Tolerancja subkultur...

roozia
roozia
Kategoria sprawy organizacyjne · 17 listopada 2003

Paradoksalnie subkultury są nietolerancyjne wobec odrębności. Teoretycznie większość z nich jest pacyfistami i wyznaje pełną tolerancję dla każdego przejawu inności. Praktyka jednak bezwzględnie udowadnia nam, że daliśmy się zwieść kolejnej utopii.

Nawet we własnych stadkach, kontrkultury nie potrafią się do końca zaakceptować. Bo ci od Vadera nie dzierżą tych od Linkin Park. Bo Linkin Park to gówno i co z tego, że ci drudzy też chodzą w glanach i też chcą być metalowcami. Tolerancja leci daleko, daleko…

Oni wszyscy krzyczą o tolerancję i akceptację dla siebie samych. Chcą szokować swoim przesadnym manifestem pewnych wartości oraz buntu i chcą jednocześnie, żeby społeczeństwo traktowało ich zwyczajnie, bezproblemowo. Tylko po co ta cała arogancja i założenie z góry, że naturalna komunikacja z niesubkulturowym człowiekiem nie obejdzie się bez żadnego zonku i to z jego przyczyny? Czy to podejście pasuje do szczęśliwego ze swej tożsamości i świadomości kontrkulturowej, noszącego pacyfki na plecaku dzieciaka?

Ale nic to jeszcze. Subkultury bowiem zaczynają się panoszyć. Ten, kto nie toleruje ich inności jest archaiczny i powinien spłonąć na stosie jeszcze w średniowieczu. Lecz nawet ci, co liberalnie i obiektywnie nic do subkultur nie mają, to i tak są gorszej kategorii, albowiem nie przynależąc do żadnej z tych nieformalnych grup buntowników, nie mają naprawdę pojęcia o co w życiu i świecie chodzi. Żyją zatem w kłamstwie, wyzyskiwani przez system; brutalny, okrutny świat i bajeczki o jakimś urojonym Bogu. Błądzą w ciemnościach i zapewne są nieszczęśliwi. Można więc tylko współczuć, że nie dano im odkryć prawdy. A prawda jest jedna – niewątpliwie zgłębiona przez subkulturową młodzież. Ponieważ zaś każdy jej rodzaj wyznaje nieco odmienny system wartości (czasem nawet sprzeczny), trudno również o tolerancję pomiędzy różnymi kontrkulturami.

I niech sobie one mówią, co chcą, niech wypierają się, że nie jest tak jak jest i niech ze skóry wyłażą, żeby mi udowodnić swoje tolerancyjne podejście.

Ja wchodzę do szkoły w butach na obcasie i nieczarnych ciuchach, a już to wystarczy, żeby wszyscy spod znaku ciężkiej muzy patrzyli na mnie potępieńczym wzrokiem. Bo nie jestem w glanach i nie wiem o co chodzi, i pewnie w dodatku jestem fanką Ich Troje, bo nie mam naszywki z napisem ‘Punk not dead’. A to nawet zabawne, bowiem słucham podobnej do nich muzyki… Ale nic to.

Usłyszałam kiedyś tekst z ust pewnego znajomego metalowca: „Myślałem właśnie, że jesteś nietolerancyjna… chociaż jak przechodziłaś w tym długim skórzanym płaszczu, to minę miałaś obojętną…” – no właśnie. Dlaczego subkultury już z góry zakładają, że jak nie jest się jednym z nich, to automatycznie niemożliwością jest bycie tolerancyjnym i najzwyczajniej świecie ‘wporzo’ człowiekiem???

Moja własna, bardzo zresztą sympatyczna koleżanka dała mi też do myślenia swoim stwierdzeniem, że „wkurzają ją te wszystkie laseczki w szpileczkach i krótkich kurteczkach, które chętnie by za te ułożone włoski wytargała”… Wierzcie mi, ubieram się dokładnie jak ta laseczka, choć może nie zawsze czeszę włoski. I jestem dziś już pewna, że pozory mylą…

Innym znowu razem kolega opowiadał mi jak to dawnymi czasy „napieprzali się pod jego oknami punki z metalami”. A po cholerę?!

A dlaczego słyszę z ust hiphopowca: „Jest jedna rzecz dla której warto żyć – metal!! I nie trzeba się myć!!!!”. Albo czemu pijany skejt wydziera się na całe miasto „Precz z brudasami!!!”. Z kolei czemu brudas uważa, że „Skejci to debile” a „Hip hop to komercha”??? Są to autentyczne cytaty, zasłyszane przynajmniej NIEJEDNOKROTNIE. I czemu tak się dzieje??? Czemu te pewne swojej racji subkultury naiwnie wierzą, że człowiek w gruncie rzeczy jest dobry?? Czemu zatem ten dobry człowiek nie potrafi zadbać o najprostsze, najzwyczajniejsze ułatwienie sobie komunikacji międzyludzkiej?

Sama również wiem coś o takim podejściu. Doskonale je rozumiem, bo kiedyś uważałam podobnie. Był to prześmieszny czas buntu, chodzenia w glanach i skórze oraz wypisywania na gitarze ‘love metal’ i tym podobnych banałów. Wiem tylko, że za każdym razem kiedy widziałam na ulicy kolesia w szerokich spodniach, bądź też ogolonego na zapałkę, bądź też kiedy przechodziła koło mnie stukając swymi obcasikami ‘różowa lola’, to mnie ruszało. Budziła się we mnie nagła agresja i obrzydzenie, kompletnie nie potrafiłam zaakceptować tego, co było INNE ODE MNIE. Normalność stała się czymś budzącym we mnie ksenofobię, zaś wszelkie nawet niemoralne odmiany nienormalności wzbudzały swoistą sympatię i aprobatę. I niestety funkcjonuje coś takiego wśród wszystkich odmian kontrkulturowej młodzieży. A to nic innego jak zadufanie w sobie, swych wartościach i uproszczone, płytkie pojęcie tolerancji.

Co się zaś tyczy samego zjawiska tolerancji… o ile można w ogóle nazwać zjawiskiem ten mydlany wytwór nowomowy. Wiem na pewno, że w języku potocznym zwykłego śmiertelnika (a zapewne do takich ten artykuł kieruję), pojecie to funkcjonuje i zdołało już na stałe zagrzać miejsce. Wiem też na pewno, że tolerancja jest bardzo płynna, o ile w ogóle nie przeczy sama sobie. Bowiem być tolerowanym i tolerancyjnym często się kłóci. Ale to już inna bajka.