Słów kilka o tym, jak szalony pomysł zamienił się w cykliczną imprezę, trwającą niemal regularnie od września. Czyli co Wywrotowcy robią po godzinach.
O Poezjach i Herezjach dowiedziałam się w dość nietypowy sposób, jeszcze na długo przed tym, jak ujrzały przyciemnione światło jednego z krakowskich lokali. Godzina 7 rano, telefon brzęczy i nie daje się zignorować, mimo że dla niektórych to środek nocy, odbieram, a tu: Hallo? Michał, no zły miś, mam fajny pomysł, przyjeżdżaj do Krakowa. W międzyczasie po moim bloku biegają panowie z karetki, ja do sąsiadów z tabletkami uspokajającymi, sąsiad mi umiera i wszystko, wszystko nie do ogarnięcia i na wariackich papierach. Widzicie to szaleństwo? Myślę, że nie ma lepszego wstępu do tego, co Michał, znany na Wywrocie jako Killiński (nazwisko adekwatne do telefonów o wczesnej porze), przygotował w ramach swojego projektu.
Co prawda, idea jest prosta: spotkać się w knajpianych klimatach, poczytać własne utwory, posłuchać innych, przy okazji załapać się na koncert niszowego solisty lub zespołu. To wygląda bardzo prosto, dopóki nie spojrzymy na projekt jako na zbiegowisko ludzi rozmaitych, ludzi o różnych historiach, pasjonujących się nie tylko różnymi dziedzinami sztuki, lecz również, najprościej mówiąc, życia. Bywa trudno, smutno, uczestnicy są niesamowicie przejęci tym, co dzieje się na scenie. Bywa także zabawnie, niektórzy ocierają łzy spowodowane śmiechem, inni tylko lekko się uśmiechają. Podczas jednego spotkania uczestnicy są w stanie przeżyć emocje niemal z całej gamy.
Opowieści Michała wydawały się zachęcające, aczkolwiek przez bardzo długi okres do Krakowa było mi nie po drodze, więc nie bardzo mogłam stwierdzić: dobre to wymyślił czy nie dobre. W końcu jednak nadarzyła się okazja.
24 lutego br. po niemałych przebojach ze środkami komunikacji udało mi się spotkać z naszą Wywrotową Domką (niestety smok i Mickiewicz wcale nie czekali!) i wspólnie dotarłyśmy do Zielonego Kontrabasu (krakowski Kazimierz). Pierwsze wrażenie? Jest klimat, ludzie nie patrzą na nas jak na obcych, jest dobrze, jest symaptycznie. Do rozpoczęcia Poezji i Herezji jest jeszcze trochę czasu, dzięki czemu mamy chwilę na aklimatyzację i rozmowę. Poznajemy pierwsze osoby, które przybyły, aby przeczytać swoje teksty – oprócz Killińskiego, także Michała Krzywaka i Beatę Korybko z poezja.org. Mamy więc szansę wymienić się nie tylko doświadczeniami związanymi z poezją, pisaniem i czytaniem, lecz również w prowadzeniu portalu, na którym ludzie mogą zamieszczać własną twórczość. Zdradzę Wam jeszcze małą tajemnicę: w Zielonym Kontrabasie nasza Domka po raz pierwszy ujrzała własną książkę, która dosłownie na dniach wyszła z wydawnictwa. Ba! Złożyła nawet kilka autografów, także Wywrotowcy, miejcie się na baczności, bo już niebawem O pisaniu książek i paru innych sprawach może do Was trafić.
Godzina 18:00 – schodzimy do „piwnicy” Zielonego Kontrabasu, gdzie oprócz typowo barowych zakątków, mieści się niewielka salka koncertowa, odpowiednia do tego typu kameralnych spotkań. Tu trzeba pochwalić organizatora za dobór miejsca, bo jednocześnie czuło się pewną swobodę, jaką daje knajpa, a z drugiej, byliśmy oddzieleni od harmidru typowego dla lokali, do których ludzie przychodzą się wyluzować, z czym kulturalne zachowanie nie zawsze idzie w parze.
Na Poezje i Herezje przybyło ludzi nie mało, co ważniejsze – nie tylko osoby, które miały zaprezentować własną twórczość, lecz również ci, którzy zwyczajnie tej twórczości chcieli posłuchać. Na promocję i dobór gości narzekać nie można.
Pierwszy na scenie pojawia się Killiński – oprócz roli organizatora, zajął się także prowadzeniem wieczorku i choć niektórym mogło się zdawać, że był zdenerwowany, że ręka się zatrzęsła, spokojnie, jest to odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu. Nie będę opisywać, jak wyglądał występ każdego z artystów – jedni czytali teksty krótsze, inni dłuższe, jedni więcej, drudzy mniej, czysty rejestr tego, co się działo nic Państwu nie powie. Co najwyżej przypomni książkowy spis treści. Prawdziwą emocję dostarcza jedynie spotkanie z tymi ludźmi, przyjrzenie się, jak podchodzą do siebie, do swoich tekstów, a także do osób, które ich wysłuchują. Zatem dla porządku przedstawię tylko krótko, kto był.
Pierwszym artystą Poezji i Herezji była Ewelina Blicharz. Po niej zaprezentowali się: Michał Krzywak, pokazując antologię, w której opublikowano jego teksty, Beata Korybko z zapowiedzią swojego nowego tomiku. Nie zabrakło także wierszy Killińskiego, znanych chyba już większości z zebranej publiki. Spore wrażenie wywarł Piotr Mierzwa, nakreślając krótko genezę tekstów, a przy okazji ułamki historii własnego życia. Emocje, jakie towarzyszyły mu podczas odczytu, bardzo szybko przeszły na widownię. Na scenie pojawił się również aktor, Szczęsny Wroński wraz z żoną, Barbarą Wrońską oraz Krzysztof Dąbrowski. Z powagi i zadumy otrząsnął nas Maciej SJ Bolesławski – jego humorystyczna twórczość spowodowała spore wybuchy śmiechu.
Na koniec Poezji i Herezji zagrał Willy Blake. Co można powiedzieć o jego występie? Wyobraźcie sobie opuszczony dom na bagniskach, na werandzie krzesło bujane, wokół grasują aligatory i inne gadziny, z drzwi wychodzi facet w piżamie z klapą na pośladkach, na twarzy ma dumne bokobrody, a w ręku banjo. Dokładnie taki obraz pokazał się w mojej głowie, gdy na scenę wyszedł Willy Blake, grający naprzemian na harmonijce, gitarze, banjo tradycyjne pieśni amerykańskie, country, bluesa. Przypomniał mi się również film o Amiszach z Kristie Alley i Timem Aley. Był to chyba najpozytywniejszy występ ze wszystkich, na jakich miałam okazję zjawić się w ostatnim czasie. Na chandrę, na załapanie amerykańskiego, folkowego klimatu gorąco polecam Willy'ego Blake'a.
Część oficjalna dobiegła końca, co nie było równoważne z tym, że wszyscy od razu uciekli do domu. Wręcz przeciwnie. Były jeszcze gry, zabawy, rozmowy, muzyka... i wiele innych atrakcji. Następne Poezje i Herezje już 10 marca! Zatem do zobaczenia.
Poezje i Herezje
Pomysłodawca: Michał Killiński
Zielony Kontrabas, ul. Miodowa 14, Kraków
24 lutego 2013
Fot. Grzegorz Dyszlewski