Rysuję bo lubię. Rysuję cyfrowo, bo bywam wygodnicka. Rysuję królewny, bo zawsze tak było. Rysuję story, bo mi się tak podoba. Takie moje story.
Czerwiec – miesiąc najbardziej kojarzony z wakacjami, nadchodzącą wolnością, słońcem i truskawkami. To dzień dziecka, potem dzień ojca i noc świętojańska. Jednak niewiele osób jest w stanie określić, co jego nazwa oznacza lub skąd
się wzięła. O wiele łatwiej wskazać etymologię w przypadku łaciny, gdzie Iunius honoruje Juliusza Cezara. A nasz czerwiec? Jedno ze źródeł podaje jego związek z czerwcem polskim - owadem, z którego wyrabiany był czerwony barwnik do tkanin.
Informacja ta nie pozostaje bez znaczenia, kiedy przyjrzymy się pracy wybranej przez moderatorów Galerii na Pracę Miesiąca Czerwiec. W Pożegnaniu nadciąga jesień, niweczy to, co przyniosły letnie dni. Choć w oddali majaczą jaskółki, jest ich zdecydowanie za mało, by uczynić wiosnę. Już te martwe liście wydają się bardziej dynamiczne, a przed zapanowaniem nad ziemią powstrzymuje je wyłącznie efemeryczna postać. Zupełnie jakby mówiła do jaskółki, która przysiadła jej na dłoni: na wszystko przyjdzie czas.
Teraz czas nadszedł na prezentację autorki sporządzoną przez nią samą. Zapraszam zatem do przeczytania krótkiego artykułu i do przejrzenia wywrotowej galerii oraz strony autorskiej.
Justyna Barańska
Redakcja
Aniarysuje – Anna Moderska
Rysuję bo lubię.
Rysuję cyfrowo, bo bywam wygodnicka.
Rysuję królewny, bo zawsze tak było.
Rysuję story, bo mi się tak podoba. Takie moje story.
Inaczej rysuję dla dzieci, inaczej dla dorosłych. Bardzo dla siebie rysuję jeszcze inaczej. Właściwie wszystko dyktuje mi wyobraźnia, nastrój i potrzeba. Zwykle moja własna.
Nie interesuje mnie to, co jest modne - ani w rysunku, ani w ilustracji.
Czerpię przyjemność z umieszczania postaci ludzkich w sceneriach bajkowych. W ogóle konwencja bajki i nieprawdziwości niesie wg mnie dużo prawdy o życiu wewnętrznym. Nie aspiruję do tworzenia dzieł metaforycznych. Co to to nie. Czuję jednak, że historyjki niosą coś, co potem każdy interpretuje na swój sposób. Moje zadanie kończy się w momencie postawienia ostatniej kropki. Potem z przyjemnością dowiaduję się, że obrazek ma pięć skrajnie odmiennych znaczeń, w zależności od osoby, która go ogląda.
Inspiruje mnie wszystko. Obrazy mnie prześladują. Pojawiają się w głowie niemalże gotowe, noszą się. A potem wystarczy je narysować. Inaczej rysuje mi się na smutno. Inaczej kiedy jestem rozkochana - choćby w życiu. W rysowaniu lubię oba stany, choć trudniej skupić się, kiedy nastrój jest pozytywny. I to jest fakt. Wiem, że istnieje mit, jakoby tworzenie w smutku było bardziej oczywiste, że depresja inspiruje do tworzenia dzieł lepszych, ważniejszych, bardziej istotnych... Nie wierzę w to - raczej powoduje, że tworzymy dzieła smutne - a odbiorca, jak to człowiek, reaguje na to żywo, bo nagle rozumie, że nie tylko on w sobie smutek nosi. Nie lubimy się przyznawać do smutku, dlatego chyba cenimy depresyjną twórczość. A mówię to, bo moja bywa smutna tak samo jak bywa wesoła, i widzę, że ta druga rzadziej zachęca do interakcji i reakcji ze strony odbiorców. I tak sobie to właśnie tłumaczę.
Rysowanie jest praktyczne i daje się użyć. Lubię być praktyczna i wykorzystuję to moje rysowanie również zupełnie technicznie - do projektów, które wykonuję. Takie projekty lubię najbardziej, bo w pracy nad nimi jest duży ładunek twórczej zabawy. Podziwiam odwagę osób zamawiających projekty bardziej artystyczne. Bo trzeba mieć jaja, żeby dać twórcy wolną rękę. Nie mam też nic przeciwko rysowaniu na zamówienie. Ba, cieszy mnie to i daje dodatkowe pole do popisu, żeby zrobić coś, co nie będzie kłóciło się ze mną, a jednocześnie zagra w duszy zamawiającego. To jest trudniejsze niż rysowanie dla siebie.