Od samego rdzenia cielesnej strony osobowości

kresowiak
kresowiak
Kategoria nisza krytycznoliteracka · 26 lutego 2014

W tomie znajdą się i gorsze teksty, nasiąknięte manierą o której była mowa wcześniej - stąd podejrzewałam autora o zajęcie wakatu nowego hochsztaplera. Znacznie więcej jest jednak wierszy Tarankowych - digital czy figure, dzięki którym chcę czytać poetę jutro i za dziesięć lat, czekając co z tego wyniknie.

Pisanie nie jest grą zespołową. Da się to wyczuć u Taranka - ja sobie, wy sobie. Poeta przełamuje trendy powielane przez najnowsze nabytki świata kultury i pokazuje zupełnie inne oblicze literatury. W debiutanckim tomiku repetytorium wszystko jest jasne, choć nie do końca. Wydawałoby się to absurdem - jak fizjonomia i funkcja tekstu może być klarowna jeśli wytrącają się z niej nieznane substancje, niezdatne w dodatku do recyklingu?

 

Pierwszą rzeczą jaka rzuca się w oczy jest nieszablonowe podejście do tematu z jakim postanowił zmierzyć się autor. Taranek zaskakuje, ale niezbyt nachalnie. Utwór jest napisany prostym językiem, bez udziwnień i adoracji obcych języków, których znajomością niektórzy twórcy skromnie się chwalą. Bez rozdrabniania świata na molekuły a wiersza na przydługie wersy. Bez produkowania bezsensownych i topornych przerzutni. Bez snobistycznego pokazywania własnego intelektu i wykreowanej wyjątkowości. Słowem - autor wybija się ponad to czego doświadczamy na co dzień w księgarni. Bylejakości, jednakowości oraz sztuki od której śmiało możemy utworzyć przymiotnik sztuczny. W repetytorium znajdziemy jednakże kilka tekstów napisanych podług zasady łamania zasad bez celu i konieczności - są to jednak zaledwie odpryski wpływu otoczenia.

 

Wierzę w Taranka, choć uwierzyć było trudno. Analiza tekstów została dokonana ostrożnie, pod kątem wielu kryteriów, żeby nie dopadł mnie powszechny obecnie kompleks nowych szat cesarza, gdy chwalimy kolejne świeżynki piszące teksty bezwartościowe i bezsensowne, skomponowane jednak tak aby brzmiały niezwykle mądrze i wyjątkowo. Repetytorium jest przykładem nie tylko kreatywności czy umiejętności postrzegania świata - Taranek udowadnia, że aby pisać nieskazitelnie trzeba nauczyć się tworzyć teksty do siebie niepodobne, powiązane jednak osobliwym stylem - nie do podrobienia. I to jest osiągnięcie na skalę pokolenia, gdzie obok nierozpoznawalnych tekstów rozpoznawalnych autorów naprzeciw czytelnika wychodzi poeta, którego tekstów nie sposób nie zidentyfikować.

 

W wierszu czysty węgiel impresja toczy walkę z ekspresją, słychać tęsknotę za czymś i wołanie do czegoś, wrażenie pogłębienia się czasów i rozmnożenie artefaktów przeszłości. Nawet tutaj daje o sobie znać przekora Taranka, jakby za każdym razem niewidzialnie mrugał do czytelnika i dawał znać o swojej drugiej stronie - wnikliwej, chwilami szyderczej i nihilistycznej. Kapitalny w repetytorium jest szataniarz - jeśli spojrzeć nań od strony technicznej, ujawnia się poczucie literackiego rytmu - cenna rzecz, którą niewielu może się pochwalić. Obrazowanie, uplastycznianie na syntetycznym płótnie i styl. To się czyta. A czytając nie zastanawiam się nad głębokością przesłania, nad sensem wyszukanych słów bo ich tu nie ma. Refleksja przychodzi później, a nawet jeśli w trakcie to bez niepotrzebnej męki.

 

Umiejętność budowania takich konstrukcji nie jest zjawiskiem częstym. Taranek wygrał na tym polu i jest wiele kroków przed innymi. Czytelnik ma bowiem wrażenie, że świat w architekturze autora to wymysł jego talentu i warsztatu poetyckiego, a nie wymysł samego autora. Nie sposób pominąć narracji, wiersza który chyba najpełniej obrazuje styl poety i jego dążenie. Najpełniej pokazuje, że poezja Taranka jest jak decydujący moment, jak okrągła, tłusta godzina po łyknięciu taniego substytutu heroiny, kiedy wyczekujesz uderzenia w tył głowy i niebłogosławionego rozgrzania - od samego rdzenia cielesnej strony osobowości.

 

Są w repetytorium teksty, w których jedne za drugimi utrwalają się fale powtórzeń - kolejny wyznacznik stylu, choć tym razem z innej beczki. Tu pojawia się moje zastanowienie nad tytułem zbioru - Taranek powtarza nie tylko zwrotki czy wersy, ale pewne zapomniane lub jedynie intuicyjnie rozpoznawalne uczucia, a obok nich twardo postawione fakty. W powtórzeniach bywa jednak coś miękkiego, co kreuje dwoistość postaci debiutanta, postaci nierozerwalnie związanej z własnym dziełem.

 

W tomie znajdą się i gorsze teksty, nasiąknięte manierą o której była mowa wcześniej - stąd podejrzewałam autora o zajęcie wakatu nowego hochsztaplera. Znacznie więcej jest jednak wierszy Tarankowych - digital czy figure, dzięki którym chcę czytać poetę jutro i za dziesięć lat, czekając co z tego wyniknie.

 

 

 

Ewelina Pacławska