Czernobyt

Agnieszka Kłos
Agnieszka Kłos
Kategoria sztuka · 6 lutego 2008

Paul Fusco nie odkrywa przed nami żadnej prawdy, a jednak wierzy się jego kadrom. W kilku zaledwie obrazach pokazał wszystko, co kojarzy nam się ze słowem "Czernobyl". Stereotypowe wyobrażenie katastrofy ekologicznej znalazło swój wyraz w oszczędnych, ascetycznych kadrach.

Przed tymi zdjęciami nie ma ucieczki, podobnie jak nie było jej na ziemi skażonej wybuchem reaktora. Ślad katastrofy został starannie zamazany przez władze Związku Radzieckiego. Fusco ze swoim aparatem odkrywa przed nami to, co pozostało. Po kilku, kilkunastu latach od katastrofy urodziły się dzieci niepodobne do ludzi. Mają odnóża słoni, wielkie podwójne głowy i ślepe oczy. Kiedy ogląda się esej o Czernobylu, spogląda się w głąb czarnej studni, na dnie której leżą wszystkie wyobrażenia koszmarów, jakie znamy. Dlatego niełatwo tam spojrzeć. Nic nie pomaga w konfrontacji z Fusco.

 

Wyczerpujący rytm tych zdjęć zasadza się na nieskończoności. Sunąc po obrazach z dawnego Związku Radzieckiego mamy pewność, że narracja zmierza do jakiegoś celu. Jest określona i zaplanowana. Tymczasem w eseju Fusco nigdy nie docieramy do budującej puenty. Nie ma zdania na zakończenie, które niosłoby jakiekolwiek pokrzepienie. Widz zostaje skonfrontowany z obrazami o niespotykanej sile, po czym pozostawiony samemu sobie. Fusco osiąga efekt koszmaru z zupełną prostotą. Rezygnuje po prostu z wszelkich zabiegów estetyzujących, dzięki którym to, co brzydkie zaczęło by się podobać. Szpetota, brzydota, deformacja związana jest w jego zdjęciach z człowiekiem tak niepodzielnie, że nie jesteśmy jej w stanie oddzielić. Dlatego patrzenie na wykrzywione dzieci jest tak bolesne. Nie możemy dokonać podziału na to, co jednoznacznie człowiecze i związane z chorobą. Bo w ciele współczesnych mieszkańców okolic Czernobyla choroba stała się częścią natury.

 

Tych zdjęć nie oglądamy w ciszy. Głos komentatora i monotonny śpiew z cerkwi powodują, że zdjęcia nabierają charakteru filmu. To jedyny zabieg, który ma na celu przybliżyć sztukę Fusco przeciętnemu odbiorcy. Pokazy takie jak ten stanowią już sprawdzoną i zwyczajową tendencję we współczesnej fotografii. Głos komentatora, autora lub świadka dodatkowo osadza fotografie, wzmacnia ich przekaz i związek z rzeczywistością. To ostatecznie zdjęcia dokumentalne, choć na pierwszy rzut oka mogą wydawać się preparacją. Fusco mówi: "Jeżeli chodzi o foto-dziennikarstwo uczciwość jest dla mnie zasadą numer jeden. Większość moich zdjęć nie jest dobra. Trudno jest w ułamku sekundy dobrze zorganizować i uporządkować fotografowaną przez nas przestrzeń. Ja nigdy niczego nie ustawiam."

 

W tak odmalowanym świecie dziecko staje się ikoną. Pokazywane jest we fragmentach, niemal nigdy w całości. Dziecko w kadrze Fusco to święty głupiec, którego ciało zostało wykrzywione tańcem z demonami. Dlatego leży na podłodze, je z miski jak pies i wije się na rękach pielęgniarzy. W pokonywaniu drogi do świętych dzieci Fusco okazał się mistrzem. Nie jest nachalny i wścibski. Pokazuje tylko to, co widoczne jest na pierwszy rzut oka. Jego kadry odsłaniają dziecko w kawałku, w szczególe. Niekoniecznie tylko tym, który jest zdeformowany, ale przyciąga czymś uwagę widza. Czasem są to zamknięte oczy, czasem wykrzywiona lekko twarz. Fusco sięga po aparat dopiero wtedy, kiedy w kadrze możliwa jest konfrontacja zdrowego z chorym. Kalectwo i chorobę pokazuje jednak z perspektywy opiekuna, przyjaciela lub matki. Rzadko dzieci na zdjęciach są same. Właśnie ten efekt powoduje, że widz zaczyna dzieciom współczuć. Obiekt zdeformowany chorobą przestaje być tylko obiektem podglądania, a staje się człowiekiem.

 

Układ i kompozycja zdjęć nie jest wynikiem przypadku. Fusco zawsze bardzo starannie podchodzi do selekcji i reżyserii swoich fotografii. Dlatego poza wszelkim kontekstem humanizmu, Fusco pozostaje sobą; bardzo zdolnym, świadomym artystą, który wpływa bardzo realnie na świat naszego postrzegania. Sam przyznaje: " Niezmiernie mi zależy na możliwości kontrolowania ludzkich uczuć i doświadczeń podczas oglądania moich zdjęć." Krótki esej o śladach wydobytych po katastrofie, odkrywce i swoistej "ekshumacji" dowodów, pozostaje kolejnym świadectwem w światowej fotografii. Jest też dowodem na to, że miejsca szczególnie skażone przyciągają artystów, a przemoc staje się podstawowym aspektem sztuki jaką żyją.  

 

  

http://inmotion.magnumphotos.com/essays/chernobyl.aspx

agnieszka kłos