Relacja z pierwszego dnia Portu Wrocław poświęconego w całości Tadeuszowi Różewiczowi

Marcin Sierszyński
Marcin Sierszyński
Kategoria spotkania poetyckie · 11 kwietnia 2011

Dobiegł końca Port Wrocław. Jego najjaśniejszym punktem był pierwszy dzień festiwalu, z okazji 90. urodzin Tadeusza Różewicza poświęcony wyłącznie temu Poecie.

 

W bardzo dobrze przygotowanej sali Instytutu Grotowskiego na Grobli przyszło nam uczcić wspólnie dziewięćdziesiąte urodziny poety Tadeusza Różewicza. Autora wielu tomów wierszy, ale również niezapomnianych książek prozatorskich, czy nie mniej ważnych dramatów; autora niebezpodstawnie nazywanego niekiedy Mistrzem.


Nieco spóźniony miałem kłopoty ze znalezieniem miejsca dla siebie – pomieszczenie wypełnione było po brzegi przez miłośników poezji Różewicza, ale przecież nie tylko on miał tego dnia gościć (niestety, Mistrz mimo wcześniejszych zapowiedzi nie zjawił się osobiście na tę uroczystość). Świętować przybyli – a pewnie i oddać swego rodzaju hołd – poeci z całej Polski. Zanim jeszcze pojawili się na scenie, towarzyszyła temu wydarzeniu wzniosła muzyka, nadająca aurę powagi momentowi, który miał nastąpić. Byłem, przyznam, trochę skonfundowany podniosłym nastrojem rozpoczynającym festiwal, skoro pisarz, któremu był poświęcony pierwszy dzień Portu Wrocław, jest nad wyraz skromny i bezpretensjonalny. Z drugiej jednak strony – czy jest aż tak wiele sposobów wyrażania podziwu, aby rezygnować z dostojeństwa? Bynajmniej oprawa muzyczna nie przeszkadzała, a wprowadzała uczestników w coś na kształt poetyckiego obrzędu, może nawet swoiste misterium.


Zaproszeni poeci podołali zadaniu (w stanowczej większości; zdarzyło się niestety raz przełamanie „czwartej ściany”, co niechybnie wyprowadziło z transu) czytania wybranych przez siebie wierszy Różewicza. Wybór raz był oczywisty, raz osobisty, raz wręcz intymny, każdy zaś trafiony i przekazany w przystępny sposób. Nazwiska, które miały przyjemność zaprezentowania „własnego” Różewicza mówią za siebie, a było ich aż dwadzieścia cztery. Dobrze było wysłuchać tych wierszy wypowiadanych różnymi głosami. Dodam tylko, że wybór poezji Różewicza, wraz z tekstami towarzyszącymi wyborowi, można samemu sprawdzić w książce „Dorzecze Różewicza”, do której dołączony został film pod tym samym tytułem w reżyserii Artura Burszty i Jolanty Kowalskiej, będący jednocześnie jednym z punktów programu pierwszego dnia Portu.


Dlatego też przejdę od razu do kolejnego wydarzenia, jakim była dyskusja „Czy Nobel zasłużył na Różewicza”. Justyna Sobolewska już na samym początku podkreśliła prowokacyjny charakter tytułu, jednocześnie przypominając o jego humorystycznym wydźwięku. I na szczęście dyskusja nie sprowadziła się do odpowiadania tak postawione pytanie. „Wielka poezja nie potrzebuje Nobla”[1] – stwierdziła Sobolewska. Piotr Śliwiński oraz Jan Stolarczyk dyskutowali ze sobą o znaczeniu Różewicza w polskiej literaturze i była to główna oś ich wypowiedzi. Ten pierwszy stwierdził, że „nie przeceniałby Nobla”, który Mistrzowi jest zupełnie niepotrzebny; bez Nobla poeta radzi sobie równie świetnie, co bez niego, a nawet lepiej: poezja jest wówczas „jak niesprzedajna myśl”. Przypominał również o krytyce Różewicza, m.in. przez kardynała Wyszyńskiego czy poetów Nowej Fali, którego traktowali jako autoepigona i nihilistę, co niezupełnie zmartwiło Śliwińskiego. Stolarczyk był równie niezaniepokojony nieuhonorowaniem Różewicza przez Akademię w Sztokholmie. „Za niezależność się płaci”, ocenił i dodał, że mimo to poeta ma silne lobby, ale wśród czytelników, a przecież „Nobel potrzebny jest bardziej nam, Polakom, niż Różewiczowi”.


Na pytanie Sobolewskiej „Czego jeszcze nie wiemy o Różewiczu?” było dyskutantom zaskakująco łatwo odpowiedzieć. Śliwiński stwierdził, że całkowicie pomijana jest filozoficzność, a właściwie „problem filozoficzności” wierszy autora Płaskorzeźby. Zawtórował mu Stolarczyk mówiąc, że poezja Różewicza jest „staraniem się o podmiotowość ludzką”, metafizycznym wyjściem poza wiersz. Przywołał również nazwisko mistyka Jakuba Böhme, w którym Mistrz się zaczytuje i niejako koresponduje w swoich tekstach.


Z publiczności odezwał się m.in. Przemysław Dakowicz, który proponował, aby mówić wspólnym głosem o Różewiczu cały czas, pisać o nim w gazetach, wygłaszać referaty na akademiach i aktywizować środowiska, tworzyć lobby, żeby te głosy zostały usłyszane za granicą. Spodobała mi się ta werwa i wiara w cel, podobnie zresztą jak Stolarczykowi, który poparł Dakowicza na całej linii.


Ostatnim punktem programu był konkurs „Nakręć wiersz Tadeusza Różewicza”. Poziom był bardzo wysoki, a estetyki niepowtarzalne. Jednak zwycięzca był wiadomy już od momentu prezentacji konkurujących filmów – gdy tylko (mniej więcej w połowie turnieju) skończyło się wyświetlanie dzieła projektu „Maszyny do ruszania” rozległy się burzliwe oklaski na sali. Wybór widzów zbiegł się idealnie z wyborem jury, co nie zdarza się przecież za często.


Tak oto minął pierwszy dzień Portu Wrocław, a niżej podpisany widząc, że jest to dobre, postanowił zostać kolejne dwa dni podczas tegoż święta poezji. A były to dni owocne i przepełnione literaturą, która prawdziwie żywi umysły ludzi. Pozostaje tylko odliczać czas do następnego festiwalu, który odbędzie się już za rok.


 

Marcin Sierszyński

 

______________________________________________

[1] Cytuję z pamięci, posiłkując się prowadzonymi podczas dyskusji notatkami.

 

Zdjęcia pochodzą ze strony Biura Literackiego: http://biuroliterackie.pl/biuro/biuro?site=1C0&news_ID=2011-04-10