Kupała - co walentynki wciąga nosem.

ooops
ooops
Kategoria obyczaje · 20 czerwca 2004

Kupalnocka, Święto Kupały, Palinocka, Sobótki, Noc Świętojańska czy wreszcie Wianki, to pradawny słowiański obyczaj o którym chcę Wam dziś przypomnieć.

"U nas w wilię św. Jana niewiasty ognie paliły, tańcowały, śpiewały, diabłu cześć i modłę czyniąc; tego zwyczaju pogańskiego do tych czasów w Polszcze nie chcą opuszczać, ofiarowanie z bylicy czyniąc, wieszając po domach i opasując się nią, czynią sobótki, paląc ognie, krzesząc je deskami, aby była prawie świętość diabelska, śpiewając pieśni, tańcując".

 

Jest w naszej słowiańskiej kulturze święto miłości, przy którego ognisk i słońca blasku, światło Walentynkowych świec zdaje się być śmiesznym ognikiem zaledwie. Jest takie święto miłości w czasie bardziej jej sprzyjającym niźli Walentynkowe lutowe mrozy. Jest to też święto ognia, wody, czarów i magii przypominające o nierozerwalnych związkach człowieka z rytmem natury. A wszystko to w jednym, choć pod różnymi nazwami znanym święcie. Kupalnocka, Święto Kupały, Palinocka, Sobótki, Noc Świętojańska czy wreszcie Wianki, to pradawny słowiański obyczaj o którym chcę Wam dziś przypomnieć. Przypomnieć i prosić o jego zapamiętanie, nim anglosaskie czy inne zamorskie święta staną się Wam bliższe od tych naszych przez wieki obchodzonych i czczonych. A różnie święto to było traktowane. W r. 1468 król Kazimierz Jagiellończyk, działając pod presją opata klasztoru świętokrzyskiego, zakazał pogańskich uroczystości na Łysej Górze odprawianych (gdzie odbywały się słynne zloty na miotłach i sejmy czarownic). Tymczasem Jan Kochanowski w "Pieśni Świętojańskiej o Sobótce" pisze:

 

"Teraz ten wieczór sławny

Święćmy jako zwyczaj dawny,

Niosąc ognie do świtani,

Nie bez pieśni, nie bez grania!

(...)

Sobótkę, jako czas niesie,

zapalono w Czarnym Lesie"

 

 

Wieczorem 23 czerwca, w noc przesilenia letniego, gdy słońce wznosi się najwyżej a noc jest najkrótsza, dziadowie dziadków naszych (i babki babek - of course ;) szli na wzgórza lub nad rzekę ognie palić. Ognie różne od tych zwykłych, bo ogniska te nowym ogniem zapłonąć musiały, więc krzesać go trzeba było. Kobiety szły do lasu zioła zbierać, bo tej jednej nocy nabierały one szczególnie magicznej mocy. Później ziół tych można było używać do czynienia i odczyniania czarów i leczenia chorób różnych. Zaś przy blasku ognisk, w rytmie bębnów i muzyki, dziewczęta przepasane bylicą (bo tej czarownice boją się bardziej niż ognia) tańczyły poruszając powabnie biodrami i odsłaniając to i owo. Śpiewano frywolne pieśni o kochaniu, ożenku, zaletach i wadach wszystkich panien i kawalerów w okolicy. Przez ogień - dla zapewnienia sobie zdrowia - skakali kawalerowie, jeśli odważyła się także panna, skakano parami, a udany skok obojgu dobrze wróżył. W ogień kobiety rzucały siedem magicznych ziół, a z bylicy plotły wianki, które po północy puszczone na wodę wróżbie służyły. Była to wróżba dla panien i kawalerów, ponieważ dotyczyła zamążpójścia i wyczekiwanej miłości. Panny puszczały wianki i przechadzały się wzdłuż rzeki obserwując je, kawalerowie zaś skakali po nie do wody i wyławiali, zaskarbiając sobie tym samym względy panny. Kojarzeniu par sprzyjał też wieczór, gorąca noc, ognisko, bliskość lasu. Przy ognisku natomiast nie stroniono od napojów alkoholowych.

Skutkiem tych wszystkich okoliczności, dochodziło więc często tej nocy do rozwiązłości. Lecz jak mogło być inaczej, skoro o północy młodzież szła do lasu w poszukiwaniu kwiatu paproci, która tylko tej nocy miała kwitnąć. Ten zaś kto go zobaczył, pewien mógł być szczęścia, widzenia bogactw w ziemi ukrytych i tego, że jeśli zechce może stać się niewidzialnym. Na poszukiwania tego kwiatu wybierano się do lasu parami, a co działo się tam między dziewczętami a chłopcami możemy się tylko domyślać ;). Faktem jest że nikt nie znajdował kwiatu paproci... Uwagę panien przyciągał też nasięźrzał, paproć sprowadzająca spojrzenia kawalerów i niezwykłe powodzenie u nich - a tego chyba żadnej pannie jak i mężatce nie dość. Ulegając prośbom miłych dziewcząt i kobiet, wygrzebałem ze starych zapisków instrukcję jego użycia. Przepis na powodzenie był następujący: należało odszukać tej paproci krzaczki, przed północą rozebrać się do naga, rozpuścić włosy, stanąć w rosie i rzec co następuje:

 

"Nasięźrzele, rwę cię śmiele

Pięcią palcy, szóstą dłonią,

Niech się chłopcy za mną gonią."

 

 

Niekiedy mówi się też o fakcie, że kwiat paproci znaleźć mogła tylko naga dziewczyna, która w dodatku ani razu nie mogła obejrzeć się za siebie (a jakie to dawało nieograniczone możliwości kawalerom... :).

 

No powiedzcie sami, czyż to nie było wspaniałe? :) Czy nie potrzebujecie dziś tego tak, jak kiedyś nasi przodkowie? Czy nie chcielibyście posiedzieć na wzgórzu, w czerwonej poświacie ogniska zlewającej się ze światłem zachodzącego słońca i popatrzeć, jak w niebo ulatują z ogniska iskry, mieszając się oszukańczo z krążącymi wokół nich robaczkami świętojańskimi. Wyłączyć na tę jedną noc komórkę, by nie zagłuszyła muzyki świerszczy grających zawzięcie dla swoich panien. Przez chwilę posiedzieć z zamkniętymi oczyma... wsłuchać się w trzask ognia, plusk wody, szum lasu za plecami... Daj się wprowadzić w trans rytmicznej i prostej muzyce, nozdrza niech wypełni Ci zapach dymu, ziół i kwiatów, w jej/jego oczach zobacz błyski, które być może wcale nie są odbiciem światła ogniska. A gdy cienie drzew sięgną nieba, pójdźcie razem szukać kwiatu paproci... A tym, którym milsze Walentynki w lutym, gdy świat śniegiem przysypany i mróz za oknem, niźli tańce i śpiewy przy ognisku, kąpiele w jeziorze i wyprawy parami do lasu w gorącą czerwcową noc - współczuć trzeba, bo serca ich tym zimowym lodem chyba skute.

 

Dopuść do głosu swoją naturę, w noc, w którą słońce kłania się ziemi dwa razy - ooops

 

P.S. Słowa zacytowane we wstępie pochodzą z "Zielnika" Marcina z Urzędowa - księdza, botanika, profesora Akademii Krakowskiej - II poł. XVI wieku.