

Minusy:
- wysoka cena
- wystawa NIE zmieniła mojego życia, jak zapowiadali na plakatach…
- niezbyt reprezentacyjne wejście na wystawę
- eksponaty wyglądające bardzo sztucznie
- chaos w opisach eksponatów
- niedoinformowani pracownicy
- bezsensowna kolejność zwiedzania
- kiepskie, wręcz idiotyczne opisy eksponatów
- „przewodnicy” mający problem z wysłowieniem się
- błędne i niekiedy niekompletne informacje dotyczące eksponatów
- działania profilaktyczne na siłę
- dyskryminacja kobiet

 

 

 

 

©Agnieszka Pilecka

 

 

Tekst został opublikowany wcześniej pod adresem: http://agapilecka.pl/blog/the-human-body-exhibition/