Z dniem 2 października 2008 roku we Wrocławiu rozpoczął się 4. międzynarodowy festiwal opowiadania. Trwał do 12 października 200

anonim
Anonimowy użytkownik
Kategoria spotkania poetyckie · 30 października 2008

Książka rozwija wyobraźnię, film uaktywnia emocje. Co jest lepsze? Ile traci się podczas czytania książki w odosobnieniu, a ile zyskuje słuchając opowiadania wśród publiczności, czytanego przez samego autora.


2 październik 2008

 

„Upadek domu Usherów” Edgar Allan Poe

 

   Festiwal opowiadania otwarty został w kinie LALKA przy ulicy Bolesława Prusa Pierwszym Przeglądem Adaptacji Filmowych, cyklem „Książka była lepsza?”, polegającym na przeglądzie filmowych adaptacji opowiadań, poprzedzonym lekturą oryginału, a zakończonym dyskusją.

 

   Jako pierwsze zostały przedstawione fragmenty opowiadania Edgara Allana Poe pt. „Upadem domu Usherów” przez Pawła Palcata – aktora teatru im. H. Modrzejewskiej w Legnicy. Odczytanie lektury odbyło się w sali kinowej przy zgaszonym świetle, co pozwoliło w pełni poczuć klimat grozy opowiadania i skupić się jedynie na dźwiękach dobiegających zewsząd pomieszczenia. Zarówno lekturze, jak i adaptacji filmowej w reżyserii Epsteina towarzyszyła muzyka grana na żywo przez Jazz Cinema w składzie Wojciech Bergander ( kontrabas), Jacek Zamecki ( keyb) oraz Adrien Ciechanowski ( piano). To właśnie muzyka odzwierciedlała emocje bohaterów, ich ekspresję, wprowadzała słuchacza w pomieszczenia mrocznej posiadłości, jej tempo ukazywało akcję i napięcie w przedstawianym opowiadaniu.

 

   Adaptacje filmowe pokazano w chwilę po zapoznaniu publiczności z treścią lektury. „Upadek domu Usherów” w reżyserii Jeana Epsteina ( Francja) z 1928 roku jest uznawany za poetycki film grozy i bez wątpienia nim jest. Jest to jedna z pierwszych niemych adaptacji filmowych i trwa 63 minuty. Epstein wykorzystuje w filmie różne zabiegi techniczne, takie jak np. długie zwolnione sceny czy zdjęcia nakładane, zamazane ujęcia przechodzące jedno w drugie, co nadaje ekranizacji niezwykły, surrealistyczny charakter. Melancholijny nastrój reżyser uwydatnia poprzez techniki impresjonistyczne, tj. płomienie świec, gra światła, kąt jego padania i zmiany oświetlenia. Buduje dzięki temu również swoistą powagę niemego filmu oraz niezapomniane wrażenia. Można w nim dostrzec, jak wynikało ze spostrzeżeń jednego z widzów, fana twórczości Poe, nawiązania do jego innych dzieł.

 

   Jako drugi został wyświetlony film o tym samym tytule w reżyserii Jana Švankmajera ( Czechosłowacja) z 1981 roku. Był on dużo krótszy od poprzedniego, gdyż trwał 15 minut, aczkolwiek czas nie jest wyznacznikiem świetności. Jest to również film niemy, któremu rytm nadaje podkład muzyczny, tyle, że aktorami są w nim przedmioty, m.in. meble lub różnego rodzaju powierzchnie, takie jak glina, ziemia czy drewno. Reżyser tego filmu jest jednym z najsławniejszych twórców animacji. Posługuje się on specyficznymi technikami, dzięki czemu jego filmy mają wyjątkowy i oryginalny charakter.

 

   W dyskusji kończącej pokaz uczestniczył Piotr Marecki oraz Arkadiusz Lewicki. Jak stwierdził Piotr Marecki, nie występują w tym filmie aktorzy, gdyż widz dostaje możliwość wymyślenia sobie własnych. Arkadiuszowi Lewickiemu ciężko było odpowiedzieć na pytanie „czy książka była lepsza?”. Poe pięknym językiem wprowadza czytelnika do wnętrza zamku, ukazując jego mroczne strony i emocje owianych nieodgadnioną tajemnicą bohaterów, aczkolwiek w adaptacjach filmowych także nie brakuje oznak ekspresjonizmu.

 

   Część pierwsza Pierwszego Przeglądu Adaptacji Filmowych poświęcona opowiadaniu Edgara Allana Poe bogata była w elementy przerażenia i tajemnicy. Filmy straszyły klimatem, a atmosfera panująca podczas ich oglądania była iście magiczna. 

 

 

3 październik 2008

 

„Łagodna” Fiodor Dostojewski

 

   Drugi dzień festiwalu poświęcony był twórczości Fiodora Dostojewskiego, a konkretnie jego opowiadaniu zatytułowanemu „Łagodna”. Spotkanie rozpoczęło się o godzinie 17:00 i odbyło się w tym samym miejscu, co poprzedniego dnia. Program spotkania również się nie zmienił. Fragmenty opowiadania Dostojewskiego czytał Paweł Palcat, następnie zostały wyświetlone dwie adaptacje filmowe, a na zakończenia odbyła się dyskusja z udziałem Piotra Mareckiego i Arkadiusza Lewickiego.

 

   „Łagodna” Fiodora Dostojewskiego jest monologiem głównego bohatera, mężczyzny, który opowiada o swoim małżeństwie. Cały czas zadaje sobie pytanie, kto jest winny tragedii. Winił kobietę za wszystko, co było złe w ich wspólnym życiu.

 

   Pierwsza wyświetlona adaptacja filmowa pochodzi z 1985 roku, nosi ten sam tytuł, co opowiadanie i jest zrealizowana oryginalną techniką, a trwa jedyne 12 minut. Twórcą techniki jest reżyser tego filmu – Piotr Dumała. Technika ta polega na tworzeniu animacji na gipsowych płytach poprzez malowanie, następnie wydrapywanie i ścieranie tego obrazu, dzięki czemu powstają swobodne przejścia między ujęciami. Dzięki przejmującej muzyce widz odczuwa emocje bohaterów, narastające napięcie między nimi. Muzyka Adama Koniecznego w doskonały sposób odzwierciedla i uzewnętrznia uczucia w nich drzemiące.

 

   Druga adaptacja filmowa pod tym samym tytułem, wyreżyserowana przez Roberta Bressona ( Francja), pochodzi z 1969 roku i trwa 88 minut. Bresson starał się wyrazić wewnętrzne emocje i uczucia za pomocą postaci, ich gestów, mimiki twarzy, ruchów, zachowania się, sposobem patrzenia, sposobem reagowania. 

 

   Podczas dyskusji Arkadiusz Lewicki podzielił się swoją refleksją dotyczącą tych spotkań, że zupełnie czymś innym jest czytanie książki w samotności, a inaczej przeżywa się i doświadcza takiej zbiorowej lektury, jaka występuje na festiwalu opowiadania. Nie można się z tym nie zgodzić. Siedząc i słuchając opowiadania wśród publiczności czuje się specyficzny klimat, w miejscu, gdzie się to odbywa wytwarza się magiczna atmosfera. Piotr Marecki mówił o tym, co charakterystyczne dla twórczości Bressona, czyli o wewnętrznej prawdzie, którą reżyser ukazał także i w tym filmie. Prawda kryje się wewnątrz kobiety, są w niej emocje prawdziwe, to, co na zewnątrz jest fałszem. Mówi również o tym, że opowiadanie Dostojewskiego jest po stronie mężczyzny, natomiast film Bressona opowiada się po wewnętrznej prawdzie kobiety.

 

 

6 październik 2008

 

Wystawa ilustracji Agnieszki Jarząb i Anny Kaszuby-Dębskiej

  

Trzeci dzień festiwalu ( 06.10.2008 rok) zapoczątkowało otwarcie wystawy ilustracji Agnieszki Jarząb i Anny Kaszuby-Dębskiej w BWA Awangarda. Były to ilustracje niezwykle kolorowe i śmieszne. Wystawa była podzielona na dwie części, w jednym pomieszczeniu można było zobaczyć prace plastyczne, wypukłe, wykonane z masy chlebowej, wykonane przez Annę Kaszubę-Dębską, zaś w drugim, rysunki Agnieszki Jarząb z dodatkiem śmiesznych, rymowanych tekstów Agnieszki Wolny-Hamkało, np. „Przechowalnia samych dobrych myśli, poduszka, na której znowu mi się przyśnisz”.

 

„Adriana na Naksos” Olga Tokarczuk

 

   Przegląd adaptacji filmowych poświęcony był Twórczości Olgi Tokarczuk i jej opowiadaniu pt. „Ariadna na Naksos” pochodzącego ze zbioru jej opowiadań zatytułowanego „Gra na wielu bębenkach”. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności, było to, że Olga Tokarczuk dzień wcześniej została nagrodzona najbardziej prestiżową nagrodą literacką w Polsce – Nike. Autorka otrzymała ją za powieść „Bieguni”. Było to już trzecie spotkanie z cyklu „Książka była lepsza?”. Odbyło się o w budynku BWA Awangarda przy ulicy Wita Stwosza we Wrocławiu. Jako pierwsze zostało odczytane opowiadanie Olgi Tokarczuk przez znanego już aktora Pawła Palcata, następnie wyświetlono film „Aria Diva” w reżyserii Agnieszki Smoczyńskiej, który został zrealizowany na podstawie tegoż opowiadania, wieńczącym spotkanie elementem była dyskusja prowadzona przez Arkadiusza Lewickiego i Agnieszkę Wolny-Hamkało.

 

   Opowiadanie Tokarczuk jest o kobiecie, która ma męża i dwójkę dzieci. Porzuciła ona karierę, aby zająć się domem i rodziną. Jej główną fascynacją staje się sąsiadka, a konkretnie jej piękny, operowy głos, który ma okazję słyszeć we własnych mieszkaniu zza ściany. Słuchanie śpiewaczki staje się w pewnym momencie jej ulubionym zajęciem w wolnym czasie.

 

   Jest to przede wszystkim tekst o codzienności, Olgę Tokarczuk charakteryzuje poczucie rzeczywistości oraz dbałość o szczegóły, których jest dużo więcej opisanych w opowiadaniu. Film opowiada dokładnie historię przedstawioną w opowiadaniu, różni się jedynie szczegółami.

 

   Biorąca udział w dyskusji, Agnieszka Wolny-Hamkało stwierdziła, że ten film pokazuje, że częściej zakochujemy się po prostu w danej osobie, a nie w płci. Fascynuje to, co ona ma w środku, kim jest. Rzeczywiście, te dwie kobiety były w sobie zakochane, fascynowały siebie nawzajem. Divę interesowało życie, jakie miała Basia, wydawało się, że była sama, smutna i zazdrościła jej rodziny, a ona była zafascynowana życiem śpiewaczki, światem, który ją otaczał. Czytanie opowiadania trwało mniej więcej tyle samo czasu, co ekranizacja filmowa, czyli 30 minut. Znowu pojawiło się pytanie: „czy książka była lepsza?”. Najlepszą odpowiedzią było, że nie można porównywać książki z filmem, ponieważ każde rządzi się własnymi prawami, i w książce i w filmie jest coś odrębnego, fascynującego. Krytycy pozostali przy swoich dziedzinach, Arkadiusz Lewicki bronił filmu, natomiast Agnieszka Wolny-Hamkało literatury.

 

 

7 październik 2008

  

„Nasza ulica” Jan Himilsbach

 

   7 października był to czwarty dzień festiwalu opowiadania. Spotkanie z cyklu „Książka była lepsza?” również czwarte odbyło się tak, jak poprzednio w BWA Awangarda. Poświęcone było opowiadaniu Jana Himilsbacha pt. „Nasza ulica”.

 

   Filmem nakręconym na podstawie opowiadania jest „Nasza ulica” w reżyserii Łukasza Palkowskiego z roku 2004. Trwa on 38 minut. Akcja toczy się w czasie II wojny światowej. Głównym miejscem akcji zarówno w opowiadaniu, jak i w filmie jest podwórko, stare i zniszczone realiami wojny. Do tego miejsca przybywa 10-letni samotny żydowski chłopiec. Chodzi po ulicach miasteczka nie znajdując u nikogo zrozumienia ani jakiejkolwiek pomocy. Traktowany jest jak wróg. Dorosłych nie często można spotkać na ulicach tegoż miasteczka, to właśnie dzieci są ich odzwierciedleniem. Okazują się brutalne dla bezbronnego chłopca, przejawiają w stosunku do niego agresję i pogardę. Mówi się, że ludzie są tacy, jakie są miejsca, w których mieszkają. Stają się one takie same, jak świat, w którym się otaczają, w którym się urodziły i w którym żyją. Są tak samo okrutne i bezuczuciowe. Realia wojenne są pokazane w bardzo dosadny sposób. Ścieżka dźwiękowa pojawia się nieustannie przez cały film w krótkich odstępach czasowym, są to te same smutne dźwięki, mogą się wręcz wydawać monotonne, ale przecież codzienność w okresie wojny właśnie taka była. Muzyka odzwierciedla cierpienie, pomaga zrozumieć powagę przedstawianych zdarzeń. Słuchając opowiadania nie czuję się aż tak silnych emocji, nie czuję się aż tak wielkiego smutku.

 

   Na zakończenie pokazu w dyskusji z Arkadiuszem Lewickim rozmawiała Marta Mizuro. W ekranizacji filmowej wątek polsko-żydowski został znacznie mocniej i wyraźniej pokazany, niż w opowiadaniu, co podkreślił podczas dyskusji Arkadiusz Lewicki. To właśnie ten film ten w 2004 roku zdobył I nagrodę w kategorii: krótkometrażowy film fabularny na Warszawskim Festiwalu Filmów O Tematyce Żydowskiej. Marta Mizuro natomiast broniła literatury i podkreślała zwłaszcza przeżycia dziecięce, którymi przepełnione było opowiadanie.

 

 

8 październik 2008

 

„Ulica krokodyli” Bruno Schulz

 

   Piąte, ostatnie spotkanie z cyklu „Książka była lepsza?” odbyło się również w BWA Awangarda. Składało się z następujących po sobie: odczytanie oryginału opowiadania Brunona Schulza pt. „Ulica krokodyli” przez Pawła Palcata – aktora teatralnego, adaptacja filmowa na podstawie tego opowiadania w reżyserii Stephena i Timothy’ego Quay pod tym samym tytułem, dyskusja z udziałem Arkadiusza Lewickiego oraz Andrzeja Franaszka.

 

   „Ulica krokodyli” pochodzi z tomu opowiadań pt. „Sklepy cynamonowe”, który odzwierciedla w pewnym stopniu dziecięce wspomnienia autora, jednak są one zniekształcone. Opowiadanie Schulza za pomocą pewnej symboliki opisuje katastroficzny obraz świata. Lektura przenosi czytelnika do nowej cywilizacji, gdzie świat wydaje się być zrobiony z papieru, a ludzie są manekinami. Charakterystyczny dla autora jest język, który przedstawia rzeczywistość w sposób plastyczny oraz synestezyjny. Narrator opowiadania oprowadza czytelnika po ulicy krokodyli, z dokładnością, co do każdego centymetra ulicy i każdego sklepu się na niej znajdującego. Przedstawiona wizja świata Schulza jest przerażająca, także przerażała jego samego. Pod symbolami zepsucia i zła ukrył tęsknotę za prostotą, normalnością. Zdecydowanie brakującym elementem w tym nowoczesnym świecie kiczu, zepsucia i tandety jest ład.

 

   Adaptacja filmowa o tym samym tytule, tj. „Ulica krokodyli” ( „Street of Crocodiles”) w reżyserii braci Quay ( Wielka Brytania) została nakręcona w 1986 roku, trwała 20 minut. Autorem muzyki do tego filmu jest Lech Jankowski. Muzyka w niemym filmie pełni ważną rolę, jest głównym odzwierciedleniem emocji bohaterów i napięcia akcji. Jest to animacja, gdzie bohaterami są lalki, a głównym miejscem, w którym toczy się akcja filmu jest muzeum. Kukiełka, rysami twarzy przypominająca autora powieści porusza się wśród różnych urządzeń, maszyn, wędrujących i tańczących śrub. Stephen i Timothy Quay tak samo, jak Schulz chcieli wrócić do wizji swojego dzieciństwa, udało im się to dzięki animacji. Muzeum przypomina wnętrze starej zabawki, w której jest mnóstwo sprężyn, śrubek i innych detali mieszczących się w ciasnej przestrzeni. Ich wizja rzeczywistości nowej, nowoczesnej jest ciasna, miażdżąca stałe wartości, kiczowata, skupiająca się na formie, a nie treści.

 

   W dyskusji kończącej przegląd filmowy Arkadiusz Lewicki mówił, że był to film dość niezwykły, a materiał literacki został potraktowany oryginalnie. Trudno było ciągle odpowiedzieć na pytanie: „co było lepsze, książka czy to opowiadanie?”. Andrzej Franaszek ( „Tygodnik Powszechny”) twierdził, że Schulz jest oczywisty, natomiast film braci Quay w swym gatunku jest dość przejmujący i robi wrażenie. Według niego film jest ciekawym przeniesieniem gestii powieści, języka autora. Lewicki mówił również o tym, jak doskonale została przeniesiona na ekran poetyka, nastrój opowiadania Schulza, jak ciężko jest zamienić słowo na elementy wyłącznie obrazowe. Zwrócił uwagę na to, że zaraz po przeczytanie opowiadania została wyemitowany film, co każe widzom doszukiwać się przeniesienia scen z powieści, porównywać opowiadanie z adaptacją filmową. Andrzej Franaszak na zakończenie powiedział, że dla niego ekranizacje literatury są zazwyczaj gorsze od literatury, podkreślając „zazwyczaj”.

 

Arkadiusz Lewicki z zawodowej konieczności, ale i nie tylko próbował polemizować ze stwierdzeniem, że czytanie książki uruchamia wyobraźnię, a oglądanie filmu nie… Mówił o tym, że w opowiadaniu emocje bohatera, jego przeżywanie rzeczywistości, w której się znajduje, zawiera się na kilku stronach, natomiast w filmie zajmuję to kilkanaście sekund, to samo jest odzwierciedlone za pomocą gestów i mimiki danego aktora. Właśnie te kilkanaście sekund uruchamia w widowni wyobraźnię. Jego współrozmówca oczywiście się z nim nie zgodził. Lewicki winił edukację za przyzwyczajanie do wyłącznie interpretowania tekstów literackich, natomiast problemem według niego jest to, że nie uczy się obcowania z obrazem, interpretowania go i wyjaśniania. Nikt nie przejmuje się tym, że nie zna historii filmu, a nie znać wielkich dzieł literackich to jest już pewien „obciach” – jak to nazwał Arkadiusz Lewicki.

 

 

9 październik 2008  

 

Premiera antologii „Zaraz wracam”

 

   Szóstego dnia 4. międzynarodowego festiwalu opowiadania w księgarni Kapitałka przy placu Nankiera 17 odbyła się spotkanie poświęcone premierze antologii „Zaraz wracam”. Redaktorami a zarazem pomysłodawcami książki są: Marta Mizuro (krytyk literacki), Marcin Hamkało ( poeta oraz dyrektor artystyczny międzynarodowego festiwalu opowiadania) i dr Wojciech Browarny ( z Uniwersytetu Wrocławskiego). Książka zawiera utwory osiemnastu autorów, m.in. Jerzego Pilcha, Andrzeja Stasiuka, Olgi Tokarczuk, Pawła Huelle, Nataszy Goerke czy Mariusza Szczygła. Spotkanie poprowadził Andrzej Franaszek, a udział w nim wzięło dwóch redaktorów tejże książki, tj. Marta Mizuro i Wojciech Browarny oraz jeden z autorów opowiadań – Janusz Rudnicki.

 

   Prowadzący rozpoczął od wyrażenia swojego zdania na temat tej książki, którą miał już okazję przeczytać i bardzo mu się podobała. Marta Mizuro wyjaśniała, że opowiadania traktują o diametralnych zmianach rzeczywistości, zaistniałych w wyniku otwarcia granic. Przemiany cywilizacyjne przedstawiają z perspektywy bohatera za granicą. Zarówno antologię „Zaraz wracam”, jak i książki innych autorów przedstawiających swoje dzieła na festiwalu opowiadania można było zakupić w cenach promocyjnych przez wszystkie dni trwania tej imprezy kulturalnej.

 

   Wszystkie utwory zawarte w tej antologii - bo są to nie tylko opowiadania, ale także reportaże - dotyczą podróży, obcości, emigracji, zetknięcia się z czymś innym, nowym, doświadczenia bycia za granicą. Na obczyźnie można było się znaleźć z różnych powodów: turystycznych, w poszukiwaniu pracy, ze względu na zainteresowania, bądź ze względów politycznych. Przyczyny wyjazdu z kraju bohaterów zmieniają się. Zaczyna się od typowej politycznej emigracji, potem są przedstawione losy ludzi, którzy zatrzymują się już na stałe za granicą, jak np. u Janusza Rudnickiego, a następnie doświadczenia czysto turystyczne, podróżnicze, jak u Joanny Pawluśkiewicz.  

 

   Pomimo tego, że treść książki z założenia miała być utrzymana w tematyce wyjazdów, emigracji i obcości, to każde z opowiadań jest zupełnie inne, ma odmienny klimat. Każdego autora charakteryzuje inny język i sposób pisania. Za każdym razem – jak mówił Andrzej Franaszek – powtarza się jednak ta sytuacja odmienności, niedopasowania. Zauważył on również, że kiedy się czyta te opowiadania zawarte w antologii, daje się wyczuć inność Polaków będących za granicą, znajdujących się w interakcjach z tamtejszą ludnością.   

 

   Wojciech Browarny nie chciał się nikomu podlizywać z pisarzy, ani też o żadnym z nich powiedzieć złego słowa, aczkolwiek wyraził swoją opinię ta temat opowiadań. Otóż uważał on, że teksty średniego pokolenia autorów, którzy wyjechali za granicę około 10 czy 15 lat temu, są bardziej problemowe i dzięki temu ciekawsze. Ich problemy są zasadnicze, natomiast młodzi pisarze mają problemy bardziej osobiste, które wydają mu się trywialne wręcz. Janusz Rudnicki z poczuciem humoru wypowiadał każde swoje zdanie. Mówił o swoich osobistych przeżyciach, otóż zauważył, że współcześnie Polacy za granicą nie mogą już czuć się tak wyobcowani, jak dawniej, chociażby z tego powodu, że spotkają tam wielu swoich rodaków.

 

   Na zakończenie Marta Mizuro została zapytana o tytuł książki, dlaczego właśnie taki? Tłumaczyła go, jako powrót do polskości, który nie zawsze okazuje się dosłowny, fizyczny. Przeważnie jest to powrót mentalny, od którego nie da się uciec. Nie da się uciec od polskości.

„Zaraz wracam” jest książką godną polecenia, co też uczynił prowadzący spotkanie Andrzej Franaszek oraz jego współrozmówcy, jednocześnie zapraszając na prezentacje opowiadań autorów z Polski, ale również z zagranicy.

 

Prezentacje:

 

   Wspomniane już prezentacje rozpoczęły się w BWA Awangarda. Miało to miejsce w pomieszczeniu, gdzie okna zajmowały całą jego długość i rozpościerały się od podłogi do sufitu. Wykładzina przypominała szachownicę i taki był też zamysł, aby ludzie, siedzący na pufach białych lub czarnych byli jak pionki na planszy do gry. Połączony z tym pomysłem był telewizor ustawiony tak, aby przechodnie mogli obserwować ludzi z pomieszczenia. Obraz nagrywany był z góry, dzięki czemu ludzie na ulicy widzieli każdy ruch, każde przesunięcie pufy, zmiany na szachownicy. Miało to skłonić do pewnych interakcji między ludźmi wewnątrz z ludzi z zewnątrz. Zainteresowanie przechodniów było widoczne, niemal każdy spoglądał z zaciekawieniem, niekiedy również przystawał na dłuższą chwilę i obserwował, zapewne zastanawiał się, czemu to ma służyć. Można uznać, że zostały spełnione oczekiwania pomysłodawców. Nie zabrakło również kanap i innych miejsc siedzących dla pozostałej części publiczności.

 

   Prezentacje poszczególnych autorów były zapowiadane przez Kamila Zająca, a na język angielski zapowiedzi tłumaczyła Katarzyna Till.

 

Gonçalo Tavares

 

   Jako pierwszy fragmenty swoich opowiadań przedstawił Gonçalo Tavares z Portugalii. Urodził się on w 1970 roku w Luandzie w Angoli. Zadebiutował książką pt. „Księga tańca” w 2001 roku. Już w 2005 roku autor otrzymał nagrodę Saramago za powieść „Jerozolima”, jest to nagroda przyznawana dla młodych twórców poniżej 35 roku życia. Książka ta została zarazem wpisana na europejską listę „1001 książek, które trzeba przeczytać przed śmiercią”. W 2007 roku Gonçalo Tavares dostał nagrodę Portugal Telecom, jest to prestiżowa nagroda uchodząca za odpowiednik polskiej nagrody Nike. Natomiast w Polsce w tym samym roku ukazał się zbiór opowiadań tego autora pt. „Panowie z dzielnicy”.  

 

   W ramach prezentacji opowiadań portugalski pisarz przeczytał kilka fragmentów swojej książki „Panowie z dzielnicy”. Jednym z opowiadań była „Biblioteka”, bohaterem był pan Juarroz, który pracował w bibliotece. Jego pasją było porządkowanie książek. Układał je według swojego systemu, którego nikomu nie chciał zdradzić. Szybko jednak odwiedzający ją czytelnicy odgadywali reguły, według których pan Juarroz układał książki. Było to dla niego irytujące do tego stopnia, aż książki poukładał według własnego uznania. Tego systemu nikt nie mógł wykryć. Było to jedno ze śmieszniejszych opowiadań Tavaresa. Na ścianie przed widzami i słuchaczami można było śledzić tekst czytanego opowiadania w języku polskim, albowiem autorzy zagraniczni czytali swe utwory w ojczystych językach. Tłumaczenia na język polski pojawiały się przy każdym obcojęzycznym autorze, a niekiedy również w przypadku pisarzy z Polski.

 

Darek Foks

 

   Drugim pisarzem, tym razem polskim był Darek Foks. Urodził się w 1966 roku, jest on prozaikiem, poetą i scenarzystą. Pracował w różnych magazynach, tj. w „Literaturze na Świecie”, „Aktivist”, „Exklusiv”, aktualnie pracuje w redakcji „Twórczości”. Jest również zdobywcą wielu nagród, m.in. w 1993 roku głównej nagrody w poetyckim konkursie „bruLionu”; w 1999 roku nagrody im. Natalii Gall. Nominowany był dwukrotnie do Paszportu „Polityki” oraz był stypendystą „Nowego Nurtu” i Ministerstwa Kultury RP.

 

Przeczytał on wybrane fragmenty z książki, której jest współautorem wraz ze Zbigniewem Liberą pt. „Co robi łączniczka”. Jest to książka o przeszłości, o tym, co zostało w pamięci o powstaniu warszawskim. Autorzy tej książki skupiają się nad tym, jak te wydarzenia związane z powstaniem, istnieją dla ludzi współcześnie. W czasie ich czytania przez Darka Foksa na ścianie pojawiały się wyjątkowo nie teksty utworów przez niego prezentowanych, lecz zdjęcia zamieszczone w tejże książce, które są pomysłem Zbigniewa Libery. Zdjęcia to także symbol przeszłości, utrwalenie niepowtarzalnej chwili. Były to zdjęcia wojenne, często kadry z filmów, przedstawiające twarze łączniczek - aktorek.

 

Janusz Rudnicki

 

   Trzecim pisarzem prezentującym swoje opowiadania był Janusz Rudnicki. Urodził się on w 1956 roku w Kędzierzynie-Koźlu. Jest pisarzem i eseistą, aktualnie mieszka w Hamburgu. Pracuje dla miesięcznika „Twórczość”, choć zatrudniony jest równocześnie w wydawnictwie hamburskim. Dotychczas wydał takie książki jak „Można żyć” w 1992 roku, „Cholerny świat” w roku 1994, „Tam i z powrotem po tęczy” ( 1997), „Męka kartoflana” ( 2000), „Mój Wehrmacht” ( 2004), „Chodźcie idziemy” ( 2007).

 

Na festiwalu opowiadania przedstawił fragmenty z wyboru opowiadań pt. „Śmierć czeskiego psa”. Pisze bardzo prostym językiem i krótkimi zdaniami. Fragmenty przez niego czytane były prześmieszne. On sam wydaję się być pogodnym człowiekiem z dużym poczuciem humoru. Głównym bohaterem opowiadania był on sam, opisywał perypetie związane z pewnych Czechem, a w większości z jego psem. Słuchając tego opowiadania publiczność śmiała się do rozpuku. Janusz Rudnicki był ostatnim autorem przed przerwą.

Po przerwie swoje prace zaprezentował Adam Wiedemann z Polski oraz goście zagraniczni tj. Kerstin Hensel z Niemiec i Anne Swärd ze Szwecji.

 

Adam Wiedemann

   Adam Wiedemann urodził się w 1967 roku w Krotoszynie. Jest poetą, eseistą i prozaikiem. Współpracował m.in. z „Tygodnikiem Powszechnym”, „Odrą”, „Nowym Wiekiem”, „Czasem Kultury” czy „Kursywą”. Wydał tomy wierszy, takie jak: „Samczyk” w 1996 roku, „Rozrusznik” ( 1998), „Konwalia” ( 2001), „Kalipso” ( 2004), „Pensum” ( 2007) oraz zbiory opowiadań: „Wszędobylstwo porządku” ( 1997), „Sęk pies brew” ( 1998) czy „Sceny łóżkowe” ( 2005). W 1999 roku był laureatem Nagrody Kościelskich, w roku 2008 otrzymał Nagrodę Literacką Gdynia za „Pensum”, a także w czasie trwania swojej kariery literackiej był nominowany do Paszportu Polityki oraz trzykrotnie do literackiej nagrody Nike.

 

W swoich opowiadaniach przedstawia głównie tajemniczość rzeczywistości, wykorzystując przy tym nawiązania do filozofii, teologii i poezji. Pisze prostym językiem o rzeczach prostych i zwyczajnych - codziennych.

 

Kerstin Hensel

 

   Kerstin Hensel urodziła się w roku 1961 w Karl-Marx-Stadt. Wydała tomiki wierszy, powieści takie, jak: „Tanz am Kanal” ( 1994), „Gipshut”( 1999) czy „Im Spinnhaus” (2003) oraz liczne zbiory opowiadań, m.in. „Stimopel” (1987) roku, „Hallimasch” ( 1989), „Neunerlei” ( 1997) i „Im Schlauch” ( 1993). W 1987 roku była zdobywczynią nagrody Anne-Seghers- Preis, a w 1991 Leonce-und-Lena-Preis. W 2004 roku otrzymała Literacką Nagrodę Niemieckich i Austriackich Związków Twórczych im. Dehmel. Pracuje od 1987 roku w Wyższej Szkole Teatralnej im. Ernsta Buscha w Berlinie, jako nauczycielka języka wiersza niemieckiego, a także prowadzi wykłady z zakresu historii wersyfikacji niemieckiej. Zajmuję się nie tylko reżyserowaniem w teatrze, ale również pisaniem scenariuszy filmowych i sztuk teatralnych, librett oraz słuchowisk radiowych. Cechą jej twórczości jest groteskowość.

 

Anne Swärd

 

   Anne Swärd jest szwedzką pisarką urodzoną w roku 1969 na południu Szwecji. Sztuką interesowała się już jako dziecko, głównie muzyką, wizualnymi formami oraz literaturą. Bardzo wcześnie rozpoczęła pisać i w większości poświęcała się temu. Uważało literaturę za jedyną formę, dzięki której mogła wyrazić wszystko, co chciała.

 

   Godna uwagi jest jej debiutancka książka zatytułowana „Lato polarne”. Książka została opublikowana w 2003 roku i nominowana do August-Prize – szwedzkiego odpowiednika polskiej literackiej nagrody Nike. Przedstawia ona losy pewnej rodziny, gdzie niezwykle ważne jest poprawne odczytywanie spojrzeń wzajemnych, najmniejszych gestów, w przeciwnym razie rodzi się poczucie zagrożenia i niepewności. Zestawione są ze sobą dwie różne osobowości, spokojny Kris i nieobliczalna Kaj. W gruncie rzeczy jest to opowieść o miłości – o potrzebie miłości. Autorka skupia się na najdrobniejszych szczegółach, co stwarza przejmujący nastrój powieści. Podczas czytania w czytelniku wytwarza się pewnego rodzaju niepokój o to, co ma się za chwilę wydarzyć z bohaterami. Towarzyszem w czasie lektury jest też morze, jego szum i piękno szwedzkiego wybrzeża, gdzie toczy się akcja opowiadania. W 2006 roku pisarka otrzymała nagrodę im. Mare Kandre. Na festiwalu opowiadania autorka przeczytała swój krótki tekst, nowelę.

 

 

10 październik 2008  

 

Spotkanie autorskie: Gonçalo Tavares

 

   Siódmego dnia festiwalu w księgarni Kapitałka odbyło się spotkanie autorskie z udziałem wybitnego pisarza portugalskiego, Gonçalo Tavaresa. Spotkanie poprowadził Robert Gawłowski, a z języka portugalskiego na język polski tłumaczył Michał Lipszyc, który jest również tłumaczem prozy Tavaresa.

 

   Głównym tematem była oczywiście książka „Panowie z dzielnicy”, która ukazała się w 2007 roku i której fragmenty można było usłyszeć poprzedniego dnia podczas prezentacji. Robert Gawłowski rozpoczął od wyjaśnienia jego nieprzypadkowego uczestnictwa w tym spotkaniu, otóż obmyślił on sobie projekt literacki, który, jak się okazało w 2006 zrealizował Gonçalo Tavares. Część tego projektu zawierają „Panowie z dzielnicy”, konkretnie są to opowiadania o Panu Calvino. Gawłowski napisał zatem tekst, w którym wyraża złość z zaistniałej sytuacji, oczywiście żartobliwie. Jest to krótki tekst zatytułowany „Pan Tavares”, został on odczytany przez samego autora, jako wstęp do rozmowy.

 

   Książka Tavaresa składa się z krótkich opowieści, a – jak podkreślił to Robert Gawłowski – właśnie krótką formę literacką jest napisać najciężej, że jest to największa sztuka napisać jak najkrótsze opowiadanie. Trzeba wówczas wykazać się umiejętnościami wyszukiwania konkretów. Gawłowski chwile spędzone z lekturą określił, jako „niezwyczajne”. Uważa, że proza Tavaresa pozwala się czytelnikowi zatrzymać, zastanowić, uruchomić wyobraźnię. Zauważył też, że książki Gonçalo Tavaresa są tłumaczone na najważniejsze języki świata, co bez wątpienia zwiększa jego czytelność.

 

   Sam autor na wstępie powiedział, że cieszy się z pobytu we Wrocławiu, gdyż ostatnio interesuje się historiami miast i z zaciekawieniem je obserwuje.  Zaznaczył fakt, iż pracuje on równolegle nad książkami tak zwanymi „lekkimi”, przykładem są „Panowie z dzielnicy” oraz nad opowieściami mrocznymi, nazywane są jako „czarne książki”. Tym sposobem chodzi mu o oczarowywanie i odczarowywanie czytelnika jednocześnie. Czytając żartobliwych „Panów z dzielnicy” ludzie zapominają o świecie rzeczywistym, natomiast „czarne książki” są o świecie realnym, gwałtowne, pełne przemocy, głównie o tematyce zła.

 

   Robert Gawłowski zapytał autora, jaka jest jego strategia pisania książek, na co Tavares odpowiedział, że tworząc równocześnie w dwóch jakby światach, tzn. czarnym i jasnym wzajemnie się uzupełnia. Kiedy pisanie o rzeczach ciężkich i złych jest już wyczerpujące, odskocznią dla niego od tego mrocznego świata jest pisanie „Panów z dzielnicy”. Tavares sugerował również czytelnikom takie rozwiązanie, aby po przeczytaniu jednej z jego mrocznych książek, nie popadali w totalną depresję tylko rozpogodzili się przy innej książce, bardziej optymistycznej. Autor dodał jeszcze, że osobiście uważa, iż nadmierna radość jest niebezpieczna, a z kolei przesadzony pesymizm do niczego nie prowadzi. A jeżeli chodzi o jego technikę tworzenia to jest to często improwizacja, zaczynając pisanie, nie wie, jacy będą bohaterowie, ilu ich będzie, a także, jaka będzie akcja opowiadania.

 

   Padło pytanie od publiczności: „Dlaczego Ci panowie, a nie inni?”. Tavares wytłumaczył, że zawsze trzeba dokonać jakiegoś wyboru, a jeśli nie chce się nikogo wykluczać, to jedynym wyjściem jest nikogo nie wybierać.

 

   Kolejnym pytaniem Gawłowskiego było, jak wpłynęła ja jego późniejszą twórczość, jego rodzina, miejsce, w którym się wychowywał. Otóż miejsce, w którym spędzał dzieciństwo ( Aveiro) wpłynęło na jego biografię, – jak powiedział – a nie na jego bibliografię, gdyż zaczął pisać, jak mieszkał już w Lizbonie. Wspomniał także o swojej najnowszej książce, której tytuł w wolnym tłumaczeniu brzmi: „Nauczyć się modlić w epoce techniki”. Dotyczy ona problemu, jak powinniśmy się modlić oraz czy mamy szansę współcześnie na modlitwę otoczeni maszynami i rozwijającą się w szybkim tempie technologię. Gonçalo Tavares uważa, że powinniśmy się modlić w naturalnym otoczeniu, najlepiej wśród przyrody, gdzie jest słońce i drzewa. W książce rozważa czy powinniśmy wymyślić teraz nowe modlitwy przystosowane do otaczającego nas świata czy jednak pozostać przy tych sprzed ponad dwóch tysięcy lat.

  

   Następnie prowadzący zapytał Tavaresa, jaki by był jego stosunek do stwierdzenia, że jest on wybitnym pisarzem postmodernistycznym. Autor twierdził, że nikt nie jest pierwszym pisarzem świata, ponieważ nie da się pisać nie wracając do tego, co już kiedyś było. Według niego każdy następny pisarz jest kontynuatorem poprzedniego twórcy. Mówił, że oryginalnym można być wyłącznie wtedy, gdy pozna się dokładnie wszystkie prace tych, którzy tworzyli przed nami.

 

   Kolejne pytanie dotyczyło codziennego życia pisarza. W gruncie rzeczy Tavares – jak sam powiedział – nie rozmawia o swoim życiu osobistym, skupia się jedynie na swojej twórczości, jednak podzielił się z publicznością informacją o trójce dzieci, które są dla niego najważniejsze. Kiedy pojawia się cokolwiek, co dotyczy jego dzieci, natychmiast odstawia wszystkie wydarzenia literacki i całkowicie się im poświęca.

  

   Gawłowski zapytał następnie o jego oczekiwania względem naszego kraju, gdyż Tavares leciał do Polski po raz pierwszy. Autor mówił, że lubi podróżować i podróżuje bardzo często, to dostarcza mu nowych myśli i pomysłów, chociaż w większości teraz jego wyjazdy są związane z karierą pisarską. Dodał jeszcze, że podróżowanie można uznać za rodzaj szybkiej lektury, aczkolwiek istnieją tego też i złe strony, że jeśli podróżowanie „wejdzie w krew” człowiek zostanie mieszkańcem samolotu albo innych środków komunikacji. Przez wizytą we Wrocławiu nie czytał żadnych informacji o tym miejscu, nie przygotowywał się, czekał na to, co będzie mógł zobaczyć i co się tutaj wydarzy. W miejscach, w których bywa pasjonują go dla większości mało znaczące wydarzenia, jak np. w klubie festiwalowym na jednym z koncertów w ramach festiwalu opowiadania, ktoś kompletnie pijany wyszedł z toalety razem z drzwiami i dalej pił przy tym samym barze.

 

   Robert Gawłowski zapytał o to czy prowadzi dla czytelników stronę internetową, na co pisarz odpowiedział: „naturalnie, że tak”. Zaznaczył jednak, że jeśli ilość odzewów przekracza jego możliwości, aby na wszystkie odpowiedzieć lub staję się szkodliwy, odcina się od tego, aby to nie miało żadnego wpływu na jego funkcjonowanie oraz na jego twórczość. Tavares przyznał się, że na początku e-mail uważał za wynalazek boski, zaś aktualnie uważa go za wynalazek diabelski. Wychodzi on z założenia, że e-mail dzisiaj stwarza zbyt łatwy dostęp do każdego i jeśli któryś z czytelników miałby ochotę naprawdę się z nim skontaktować to na pewno znalazłby inny sposób.

 

   Padło kolejne pytanie od publiczności na temat stosunku Tavaresa so sytuacji pisarza w mediach, kiedy to on jest ciekawszy niż jego dzieła. Tavares twierdził, że trudno jest znaleźć w tym równowagę, dlatego też, kiedy proponuje mu ktoś wywiad, on od razu pyta się czy dana osoba przeczytała, choć jedną książkę jego autorstwa. Jeżeli nie, jest on zmuszony odmówić udzielenia wywiadu. Jak można się było już zorientować, autora interesują rozmowy o jego książkach, a nie o jego życiu czy rodzinie.

   Nie trudno domyślić się zatem, jak była odpowiedź pisarza na następne pytanie od słuchacza czy zgodziłby się na napisanie przez kogoś jego biografii. Bez zastanowienia odpowiedział, że nie. Mówił, że dla niego najważniejsza jest jego bibliografia, a nie biografia.

 

   Następnym pytaniem od widzów było pytanie tym razem do tłumacza ( Michała Lipszyca), dlaczego wybrał on do tłumaczenia akurat tego autora i czy jest to literatura trudna do tłumaczenia. Michał Lipszyc powiedział, że dobrze się robi wszystko to, co się podoba. Uważa on Gonçalo Tavaresa za wdzięcznego autora do tłumaczenia, więc nie miał z tym problemów. Zaznaczył, że „Panowie z ulicy” są tą lekką literaturą, zapewne jedną z jego „czarnych książek” będzie się tłumaczyć całkiem inaczej.

  

   Robert Gawłowski zapytał jeszcze, jakich portugalskich pisarzy współczesnych poleciłby nam, Polakom do przeczytania, dzieła, którego pisarza powinny zostać przetłumaczone na język polski. Tavares polecił poetę – Herberta Heldera oraz pisarkę, Agustine Besse-Luís. Dodał, że w Portugalii można znaleźć niektóre dzieła takich polskich pisarzy, jak: Miłosz, Szymborska czy Gombrowicz.

 

   Jednym z ostatnich już pytań do Tavaresa było pytanie o nagrodę Saramago, którą otrzymał w 2005 roku, co ona znaczy dla pisarza. Autor przyznał, że miał szczęście, gdyż niedługo po wydaniu swojej pierwszej książki dostał ważne nagrody, tj. Portugal Telecom i Saramago. Uznał to za wyjątek, że on, jako młody pisarz został tak doceniony i to jeszcze za życia.

 

   Jeden ze słuchaczy zadał przedostatnie pytanie, jak ważna jest relacja między tłumaczem, a pisarzem. Tavares odpowiedział, że ważne jest jedynie, aby tłumacz znał jego twórczość. Ostatnie pytanie od publiczności, ku zdziwieniu nie tylko pozostałej części zgromadzonych słuchaczy, ale także ku zdziwieniu pisarza, zostało zadane w języku portugalskim. Dotyczyło portugalskiego terminu saudade, oznaczającego dosłownie tęsknotę. Jest to termin w Portugalii znaczący więcej niż nostalgia. Pytanie konkretnie dotyczyło tego czy pisarz uważa, że saudade to jest coś, co się w jego twórczości „odbija”. Odpowiedź Tavaresa była taka, że on wie, jakie jest znaczenie tego słowa, że jest to szersze pojęcie melancholii stworzone w Portugali, ale, pomimo, że jest to słowo znaczenie stworzone w Portugalii, uczucia, jakie opisuje nie są wyłącznie portugalską wartością. Saudade dotyczy tęsknoty za tym, czego brak, a nie uważa on, że tylko Portugalczykom czegoś brakuje w życiu.

 

   Spotkanie przebiegało w kameralnej i miłej atmosferze, trwało ponad godzinę, czego nie dało się specjalnie odczuć, wypowiedzi Gonçalo Tavaresa słuchało się z zaciekawieniem.

 

Debata: Fatos Lubonja – Andrzej Stasiuk

 

   Po spotkaniu autorskim z Gonçalo Tavaresem o godzinie w BWA Awangarda odbyła się debata, między Fatosem Lubonją a Andrzejem Stasiukiem, którą poprowadził Stanisław Bereś, a za tłumaczenie odpowiedzialna była pani Dorota Horodyńska.

 

   Prowadzący rozpoczął od spostrzeżenia, że on jak i jego rozmówcy siedzieli na czerwonych kanapach oraz na – już nie z lat komunistycznych - czerwonym płótnie, co, jak stwierdził panu Lubonji musi się dziwnie i ciekawie kojarzyć.

   Pierwsze pytanie dotyczyło tego, że jest on synem Komitetu Albanii – jak powiedział Stanisław Bereś i zapytał, jak się czuje dziś ktoś, kto tak, jak Lubonja wyszedł z takiego domu. To pytanie było trudne dla rozmówcy, aczkolwiek mówił, że komunizm i kolor czerwony najbardziej ukochane przez niego w dzieciństwie. Mówił, że on nie należał do pokolenia, które było prześladowane w latach 46. i 47. To, że reżim komunistyczny jest czymś złym, zrozumiał dużo później.

 

   Zadając drugie pytanie, prowadzący twierdził, że dla Polaków Albania postrzegana była czymś okropnym, fundamentalistycznym, sprzecznym czasem. Pytanie brzmiało: kiedy Fatos Lubonja zorientował się, że mieszka w swoistym więzieniu. Pisarz powiedział, że zrozumiał to długo przed swoim aresztowaniem. Mówił, że proces zaznajamiania się z reżimem był stopniowy dla niego, który był wychowywany i uczony miłości do partii i do władzy. Jego pokolenie rozpoczęło bunt przeciwko autorytetom, ponieważ nie pozwalano im nosić szerokich spodni ani długich włosów, słuchać zagranicznej muzyki. W tamtym okresie niezwykle poruszył go kontakt z robotnikami, uczony był, że jest to klasa przywódcza, natomiast po latach, kiedy po raz pierwszy osobiście zetknął się z nimi w fabryce, okazało się, że są to ludzie bardzo zniszczeni i biedni. Opisywał wszystko, co się działo wokół niego w dziennikach i został oskarżony o likwidację propagandy, kiedy je znaleziono.

 

   Bereś zapytał następnie o to, jak to było możliwe, że syn członka biura politycznego idzie do więzienia na 17 lat. Jak ojciec mógł pozwolić na to, aby Lubonja spędziła tak długi czas w obozach? Pisarz odpowiedział, że sytuacja była inna. Jego ojcu nie podobało się to, co on pisał w swoich pamiętnikach. Mówił, że ojciec z jednej strony był niezadowolony z tego, co się dzieje, lecz jako przywódca partyjny nie wyrażał tego głośno. W latach 70. został skazany, jako wróg ludu. Lubonja bał się, dlatego chował wszystkie swoje dzienniki. Rok po aresztowaniu jego ojca, materiały te zostały jednak znalezione. Został wówczas skazany na 7 lat i wysłany do obozów pracy do pracy w kopalni. W Albanii istniało wtedy takie zjawisko, że tych, którzy siedzieli już w więzieniu skazywano ponownie. Po pięciu latach Lubonja został więc aresztowany ponownie.

 

   Kolejne pytanie Stanisława Beresia nawiązywało do jednego z tytułów wywiadu z Fatosem Lubonją: „Enver jest wśród nas” ( chodzi o Envera Hodżę, przywódcę Albanii do końca II wojny światowej). Pytał czy naprawdę autor miał na myśli to, że jego duch nad nami żyje? Zapytał równocześnie Andrzeja Stasiuka czy uważa, że generał Jaruzelski również jest wśród nas? Lubonja tłumaczył, że nie dotyczyło to istnienia protagonistów w sensie fizycznym, lecz było to oskarżenie do nowych liderów, do dążeń autorytarnych, dążenia do zdobycia niekontrolowanej władzy (z tą inicjatywą wyszedł także Enver Hodża).

   Stasiuk uważał, że duch Hodżego jest nieporównywalny z duchem generała Jaruzelskiego. Hodża, symbol okrucieństwa, opresji, władzy totalnej, demonizmu, a szarość i smętna rzeczywistość Jaruzelskiego. Według Stasiuka był on tak pospolitą postacią, był dużo słabszą osobowością, że gdyby nie on, byłby ktoś inny. Jedyne, co charakterystyczne dla Jaruzelskiego, to jego czarne okulary. Gdyby teraz zabić w sobie jego ducha, to oznaczałoby „samobójstwo społeczne”, jest to trudne.

 

   Na pytanie czy byli donosiciele i więźniowie reżimu powinni dziś ze sobą rozmawiać tak, jakby nic się nie stało, Andrzej Stasiuk odpowiedział, że powinni się spotykać i rozmawiać. Jego zdaniem komunizm nie był tak oczywisty, jak faszyzm, dlatego trudno go do końca zrozumieć. Lubonja natomiast uważał, że ważne jest, aby kaci czuli odpowiedzialność i zrozumieli to, co się stało, a ich ofiary wybaczyły im, tak, by mogli ze sobą normalnie rozmawiać.

 

   Bereś zaznaczył, że obaj jego rozmówcy byli w więzieniu, więc zapytał, jakim człowiekiem się stamtąd wychodzi, co się zmienia w wyniku takiego doświadczenia. Stasiuk odpowiedział, że zaraz po wyjściu z więzienia wydawało mu się, iż jest całkowicie innym człowiekiem, że zmieniło się wszystko. Po upływie lat od tamtego wydarzenia, uważa on to za dobre doświadczenie życiowe, nabycie odporności, za dotknięcie czegoś złego, dzięki czemu się niczego nie boi. Lubonja powiedział, że po wyjściu z więzienia czuł, że z jednej strony coś się zmieniło, aczkolwiek z drugiej strony niewiele się zmieniło. Traumę po takich zdarzeniach odczuwa się po kilku latach, na początku trzeba się zająć codziennością.

 

   Następne pytanie Stanisława Beresia dotyczyło literatury, otóż w Albanii jest problemem wydrukowanie prozy Andrzeja Stasiuka, pytanie do Fatosa Lubonji brzmiało, dlaczego tak jest? Lubonja twierdził, że opublikował on już teksty Stasiuka w swoim czasopiśmie i w przedmowie dla czytelników napisał, że Stasiuk nie jest antyalbański. Problemem jest albański świat, który się dzieli na chwałę świata wirtualnego i mękę świata rzeczywistego. Uważa on za konieczne publikowanie Stasiuka, aby pokazać zalety świata rzeczywistego. Lubonja dodał jeszcze, że w jego tekstach jest dużo miłości do Albańczyków.

 

   Z koli pytanie do Stasiuka brzmiało, dlaczego wybrał on akurat Albanię, dlaczego o niej pisze? Stasiuk odpowiedział, że on nie wiedział nic na temat tego kraju, do momentu, kiedy pojechał tam po raz pierwszy. Od tamtego czasu po prostu zaczął tam jeździć, zachwycił się tym miejscem. Twierdził, że jak jedzie się gdzieś pierwszy raz, to albo interesujesz się tym miejscem, wręcz fascynujesz albo jest ono całkiem obojętne.

 

   Jednym z pytań od publiczności było pytanie, co jest współcześnie największym problemem Albanii? Odpowiedzią była gospodarka przestępcza, która bazuje na handlu narkotykami, korupcją oraz prostytucją. Największym wyzwaniem zaś dla Albanii jest przejście do zdrowej gospodarki.

   Kolejne pytanie od widzów dotyczyło Kosowa, czy można je nazwać małą Albanią? Lubonja wyjaśniał, iż naturalizm albański marzył o wielkiej Albanii, ale nigdy nie powstawały na ten temat projekty polityczne, gdyż zachodnie wpływy na to nie pozwalały. Teraz Albańczycy i ludność Kosowa są na etapie rozchodzenia się, choć kiedyś więcej chciano dążyć do połączenia się. Aktualnie projekt kosowski sprowadza się do utworzenia społeczności kosowskiej.

 

   Fatosa Lubonję można było usłyszeć jeszcze tego dnia podczas prezentacji opowiadań, które rozpoczęły się zaraz po zakończeniu debaty.

 

Prezentacje:

 

Tak, jak poprzedniego dnia, czytanie opowiadań przez ich autorów odbyło się w pomieszczeniu widocznym z ulicy oraz wyświetlonymi na ścianie tekstami opowiadań. Spotkanie poprowadził Kamil Zając wraz z Katarzyną Till.

 

Muharem Bazdulj

 

   Pierwszy pisarz tego wieczoru, Muharem Bazdulj, urodził się w 1977 roku w Travniku ( Bośnia).  Wydał do tej pory trzy zbiory opowiadań: „One Like a Song” ( 1999), „The Second Book” ( 2000) i „The Travnik Trinity” ( 2002), trzy powieści, m.in. „Koncert”, zbiór esejów oraz tomik poezji. Pisze dla sarajewskiego tygodnika „Dani”, współpracuje również a takimi pismami, jak: „Feral Tribune” ( Split), „Zarez” ( Zagrzeb), „Reporter” ( Belgrad-Banja Luca), „Vreme” ( Belgrad) czy „World Press Review” ( Nowy Jork). W roku 2000 otrzymał Nagrodę Soros Foundation-Open Society of Bośnia and Herzegovina za książkę pt. „The Second Book”.

Jego powieść „Koncert” ( 2003) opublikowano w polskim tłumaczeniu w 2007 roku i to właśnie fragmenty z tej książki przedstawił Muharem Bazdulj na 4. międzynarodowym festiwalu opowiadania. Opowieść dotyczyła występu U2 w Sarajewie z 1997 roku. Legendarny zespół grający koncert o symbolicznym znaczeniu – końca wojny oraz rodzącej się wolności, było to wielkim wydarzeniem. Autor opisuje ten koncert z perspektywy kilku bohaterów. Czytelnik odczuwa emocje tam panujące, słyszy niemal muzykę, oddycha tym samym powietrzem, czuje ten szaleńczy, ale także i wyzwoleńczy klimat, widzi oraz sam również okazuje radość. Pamiętny koncert U2 powtarza się wraz z kolejnym czytaniem tej niezwykłej lektury.

 

György Dragomán

 

   Kolejnym gościem był węgierski pisarz, György Dragomán. Urodził się on w 1973 roku w Tirgu Mures ( Rumunia). Jest tłumaczem i powieściopisarzem. Zadebiutował w 2002 roku książką pt. „Księga zniszczenia”, za którą również dostał nagrodę im. Sándora Bródyego. Kolejne dwie nagrody otrzymał za swoją drugą książkę „Biały król” ( 2005), były to nagrody im. Tibora Déryego oraz im. Sándora Máraiego. W dorobku swojej twórczości posiada jeszcze bajki, nowele i sztkę teatralną „Nihil” ( 2003). Jednym z ostatnich jego sukcesów jest nagroda im. Attili Józsefa z 2007 roku.

W Polsce została wydana jego książka „Biały król”, która opowiada o dzieciństwie spędzonym na Węgrzech oraz o okrucieństwach komunizmu. Świat poznaje się z perspektywy dziecka, to ono jest głównym bohaterem opowiadań, dlatego też język, jakim posługuje się autor jest charakterystyczny dla małego chłopca. Wypowiedzi są często nieskładne, potoczne i proste. Teksty Dragomána kryją w sobie dużo wspomnień, a także obfitują w opisy przedmiotów czy historii z najdrobniejszymi szczegółami. Jest to książka o utraconym dzieciństwie, o smutku i cierpieniu, o dramacie dnia codziennego, przez co staje się piękną prozą godną poznania.

  

Fatos Lubonja

 

Trzecim autorem był Fatos Lubonja z Albanii. Urodził się w roku 1951 w Tiranie jest pisarzem albańskim, a także dziennikarzem, działaczem praw człowieka i wydawcą. W 1974 roku został aresztowany i trafił do obozów pracy, wolność odzyskał dopiero w roku 1991. Pisze głównie o Albanii, o zmianach w świadomości Albańczyków, o ich rozumieniu rzeczywistości i świata, a także dużo czasu poświęca na utrwalanie swoich wspomnień z okresu więzienia, zajmuje się analizą zachowań i myślenia ludzi zamkniętych w obozach pracy. W Polsce współcześnie ukazuje się wiele tekstów Fatosa Lubonji, są to m.in. „Enver jest wśród nas” ( 2005, Gazeta Wyborcza), „List do przyjaciela z Kosowa” ( 2000, w Gazecie Wyborczej), „Kosowo między dwiema flagami” ( Gazeta Wyborcza, 2007). Otrzymał Nagrodę Moravii w 2002 roku, zaś już w roku 2003 Nagrodę Herdera.

Na festiwalu opowiadania przeczytał swoje opowiadanie pt. „Nieopublikowany wstęp”. Opisuje on pewne wydarzenie, widziane oczami głównego bohatera. Związane jest to z chorobą znajomego, który trafia do szpitala w stanie nietrzeźwym. Główny bohater wyraża swoje myśli z tym związane oraz swoje uczucia. Jest przekonany, że znajomy ten za dużo wypił i stąd te wszystkie problemy. Dręczą go wyrzuty sumienia, gdy dowiaduje się na koniec, że został on pobity. Za pijanego uznał go z zasady i dlatego nie okazał mu należytego współczucia i troski. Czasem stereotypowym myśleniem można kogoś bardzo zranić.  Krótkie, ale jakże treściwe opowiadanie, dające wiele do myślenia.

  

Joanna Pawluśkiewicz

 

Następnym autorem była Joanna Pawluśkiewicz. Jest to pisarka, felietonistka, a także filmowiec. Urodziła się w 1975 roku w Krakowie. Współprowadzi fundacje filmową Moma Film, zajmuje się produkcją telewizyjną i filmową. Podróżowała dużo po Stanach Zjednoczonych, tam też spędziła 3 lata na stypendium oraz pracując. Wykonywała tam wiele zawodów, była kelnerką, nianią, sprzątaczką i spikerką w radiu polonijnym. Obecnie mieszka w Warszawie. Swoje utwory publikowała na łamach „Ha!artu”, „Sukcesu”, krakowskiego „Dziennika Polskiego” i „Lampy”. Felietony zamieszczała w „City Magazine” i na portalu internetowym: bunkier.art.pl. Wydała: w 2006 roku „Pani na domkach. Powieść”, a w 2007 roku „Telenowela. Powieść-scenariusz”. Podczas prezentacji w BWA Awangardzie zaprezentowała fragment swojej nowej książki, przedstawiającej historię rodziny od 1978 do 2008 roku przez pryzmat samochodu. Powieść nosi tytuł „Polonez” i zostanie wydana prawdopodobnie na wiosnę. Autorka opisuje przeobrażenia poloneza w czasie, tzn. zmienia się status tego samochodu, kolory itd. Polonez jest marzeniem ojca, który robi wszystko, aby w końcu być w jego posiadaniu. Perypetie rodziny są widziane oczami pisarki i przedstawiane w sposób bardzo realistyczny. Współcześnie problemy i wydarzenia sprzed lat wydają się komiczne, przez co opowiadanie wywołuje w czytelnikach śmiech. Doskonała książka do spojrzenia w przeszłość z odrobiną uśmiechu.

  

Andrzej Stasiuk

 

Ostatnim autorem tego wieczoru był Andrzej Stasiuk, prozaik, krytyk literacki i poeta Urodził się w 1960 roku w Warszawie. W roku 1992 debiutował zbiorem opowiadań „Mury Hebronu”. Dwa lata później wydał tom poezji „Wiersze miłosne i nie”, a w 1995 powieść „Biały kruk”, na podstawie, której został nakręcony film przez Jerzego Zalewskiego pt. „Gnoje”. Następnie publikował takie książki, jak: „Przez rzekę”, „Dwie sztuki ( telewizyjne) o śmierci”, „Dukla”, „Opowieści galicyjskie”, „Dziewięć”. W czasie swojej kariery twórczej był laureatem wielu nagród: w 1994 otrzymał nagrodę Fundacji Kultury, w 1995 nagrodę Fundacji im. Kościelskich, a w 2002 nagrodę im. Samuela Bogumiła Lindego. W roku 2005 został laureatem Literackiej Nagrody Nike za „Jadąc do Babadag”, a rok 2007 przyniósł mu Bursztynowego motyla, nagrodę im. Arkadego Fiedlera za „Fado”. Poza tym efekty swojej pracy twórczej, a w szczególności felietony prasowe prezentował m.in. w: „Tygodniku Powszechnym” i „Gazecie Wyborczej”. Prowadzi z żoną Moniką Sznajderman Wydawnictwo Czarne, które powstało w 1996 roku i zajmuję się literaturą środkowoeuropejską.

Na festiwalu zaprezentował fragmenty nowej książki, dla której nie wymyślił jeszcze tytułu. Występują w niej bohaterowie z jego poprzednich utworów, mają około 40 i 50 lat, podróżują. Jak sam powiedział, będzie to książka smutno-wesoła. Mężczyźni śmieją się zawsze i do końca, bez względu na to, co się dzieje, czy jest lepiej czy jest gorzej. Stasiuk zostawia niedopowiedziane zakończenie, tak aby mieć możliwość kontynuacji opowiadania, ma zamiar starzeć się wraz ze swoimi bohaterami.

  

Zarówno poprzedniego dnia, jak i tego wieczoru słuchaczów opowiadań było bardzo wielu, nie widać było wśród nich najmniejszego niezadowolenia.

 

 

11 październik 2008

 

Spotkanie autorskie: Anne Swärd

 

   Ostatni, ósmy dzień festiwalu rozpoczął się od spotkania autorskiego z udziałem szwedzkiej pisarki, Anne Swärd. Spotkanie odbyło się w księgarni Kapitałka, a poprowadziła je oraz tłumaczyła Justyna Czechowska. Atmosfera była bardzo kameralna, spokojna i miła.

 

   Jako wprowadzenie do rozmowy Justyna Czechowska wyjaśniła, iż pisarka jest po raz pierwszy we Wrocławiu, lecz nie jest po raz pierwszy w Polsce. Książki, o jakich rozmawiały to: „Lato polarne” – literacki debiut Anne Swärd, bardzo dobrze przyjęty przez krytykę oraz „Kvick Sand”, która jest zupełnie inna od poprzedniej, aczkolwiek jest jej swoistą kontynuacją. W tłumaczeniu Justyny Czechowskiej tytuł oznacza zadymkę lub burzę piaskową. Dodała jeszcze, że pisarka oddała już do wydawnictwa trzecią powieść, jednak nie chce zdradzić tytułu ani nic więcej na jej temat.

 

   Na początek prowadząca zapytała autorkę, jak to się stało, że zaczęła pisać, ponieważ z wykształcenia jest artystką. Anne potwierdziła, że przez długi czas zajmowała się sztuką wizualną, pracowała wcześniej też z dziećmi, jako pedagog. Mówiła, że już, jako dziecko bardzo dużo pisała, wychowała się w środowisku artystycznym. Więcej poświęcała czasu ilustracjom, lecz później wróciła do literatury, gdyż tylko dzięki niej mogła całkowicie wyrażać siebie, ale nigdy nie odwróciła się od innym form sztuki, takich jak np. teatr, muzyka czy fotografia.

 

   Następne pytanie dotyczyło formy, jakiej używa Swärd. Jej trzy dotychczasowe książki są długą formą prozy i pytanie brzmiało czy jest to jedyna forma, w której pisarka porusza się najlepiej?  Swärd uważa powieść za gatunek bardzo trudny i dużo wymagający oraz ożywiający, pobudzający, dlatego że składa się z wielu elementów, który trzeba połączyć w większą całość. Nie oznacza to, iż opowiadanie jest dla niej łatwiejszą formą, jednak bardziej stymulująca jest dla niej dłuższa forma. Według niej w krótkiej historii można opisać jedno wydarzenie, natomiast w powieści zamieszcza się ich więcej, a przede wszystkim jest dużo bohaterów.

 

   Czechowska zapytała o to czy pisarka ma więcej takich krótkich form, nowel, jaką czytała na festiwalu opowiadania, na co Swärd odpowiedziała, że będzie teraz pisać dużo częściej takie krótkie opowiadania, ponieważ wtedy szybciej dostaje się od wydawnictwa odpowiedź na temat wydania tekstu. Mówiła, że ta ostatnia książka, nad którą pracowała bardzo ciężko liczy 400 stron, dlatego też na odpowiedź od wydawnictwa będzie długo czekać. Cały czas również pisze artykuły do gazet o literaturze i kulturze, także to też są raczej krótsze formy.

 

   Kolejnym pytaniem było pytanie o podejście autorki do zawodu pisarza czy traktuje to, jako zawód czy raczej, jako pasję? Otóż Anne Swärd pisze od rana do wieczora, jednak – prowadząca przypomniała jej słowa z innego wywiadu - traktuje zawód pisarza, jako podwójne życie, czyli zarówno, jako zawód, ale też, jako życie. Od zawodu pisarza nie można uciec. Autorka mówiła, że próbuje żyć życiem rodzinnym i jednocześnie pisarskim. Pisarstwo dla niej jest wymagającym zajęciem i nie wyobraża sobie innej pory dnia na pisanie niż godzin porannych.

 

   Na pytanie dotyczące pracy innych szwedzkich pisarzy odpowiedziała krótko: pisarze w Szwecji są bardzo uporządkowani i mają zawsze ustalony ścisły schemat pracy w ciągu dnia.       

   Nie zabrakło również pytania o nasz kraj, a mianowicie, jak pisarka odbiera Polskę? Odpowiedź była bardzo przychylna, wrażenia Anne Swärd były bardzo pozytywne. Szczególną uwagę zwróciła na wysoki poziom rozmów z czytelnikami, ich ambitność. Była też pozytywnie zaskoczona odbiorem swojej książki w Polsce.  Mówiła, że tutaj wyczuwa coś, dzięki czemu czuję się, jak w domu, lecz nie potrafiła nazwać, co jest tego przyczyną. Podoba jej się to, że zawsze jest dobrze przyjmowana w Polsce, uważa, że jest tutaj bardzo dużo serdecznych ludzi, fascynuje ją również gościnność Polaków. Bardzo odczuwalne jest, według Swärd życie kulturalne, historia i literatura polska, która żyje wśród ludzi, ciągle się o niej rozmawia.

   Porównując nasz kraj ze Szwecją, pisarka stwierdziła, że jej ojczyzna jest jakby krajem z jednej strony wybranym, gdyż nie została ostatnio dotknięta przez wojnę, nie miała żadnych konfliktów wewnętrznych, lecz z drugiej strony z tego powodu życie ludzi jest strasznie spokojne, nie rozmawia się dużo o literaturze czy historii, tak, jak w Polsce. W Szwecji jest bardzo niska świadomość historyczna. Anne Swärd uważa również, że położenie Polski w środku Europy było zapewne jedną z przyczyn wielu wojen i konfliktów na jej terenie, natomiast Szwecja położona jest na peryferiach, dlatego też jest uznawana, jako oaza wolności, dlatego też Szwedzi nie odwołują się tak często do tradycji czy historii, jak Polacy.

 

   Justyna Czechowska zapytała czy ona także w swoim pisarstwie nie odwołuje się w żadnym stopniu do historii. Odpowiedź była twierdząca, autorka tłumaczyła, że spowodowane jest to tym, że autorka nie jest krytykiem literackim, tylko artystką i to daje jej pewną wolność, dzięki której nie musi odwoływać się do wydarzeń historycznych.

 

   Prowadząca zapytała następnie czy jej fascynacja polskością będzie teraz w jakikolwiek sposób wpływać na treści jej nowych książek? Anne Swärd twierdziła, że tak, że obraz Polski jest dla niej romantyczny, pozytywny, upiększony przez nią, bo jak powiedziała – każdy patrzy swoimi oczami. Zaznaczyła, iż bardzo lubi przyjeżdżać do Polski.

 

   Pytaniem od publiczności, a w zasadzie prośba dotyczyła polecenia przez szwedzką pisarkę autorów z jej kraju godnych poznania przez polskich czytelników. Wydawało się to trudne dla Swärd, mówiła, iż strasznie trudno jest jej wybrać, ale zarekomendowała Sarę Lidman, pochodzącą z północnej Szwecji. Argumentowała ten wybór fascynującym językiem tej pisarki oraz dobrym sposobem w wejście w szwedzki tok myślenia poprzez teksty tej pisarki. Uznawana jest za jedną z większych pisarek XX wieku, aczkolwiek nie jest ulubioną, jeśli chodzi o Anne Swärd.

   Poza tym gorąco polecała szwedzkie opowiadania i nowele, powstałe pod koniec XX wieku, które wykazują dużo cech tekstów amerykańskich, z tym, że zwróciła szczególną uwagę na pisarki. Mówiła, że w XX wieku kobiety głównie pisały o ograniczonej przestrzeni domowej, o własnych przeżyciach, a zadaniem mężczyzn było opisywanie rzeczywistości otaczającej każdego człowieka. Dziś to zaczęło się zmieniać – jak zauważyła pisarka. Kobiety piszą też o wielkich problemach społecznych, a dzięki doświadczeniu z pisania o rzeczach małych, rodzinnych, potrafią dzisiaj doskonale łączyć te dwie rzeczy w jeden obraz, w jedną powieść.

 

   Następne pytanie od słuchaczy brzmiało: czy Swärd jest zaniepokojona przekładem treści książki na inny język, gdyż to może spowodować utratę ducha całej powieści. Autorka odpowiedziała, że faktycznie boi się tego, ponieważ jest to przekazanie kontroli nad tekstem tłumaczowi, jednak jest to jedyny sposób. Pisarka uważa, że w wyniku tłumaczenia książki na inny jeżyk powstaje zupełnie nowa książka. Ma świadomość tego, iż niemożliwe jest przetłumaczenie wszystkiego dosłownie, dlatego osoba tłumacząca musi być podobnie twórcza, jak sama pisarka.

 

   Ostatnie pytanie, właściwie stwierdzenie nawiązujące do wypowiedzi brzmiało: wybór tłumacza nie może być więc przypadkowy. Swärd odpowiedziała, że w jej przypadku to właściwie tłumaczka wybrała ją, wybrała jej książkę. Tłumaczyła sobie to zrozumieniem przez tłumaczkę języka, jakim ona pisze, uznania go za taki, który jest w stanie przetłumaczyć. Swärd opowiedziała o swojej współpracy z tłumaczkami, które zadawały jej tak trudne pytanie, na które autorka nie potrafiła odpowiedzieć. Wówczas zdała sobie sprawę z tego, że musi to być dobre tłumaczenie jej książki, jeśli tłumaczki są aż tak bardzo zaangażowane w tekst.

 

   Na koniec pisarka podziękowała wszystkim uczestniczącym w tym spotkaniu, że pomimo tak słonecznego październikowego dnia zechcieli przyjść i z nią porozmawiać.

 

 

Prezentacje:

 

   Po spotkaniu z Anne Swärd, o godzinie odbył się pokaz prezentacji w BWA Awangardzie. Było to już ostatnie zetknięcie się z opowiadaniami podczas 4. międzynarodowego festiwalu opowiadania we Wrocławiu.

 

Billy Roche

 

   Jako pierwszy wystąpił Billy Roche, pisarz irlandzki. Urodził się w 1949 roku w Wexford. Jest ona aktorem i dramaturgiem. Wydał jak dotąd powieść „Tumbling Down” ( 1984) oraz zbiór opowiadań „Tales from Rainwater Pond” ( 2006). Znany jest głównie ze sztuk teatralnych, jego najczęściej wystawiane sztuki to m.in. „Amphibians” ( 1992), „A Handful of Stars” ( 1988), „Beast in the Rain” ( 1989), „Belfry” ( 1991), „The Wexford Trilogy” ( 2000), sfilmowany „Trojan Eddie” ( 1997) oraz „On Such As We” ( 2001) wraz z wydaniem książkowym w 2002 roku. Wrocławskim widzom zaprezentował fragmenty opowiadania pt. „Taktyczny odwrót”. Tekst był ciekawy, momentami zabawny, zaskakujące, ale zarazem miłe było to, że tytuły piosenek, które występowały w tekście były śpiewane przez autora. Można było zauważyć, że czytanie sprawia mu przyjemność, tak, jak publiczności słuchanie. Satysfakcja pisarza była tym większa, im bardziej widzowie wyglądali na zadowolonych.

  

James Hopkin

 

   Następnym autorem był James Hopkin z Wielkiej Brytani. Jest on pisarzem i dziennikarzem mówiącym w kilku językach, również po polsku. Książką, którą przedstawił na festiwalu była „Even the Crows Say Kraków” ( „Tam, gdzie wrony kraczą: „Kraków!”.”), dzięki niej także wygrał ogłoszony w 2002 roku przez Arts Council, konkurs na opowiadanie. Swoją ostatnią powieść napisał w Krakowie, gdzie też mieszkał ostatnimi czasy, a nosi ona tytuł „Winter Under Water” ( „Zima pod wodą”) i ukaże się niebawem również w Polsce.

   Opowiadanie „Tam, gdzie wrony kraczą: „Kraków!”.” Przedstawia losy i rozterki Alinki. Mocno odczuwalna jest tęsknota głównej bohaterki za starym życiem, ale też niepewność życia nowego, innego. Czytelnik dowiaduje się wszystkiego o życiu Alinki, o rodzinie, miłości, miejscy, gdzie mieszka. Autor opisuje to z czułością i humorem. Zarówno ona, jak i miasto Kraków opisywane jest w piękny sposób, tak, że trudno jest się w nim nie zakochać, a Alinki nie polubić. Tekst jest odzwierciedleniem uczuć pisarza, zwłaszcza ten dotyczący Krakowa, gdyż, jak sam autor powiedział: „Można się zakochać w tym mieście od pierwszej wizyty”.

  

Wojciech Kuczok

 

   Wojciech Kuczok był kolejnym autorem, ostatnim przed przerwą. Urodził się on w 1972 roku w Chorzowie, jest pisarzem, krytykiem filmowym, poetą i scenarzystą. Opublikował kilka zbiorów opowiadań oraz powieści, tj. „Gnój” i „Senność”, do których powstały adaptacje filmowe, na podstawie jego autorskich scenariuszy, a sfilmowała je Magdalena Piekorz. „Gnój” opowiada przejmującą i pełną cierpienia historię rodzinnego piekła opisywaną przez dziecko, które jest głównym bohaterem, świadkiem i obiektem przemocy. Za tą książkę Kuczok otrzymał Paszport Polityki w 2003 roku, tytuł Krakowskiej Książki Miesiąca w marcu 2004 roku oraz w tym samym roku Literacką Nagrodę Nike. Na motywach tej powieści został nakręcony film „Pręgi” ( 2004), który uzyskał główną nagrodę na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni w 2004 roku, natomiast „Senność” weszła do polskich kin całkiem niedawno, bo z dniem 17 października. Film opowiada o kryzysach poszczególnych bohaterów, o ich emocjonalnym uśpieniu, o problemach życiowych i uczuciowych. Poza tym współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym” i miesięcznikiem „Kino”.

   W ramach prezentacji na festiwalu opowiadania Wojciech Kuczok przeczytał pilotowy odcinek swojej powieści góralskiej, nad którą aktualnie pracuje.   

  

Mariusz Szczygieł

 

   Mariusz Szczygieł urodził się w roku 1966, jest jednym z najbardziej znanych dziennikarzy w Polsce. Od 1990 roku pracuje, jako reporter „Gazety Wyborczej” i redaktor dodatku „Duży Format”. Jest autorem wielu reportaży, ma na swoim koncie również książki: „Niedziela, która zdarzyła się w środę” – jest to zbiór reportaży wydany w 1996 roku, „Gottland” ( 2006) – otrzymał za nią w 2007 roku: nagrodę Warszawskiej Premiery Literackiej, Nagrodę im. Beaty Pawlak, Nagrodę Krajowego Klubu Reportażu oraz Nike Czytelników. Niebawem ukaże się jego następna książka, nad którą teraz pracuje, zatytułowana „Orgazm metafizyczny”.

   Podczas prezentacji Mariusz Szczygieł przeczytał swój reportaż pt. „Kartka”, gdyż - jak sam powiedział – pisze reportaże, ponieważ jest reporterem, a nie pisarzem.  Tekst dotyczył kartki znalezionej w kawiarni, na której widniały nazwiska kobiet. Opisał, więc swoje poczynania w tej sprawie, mające na celu wyjaśnić znaczenie tej listy nazwisk, a także, do kogo ta kartka należy. Sprawę oczywiście udało mu się rozwikłać, otóż była to lista pacjentek pewnego lekarza, które mu się podobały. Była to historia prawdziwa, mająca miejsce kilka lat temu, a reportaż ten został wówczas zamieszczony w gazecie. Tekstu słuchało się go z zaciekawieniem, śledziło przebieg akcji, chwilami rozbawiał publiczność. Dziennikarz prezentacją swojego reportażu nie zawiódł oczekiwań widzów.

  

Ołeksandr Irwanec’

 

   Ostatnim gościem na tegorocznym festiwalu opowiadania był Ołeksandr Irwanec’, który urodził się w 1961 roku na Wołyniu. Jest prozaikiem, poetą i dramatopisarzem. Zadebiutował w roku 1987 tomikiem poezji pt. „Wohnyszcze na doszczi” ( „Ognisko w deszczu”), gdzie odniósł się do ówczesnych wydarzeń społeczno-politycznych na Ukrainie. Drugim jego tomikiem poezji wydanym w 1991 roku jest „Tin` welykoho klasyka ta inszi wirszi” ( „Cień wielkiego klasyka oraz inne wiersze”). Jest również autorem licznych dramatów: „Krótka sztuka o zdradzie dla jednej aktorki” ( 1993), „Wielkanocna elektryczka” ( 1994), „Recording” ( 1995), „Na żywo” ( 1995). Za powieść „Riwne! Rowno!” otrzymał w 2007 roku Literacką Nagrodę Europy Środkowej Angelus.

   We Wrocławiu, jako ostatni pisarz zaprezentował fragmenty opowiadania „Play the Game” (2004), które ukazało się w 2005 roku na łamach miesięcznika „Twórczość”.

 

Podsumowanie:

 

   4. międzynarodowy festiwal opowiadania zakończony, kolejnej edycji można się spodziewać za rok. Jest to doskonała impreza w całości poświęcona literaturze oraz świetności słowa. Naprawdę warto to zobaczyć i usłyszeć osobiście.