Nisza Krytycznoliteracka: Rafał Krause


Każde powstanie ma swoich poetów. A poeta pamięta.

Czytelniczki i czytelnicy, kojarzycie termin poe-konomii? Już widzimy te skonfundowane twarze. Nic nie szkodzi, po to tu jesteśmy – aby termin wam przybliżyć i od razu nad nim podyskutować.

 

Poe-konomia nie jest oczywiście hasłem ze słownika terminów literackich, ani jakiegokolwiek innego. Na próżno szukać go wśród traktatów filozoficznych i szkiców ekonomicznych. Na dziś znamy tylko jedną osobę, która wprawnie się nim posługuje i może coś o nim więcej powiedzieć. Jest nią oczywiście bohater tej edycji Niszy Krytycznoliterackiej, czyli Rafał Krause.

 

Tak o swojej poezji mówił dla Wakatu: „(...) sam do określenia własnej twórczości używam takiego słowa jak „poe-konomia”, co może świadczyć o pewnych zabiegach wizerunkowych czy próbie wyróżnienia się na tle innych twórców. Nawet fakt stosowania przeze mnie teorii ekonomicznych w koncepcji języka poetyckiego mógłby wskazywać na jakieś indywidualne zapędy. Z drugiej strony jednak, na swoją obronę, chciałbym zasygnalizować, że tymi wszystkimi zabiegami krytykującymi choćby zastaną rzeczywistość związaną z systemem kapitalistycznym, zależnościami rynkowymi, maksymalizacją zysków i minimalizacją strat (które w moim wierszu obracają się w swoje przeciwieństwo) oraz tym, jak one wpływają na relacje społeczne, a w zasadzie budowanie relacji antyspołecznych, jakie wytwarza przykładowo gospodarka rynkowa – tymi działaniami zgłaszam akces do wspólnoty, próbuję się w nią włączyć”.

 

Pamiętnik z powstania, wydany w lipcu 2013 roku przez Dom Literatury w Łodzi  Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział w Łodzi, jest najlepszą egzemplifikacją powyższych słów. Łączy w sobie oszczędny styl (tylko na taki możemy sobie pozwolić w czasach kryzysu) z klarownym credo światopoglądowym (radykalizacja nastrojów, na jaką możemy sobie pozwolić w czasie kryzysu), a w trakcie czytania emocje wznoszą się i opadają jak krzywa Laffera (interpretujcie to dowolnie).

 

Oto pamiętnik z powstania przedsiębiorstwa, kolejnego powstania, co do którego mamy wątpliwości: kto wygrał, a kto przegrał, kto zyskał, a kto stracił, kto przeżyje, a kto nie. I znów etyka styka się z gospodarką, a odpowiedzi na najprostsze nawet pytania sprawiają kłopoty i wzbudzają zażenowanie. Czy powstanie/powstawanie może odbywać się bez ofiar? Czy idziemy dobrą drogą? Czy to jest kraj dla starych ludzi? Czy to jest kraj dla młodych ludzi? Czy to jest kraj...?

 

Spróbujmy odpowiedzieć sobie na te i inne pytania w toku tej dyskusji. Co dwa, trzy dni będziemy publikować kolejny wiersz z Pamiętnika z powstania, który będzie służyć nam do dyskusji nad książką i – oczywiście – nad poe-konomią. Zwieńczeniem dysputy będą tradycyjnie szkice i rozmowa z autorem. Zachęcamy do zmierzenia się z tą poezją!

______________________________

 

Powstanie w Warszawie (Pamiętam tamto lato)

Robiło się gorąco

na ogniu z oliwą.

Robiło się zimno

z owocami i jogurtem.

 

Robiło się łapczywie,

samotnie, w parze

obrastającej okna

kreśliło się wloty

 

dla stylowych czynszówek.

Płomienie wędrowały

od rudych kuchenek do

kominków o smaku pistacji.

 

Robiło się mgliście

od huku wystrzelających

korków Dom Perignon,

kredensy stawały się sterylne.

 

Robiło się szybko

w plastikowych kubkach

i szło się na powstanie

 

naszego przedsiębiorstwa.

 

 

To jest poezja im. Adama Smitha

 

1. a niespokojny oddech zza rogów ubiega

 się o akredytację (z tytułu).

2. i jeśli cienie istnieją, to są atramentowe, ciężkie i wyraźne.

3. jeśli przełykam powietrze to tylko z kieliszka.

4. a każdy erotyk pobudza co najmniej 20 osób

 do sięgnięcia po inne pozycje

 polskiej literatury.

 

to jestem ja

 

1. jednostka, która nie pisze.

2. prośba o zsyłkę do Paryża.

3. przydzielenie konia z Bieguna i rzędu

 kamienic na realizację siebie.

4. puenta.

 

 

To mój pamiętnik z powstania,

 

powstania przedsiębiorstwa, gdzie świadczę

na rzecz pracodawcy.

 

Po prostu krzywo-
przysięstwo nie bywa karane, po prostu

idę z innymi marszrutą, przed i po

– pędem, bo łączy nas stosunek

pracy, zabezpieczony czasem określonym.

 

Zabezpieczony, bo wszyscy jesteśmy

mężczyznami, a nam, mężczyznom, ciężej

udawać orgazmy.

Zabezpieczony dla tych najlepszych

i tych najgorszych. Dla tych, co patrzą

w okna. Dla tych, co rozpoznają swoich szefów

po dźwięku kroków. I dla tych, co mają

chęć czytać w kabinach, bo odkąd powstaje

moje przedsiębiorstwo, najbardziej kulturalnym

miejscem są toalety. Gówno warte

pamiętniki powstają na mocy

pełnych pęcherzy.

 

To są sentencje z prześwitów palet,

ściągnięte w ostatniej chwili z taśmy,

to opozycja większa niż Solidarność,

marzenie o brudzie rąk

kosmetyczki, papieros w ustach dentysty,

to przerwy

między wierszami

w Excelu, przespane noce wszystkich

ochroniarzy.

 

To są słowa ze szczelin, to moja Atlantyda,

której obligacjom nikt nie uwierzy.

To jest mój kanał z dopływem heroiny,

to ja z mojego powstania.

 

Jestem undergroundowcem.

Pochodzę

 

z Korei Północnej.