Na świeżo o Czereśniach prosto z drzewa


Czy to myśli kogoś, kto jeszcze nie dostał w twarz od życia? Czy przemyślenia sfrustrowanego mężczyzny siedzącego przy 0,7 literackiego natchnienia? O debiucie Karola Ketzera.

Karol Ketzer popełnił opowiadania sprzeczne. Do pewnego momentu wydaje się, że będą to teksty o uczuciach lub chociażby trochę pozytywne, jednak zakończenie każdego z opowiadań niszczy wszystkie –  głęboko i naturalnie siedzące w nas – naiwne nadzieje. Kiedy Agnieszka i Marcin próbują wygrać [Myśli nadwartościowe], kiedy dom jeszcze nie jest zalany [Do dnia], kiedy Patryk jeszcze nie popada w kompletne twórczo nietwórcze szaleństwo [Litentia Poetica], kiedy Marta jeszcze nie jest celem, ale sposobem [Meteorytologia] – wtedy właśnie mamy nadzieję na jakiś, choćby malutki, standardowy, pięknie opisany happy end. Nie doczekamy się go jednak, bo autor na swój „pokręcony” sposób przynosi literackim dzieciom jedynie nieszczęście. I tak możemy wyliczać dalej: Karolina odchodzi [Onomatopeje], Dorota poetycko się kończy [Tylne drzwi], Krystianowi dana jest w końcu wyczekiwana wojna i umiłowany chaos [Kamienie] , Lilly wygląda przepięknie w idealnych perłach Akaya [Czereśnie prosto z drzewa], Karol jest właściwie w piekle [Aport], a Krzysztof... „Krzysztof uciekł” [Długo oczekiwana rewolucja w Kinie Porno].

 

Opowiadania wciągają, a w języku wyczuwa się mieszaninę różnorodnych literackich inspiracji. Ciekawie skonstruowane kompozycje tekstów przeplatane są elementami społecznego zgorzknienia widocznego  w biologicznym języku, którym autor lubi szokować. Przyrównałabym ten element narracji do tego, co tworzył Bukowski. Z drugiej strony autor jest szarlatanem słowa, magiem, który równie sprawnie tworzy prozę poetycką.  

 

Czytając, miałam z jednej strony wrażenie, że czytam myśli kogoś, kto jeszcze nie dostał od życia w twarz. Za to czasem widziałam sfrustrowanego mężczyznę, siedzącego przy 0,7 literackiego natchnienia. Karol Ketzer to autor debiutanckiego tomu dziesięciu opowiadań zebranych pod tytułem Czereśnie prosto z drzewa, jednocześnie to bohater ostatniego opowiadania. Powstaje pytanie, co w tekście jest fikcją – czy autor wchodzi do swojego dzieła, użycza siebie? Czy tworzy tylko stylizowanego na siebie bohatera? To wzbudza u odbiorcy  refleksje, które dodają tekstom magnetyzującej siły, jaka przyciąga i trzyma od pierwszej do ostatniej strony.

 

Każde opowiadanie można analizować osobno, bo pełne są ciekawych i różnorodnych motywów. Niektóre są jakby dobrym początkiem  większej całości, którą chciałoby się  przeczytać – jak na przykład Litentia Poetica. Studium szaleństwa zawarte w ramie opowiadania o pisarzu, który będąc z kimś, jest jednocześnie ciągle sam – niewątpliwie świetny materiał na powieść.

Zdolność autora do wkładania werterycznych postaw w ramy codzienności ze wszystkimi jej cechami – wulgarnym językiem, prostackimi zachowaniami, prostymi rozwiązaniami na pewno przemawia także do potencjalnego czytelnika szukającego w literaturze natchnienia i rozrywki. Idei i żywych postaci, realności i świata z innej sfery.  

 

Karol Ketzer pisze dobrą prozę, na poziomie, jednak nie przytłacza słodyczą. Rzuca w nas raczej „normalnym”, o ile można nazwać tak  realną rzeczywistość, gdzie jako jej równouprawniony uczestnik występuje posłaniec diabła, podpisujący umowy o dusze ludzi trawionych spełnieniem swoich niemożliwych pragnień.

 

Z kolei opowiadanie Do Dnia przywodzi mi na myśl ocalenie Noego. Okres hibernacji, zawieszenia, niewiedzy – wrzuceni w to ludzie, którzy najpierw widzą jeszcze wyjście z sytuacji, choć głośno o tym nie mówią, później natomiast wpadają już w całkowitą stagnację. Z drugiej strony degradacja kontaktów międzyludzkich wynikająca z przenośnego (i dosłownego w tym wypadku) zawieszenia. Narrator implikuje jak bardzo niewiedza odbiera chęci do życia. Być może potrzebujemy być zawsze pewni, włożeni w czyste i klarowne sytuacje, bo każda komplikacja, która burzy nasze poczucie bezpieczeństwa od razu nas paraliżuje? Być może jesteśmy istotami niezdolnymi do przetrwania w warunkach, w których nie jesteśmy pewni co będzie dalej? Być może nie zasługujemy na przetrwanie, skoro tacy z nas słabeusze?
Teksty dają nam do myślenia, są jakby niekompletne. Zakończenia są otwarte, bo właściwie nie wiemy, co się dzieje z „jedyną” Patryka, gdzie los zaniesie Karolinę, ani co oznacza światło dla Doroty, ale jako odbiorcy, dzięki temu zyskujemy pole do naszej prywatnej konkretyzacji. 

 

 

Uwierz, przyjacielu, że właśnie w takich chwilach przypominam sobie, jak

pachniało powietrze, kiedy kończyło się lato. Pamiętam, jak rzeczy były rozróżnialne, a my

chcieliśmy wiedzieć więcej, aż w końcu wszystko stało się jednym. Nikt nie spodziewał się,

że pójdzie tak dobrze.

 

W takich miejscach wydaje się, że autor–narrator popłynął w morze własnych przemyśleń, niemających zbyt wiele wspólnego z tekstem, ale to w jakiś pokrętny sposób nadaje Czereśniom prosto z drzewa uroku. Tego typu „odpływy” każą odpłynąć też czytelnikowi, powrót do tekstu bywa bolesny. Nie neguję tutaj ani fabuły, ani tym bardziej dygresji o charakterze refleksyjnym, bo są to razem niezmiernie ciekawe składowe tekstów debiutanckiej książki Karola Ketzera. Przemyślenia jedynie odwracają uwagę (są quasi - retardacjami, budującymi w czytelniku wewnętrzne napięcie), a zmuszenie do powrotu czasem wytrąca z równowagi. Chciałoby się powiedzieć, że powinien powstać tekst złożony tylko i wyłącznie z takich przemyśleń, bo wydają się być tego warte, ale wtedy nie byłoby opowiadań...

 

Są także w książce inne momenty, które pozostawiają niedosyt tak jak pytanie w Meteorytologii: “a co, jeśli Bóg to nie osoba, ale pewien proces”, gdzie podziało się rozwinięcie myśli do bólu, do końca, do momentu, kiedy czytelnik powie: rozumiem? Miejscami brakuje czegoś do poczucia całości, pełni – to może być odbierane jako minus. Tak ciekawa myśl może i powinna być przemyślana indywidualnie, ale ciągnie jednak w stronę tego, żeby to narrator, bohater czy nawet sam autor wytłumaczył, wyłożył swój punkt widzenia, a nie tylko drażnił odbiorcę, zmuszał do rozpoczęcia własnego poszukiwania.

 

Ciekawym elementem są wiersze, które otwierają i zamykają zbiór. Pulse, pulse, pulse – o niespełnionych przeznaczeniach, powtarzalności i dumie, bo przecież nie wolno się poddać, nawet jeśli wymaga to „reinkarnacji jako Titanic”, by „drugi raz stać się legendą”. Złośliwość Rzeczy Martwych – o wymyślonej miłości?/natchnieniu? – postaci, która blokuje, bo choć chce uciec co wieczór, to jednak co wieczór zostaje.

 

Koniec końców zbiór opowiadań gorąco polecam. Słowa Karola Ketzera wciągają i są dobrą odskocznią od szarości nudnej codzienności i literackich bubli. O Czereśniach prosto z drzewa mogę powiedzieć z całą pewnością, że lubię taki sposób kreowania i pisania.

 

 

Karol Ketzer, Czereśnie prosto z drzewa

  • Rodzaj literatury: Opowiadania
  • Wydawca: Novae Res, 2013
  • Wydanie: Pierwsze
  • Liczba stron: 208
  •