Notatki znad repetytorium


Cieszę się, że głos Taranka skłonił mnie do tych przemyśleń, które jednak nie potrafią ułożyć się w pełnię. Wynika to chyba z tego, że nie miałam wobec niego szczególnych wymagań – tak jak teraz jest, jest dobrze.

Do przemyślenia:

 

1.

 

„jak będę duży, chciałbym mieć na imię liczba” (s. 9)

 

To duża ambicja. Czy można to traktować jako wyraz solidarności (a może nawet Solidarności, o której wspomina Arkadiusz Wierzba, redaktor tomu, w komentarzu redakcyjnym), czy jednak jako strach przed utratą, skoro ma się mięsiste ciało, któremu nie będzie dane jeść”? Samo nadanie sobie tak bezpodmiotowej nazwy odsyła nas do różnych kultur: chińskiej, jak w tytule (made in china), co sugeruje siłę i anonimowość; chrześcijańskiej, gdy przypomnimy sobie biblijnego demona, każącego mówić na siebie Legion (wielość, niezidentyfikowana liczba); judaistycznej, gdy zwrócimy uwagę na jej przywiązanie do liczb, numerów i ich mistyki. Poeta specjalnie zaciera szlaki, pozostawia nas sam na sam z własnym bagażem kulturowym, nie sugeruje która droga jest odpowiednia. Tym razem żadna droga nie prowadzi do Rzymu.

 

Zważywszy na pozostałe wiersze z tomu, skłaniałabym się do materialistycznej interpretacji tego życzenia. Przecież „robotnik ma wąsy, palce, literę v” (s. 11), a podmiot ma „narzędzia niezbędne do wykonania roboty” (s. 20). Słusznie można sądzić, że to baza (ekonomiczna) działa na nadbudowę, nie na odwrót. Stąd ta chęć do bycia nazwanym „liczbą”, siłą realnego tworzącą symboliczne, tworzącą wszelką naszą kulturę, pomijającą smutny fakt, że ma się ciało, które nie będzie mieć co jeść.

 

2.

 

palec, otwarta dłoń, ręce. całe na zewnątrz. strach / to czułość” (s. 21)

 

Momenty identyfikacji z własnym ciałem i urefleksyjnienie własnej tożsamości biologicznej, także płciowej to inny motyw repetytorium. Organy i kończyny nie tylko są narzędziami, które wykorzystujemy do manipulowania obiektami, trawienia czy stymulacji. To przede wszystkim symbole (władzy, zwycięstwa), przekaźniki energii duchowej. „wyobraź sobie dziewczęta przyjmujące hostię z rąk proboszcza” (s. 14). Te ręce, które dają i usta, które biorą sprawiają, że przestajemy zastanawiać się nad biologiczną naturą człowieczeństwa, a zaczynamy myśleć o naturze władzy. Tym bardziej, gdy poeta zmusza nas do wyobrażenia sobie różowych ust w majtkach – innej relacji dominacji i uległości, sprzężonych ze sobą w jednym dyskursie władzy.

 

Inną formą tego dyskursu jest, standardowe już w tym pokoleniu, które oglądało pokemony, gdy wieże WTC upadały, zwrócenie uwagi na naturę władzy języka i języka władzy. „palcem gramatyki wskazuję punkt” (s. 22) – poeta zajmuje szczególne miejsce w tej sferze jako ten, który może więcej i korzystający z tego bezlitośnie. U Taranka tylko język nie występuje jako ciało. Język jest wyłącznie bytem abstrakcyjnym, a to, że znalazł się w naszych ustach, jest zwyczajnym przypadkiem, na dodatek przykrym, skoro palec zamienia się, niechcący, w pałac: „w pałacu gramatyki wizytuję korytarz czwarty” (s. 35). Palce robotnika, ręce księdza i czaszki w dłoniach są sterowane językiem, o czym poeta zaznacza już na wstępie.

 

3.

 

„w życiu czegoś takiego nie wiedziałem.

wielkie kretowiska na cmentarzu.

co jeśli nie zrobiły ich krety?

w życiu czegoś takiego nie widziałem.

wielkie kretowiska na cmentarzu.

co jeśli zrobiły je krety?” (s. 26)

 

Uwielbiam zdziwienie. U dzieci świadczy ono o niewinności, a wśród dorosłych o zdziwieniu własnym zdziwieniem. Tylko co to oznacza? Najprawdopodobniej to, że jeszcze wiele przed nami i przed piszącym te słowa. Wielkie kretowiska na cmentarzu wybrzmiewają zupełnie bez nadziei, za to właśnie ze zdziwieniem. Dopuścić do siebie myśl, że to mogły nie być krety, jest rzeczą niepokojącą. Co jednak, jeżeli to zrobiły krety? Co to za sobą niesie? To jest właśnie szczyt niepokoju, a jakie idzie za tym zdziwienie, że jest to niepokojące!

 

4.

 

„grałem na pegasusie, kiedy eksplodowały

dwa pociągi na madryckiej stacji atocha” (s. 28)

 

Może to nachalne i uwłaczające, ale nie sposób nie zauważyć zafiksowania na doświadczeniu pokoleniowym, czy właściwiej ujmując – jego braku. Nie ma formacji dla tego pokolenia, nie ma też wydarzenia formującego. Nowofalowcy mieli swój 1968 rok, a brulionowcy 1989. Tworzenie dobrobytu po upadku gospodarki centralnie planowanej, choć równie tragiczne, co za komuny budowanie zniszczonego doszczętne państwa, obyło się bez większych ofiar. Zderzenie cywilizacji to tylko mit konserwatystów. Odbieranie wolności w liberalnych demokracjach odbywa się po cichu i jest rozciągnięte w czasie. Nikt nie widzi, wobec czego się buntować.

 

Grało się w Mario i oglądało pokemony. Układało klocki lego. To nie brzmi jak doświadczenie formacyjne. Może dlatego poeta „buduje własny świat”? Taki, w którym oglądanie myszy, która pika, jest jednak wystarczającym powodem, dla którego można coś zmienić, czegoś wymagać, dostać apetytu na przemianę?

 

5.

 

Cieszę się, że głos Taranka skłonił mnie do tych przemyśleń, które jednak nie potrafią ułożyć się w pełnię. Wynika to chyba z tego, że nie miałam wobec niego szczególnych wymagań – tak jak teraz jest, jest dobrze. Ciężko w przypadku debiutów nie mieć czegoś za złe autorowi czy autorce (wymaga to siły charakteru, gdy mówimy o krytyce literackiej i oswojenia się, gdy mówimy o odbiorcach). repetytorium z jego śliczną, ujmującą okładką ma szansę oddziaływać na umysły w sposób realny.

 

Nie zdziwcie się, gdy kiedyś pogrozi wam palcem jakaś liczba.