Były chwile, kiedy bałam się, że zostanę artystką tylko od waginy
Iwona Demko, rzeźbiarka, artystka, feministka. Ukończyła Wydział Rzeźby na ASP w Krakowie, gdzie obecnie pracuje jako asystentka. Ostatnio w jej twórczości dużo miejsca zajmuje temat kobiecej seksualności, a dosłownie: waginy. Zawsze pociągał ją kolor różowy i wprawianie publiczności w lekkie zakłopotanie. Kilka lat temu pozwalała na to, by jej prace po prostu się „kojarzyły", potem kazała odbiorcom swoje prace lizać - zrobiła sromowe lizaki, aż w końcu wyniosła Waginę na ołtarze.
Voca Ilnicka: Spotkałyśmy się na Dniach Cipki, przyjechałaś z książką „Wagina" w garści. Skąd twoje zainteresowanie waginami?
Iwona Demko: Denerwował mnie wszechpanujący kult fallusa. Nie wynikało to z mojej negacji tego kultu. Nie chodziło mi o odwrócenie ról i o to, żeby nastał kult waginy. Nie myślę również o walce czy dochodzeniu, która z płci jest lepsza, mądrzejsza, piękniejsza czy silniejsza... Nie lubię tylko kiedy jest lepszy i gorszy - równy i równiejszy. Zdarzało mi się, że czytałam artykuły, w których usiłowano mi wmówić, że kobieta ma wrodzoną zazdrość o fallusa. Zawsze dziwiły mnie takie stwierdzenia, ponieważ raczej byłam zadowolona z tego, co posiadam.
Nie podobało mi się również to, że jest wiele kobiet, które wstydzą się swoich narządów płciowych. Czułam wewnętrznie, że musiał kiedyś istnieć kult waginy. Przecież wagina to brama, przez którą przychodzimy na świat i wydawało mi się, że nasi przodkowie musieli doceniać ten fakt. Zaczęłam interesować się tym tematem i rozpoczęłam moje poszukiwania.
V: I jak efekty tych poszukiwań?
Znalazłam kilka krótkich tekstów na ten temat w internecie, a w końcu trafiłam na książkę Catherine Blackledge „Wagina. Kobieca seksualność w historii kultury". Pochłonęłam tę książkę z wypiekami na twarzy. Na każdej stronie tej niezwykłej książki odkrywałam informacje, które wywoływały we mnie olbrzymie uczucia - zdziwienie, zaskoczenie a czasami szok. Przede wszystkim jednak znalazłam tam potwierdzenie moich przypuszczeń - istnienia kultu waginy.
Zrozumiałym dla nas jest to, że wagina kojarzona jest z płodnością. Obecnie sprowadza się ją wyłącznie do roli seksualnej. Z książki dowiedziałam się, że kiedyś wagina traktowana była z szacunkiem jako symbol szczęścia i zdrowia. A widok odsłoniętych warg sromowych (tak zwany akt Ana-suromai) był w stanie zmienić wynik wojny, odstraszyć groźnego drapieżnika, wrogich wojowników, powstrzymać huragan, odpędzić złe demony, czy groźne bóstwa - odsłonięta wagina mogła zapobiec nieszczęściu.
Płaczki na pogrzebach, płacząc, obnażały swoje genitalia, aby odstraszyć złe duchy, a siedząca na piersiach opętanego kobieta wypędzała - siłą swego niezwykłego narządu płciowego - szatana. Odsłanianie sromu wzmagało również plony, powodowało urodzajność ziemi, wzrost roślin, żyzność gleby. Akt Ana-suromai był również aktem upokorzenia i karcił sprawców przemocy lub hańbiących czy obraźliwych czynów. Ślady kultu waginy pojawiały się niezależnie od siebie w różnych częściach świata i różnym czasie.
V.: Wygląda na to, że wagina wysuwa się na pierwszy plan w Twojej twórczości. Nawet to, co waginą nie jest - jest jakieś takie... odlegle z nią spokrewnione: różowe, pluszowe, rozgrywa się w cieple, w relacjach między kobietą i mężczyzną, też gdzieś w świecie zderzania się stereotypów i miłości (mam na myśli „Męskie ramię").
Wydaje mi się, że temat dotyczący waginy towarzyszył mi od momentu kiedy zawładnął mną kolor różowy. Początkowo były to formy obłe, abstrakcyjne, nie dosłownie przedstawiające waginę. Kolor różowy miał sugerować cielesność. Wtedy też zauważyłam, że obłe, abstrakcyjne kształty zawsze kojarzą się większości ludziom erotycznie. Bardzo podobała mi się reakcja publiczności oglądającej moje prace - ich twarze były nieco zaczerwienione i zawstydzone, a w głowach kotłowała się myśl: „Czy wszyscy widzą to co ja, czy tylko ja mam takie kudłate myśli?". Każdy myślał „o jednym", ale równocześnie każdy starał się ukryć swoje skojarzenia. Wtedy też zauważyłam jak wstydliwy jest to temat - mimo że dotyczy każdego z nas.
Podobało mi się to wprowadzanie odbiorcy w zakłopotanie. I czasami - muszę się przyznać do rzeczy strasznej - jeśli ktoś odważył zapytać się mnie, czy to rzeczywiście same piersi, pośladki i waginy, okrutnie odpowiadałam (wprowadzając go w jeszcze większe zakłopotanie), że to po prostu forma abstrakcyjna, która raczej nic nie przedstawia i każdy kojarzy ją inaczej...
Potem pojawiła się we mnie chęć zniesienia dystansu między zawstydzonym odbiorcą a moimi pracami. Chciałam, aby każdy przełamał barierę i zamiast oglądania spotykanych w muzeach tabliczek z napisem „Nie dotykać", dotykał moich prac. Dlatego zrobiłam z gąbki i różowego polaru miękkie, obłe „Przytulanki", których głównym zadaniem było skłonić odbiorcę do dotykania. A potem zrobiłam następny krok. Postanowiłam jeszcze bardziej zaangażować widza, a konkretnie jego język i ... zrobiłam lizaki. Tym razem skojarzenia miały być jednoznaczne i miały dotyczyć waginy. Każdy, kto przybył na wernisaż, otrzymał takiego lizaka i musiał go lizać. Kontakt z moją sztuką stawał się w ten sposób bardzo bliski.
V.: Jakie zazwyczaj są reakcje ludzi na Twoje prace? A szczególnie reakcje kobiet.
Kiedy robiłam „28 dni", każdą z poduszek konsultowałam z moimi koleżankami. Pytałam je o ich własne odczucia i refleksje. Mimo że znały poduszki z moich opisów słownych, kiedy pokazałam im gotowe prace, na ich twarzach przez pierwsze sekundy malował się szok. Jednak zaraz potem pojawiały się aprobata i zachwyt. Celowo użyłam do wykonania poduszek miękkich, błyszczących materiałów, futerek, koralików, cekinów, błyskotek czyli materiałów kojarzących się z kobietą.
„Poduchy-cipuchy" - jak ja to mówię - spotkały się z bardzo wieloma pozytywnymi opiniami zarówno ze strony kobiet jak i mężczyzn. Moi znajomi przesyłali link do mojej strony swoim znajomym, a ci wysyłali do swoich. Dostałam nawet kilka maili od znajomych moich znajomych (mi nieznajomych), w których czytałam o tym, że „28 dni" zrobiło na nich duże, pozytywne wrażenie. Wiele kobiet utożsamiało się z tym projektem, odnajdywało swoje emocje. Zauważyłam, że właśnie ten mój projekt spotkał się z największym poruszeniem wśród odbiorców.
Inny odbiór spotkał zrobione przeze mnie lizaki. W większości przypadków projekt ten wywoływał uśmiech i delikatne zażenowanie. Wernisaż polegał na degustacji, jednak większość ludzi szybko chowała lizaki po kieszeniach i niewielu śmiałków odważyło się lizać na oczach innych. Często zdarzało mi się potem, że moje koleżanki prosiły mnie o przygotowanie takiego lizaka, ponieważ chciały wręczyć go mężczyźnie.
V.: A „Waginantyzm"? Tam kobieta modli się do waginy. Klęczy na klęczniku - takim różowym-pluszowym...
Z „Waginatyzmem" było inaczej. Był to projekt, w którym posunęłam się znacznie dalej. Nie tylko przedstawiłam w nim waginę, ale kazałam przed nią klękać. Wiele osób odczytywało to jako bluźnierstwo. I mimo że na swojej stronie umieściłam obszerny tekst, który pomagał zrozumieć mój projekt, osoby wychowane w religii chrześcijańskiej były zbulwersowane, a zamieszczony tekst nie zawsze przynosił zamierzony przeze mnie efekt.
Najdziwniejsze było to, że bardziej tolerancyjni okazywali się mężczyźni niż kobiety. Na wystawie, na której prezentowałam „Waginatyzm", widziałam uśmiech na twarzach mężczyzn i uczucie niesmaku na twarzach kobiet.
Klęcznik nie został przeze mnie zrobiony po to, aby bulwersować czy kogokolwiek obrażać - daleka byłam od takich zamiarów. Zrobiłam „Waginatyzm" głównie po to, aby wpłynąć na zmianę patrzenia i myślenia o waginie. Chciałam zwrócić uwagę na inne postrzeganie tematu, który wydaje nam się oczywisty i bezdyskusyjny. Dlatego też oprócz projektu umieściłam na swojej stronie obszerny tekst.
Jest mi również w pewien sposób przykro, że kobiety nie akceptują i nie potrafią być dumne ze swoich narządów płciowych i często to one mają gorsze nastawienie do nich niż mężczyźni. Chciałabym, aby to się zmieniło. Celowo też umieściłam na klęczniku kobietę, chciałam uniknąć seksualnych podtekstów. Nie chciałam również robić symbolu klęczącego przed kobietą mężczyzny. Kiedyś kobiety modliły się do waginy jako bogini z prośbą o potomstwo. W wielu kościołach umieszczano wyryte w skałach symbole warg sromowych, aby idąca do ołtarza panna młoda mogła je potrzeć ręką, zapewniając sobie w ten sposób płodność.
V.: Z cyklu poduszkowego (28 dni) najbardziej do mnie przemawiają te pierwsze - „okresowe". Rzekłabym, że są „milusińskie". To świadomy zabieg? Kobiety przecież nie przepadają za miesiączką...
Chciałam, aby wszystkie poduszki były bardzo przyjemne i milusińskie, również te opisujące miesiączkę. Poduszki dotyczą tematu, który raczej nie spotyka się z przyjaznym odbiorem, dlatego celowo chciałam wzbudzić w odbiorcy uczucia odmienne - zaskakująco przyjemne. Nie chciałam potwierdzać utartych sposobów myślenia, chciałam zmienić nasze spojrzenie na bardziej pozytywne.
Wydawało mi się, że jeśli przedstawię waginę w sposób tak dekoracyjny, to nikt nie będzie mógł się oprzeć takiemu wizerunkowi. Chciałam, aby poduszki, które miały oddawać okres płodny w cyklu kobiety, były wyjątkowo strojne, te które miały przedstawiać PMS (nazwa od ang. Premenstrual syndrome - zespół napięcia przedmiesiączkowego), miały być smutne, groźne czy wściekłe nie tracąc jednak ciągle swojej sympatyczności.
Trzy pierwsze dni okresu są w kolorze mocno czerwonym, dwa kolejne mają jaśniejszy odcień czerwieni. Sama nie lubię tej części cyklu. Mam silny ból brzucha, który towarzyszy mi w pierwszym dniu miesiączki - stąd szpilki wbite w wargi sromowe. Jednak pokazując to w tak uroczy sposób, chciałam wpłynąć też sama na siebie, zmusić się do zaakceptowania tej części cyklu, do zmienienia mojego negatywnego nastawienia. Chciałam trochę zaczarować te bolesne i niekomfortowe dni i zamienić je na bardziej przyjazne - przynajmniej w sposobie naszego myślenia.
V.: Jedna z tych poduszek to wagina dentata. Co Tobą kierowało, żeby ją tam umieścić?
Bardzo spodobały mi się historie o waginie dentacie. Wyobrażenia, że wagina mogłaby mieć zęby, bardzo mnie zainspirowały. Są również historie, które mówią, że w pochwie mieszkają węże, a nawet smok. Opowieści te były wynikiem strachu mężczyzn przed rozpoczęciem życia seksualnego. Przecież ich narząd płciowy miał zniknąć gdzieś w ciemnościach i nie wiadomo było tak naprawdę, co tam jest. Postanowiłam wykorzystać ten motyw. W moim projekcie wagina dentata symbolizuje jeden dzień PMS'u, kiedy bywamy bardzo groźne i nerwowe. Ja sama jestem wtedy niekiedy bardzo agresywna i mam ochotę wyrzucić agresję na każdą napotkaną osobę, która choć trochę mnie zdenerwuje. I czasami dużo mnie kosztuje siły to, aby tego nie zrobić. Dla ciekawostki powiem, że zęby w poduszce zrobiłam z moich kolczyków.
V.: Jak podobają Ci się prace innych artystek i artystów też podejmujące tematykę seksualności kobiet?
Tak naprawdę znacznie więcej jest w sztuce fallusów niż wagin. Bardzo lubię „Czerwony abakan" Magdaleny Abakanowicz, czy „De-konstrukcję wieży" Marii Pinińskiej Bereś. Duże wrażenie zrobiła na mnie niesamowita praca Judy Chicago „The Dinner Party". Jest również Ewa Świdzińska i jej „Żywoty intymne" oraz Maurycy Gomulicki i jego „Pussy mandala".
Strona internetowa artystki: http://www.iwonademko.art.pl
artykuł pochodzi z serwisu