Kapitalizowanie czystości – reanimacja brudu. „Pamiętnik z powstania” Rafała Krausego


 


„Myśli krzepną, krew ciemnieje.

Kapitał ma granice

nieskończone. Poeci zostają

w podziemiu, powierzchnia wody

wytrąca garść odchodów.

 

Pleśń obnaża.

Farby.”

 

Rafał Krause, Farby, tapety, materiały budowlane

 

 

Wydawać by się mogło, że przedmiotem swojego debiutanckiego tomiku czyni Krause fantazmat konsumpcji i kapitału, które urastając do rangi religii naszych czasów, stymulują codzienną aktywność podmiotu. Wnikliwe spojrzenie młodego poety sięga jednakowoż dalej, stawiając pytanie o to, skąd w jednostce żądza posiadania, ale i podporząkow(yw)ania. Choć wyzysk, kapitał, pomnażanie, ucisk to pojęcia mocno rezonujące w zbiorowej świadomości i dość trafnie opisujące istniejącą strukturę społeczną, to jednak nie obrazują jej genealogii. Termin „pamiętnik”, jakim operuje Krause, uświadamia, że mamy do czynienia głównie z zapisem tego, co już miało miejsce i ufundowało ów pseudoład. Odczytanie zapisu ma umożliwić eksplorację terenów nieświadomego, acz aktywnego potencjału, pozwalającego przerabiać podmioty na bezwolną masę, oddaną w posiadanie dominanta. Autonomia „ja” jest pozorem, nad którym pastwi się poezja. Pamiętnik z powstania demaskując ów pozór – bez skrupułów demontuje ludzkie lęki, słabości, ułomności, które go zrodziły i wprawiły w ruch.

 

Tym, co skupia uwagę podmiotu dumającego nad skapitalizowanym porządkiem, okazuje się ludzka fizjologia. Krause subtelnie przemyca uwagi nad tym, co wymyka się nam spod kontroli. Stabuizowane wydalanie zamienia się w wydawanie, odciągające uwagę od tego, co uchodzi za obrzydliwe. Nieoswojenie brudu skutkuje jego przechwyceniem przez konsumerycką obsesję czystości. Współczesna kultura dyscyplinuje wszak podmiot przez inkorporowanie mu manii czystości (i związanej z nią nowości, porządku oraz hierarchii). Z jej ekstremum mamy do czynienia w pracy – z dala od domowej toalety, nierzadko przywiązani do kasy, krzesła, stołu, odcięci od fizjologii, czucia, jako że wszelkie ich przejawy mogłyby skutkować obniżeniem wydajności. W efekcie ów brud staje się markerem niedostępnego podmiotowi pragnienia, które musi porzucać dla seksu „bez ujawniania organów i spermy” (Stan wojny (na plusie)). Jako twór zdesomatyzowany, ulokowany w zewnętrznych nośnikach – protezach, mających artykułować jego „znakomitość” staje się łatwym obiektem eksploatacji – śladem po „ja”, które wstrzymywało kapitalistyczny wytrysk, przywiązane jak dotąd do szarej, brudnej, pozbawionej poloru rzeczywistości.

 

Czyniąc z czystości idée fixe, kapitalizm transformuje brud w ekskluzywną jakość dla wybranych. Odwrócenie od tego, co świadczy o przywiązaniu do natury i wskazuje na ludzką słabość, obraca się w żądzę podboju. Krause obnaża mechanizm humanizowania wszystkiego za wszelką cenę, jak w wierszu Antropolub. W ten sposób, w pełnym ironii komunikacie pokazuje, co dzieje się, gdy „ja” niezdolne wykroczyć poza „ja” zamyka się we własnym odbiciu, terroryzując nim innych. Odpowiedzią na imperialistyczne zapędy jednostki jest poezja. Ta, dzięki „minimalizacji zysków przy maksymalizacji / strat” (Pieśń o recesji) niestrudzenie wywleka słabości podmiotu, stawiając czytelnika przed niełatwym zadaniem rozpoznania się w alternatywnym odbiciu, jakie mu proponuje.

 

Poetycki przekaz brzmi klarownie. Ciało, podobnie jak seksualność ma „powstać z martwych”, chwiejąc tym samym kapitalistycznym i konsumpcjonistycnym „ładem”, ufundowanym na bezwolnej somie. Chodzi o to, by nauczyć się konsumować własną cielesność, w jej wersji pierwotnej, nieskażonej kosmetyczną płachtą, jaką nakłada na nas kultura pięknych (ale i drogich) ciał. I choć credo to wydać się może nieco idealistyczne i przebrzmiałe, w epoce napuszonego „autentyzmu” i „indywidualizmu”, gdzie wszystko jest Just For You&Must Have, budzi jednak nutę nostalgii za nieporadnością, bezwstydem, wolnością od perfekcji. Za czasem, kiedy „chłopcy podcierający się liśćmi, psujący zamki i autostrady” nie budzili dostatecznej odrazy, zaś ich wybryki szły na karb niedojrzałości i swawoli. Wyprodukowane przez kapitalny porządek czyste „ja” okazało się „ja” nietykalnym, nad wyraz aspołecznym. „Ja”, które nie chodzi do lasu, bo „im dalej w las, tym więcej / ludzkich odchodów” (Wychodząc, przychodząc, pochodząc od małpy).

 

Remedium na impas ma być powstanie. Czytelnik być może zachodzi w głowę o jakie powstanie chodzi – jakie powstanie chce „upamiętnić” poeta? Otóż okazuje się, że porządek, w jakim przychodzi żyć współczesnemu obywatelowi, utrzymuje go w ciągłej bojowości, swoistej walce o czystość oraz wydajność (tak estetyczną, jak fizyczną). „Wyjście na plus” (Wzrost (180)), przymus kalkulowania cen, ale i samego życia, pościg za standardami medialnymi, naukowymi, korporacyjnymi, zmuszający do bycia nieskazitelnym, dziewiczym, bez skazy, czyli właśnie walka o czystość zmusza jednostkę do powstawania przeciwko wszelkim przejawom brudu. Stawką jest ciało i umysł pożądane jedynie w swej nowości i gotowości do użycia. Zdyscyplinowane ciało i posłuszna myśl, która nie ogląda się za nieczystością, to dewiza współczesnego człowieka i rękojmia jego „sukcesu”. Kapitalizm i konsumpcja wytwarzają sytuację alertu, możliwości wypadnięcia z obiegu, stoczenia się na dno, wskutek niedoścignięcia dominujących trendów czy stawianych przez pracodawcę poprzeczek. Przekonanie, że zawsze może być lepiej i jeszcze lepiej, a ty sam staniesz się lepszy, dbając o to, by było lepiej, daje istne vicious circle, połączone z pragnieniem doznań ekstremalnych (kapitalizm i konsumpcjonizm to niewątpliwie przedłużający się orgazm, który ma trwać byle dłużej i zawsze być tym pierwszym i wyjątkowym).

 

Powstanie to również wyścig o to, kto zgromadzi więcej, kto będzie miał lepiej i będzie lepszy. Nieustanne bycie na dopingu zapewniają mnożące i przepoczwarzające się towary. To one agitują podmiot do działania, tworząc swoisty przymus nabywania, przez kokietowanie „ja”, urzekanie go swoją innością – oryginalnością. Jak pokazuje Krause, to nie Kadafi ani Kim Dzong Il, lecz Domestos urasta do rangi totalitarnego władcy, wyrokującego o życiu jednostki nurzającej się w konsumpcyjnej matni (Bohaterowie).

 

W opozycji do ideału czystości pozostaje poezja. Ta karmi się odpadami i dopomina o człowieka autentycznego, który nie dał się przemielić w półprodukt kapitałocentrycznej epoki. Tomik Krausego w tym ujęciu może stanowić zachętę dla odbiorcy, by ten „wszedł w las” i pracą intelektu przywołał to, co utracone, wyżarte przez kapitalistyczne obsesje, a zapisane w ciele, zmysłach, (pra)pamięci.

 

 

Rafał Krause, Pamiętnik z powstania

Dom Literatury w Łodzi - Stowarzyszenie Pisarzy Polskich oddział w Łodzi 2013