Co jest dla mnie szokiem?

Redakcja
Redakcja
Kategoria sztuka · 13 kwietnia 2013

Rozmowa z Frederickiem Rossakovsky-Lloyd, malarzem i rzeźbiarzem, którego wystawa niebawem odbędzie się w warszawskiej Galerii Schody.

 

 

P.P. Frederick Herbert Rossakovsky-Lloyd: malarz, rzeźbiarz, poeta… trochę tego dużo i nie wiem od czego zacząć.

F.R. Myślę, że powinieneś być przygotowany do wywiadu skoro mnie zapraszasz. Ja jestem gotowy i nastawiony na przesłuchanie.

 

P.P. Zawsze jesteś przygotowany? Planujesz swoje życie?

F.R. Zawodowe - tak.

 

P.P. Zacznijmy więc przesłuchanie! Pytanie pierwsze – jak odkryłeś w sobie talent malarski?

F.R. To ludzie go odkryli. Zaczęli chwalić, kupować i gadać za plecami. Widać w dobrym miejscu i czasie wypuściłem swój talent na zewnątrz. Stworzyłem swój styl. Tak przynajmniej mówią. A jak mówią to znaczy, że mają rację.

 

P.P. Kim są ludzie, którzy kupują Twoje obrazy?

F.R. Nie mam zielonego pojęcia. Nie zadaję ludziom pytań. Generalnie mało rozmawiam. Posługuję się słowem pisanym i malowanym. Nie lubię słuchać o innych, chyba że mają coś ponad osobistego do powiedzenia. Zarówno sprawy łóżkowe, majątkowe, poglądowe obcych, jak i ich prywatne życie, leżą poza obszarem mojego zainteresowania.

 

P.P. To jaki jesteś w obyciu? Można się do Ciebie przytulić?

F.R-L. Jestem typem samca-zdobywcy. To ja wybieram się na łowy. Jak ktoś chce mnie upolować, często wraca do domu ranny. Nie przepadam za dotykiem innych ludzi. Ostatnio w Polsce na wernisażu, wszyscy chcieli robić sobie ze mną zdjęcia. Szarpali mnie, dotykali i przesuwali jak kukłę. Do tego stopnia, że podarli mi marynarkę. Tak czy inaczej, służbowo staram się być umiarkowanie miły. Zawodowo jestem despotyczny. Działam w myśl przysłowia: „Pańskie oko, konia tuczy”.

 

P.P. Masz przyjaciół?

F. R-L. Oczywiście, że mam przyjaciół. Nie drą moich ubrań! Najbliżej jest Martin – mój partner. Wie o mnie więcej, niż ja o sobie. Od wielu lat sprawdza się na każdej płaszczyźnie. Mam nadzieję, że on czuje to samo.

 

P.P. A rodzina?

F.R-L. To rzeczywiście przesłuchanie! Moją rodziną są moi przyjaciele. Pokrewieństwo nie ma dla mnie znaczenia, jeśli nie idzie za tym nic więcej. Generalnie dostęp do mojego prywatnego życia ma niewiele osób. Nie jestem zbyt towarzyski.

 

P.P. Zawsze tak było? Jakim byłeś chłopcem? Sprawiałeś kłopoty wychowawcze?

F. R-L. Z mojego punktu widzenia – nie. To moi rodzice byli trudni i zmuszali mnie do wielu rzeczy, pozbawiając typowego dzieciństwa. Od samego początku chodziłem do dwóch szkół, na kilka zmian. Wstawałem o 6:45 i wracałem do domu około 19. Z miejsca na miejsce przemieszczałem się taksówkami. Nie miałem czasu sprawiać kłopotów wychowawczych.

 

P.P. Skąd więc pochodzi Twoja kontrowersyjność? Twój sposób bycia?

F.R-L. To inni nas określają. Jeśli człowiek choć trochę odstaje od ogólnie przyjętego szablonu - zaczynają węszyć, mierzyć, ważyć, obmawiać. Mam to szczęście, że jestem artystą i tak zwanym „człowiekiem sukcesu” – cokolwiek to oznacza. Wiele rzeczy uchodzi mi płazem, wszystko wrzucane jest do kubła z napisem „ekstrawagancja”.

Jestem sobą. Tak naprawdę sobą. Zachowuję się dokładnie tak, jak chcę i co najważniejsze tworzę na podstawie tego, co rzeczywiście czuję. Jako artysta jestem zupełnie naturalny i spontaniczny; może to przyciąga ludzi – może to jest w ich oczach kontrowersyjne. Nie wiem.

 

P.P. Powiedz mi zatem, czy potrzebne są nam w sztuce: skandale i prowokacja?

F.R-L. Oczywiście, że są potrzebne! Sztuka nie może być politycznie poprawna; nie oznacza to jednak, że ma być szokująca. Sztuka ma zmuszać do myślenia. Oddziaływać na zmysły, pobudzać do działania i poruszać. Takie jest zadanie sztuki!
Bezustanne pisanie o kwiatkach i miłości, malowanie ciągle tych samych krajobrazów i twarzy, szablonowe rzeźbienie – to wszystko jest nudne. Od tego są maszyny. Od ludzi wymagam więcej. Do historii przechodzą nietuzinkowe osoby, geniusze, wybitne jednostki. Reszta gnije razem ze swoimi „dziełami” wyrzucanymi na śmietnik.

 

P.P. Twój obraz „Święta rodzina", który jako pierwszy został sprzedany z całej kolekcji „Żywotów świętych"  przedstawia dwoje ludzi z aureolami w seksualnej pozycji - co chciałeś w ten sposób pokazać?

F. R-L. Przede wszystkim to nie są aureole tylko nimby, mające swą genezę w epoce hellenistycznej – stamtąd przeniknęły do sztuki chrześcijańskiej. Generalnie nimb to otok namalowany wokół głowy – podkreśla duchową moc danej jednostki, występuje w sztuce buddyjskiej, hinduskiej, islamskiej i chrześcijańskiej; nie zawsze otaczane są nim głowy świętych. Aureola to raczej owal, krąg nad głową.

Wracając do mojego obrazu: matka i ojciec. Jin i jang. Dla mnie akt prokreacji jest cudem. Seksualne złączenie powoduje, że dwa organizmy stają się jednością. Czy to nie jest święte?

 

P.P. No dobrze, w Twojej twórczości jednak motywy religijne w kontekście seksualności pojawiają się nader często. Dlaczego?

F.R-L. Chyba dlatego, że interesuje mnie życie seksualne człowieka, seks jest darmową przyjemnością, którą można przezywać razem lub osobno – w zależności od potrzeb i możliwości. Jesteśmy istotami posiadającymi możliwość czerpania z seksu radości. Blokowanie tej wrodzonej nam cechy powoduje zaburzenia osobowości o różnym nasileniu. Wystarczy spojrzeć na skandale wybuchające wśród duchownych. Oni tam po prostu wariują – często zwyczajne potrzeby, dzięki blokowaniu ich, przeradzają się w dewiacje. Święci których malowałem byli dewiantami lub szaleńcami – równie szalonym pomysłem był proces kanonizacyjny tych jednostek.

 

P.P. Na przykład?

F.R-L. Święta Małgorzata – królewna węgierska. Nigdy się nie myła, nie sprzeciwiała się gdy gryzły ją robaki ofiarowując w ten sposób ciało Panu. Nosiła włosiennicę, która musiała sprawiać jej nieziemski ból – masochistyczną przyjemność. Później kazała się wiązać, chłostać, łamać na kole – o tym wszystkim pisze Piotr Skarga. Święta Angela z Folingo piła wodę po trędowatych, rozkochana w obrzydliwościach trudnych do opisania przyjmowała w ten sposób „świętą komunię”. Święta Katarzyna z Sieny przyjemność uzyskiwała biczując się do krwi łańcuchem i parząc swe członki wrzątkiem. Historia zna papieży, którzy mieli kochanki i kochanków a także zwierzęcych przyjaciół. Przykładów jest bez liku – mówimy jednak o motywach jakimi kierowałem się malując sprzedane już obrazy z minionej kolekcji. Teraz nie będę przedstawiał świętych.

 

P.P. No właśnie do tego zmierzam. Twój nowy cykl nosi tytuł „Prohibited desire stories”. Zdradź nam co malujesz.

F.R-L. Przede wszystkim pokazuję nagość. Nasze ciało jest stworzone do przeżywania – nie ma niczego złego w odczuwaniu przyjemności. Piękne jest zarówno ciało kobiece jak i męskie. Wszelkie rzeczy, które sprawiają przyjemność, są w swej naturze dobre. Jeśli każda ze stron akceptuje daną rzecz i odbiera ją jako przyjemność – nikt nie ma prawa tego nikomu zabraniać. Właśnie to maluję. Takie jest tez moje przesłanie. Wolność jest najwyższą wartością – szczęście czyni z nas lepszych ludzi – cierpienie odkształca i powoduje zaburzenia.

 

P.P. Mówią, że cierpienie uszlachetnia.

F.R-L. Tak jak korozja.

 

P.P. Mam rozumieć, że twoja filozofia życia to hedonizm?

F.R-L. Na pewno w pewnym stopniu jestem hedonistą. Hedonizm etyczny mówi, że człowiek powinien zdążać do szczęścia. Unikanie cierpienia i bólu jest podstawowym warunkiem osiągnięcia szczęścia. Jeśli człowiek nie potrafi przetworzyć trudnych sytuacji w zrozumienie i później w radość, najlepszą metodą jest właśnie omijanie sytuacji powodujących ból. Tak więc na poziomie podstawowym, mogę nazwać się hedonistą. Na głębszym i wewnętrznym jestem buddystą. Staram się zrozumieć naturę rzeczy i zdobytą wiedzę wprowadzać w życie.

 

P.P. Czyli jesteś religijnym człowiekiem?

F.R-L. „Żyć i umrzeć bez żalu – oto moja religia”. Te słowa powiedział buddyjski mistrz – Milarepa. Określają one całą moją wiarę i system wartości.

 

P.P. A grzech? Jesteśmy ponoć grzeszni.

F.R-L. Bzdura. Jesteśmy piękni a nie grzeszni. Mamy prawo do szczęścia i do godnego życia. Nie jesteśmy niczyimi dłużnikami. Nie musimy tarzać się w błocie w imię żadnego boga ani jego przedstawicieli. Pojęcie grzechu wprowadzono po to, by kontrolować i manipulować poddanymi. Grzech pierworodny jest najlepszym tego przykładem. Człowiek musi płacić jakiemuś duchownemu za to, że się urodził. Rodzice płacą za to, żeby ich dziecko nie było na wieki potępione. Cóż za bzdura. Nie wierzę, że ktoś rozsądny może brać to poważnie.

 

P.P. Jesteś antyklerykalny?

F.R-L. Jak najbardziej. Aczkolwiek uważam, że jeśli ktoś ma ochotę cierpieć i utrzymywać pasożytów, ma do tego prawo. Jestem przeciwny konkordatowi i uważam, że państwo powinno być natychmiast odseparowane od kościoła. To skandal, że religia w Polsce nauczana jest w szkołach państwowych, to skandal, że księża nie płacą podatków.

 

P.P. Kontrowersyjna wypowiedz. Udowodniłeś, że potrafisz szokować, ale co dla Ciebie jest szokiem?

F.R-L. Ja tylko powiedziałem co myślę. Jeśli wyrażanie swoich prawdziwych opinii jest szokujące, to masz rację – potrafię szokować. Co jest dla mnie szokiem? To, że dzieciaki w Afryce umierają z głodu albo to, że w Polsce dalej każą żyć ludziom godnie za 800 złotych miesięcznie. Generalnie szokuje mnie głupota i niesprawiedliwość.

 

P.P. Czego według Ciebie brakuje Polakom?

F.R-L. Rzeczy o którą zawsze walczyliśmy – wolności. Wolność w Polsce jest nadal tłamszona na każdej płaszczyźnie. Każdy inny człowiek jest dyskryminowany. Widać to na ulicach, w wiadomościach i w sejmie, gdzie chamy potrafią publicznie obrażać innych. Od dawna na to nie patrzę – szkoda mi czasu. Także wolność gospodarcza leży. Pod tym względem Polska jest strasznym krajem. W zasadzie nie da się otworzyć własnej, drobnej działalności gospodarczej bez kombinowania. Państwa zachodnie są przyjacielem społeczeństwa, tak jak policjanci. Tylko w Polsce do policjanta się nie podchodzi, tylko w Polsce policjant czyha za rogiem, ukryty - wlepia mandat za przejście w niewłaściwym miejscu ulicy. Tylko w Polsce do tej pory widnieją idiotyczne tabliczki z zakazami deptania trawy. Na zachodzie ludzie na trawie leżą i wszyscy są zadowoleni – nie sądzę także, aby trawa cierpiała.

 

P.P. Często podróżujesz po świecie. Gdzie czujesz się wolnym? Masz jakieś ulubione miejsca?

F.R-L. Myślę, że poczucie wolności znajduje się w umyśle. Tak naprawdę można być inwalidą i jednocześnie „wolnym człowiekiem”. Rzeczy które ograniczają wolność pochodzą od osób, którym ufamy najbardziej. Ludzie bliscy są często nadbagażem w naszym życiu. Miłość która ogranicza jest straszną rzeczą.
Jeśli chodzi o świat i moje ulubione miejsca, mam kilka. Pod tym względem jesteśmy zgodni z Martinem. Obaj uwielbiamy Japonię. Okolice Nagasaki są naszym sekretnym azylem. Piękna jest też Matsushima, leżąca po drugiej stronie kraju. Uwielbiam Kathmandu. Okrążanie stup jest moim ulubionym zajęciem. Mogę to robić godzinami. Nie pytaj dlaczego, bo nie wiem.

 

P.P. Okrążanie stup? Nie wiem o czym mówisz.

F.R-L. Stupa kiedyś spełniała funkcję kopca sepulkralnego. Były więc grobowcami. Spełniały również funkcję ołtarzy w obrębie świątyń. Ich forma ulegała zmianom, dzięki temu mamy różne rodzaje stu. Generalnie jednak każda stupa obrazuje przekształcenie wszystkich emocji i żywiołów w oświeconą mądrość. Dla buddysty jest materialnym symbolem doskonałego oświecenia. Okrąża się ją w kierunku zgodnym ze wskazówkami zegara. Okrążając ją zasiewam nasiona przyszłości, gromadzę w umyśle pozytywne wrażenia – mówiąc prościej.

 

P.P. Czy tworząc, również gromadzisz pozytywne emocje?

F.R-L. Jest to gromadzenie innego rodzaju, ale tak. Tworzenie jest przyjemnością.

 

P.P. Czy twórczość to praca?

F.R-L. Chyba tak. Praca przecież może być przyjemna i dobrze płata. Prawda? Ja pracuję cały czas. Dobrze mi z tym, choć czasami jestem zmęczony. Wtedy biorę urlop i wyjeżdżam albo po prostu zamykam drzwi przed światem.

 

P.P. Co wtedy robisz? Masz jakieś hobby nie związane z twórczością?

F.R-L. Moim hobby jest moja praca. Maluję ale także rzeźbię. To drugie można określić słowem hobby. Piszę i prowadzę wiele projektów związanych z literaturą. Przewodniczę międzynarodowemu stowarzyszeniu artystycznemu, prowadzę portal e-sztuka.com. Jestem redaktorem naczelnym w gazecie artystycznej o ogólnoświatowym zasięgu. Robię mnóstwo rzeczy, które lubię. Nie mam czasu na nic więcej. Oczywiście interesuję się różnymi rzeczami, nie mogę ich jednak nazwać moim hobby.

 

P.P. Co więc robisz, gdy cię nie ma?

F.R-L. Podróżuję. Czytam. Poznaję. Zajmuję się wydawaniem pieniędzy, jem ogromne porcje lodów, razem z Martinem bez żadnych ograniczeń spełniamy swoje zachcianki. To właśnie robię.

 

P.P. No właśnie o granice chciałem zapytać. Masz jakieś granice w tym, co chcesz przedstawić w sztuce?

F.R-L. Nie – sztuka nie zna granic. Jeśli będę potrzebował użyć nadzwyczajnych środków do wyrażenia tego co czuję, nie zawaham się. Opinia innych nie ma znaczenia.

 

P.P. Gdzie chciałbyś wystawiać swoje prace?

F.R-L. Ja nie mam parcia na popularność. Wręcz przeciwnie – nie lubię być rozpoznawanym. Cenię sobie spokój i nie lubię mieć ludzi wokół siebie. Dlatego też nie marzę o miejscach wystawowych, nie widzę się na salonach i imprezach na których pojawiają się celebryci. Czasami bywam tam, ze względów marketingowych, źle to jednak znoszę. Jeśli mówię, myślę o jakimś miejscu robię to ze względu na moje interesy.

 

P.P. Interesy? Czyli jednak?

F.R-L. A myślałeś, że artyści jedzą trawę i żyją pod gołym niebem ciesząc się wschodami i zachodami słońca? Wiesz ile kosztuje dwumiesięczny pobyt w Japonii, dla dwóch z przelotem?

 

P.P. Ile?

F.R-L. Trzydzieści pięć tysięcy dolarów. Można troszkę taniej, ale co to za wakacje jak są tanie.

 

P.P. Nie wiem co powiedzieć.

F.R-L. Ja też nie, zwłaszcza wtedy, gdy ktoś chciałby abym pracował za darmo. Zawsze odpowiadam, że nie ma sprawy, ale chciałbym w zamian darmowy bilet dookoła świata. Ludzie, którzy proszą innych o darmowe przysługi, nie mają wyobraźni.

 

P.P. Ale przecież pisanie wierszy jest w zasadzie pracą wolontaryjną. Chyba nie powiesz, że na wierszach można się dorobić.

F.R-L. To zależy. Niemniej, nie wszystko co robimy i co sprawia nam radość musi wiązać się z dochodami, aczkolwiek pisanie wierszy może prowadzić do bogatego i ciekawego życia. Nie dalej niż tydzień temu, ktoś zadał mi podobne pytanie. Jak można „wyżyć” ze stu tomików wierszy? Odpowiedź jest prosta. Nie można. Poeci jednak oprócz sprzedawania tomików, dostają różnego rodzaju honoraria, czasami nagrody. Prowadzą wykłady, prowadzą warsztaty w szkołach i bibliotekach i za to dostają wynagrodzenie. Taki poeta, jeśli obrotny, może całkiem dobrze „żyć z poezji”.

 

P.P. Art and business?

F.R-L. Myślę, że współczesność zmusza artystów do dbania o swoje interesy. Sam mam osoby, które opiekują się moim rozwojem – bez nich nie dałbym rady.

 

P.P. Wiesz czego chcesz?

F.R-L. Zdecydowanie tak.

 

P.P. Czego więc chce artysta, który osiąga sukcesy?

F.R-L. Żyć i umrzeć bez żalu...

 

P.P. Dziękuję za wywiad.

F.R-L. Połowa przyjemności po mojej stronie.

 

Z Frederickiem Rossakovsky-Lloyd, rozmawiał Paweł Perkowski

 

 

 

 

 

Już niebawem, 17-31 maja dobędzie się wystawa Frederick'a Herbert Rossakovsky-Lloyd'a w Galerii Schody na Nowym Świecie, na którą serdecznie zapraszamy!