Nowa buźka, czyli o nowej poezji

JAdziu
JAdziu
Kategoria sprawy organizacyjne · 23 lipca 2002

Dziesięć przykazań autora dla czytających i piszących poezję. Kolejny - miejmy nadzieję że nie ostatni - artykuł w toczącej się na Wywrocie dyskusji o pisaniu, poezji, miejscu pisarza i poety w bezrefleksyjnym świecie.

Do dziś zastanawiam się, czemu wokalista Bad Religion zestawia w ,,Hear it" kiepskie żarty z poezją. Czyżby jej aż tak nie lubił (sam pisze teksty, więc może to nieco dziwić)? A może rzeczywiście układanie wierszyków, mniej lub bardziej ambitnych, przypomina raczej głupawą rozrywkę, bezsensowną ,,sztukę dla sztuki", która nie obchodzi nikogo, z wyjątkiem samych poetów, niż realną i potrzebną próbę powiedzenia czegoś o sobie samym?

Jak wiadomo wszem i wobec (także za sprawą Gazety Wyborczej: pozdrawiam redakcję), w Krakowie odbywa się właśnie ,,szczyt poetów"(nazwę tę zaczerpnąłem z tytułu jednego z artykułów na ten temat). Ów ,,szczyt" to ni mniej, ni więcej, tylko szeroko zakrojona próba zwiększenia zaintere-sowania poezją w naszym rodzinnym kraju, m.in. poprzez zorganizowanie szeregu spotkań z poetami, także z zagranicy, a dokładnie z USA. A cóż to? Dwoje żyjących Noblistów(wstyd przypominać, na-grodzeni zostali za swoje wiersze), kilku niedoszłych, paru potencjalnych i trzeba w tym wszystkim zwiększać zainteresowanie poezją? I jeszcze sława nazwisk takich jak Stachura, Wojaczek, Herbert, Czechowicz, by poprzestać na najbardziej znanych. No więc w czym problem? Poeci sobie, a ludzie sobie. I wcale nie chodzi mi o to, by ludzie słuchali poetów jak wieszczów. Wystarczy, że będą czyta-li. Niekoniecznie od razu po dwa tomiki dziennie. Co jednak zrobić, gdy poza szkolnymi formułkami nie wie się o poezji (i nie chce się wiedzieć) absolutnie nic? ,,... niech pozostanie po nas milczenie" - tak chyba można by odpowiedzieć, cytując ,,Bez dogmatu" Sienkiewicza.

No dobrze. Poszedł ładny cytacik i teraz macie mnie za inteligenta. Zatem posłuchajcie.

Po pierwsze: modyfikacja lekcji języka polskiego. Kochane te zajęcia niejednego doprowadziły do zwątpienia w sens zajmowania się w jakikolwiek sposób poezją. Trzeba pozwolić czytać. Kto będzie chciał, ten przeczyta, kto nie, ten nauczy się z bryku. Efekt będzie ten sam, jak w przypad-ku, gdy pani profesor, skądinąd rozsądna, wbija do głowy parę frazesów, umożliwiając zdanie matury i jednocześnie uniemożliwiając kontakt z poezją. Ludzie przepuszczeni przez takie sito nigdy w życiu nie zrozumieją, że można pisać wiersze i nie mieszkać w Tworkach (ale np. na warszawskiej Pradze). Co to ma do nowej poezji? To, że bez innego uczenia, nie ma sensu zmienianie czegokolwiek. Niech poeci się bawią dalej, a my róbmy swoje, nie zważając na nich, bo po co nam ten bełkot. Takie właśnie rozumowanie rozgościło się, świadomie czy nieświadomie, w głowach wielu, naprawdę wielu ludzi.

Po drugie: poezja to są słowa. Żadne uczone odkrycie, ale nie wyśmiewajcie mnie za odkrywanie Ameryki. Słowa dobrze przemyślane (nie zawsze, niestety), ale tylko słowa. Dobrze by było, gdyby coś znaczyły. Męczącego brzęczenia zdań można mieć dosyć po dziesięciu minutach oglądania telewizji. Fajnie się czyta coś, co działa na emocje, ewokuje plastyczny obraz i jest jednocześnie sprawne warsztatowo. Z tym stwierdzeniem (ze szczególnym uwzględnieniem okolicznika ,,fajnie") pewnie zgodzi się większość. Tylko jak coś takiego napisać?

Tak więc: po trzecie: nie bawmy się w futurystów (ktoś bystry zauważy, że przeszedłem do pierwszej osoby liczby mnogiej... i dobrze, o to chodziło, bo również piszę wiersze): nic z tego nie przychodzi. I nic sobie nie robię, że wyśmiać taką tezę jest niezmiernie łatwo. Mówię wyłącznie o faktach: to, co pisali, nie miało kontaktu z życiem, było efemerydą, eksperymentem przeprowadzonym dlatego, żeby nie było już tak nudno i schematycznie. A przecież nic z tego nie wykwitło, nie zaowo-cowało. Poezja zawieszona w próżni - hasło, które trafnie oddaje to, co o tym sądzę. Odnosi się ono zresztą także do części dorobku Awangardy Krakowskiej, w tym Przybosia. Wymyślając metafory, warto trzymać się ziemi. Bo bez niej wisi się w powietrzu, a więc spada na dół.

Jednak: po piąte (co może pozornie kłócić się z poprzednią tezą, ale w istocie chodzi o to, by umieć zgrabnie, z wyczuciem syntezować je ze sobą): nie przemieniać wiersza w nudną i krótką prozę. Proza poetycka jest bardzo intrygująca, lecz rzadko kto potrafi ją pisać. Zatem: wiedzieć coś-kowielk o teorii wiersza (ktoś powie, że cuchnie akademizmem... ucząc się grać na gitarze, nie zaczynasz od podstawowych akordów i sposobów ich budowania?), podpatrywać (niekoniecznie znaczy to zrzynać... a dobrych poetów mamy sporo), obserwować siebie (wcale nie takie proste), pozwolić, by działała wyobraźnia (trzymając się jedną ręką ziemi...).

Po szóste: dbać o autentyzm przekazu. Nic bardziej nie razi, niż nieuzasadnione niczym blokowiska metafor lub równie nieuzasadnione przestrzenie bez ani jednego znaczącego słowa (w najlepszym razie ,,mięso"). Co ma jedno do drugiego? Forma wynaturza się tam, gdzie obumiera treść. Patrz: Beckett.

Po siódme: uważnie czytać poetyckie manifesty. Zaufać intuicji i szukać w nich prawdy, a przynajmniej jej okruchów, tego, co może nasycić twoją poetycką duszę (brzmi patetyczno-banalnie, ale tak miało być). Po prostu: rozglądaj się za tym, co pomoże ci się wyrazić. Nic więcej.

Po ósme: przeczytaj ,,Fabula rasa" Stachury, a najlepiej, oprócz niej, także ,,Oto". Lektura, którą należy (nawet nie: warto) polecać prawie wszystkim (poza skrajnymi neurotykami), a w szczególności poetom. To drugie zastrzeżenie może, co prawda, wykluczać spore grono poetów, ale tak chyba będzie dla nich lepiej. Im i tak raczej nic nie pomoże. Chyba że ,,salwa w płuca albo sznur na szyję". Tak jak Wojaczkowi.

Po dziewiąte: czytać: Herberta, Czechowicza, Stachurę, Wojaczka, Poświatowską, Różewicza, Staffa, Miłosza, Leśmiana, ewentualnie Świetlickiego, Barana, Szymborską, Twardowskiego (to mój osobisty zestaw).

Po dziesiąte: żyć i życie przeżywać. Jeśli ta tautologia nie wystarcza, to lepiej nie żyć. I przepraszam na koniec za tak grubiański paradoks.

Bez życia nie ma poezji.

Życie bez poezji, przynajmniej dla paru osób na świecie, byłoby znacznie bardziej smut-ne.

Szkoda, że nawet aforyzm wychodzi kanciasty.