Z Maciejem Tarankiem rozmawiał Marcin Sierszyński.
Marcin Sierszyński: Nie wiem, czy zgodziłbyś się ze mną, ale pierwsze skojarzenie jakie nasuwa się w związku z twoją poezją, to doświadczenie pokoleniowe. Piszesz: „oglądałem pokemony, kiedy pierwszy samolot / uderzał w północną wieżę world trade center” (boom #1), która to fraza, właściwie parafraza, powtarza się później jeszcze dwa razy. Dlatego na początek zapytam ogólnie: jak widzisz swoje miejsce wśród pisarzy niepamiętających PRL-u (choć w nim urodzonych), a dla których fundamentalne wydarzenia nowego ładu (jak akt terrorystyczny z 11.09.2001) są jedynie mglistym wspomnieniem?Maciej Taranek: Nie wiem, czy mogę zgodzić się z tobą, ponieważ nie wiem ile osób oglądało tego dnia Pokemony. Ten wiersz jest tekstem autobiograficznym, ponieważ tego dnia oglądałem Pokemony. Urodziłem się w PRL-u i nie pamiętam PRL-u, dorastałem w latach 90', w dorosłość wchodziłem w czasach nowego millenium. Lata 90' to rozkwit kapitalizmu w Polsce: pierwsze konsole do gier Pegasus, kartridże do konsoli Pegasus, klocki Lego, Pokemony w TV. Natomiast nowe millenium to początek wchodzenia w dorosłe życie i tutaj nastąpiło u mnie zderzenie tych dwóch światów - sielskiego dzieciństwa z brutalnym światem współczesnym. Zamachy terrorystyczne, pierwsze doświadczenia związane z seksualnością i w końcu rozczarowanie kapitalizmem. Te wszystkie rzeczy znalazły swój oddźwięk w repetytorium. Próba opisu tamtych czasów ma u mnie charakter osobisty. Nie wiem, czy powstały inne tomiki repetujące „przeżycia pokoleniowe” moich rówieśników, tę kwestię pozostawiam krytykom.
Marcin Sierszyński: Gdzie indziej w cyklu boom dodajesz: „układałem wysoką wieżę, budowałem swój świat”, czym wyraźnie zaprzeczasz wydarzeniom, które opisywałeś wcześniej. Rola poety polega na staniu obok, tworzeniu „swojego świata”, czy jednak na reagowaniu na bieżące wydarzenia?
Maciej Taranek: Cytowana przez ciebie fraza miała za zadanie zatoczyć krąg, odesłać czytelnika do samego początku książki. To jest ta sama wieża, która została zburzona przez wbijające się w nią samoloty. Ta wieża to World Trade Center, to symbol rozczarowania kapitalizmem. Swój zachwyt do szczenięcych lat budowałem klockami Lego, i tenże zachwyt został zniszczony przez moje rozczarowanie klockami Lego. Ta fraza to Uroboros. Myślę, że rola poety polega na szczerym reagowaniu na bieżące wydarzenia w oparciu o swoje własne przeżycia, to znaczy jeżeli jakieś wydarzenie ma bezpośredni wpływ na danego poetę, w danym czasie, to powinien on o tym pisać.
Marcin Sierszyński: Zapytałem o to, ponieważ pamiętam wiersz rozpoczynający się od słów: „Oto idea NSZZ Solidarność: a ja to pierdolę, nie robię”. Chodzi mi o czysty węgiel, który z tym incipitem ukazał się w almanachu Połowu, ale już nie w twojej debiutanckiej książce. Co się zmieniło od tamtego czasu?
Maciej Taranek: Od tamtego czasu zmieniła się koncepcja książki, powstało wiele wersji repetytorium i na którymś z etapów pracy nad tomikiem to zdanie po prostu zniknęło. Ale rozczarowanie Solidarnością dalej pozostało, co zresztą ma wyraz w tekście flanela. Solidarność skończyła się na Kill 'Em All, Lech Wałęsa zgolił wąsy, nic już nie ma sensu.
Marcin Sierszyński: repetytorium to książka z Rozdzielczości Chleba. Wydawca zdecydował się przede wszystkim na dystrybucję internetową tego tomiku. Uważasz, że to dobry pomysł, że jest szansa na dotarcie do większego grona odbiorców?
Maciej Taranek: 2 x TAK.
Marcin Sierszyński: Zatem gdzie młody autor powinien szukać odbiorcy? W Internecie czy fachowej prasie? Jak sądzisz, gdzie poezja znajdzie lepsze dla siebie miejsce? I co to może oznaczać dla debiutantów? Tak, to zawoalowane pytanie o to, czy wieszczysz „śmierć książki papierowej”. A już szczególnie książki poetyckiej.
Maciej Taranek: Młody autor powinien szukać odbiorcy w internecie, a fachowa prasa powinna się ukazywać w internecie. Sądzę, że poezja znajdzie lepsze miejsce w internecie. Dla debiutantów może to oznaczać, że zadebiutują w internecie. Nie wieszczę „śmierci książki papierowej” tak jak Roland Barthes wieścił „śmierć autora”, a już w szczególności książki poetyckiej. Czytelnicy kupują, czytają, trzymają na półkach, wycierają z książek kurze (choć nie mają kury).
Marcin Sierszyński: A jak podchodzisz do różnych platform komunikacji autora z czytelnikiem? Mam tu na myśli szczególnie liternet.pl, gdzie można było przeczytać również twoje wiersze. Teraz nie mogę ich znaleźć, niecnie je usunąłeś (rada dla przyszłych historyków literatury, jeśli tacy będą: róbcie screenshoty!), ale zapewne traktowałeś te wersje jako warsztatowe. Czy czytelnicy wpłynęli na to, czym kierujesz się w swojej twórczości, czy może ma to inne zadanie: oswajanie ich z własnym poetyckim językiem?
Maciej Taranek: Podchodzę pozytywnie. Próba przeniesienia twórczości, dialogu i debaty literackiej do przestrzeni wirtualnej jest jak najbardziej słuszną próbą przeniesienia twórczości, dialogu i debaty literackiej do przestrzeni wirtualnej. Sęk w tym, że poziom twórczości, dialogu i debaty literackiej w przestrzeni wirtualnej staje się coraz bardziej żenujący. Proszę zwrócić uwagę, że na początku istnienia nieszuflady, czy liternetu mieliśmy do czynienia z wysokim poziomem twórczości, dialogu i debaty literackiej. Na nieszufladzie, czy liternecie można było spotkać wielu uznanych twórców, niestety po jakimś czasie nastąpiła eskalacja trollingu i wielu uznanych twórców wylogowało się z przestrzeni wirtualnej, przeszli w stan spoczynku offline. Szkoda. Cały czas publikuję nowe teksty w internecie, czytelnicy nie wpłynęli na moją twórczość, ale chyba oswoiłem czytelników z własnym poetyckim językiem.
Maciej Taranek: To się jest próbą uwolnienia się od „lęku przed wpływem”, ustanowienia swojej własnej podmiotowości, zwrócenia się ku sobie. To się to ja, podmiot liryczny, który lepi się jak plastelina.
Marcin Sierszyński: Powtórzenia, które stosujesz z uporem maniaka, mają wartość magiczną czy li tylko gramatyczną? Z jednej strony kojarzy mi się to z zaklinaniem rzeczywistości, rytuałem, tworzeniem „własnego świata”, którego reguły muszą być powtarzane, aby nie uległy zapomnieniu. Z drugiej strony bawisz się w tych „powtórzeniach” gramatyką, zmieniając przecinek, akcent, słowo (tutaj często na zasadzie paronimii lub przeciwieństw). I wtedy wszystko legnie w gruzach, jak dwie wieże, gdyż „powtórzenie” staje się bardziej próbą „odtworzenia”.
Maciej Taranek: Deja dit – wszystko zostało już powiedziane. Teraz trzeba repetować wszystko nowym, innym językiem. Trzeba wprawić archetypy w ruch, tak aby tworzyły nowy sens. Chodzi o ruch właśnie. Wszystko musi tworzyć nową całość – trzeba zburzyć wieżę z klocków, rozsypać puzzle i złożyć je na nowo w innym porządku, pozmieniać kilka elementów, kilka odjąć, kilka dodać. Repetycja w repetytorium ma charakter rytualnego ruchu (szeregu powtarzających się czynności), z których każdy kolejny różni się od siebie. Wszystkie te elementy składają się w całość treści i formy, a w ostatecznym rozrachunku (jak słusznie zauważyłeś) stworzony w ten sposób nowy archetyp znów się burzy jak klocki i rozsypuje jak puzzle. Trzeba złożyć to na nowo, pozmieniać kilka elementów, kilka odjąć, kilka dodać - wprawić w ruch maszynę.
Marcin Sierszyński: Na koniec tradycyjnie, na uspokojenie, zapytam o najbliższe plany literackie. Będziemy cię z nich rozliczać.
Maciej Taranek: Tak, rozliczać jak PIT, wypełniać PIT-a w Paincie. Piszę nowy tomik, mam koncept, mam wiersze, mam jabłko, mam tytuł – impresariat.