Mr Emnezz

Meg
Meg
Kategoria sztuka · 9 grudnia 2007

Marcin Szambelan „Emnezz" - człowiek o tysiącu min, niebanalnym poczuciu humoru, a przede wszystkim plastycznej wyobraźni tak potrzebnej w pracy fotografa.

 

Jego zdjęcia można zobaczyć dosłownie wszędzie - od magazynów hiphopowych, poprzez witryny internetowe na książkowych publikacjach skończywszy. Robił zdjęcia do okładek płyt: 2Cztery7, Fenomenu, Borixona, Skazanych na Sukcezz i Tedego. Był nadwornym fotografem chyba najbardziej znanego polskiego klubu hiphopowego The Fresh. Dużo w nim z artysty, co nadaje jego fotografiom wyjątkowość i niepowtarzalność. Mało jednak w nim skromności, dzięki czemu wiara we własne możliwości i pewność siebie procentują kolejnymi sukcesami.


Jak to się stało, że fotografia pojawiła się w twoim życiu?

Fotografia od zawsze była w moim życiu, pewnie jak i w każdej - mniej czy bardziej zamożnej rodzinie - różniła się tylko aparatem i materiałem światłoczułym. Pierwszym aparatem, który znalazł się w moim domu była jakaś ruska dalmierzówka, którą mój tata robił zdjęcia na bardzo kiepskich materiałach światłoczułych. Później ten ruski przewspaniały model wypchnęła nowa zabawka, którą moja siostra dostała na komunie, tzw. małpa, wtedy rusek schował się w szafie, aż do momentu kiedy świadomie zachciało mi się uwieczniać obrazy na kliszy.
Od 14 roku życia ciągle marzyła mi się lustrzanka cyfrowa, lecz w tamtych czasach kosztowały one fortunę a i tak nie były lepsze niż lustrzanki na klisze. Zainteresowanie obrazem wzięło się z czystego zainteresowania grafiką komputerową, a wcześniej rysunkiem. Od przedszkola wykazywałem zdolności plastyczne ale nigdy ich nie rozwijałem w żadnych szkołach. Kiedyś (może przez pól roku) uczęszczałem na jakieś kółko plastyczne, ale nie czułem się tam zbyt swojsko, raczej jak sam w obcym świecie, wiec zrezygnowałem, a jak.
Gdy przyjechałem do Warszawy w wieku 16 lat, postanowiłem poświecić się grafice komputerowej. Projektowałem głównie ze zdjęć, a nie ma to jak własne dobre zdjęcie we własnym projekcie. Posiadałem podświadomą chęć wiecznego fotografowania obrazów jako sampli.
Marzyłem o cyfrówce, lecz nie było tak łatwo. W wieku 16 lat - w tamtych latach - cyfrówka to był rarytas, całkowicie niepotrzebny.
W domu ciągle był jednak ten rusek z 80roku. Wtedy mój tato z miłą chęcią pokazał mi jak obsługiwać taki aparat. Nie byłem jednak do niego przekonany, pamiętałem kiepskie zdjęcia, które z niego wychodziły. Wkrótce jednak zmieniłem zdanie i tak rozpocząłem swoją świadomą przygodę z fotografią. Tata w końcu zainwestował w aparat cyfrowy dla mnie bo miał już dość „marnotrawienia klisz" przeze mnie na portrety, krajobrazy itp. 2mln pixeli, kiedyś to było coś...

Co było tym momentem przełomowym, że ze zwykłego ‘zapaleńca obiektywu' stałeś się jego miłośnikiem?

Apetyt rośnie w miarę jedzenia. To było do przewidzenia, że będę chciał więcej. Wchodziłem świadomie w świat fotografii, ale też i w świat szaleństwa. Warszawska scena imprezowa mocno odbiła się na mojej psychice, szkole i życiu. Nosiłem swoją cyfrowkę prawie wszędzie po nieznanych ulicach i nigdy jej nie straciłem, głupi ma szczęście.
Takim mocnym przełomem była raczej nie lubiana cecha wśród ludzi - pycha. Widząc zdjęcia innych fotografów - profesjonalistów - myślałem sobie „przecież to jest proste", a później „musze mieć lustrzanke cyfrową". Udało się. Wielkim kosztem ale udało się, nie żałuje...

Co dla ciebie znaczy hasło: ‘Być artystą?'

 

Być albo nie być, oto jest pytanie. Myślę jak artysta, więc jestem.
Chociaż nie zawsze. Cała ta rzeczywistość wymaga ode mnie chodzenia na sztywnych nogach, wiec czasami musze się obudzić. To jest jak dwa światy, dla mnie...

Czujesz się w jakiejś mierze z tym hasłem związany, czy jednak to, co robisz jest czystym rzemieślnictwem?

Czuje się mocno związany bo to daje mi siłę i powody, by patrzeć na świat inaczej niż większość. To mój wewnętrzny głos, który pomimo widzenia czyjegoś niezrozumienia moich postępowań mówi mi, bym nadal w tym trwał, bo jestem pewien, że do czegoś prowadzą. I wiele mi dają... satysfakcji, chęci życia...

Do tej pory znany byłeś przede wszystkim jako fotograf stricte hiphopowy, bo to właśnie kultura hip hopu stawała się tłem twoich fotografii. Coraz częściej odstępujesz jednak od tej tematyki...

Tak. Jeśli ktoś mnie kojarzy, to tylko i wyłącznie z tej dziedziny fotografii. Stety albo niestety, światek hip hopu zawsze był mi bardzo bliski i dzięki temu bardzo łatwy do uwiecznienia. Zajmowałem się głównie portretem, w gruncie rzeczy nadal się nim zajmuję ale działam teraz w innym środowisku, albo raczej rozkręcam się na innej płaszczyźnie.
Od zawsze interesowała mnie fotografia reklamowa oraz fotografia mody - tylko fotografia, bo światek mam swój własny.

Jesteś pomysłodawcą i twórcą witryny tuhart.net, prezentującej reportaże z koncertów i imprez hiphopowych. Skąd wziął się pomysł na tego typu przedsięwzięcie?

Pomysł był raczej wtórny, wygrały tutaj chęci. Dużo imprezowałem, miałem cyfrowkę, chciałem oszczędzić na wejściówkach (śmiech). Pierwsze imprezy hiphopwe cykał Dasz, swoim 1,3mln cyfrakiem, galerie jeszcze do tej pory wiszą na stronie, można z uśmiechem pooglądać jak kiedyś to było.

Co najbardziej cenisz w pracy fotografa?

Dokładność, pomysłowość, techniczność, spójność. Wiadomo, że fotograf, który ma najlepsze pomysły na świecie, będzie do niczego jeśli nie będzie potrafił ich dobrze zrealizować. Może dlatego powstają duety fotograficzne? Najbardziej cenie własny rozpoznawalny styl. Nienawidzę, gdy coś się powtarza zbyt często, dlatego gdy oglądam któryś raz te same zdjęcia przestają one mi się automatycznie podobać, chociaż miesiąc temu mi imponowały.

Uważasz, że wypowiedzi krytyków pomagają w rozwoju, czy stymulują go inne obszary zainteresowań?

Zależy czego się spodziewasz. Jeśli jesteś święcie przekonany, że wykonałeś coś najlepszego na świecie i nagle okazuje się, że ktoś uważa inaczej... damn wtedy dostajesz w policzek i boli znacznie mocniej niż wtedy, jakbyś był na to przygotowany. Czasami dobra krytyka podbudowuje Cię jeśli masz niską samoocenę. Od jakiegoś czasu tzw. krytycy kojarzą mi się z ludźmi, którym nic nie wychodzi poza ocenianiem.
Dlatego też wyznaje zasadę, że słowa znaczą tyle, ile osoba która je wypowiada.

W związku z odkrywaniem przez ciebie źródeł inspiracji - intryguje mnie sprawa oryginalności. Czy twoim zdaniem jest ona pierwszą z powinności artysty?

Oryginalność według mnie jest wpisana w nas. Cokolwiek byśmy chcieli stworzyć, zawsze dodajemy do tego wszystkiego część siebie. Każdy artysta jest oryginalny, jeśli by nie był, nie był by artystą. To wszystko siedzi w naszej podświadomości.

 

Jesteś abstrakcjonistą?

 

Lubię bawić się barwą, wzbudzać nią emocje. Abstrakcyjne zdjęcia kojarzą mi się z wielkimi fotomontażami lub zamazanym obrazem, na ogół lubię ostrość i wyrazistość.
Lekki nonsens ,czy szczypta kontrowersji w mocnych kontrastach.

Co jest twoją intencją twórczą?

Intencja ? Przedstawienie świata na swój sposób. Nie wiem czy mam jakieś wielkie intencje, lubię pokazywać, lubię planować i tworzyć.

 


Czy podczas tworzenia kierujesz się intuicją?

Bardziej doświadczeniem, ale to chyba idzie w parze z intuicją.


Pochodzisz z bardzo artystycznej rodziny. Nie myślałeś o tym, by oprócz fotografii zająć się również rysunkiem, czy malarstwem?

To prawda. Moja rodzina jest bardzo artystyczna, lecz nie ta najbliższa. Geny artystów mam od rodziny strony taty i to nie tej najbliższej tylko dalszej. Zawsze czułem się jakiś podmieniony - jedyny z całej rodziny od dziecka rysowałem i nie miałem z kim o tym porozmawiać. Ciężko ciągle tłumaczyć osobom przyzwyczajonym do garniturów i uniformów, że można żyć z tego co się lubi i robi po części od dziecka.

Przykładasz wagę do solidnego wykształcenia w dziedzinie sztuki?

Kiedyś nie. Każda wiedza jest cenna, ostatnio zacząłem sobie z tego zdawać sprawę, uświadomiła mi to moja była dziewczyna, lecz wiedza jest też wielkim ciężarem. Mój kompletnie wyluzowany tryb życia powoli wkracza w strefę nadrabiania zaległości, których narobiło się dość sporo. Moje demoniczne alter ego nie jest z tego powodu zadowolone (śmiech).

Czy zdolny samouk może dojść do dużych osiągnięć?

Ja jestem samoukiem, póki co nie jestem daleko, czuję się jakbym był na początku bo ciągle podwyższam sobie poprzeczkę standardu. Oczywiście, że może - musi, jeśli będzie ciągle ćwiczył. Trochę wydłuża się czas i droga, lecz jest zdolny tak? Zrobi to nawet lepiej i oto chodzi.

Czy dobry polski fotograf może utrzymać się wyłącznie z twórczości artystycznej?

Świat jest duży, trzeba myśleć globalnie, świat potrzebuje sztuki, a polscy fotografowie byli uważani za jednych z najlepszych razem z czeskimi i amerykańskimi. Piramida potrzeb ludzkich wg Maslowa mówi, że najpierw trzeba się m.in. najeść a później tworzyć, jeśli możemy dostać dobre pieniądze z naszej tzw. zabawy to jest to wspaniałe. Innym rozwiązaniem jest praca dla pieniędzy i praca dla siebie. Ostatnio miałem taki problem - rzuciłem komercyjne zabawy które nie dotyczyły fotografii, by skupić się tylko i wyłącznie głownie na niej.

Na twoją twórczość bardziej wpłynęły kontakty ze światem zewnętrznym, czy doświadczenie wewnętrzne?

Człowiek działa na zasadzie odbierania bodźców i przetwarzania ich na swój sposób. Bez bodźców z zewnątrz, nie zaczynam działać wewnątrz. Dużo myślę, niektórzy uważają, że zbyt często i za długo rozmyślam. Ma to swoje wady i zalety. W życiu codziennym lubię być emocjonalnym dzieckiem, daje mi to wiele radości i inspiracji, a później dostaje kopa moralnego od drugiej części mózgu która odpowiada za racjonalne myślenie mówiące o konsekwencjach postępowania.

Kierujesz się jakimiś regułami, żeby nie skończyć źle w odniesieniu do tego, czym się zajmujesz?

Tak, reguły w wykonywaniu pewnych czynności są bardzo ważne. Jeśli nie są przestrzegane to efekty są marne. Często eksperymentuje i olewam reguły, czasami się udaje osiągnąć zamierzony cel, lecz gdy chce być pewny efektu i pełen kontroli to stosuje reguły, którymi się posługuje.

Podobno malarz, który przestaje malować, nigdy tak naprawdę nie był malarzem. A fotograf... ? Potrafiłbyś dziś ostatecznie rozstać się z obiektywem?

Gdybym nie miał aparatu, czułbym się jak bez ręki. Gdy musze wyjść gdzieś - po coś - wkładam swój przenośny aparacik kompaktowy (mniejszy niż paczka szlugów, których nie pale już od października) do kieszeni i wiem, że zawsze mogę zrobić zdjęcie lub nakręcić filmik z każdego zdarzenia w moim życiu. Nie potrafię już żyć bez aparatu, to jest jak przekleństwo. Tak samo jak nie bierzesz odtwarzacza muzyki, komórki czy czegokolwiek bez czego nie czujesz się pewnie, to działa tak samo. Mam wypchane kieszeni w spodniach, planuje sobie kupić nerkę (śmiech).

 

Przykładasz znaczenie do formy?

Ostatnio bardziej do formy niż do treści. Wychodzę z założenia, że nawet najgorszą treścią można zaciekawić widza gdy jest dobrze przedstawione. Gdy nie ma przerostu jednego nad drugim jest idealnie, chyba (śmiech).

„Wielu zawodowych fotografów wskazuje, że przy cyfrowej obróbce obrazu łatwo o manipulację i fałszerstwo, co staje w opozycji do dawnych czasów, gdy fotografia pokazywała po prostu prawdę". Jak wiele magii w twoich zdjęciach pochodzi z komputerowej obróbki?

Też mi się tak wydawało, że fotografia pokazywała prawdę, lecz wiele historycznych zdjęć tzw. reportażowych głównie, które miały pokazywać prawdę, było manipulowanych. Świadome kadrowanie itp., ucinanie osoby na zdjęciu, budowanie fałszywego napięcia... fotomontaże istniały pewnie wcześniej ale wykonywało się je dłużej i trudniej. Moje zdjęcia są fakt faktem poprawiane na komputerze, lecz wymaga tego proces, bo gdyby nie - były by nijakie. Podciąganie barw, wyciąganie szczegółów, to wszystko kiedyś robiło się w ciemni, lecz wolniej i z większymi kosztami. Ogólnie bardzo ale to bardzo rzadko używam strasznych sztuczek typu, podmiana głowy z innego zdjęcia czy przestawianie dłoni pod inny kąt. Czasami zdarza mi się manipulacja ostrością.
Nie ma co się oszukiwać, przecież chodzi o efekt końcowy, póki magik nie pokazuje jak wykonuje daną sztuczkę, jest ona magiczna.

Jak myślisz - co w takim razie jest ważniejsze dzisiaj: panowanie nad aparatem fotograficznym czy komputerem?

Jeśli wykonasz kiepskie zdjęcie to nie uratujesz go na komputerze. Aparat jak i komputer grają tutaj dużą role, tak jak kiedyś aparat i ciemnia. Klisze są tylko kliszami, trzeba je czasami wywołać i pokazać, jak to zrobimy i jaki efekt będzie to zależy od nas, w końcu nazywa się końcowy.

Wielu zawodowych fotografów, jak nasz rodzimy Ryszard Horowitz tworzy kompozycje fotograficzne, w których nie brakuje jawnej grafiki, przez co zdjęcie przybiera raczej kształt obrazu, aniżeli fotografii. Jak odnosisz się do tego stylu uwieczniania chwili?

Lubię ten sposób, lecz bardziej podobało by mi się całkowite 100% naśladownictwo rzeczywistości niż widoczna jej edycja. Fikcyjna rzeczywistość według mnie jest znacznie bardziej ekscytująca niż rzeczywistość w fikcji. Ostatnio byłem na spotkaniu z Ryszardem Horowitzem organizowanym przez jedna warszawską szkołę fotografii, warsztat ów Pana jest wspaniały, polski najlepszy styl kombinowania w fotografii (śmiech).

Jakie jest twoje największe marzenie jako fotografa?

Mieć swój niepowtarzalny, rozpoznawalny styl. Żyć dostatnie z fotografi/ilustracji/grafiki, bym w przyszłości mógł spokojnie kupić sobie piwko i usiąść w parku ze świadomością, że wszystko jest dokładnie tak, jak sobie to zaplanowałem.
Planuje zrobić porządną studyjną wystawę, by zamknąć etap fotografii hiphopowej, gdzieś na 20 zdjęć i równolegle zrobić drugą wystawę całkowicie freestyle'ową lub na jakiś konkretny temat, burza pomysłów ciągle trwa.
W przyszłości chciałbym kręcić filmy, teledyski czy reklamy. Nieruchomy obraz pewnie mi się znudzi za jakiś czas, ile można?
A poza tym...
Chciałbym, by baterie i karty pamięci/klisze nigdy się nie kończyły. Obiektywy nie brudziły.
Niech sprzęt fotograficzny sprzedają w przeliczniku 1Euro = 1PLN .Zachody i wschody słońca niech będą co 3godziny.


Emnezz w sieci:
http://hatemate.fotolog.pl/
http://emnezz.digart.pl/