Z północy na południe

Dżastin
Dżastin
Kategoria podróże · 6 kwietnia 2012

Wywiad z Michałem Sałabanem, rowerowym podróżnikiem, który w chwili, gdy my wygodnie siedzimy przed komputerem, przemierza afrykańskie pustkowia.

 

Nie znam osoby, która na wieść o wyprawie do egzotycznego kraju okazałaby niechęć czy brak zainteresowania. Sęk w tym, że większości ludzi, którzy bez zastanowienia porzuciliby „piękną” polską zimę, egzotyczny kraj oraz samo słowo „podróż” kojarzy się z białą plażą, lazurową wodą i drinkiem z parasolką. Nie ma w tym nic złego, ponieważ przepracowanym Polakom, którym korporacje zabierają „kwiat wieku”, wakacje zagraniczne zazwyczaj służą przede wszystkim jako wypoczynek. Jadą do egzotycznego kraju i spędzają dwa tygodnie przy hotelowym basenie otoczeni nowoczesną cywilizacją. W większości, nie mają pojęcia jak w tym kraju wygląda życie codzienne, jakie panują obyczaje, jaka charakteryzuje go sztuka, poza tandetą dla turystów.

 

Michałowi Sałabanowi słowo „podróż” nie kojarzy się z wakacjami, lecz sposobem na życie. Z pewością wzbudzi podziw i wywoła lawinę fantazji na temat nas samych wyruszających w pełną przygód wyprawę, na którą większość w rzeczywistości nigdy się nie zdecyduje. Mimo wszystko watro zapoznać się z Polakami, mającymi za sobą egzotyczne wojaże, by chociażby w myślach zasmakować nieznanych krain. Zarówno dla Michała, jak i śmiałków poważnie myślących o wyruszeniu na przygodę życia, wzór stanowi podróżnik Kazimierz Nowak, który przemierzył Afrykę bez dostępnej nam dzisiaj pomocy ze strony nowoczesnych technologii. Mimo że wyczyn sławnego Polaka nie jest już możliwy do powtórzenia, ta sama technologia pozwala jednak coraz większej liczbie podróżników XXI wieku zmierzyć się z przygodą i przemierzać przetarte przez niego ścieżki.

 

Michał, przemierzający obecnie Egipt, zgodził się udzielić drogą e-mailową wywiadu Wywrocie.pl i opowiedzieć naszym Czytelnikom o wrażeniach podczas podróży. Zainteresowanym większą ilością szczegółów, fotografii i może nawet dołączeniem do podróżnika polecamy blog Michała Sałabana.

 

 

Justyna: Obecnie przebywasz w Egipcie i przygotowujesz się do wyruszenia w głąb
Afryki. Jakie są Twoje wrażenia na półmetku?
Michał:
Egipt to dość szczególne miejsce. Mimo tego samego języka i religii, dość mocno różni się od arabskich krajów Bliskiego Wschodu. Wyraźnie można wyczuć tu afrykański klimat, przejawiający się w niefrasobliwym podejściu do życia. Mniej rzeczy jest tu zaplanowanych, przewidzianych; niemal nic nie wydarza się punktualnie.
Podróż zacząłem w Norwegii, kraju bogatym i wyjątkowo bezpiecznym. Rower z bagażem można tam zostawić bez opieki i być pewnym, że nic nie zginie. Jadąc przez Europę, potem Bliski Wschód i w końcu zagłębiając się w Afrykę, oddalam się od wygód i porządku, za to w zamian otacza mnie więcej egzotyki i przygody. Takie powolne stopniowanie ma dla mnie podwójną wartość. Jest to bowiem moja pierwsza wyprawa rowerowa, więc nie rzucam się od razu na głęboką wodę.

 

 

Justyna: Jak długo trwały przygotowania do podróży? Z pewnością teraz, w jej trakcie, następuje weryfikacja. Które rzeczy są dla ciebie niezbędne?
Michał:
Plan powstawał powoli, w zasadzie trudno powiedzieć, kiedy się to zaczęło. Lata temu wymarzyło mi się przejechanie samej Afryki z Kairu do Kapsztadu. Na pomysł by zrobić to rowerem wpadłem niecały rok przed podróżą. Wtedy zacząłem zbierać informacje i rozbudowałem plan do obecnej postaci — wyprawy z samej północy na samo południe. W zimie skompletowałem rower i sprzęt, a na wiosnę wyruszyłem.
W czasach Internetu podróżowanie stało się łatwiejsze, w zasadzie dostępne dla każdego. Wszystkie istotne informacje dotyczące sytuacji politycznej, bezpieczeństwa, spraw wizowych czy noclegów można sprawdzić na bieżąco. Można też zorganizować sobie pobyt za pośrednictwem CouchSurfing lub podobnych serwisów. Ja korzystałem głównie z WarmShowers, przeznaczonego specjalnie dla rowerzystów. To niesamowite ułatwienie, szczególnie w dużych miastach, choć zdarzało mi się korzystać z tego typu gościny i na prowincji.

 

 

Justyna: Jakie były Twoje oczekiwania przed podróżą? Co skłoniło Cię do decyzji o spędzeniu dwóch lat życia właśnie w ten sposób?
Michał:
Wanderlust dopadł mnie już dawno, choć dopiero kilka lat temu wypuściłem się poza Europę. Były to głównie wypady z plecakiem na trzy, cztery tygodnie. Spotkałem wtedy wielu podróżników, którzy czas wyprawy liczyli w miesiącach. Zazdrościłem im tej wolności, braku pośpiechu, a przede wszystkim poczucia, że podróż to normalny bieg życia, a nie kilkutygodniowa ucieczka od niego. Jednocześnie, jeżdżąc po świecie z plecakiem, coraz bardziej byłem poirytowany uzależnieniem od rozkładów jazdy, brakiem kontaktu z życiem na prowincji, koniecznością prowadzenia długich targów i wydawania sporych pieniędzy na niskiej nieraz jakości transport i nocleg. Rower z namiotem rozwiązały te problemy jak ręką odjął.

 

 

Justyna: Czy myśl o rezygnacji przemknęła już przez Twoją głowę?
Michał:
Zdarzają się takie przebłyski, zwłaszcza gdy podczas jazdy pojawi się w głowie nowy, jak zwykle genialny pomysł na życie. Dlatego cieszę się, że w trasę ruszyłem mając trzydziestkę na karku. Wcześniej pewnie taki słomiany zapał dawno by mnie już zawrócił do domu. Teraz tylko zapisuję te pomysły na przyszłość. Złe przygody też mnie nie zniechęcają do podróży jako całości. Przecież póki jestem cały, zdrowy, mam rower i paszport, to mogę pojechać przed siebie w jakieś nowe i ciekawe miejsce zamiast poddawać się i wracać.  Poczułem to szczególnie wyraźnie teraz, gdy na południu Egiptu obrabowano mnie z użyciem broni. Zrobili to amatorzy, zabrali tylko to, co miałem na wierzchu. Zdarzenie bardzo nieprzyjemne, ale dlaczego miałbym zawracać? Teraz próbuję zorganizować wszystko co konieczne by ruszyć do Sudanu.

 

 

Justyna: Czy jest jakieś miejsce, które szczególnie utkwiło Ci w pamięci?

Michał: Wiele jest miejsc, których nie zapomnę. W wiosce na syryjskim wybrzeżu nieznajomy człowiek zaprosił mnie do domu, gdy zmoknięty po ciemku szukałem miejsca pod namiot. Trafiłem do lichej, parterowej chatki, w której mieszkał z siedmioosobową rodziną. Dostałem jeść i ciepłe łóżko. Podobnej gościnności i ciepła doświadczyłem na trasie kilkukrotnie. Na świecie jest wielu wspaniałych ludzi, choć na Bliskim Wschodzie chyba najłatwiej ich spotkać. Jako państwo najbardziej zaskoczyła i urzekła mnie Turcja. To wymarzone miejsce do rowerowych wypraw. Kraj piękny, ogromny, dość wymagający z racji licznych gór, ale z dobrej jakości drogami. Do tego bezpieczny, niesamowicie gościnny i z bogatą kuchnią. Gdyby nie nagliła mnie data na syryjskiej wizie, chyba bym z tej Turcji nie wyjechał.

 

 

Justyna: W drogę wyruszyłeś sam, ale otwarcie zapraszasz rowerzystów do dołączenia do Ciebie w trakcie wyprawy.
Michał:
Nie wygląda to różowo. W Polsce dołączyli do mnie przyjaciele i znajomi, ale nikt nie pojechał dalej niż do Stambułu. Kolejny towarzysz podróży pojawi się dopiero w Kenii. Nie spodziewałem się jednak niczego więcej. Dobrze wiem, że niełatwo wyrwać się z codzienności w dłuższą podróż. To, że ja mogłem, uznaję za wielki prezent od życia.

 

 

Justyna: Czy samotność czasem dokucza, czy stanowi wyzwanie i wartościowy czas?

Michał: Zawsze lubiłem spędzać czas samotnie, choć z drugiej strony nie jestem też odludkiem. Brak innych osób nie doskwiera mi za bardzo, a nieraz jestem szczęśliwy, że samodzielnie decyduję dokąd pojadę, gdzie i kiedy się zatrzymam i co ugotuję na obiad. Po takim okresie samotności niezwykle przyjemnie jest wpaść do wioski lub nawet miasta, spotkać ludzi, porozmawiać. Oczywiście najłatwiej wtedy nawiązać kontakt z innymi podróżnikami, którzy rozumieją tą pasję i nie zadają zbędnych pytań.

 

 

Justyna: Porzucenie wygód cywilizacji generuje czas na rozmyślania. W jaki sposób spędzasz czas w samotne wieczory, gdy towarzyszą Ci jedynie zapierające dech w piersiach widoki, rower i namiot?
Michał:
Wbrew pozorom tego wolnego czasu nie jest tak wiele. Jeśli się nie jedzie na rowerze, zazwyczaj trzeba znaleźć miejsce na biwak, rozbić obóz, coś ugotować, podreperować rower, no i porządnie się wyspać. Proste życiowe sprawy zaczynają wypełniać dzień i noc. Nie ma czasu na nudę. Na wszelki wypadek zabieram ze sobą książki, do których mam słabość. Są jednym z najcięższych moich bagaży.

 

 

Justyna: Wiele miesięcy wędrówki w nieznane, które masz za sobą, z pewnością wpływają na Ciebie jako człowieka. Czy to skłania do przewartościowania dotychczasowego życia?
Michał: Nie widzę jakichś rewolucyjnych zmian. To chyba dobry znak. Coraz bardziej umacnia się we mnie przekonanie, że większość życia mamy we własnych rękach i od nas zależy jak je wykorzystamy. W miarę oddalania się od domu potwierdza się też moje przeczucie, że pomimo ogromnych różnic kulturowych jesteśmy na świecie bardzo podobni do siebie. Większość podziałów między ludźmi to fikcja, czasem zbudowana nieświadomie, ale częściej z premedytacją, dla zyskania władzy i pieniędzy.

 

 

Justyna: Czy masz zamiar swoje doświadczenia z wyprawy przelać na papier, jak Robert “Robb” Maciąg? Czy Twój blog doczeka się formy publikacji?
Michał: Na razie nie mam takich planów, ale kto wie? Blog zajmuje mi sporo czasu i w tej chwili ma absolutny priorytet. Niedawno zacząłem też pisać regularne artykuły do czasopisma Rowertour. Raczej nastawiam się na prezentacje i pokazy zdjęć po powrocie. Ostatnio zacząłem też zbierać materiał filmowy, który z powodu marnej jakości łącz internetowych musi poczekać na lepsze czasy.

 

 

Justyna: Myślisz, że po takim doświadczeniu powrót do „normalnego życia” będzie prosty lub w ogóle możliwy? Jakie masz plany po powrocie do Wrocławia?
Michał: Wątpię by moje życie po powrocie wyglądało tak jak dawniej. Chyba nie będę potrafił siedzieć w jednym miejscu. Mam już sporo pomysłów, ale to wszystko jest bardzo odległe. Na razie skupiam się na drodze przede mną.

 

 

Justyna: Dziękuję Ci bardzo za rozmowę i powodzenia!

 


Towarzyszące podróżom zetknięcie się z kulturami, które wydają się zupełnie odmienne od „naszej”, zawsze owocuje rozważaniami na temat ich fundamentów. Często trudno jest nam, 

produktom „europejskiego dobrobytu” w większości przyjmujących słuszność demokracji, kapitalizmu, równości płci, otwartości granic czy postępu technologicznego za prawdę powszechną, zmienić światopogląd chociażby na moment i spróbować zrozumieć ludzi o zupełnie obcym systemie wartości i stylu życia. Wymaga to również wrażliwości, otwartości i umiejętności oderwania od aksjologicznego sposobu myślenia, co jest szczególnie trudne, bo przecież podział na „dobro i zło” jest nam wpajany nieprzerwanie od dziecka. Dzięki temu, doświadczenia międzykulturowe wpływają na przemianę wewnętrzną człowieka. Po długiej drodze, czy to przez własne refleksje, czy krainy geograficzne, zazwyczaj dochodzimy do wniosku, że w gruncie rzeczy ci ludzie nie różnią się od nas tak bardzo.

 

 

©Justyna Białogłowicz