Dziennik kapitulacji


Przy okazji tomu wierszy Hanny Dikty „Stop-klatka”.

 

Poetycka ponowoczesna estetyka indywidualizmu rozbłysła jasno – i zgasła – a poezja z tego rozbłysku zrodzona trwa jak przykry powidok, wypalony na oku. Obserwujemy uporczywy ruch dośrodkowy, kreację poetyckiego aktora, który w smutnym monodramie stapia się z rolą i stara zgłębić strukturę psychiki postaci zgubionej w relatywizmie ponowoczesnym. Jedyną rzeczą daną niepośrednio – świadomość; a marginalny, aspektowy czytelnik wisi w próżni epoché wraz z resztą ludzkości i świata. Z całego smutku tych tekstów (tekstów w większości młodych autorów) najpełniej przeziera ten, że to dzienniki kapitulacji – poezji, umysłu, kultury – wobec rzeczywistości. Ucieczka w porzeczywistość.

 

Cicha metafizyka prywatności – gdzie metafizyka przyjmuje racjonalny wymiar jednostkowego odczucia, stając się metafizyką co najwyżej potencjalną – dominuje w tej zachowawczej poezji, uzbrojonej w nienegowalność (jak zanegować odczucia?), i uprawomocnia poetyckość utworów mocą tradycji, mającej zaranie w romantycznym pijarze poety (mniej w tekstach), czasami komiczne wręcz apogeum u modernistów i pozornie zdystansowany, cyniczny i najważniejszy dziś dla nas ciąg dalszy na szerokim przełomie dwu wieków najnowszych.

 

Tym, co odróżnia ową tendencję u poetów piszących w poprzednim ustroju (pierwszych poetów samozwańczo i na różne sposoby wyklętych, od Wojaczka do brulionowców) jest fakt świadomości, gest odcięcia się, rezygnacji z odniesienia do wspólnego – a więc widoczne ustosunkowanie się (nawet jeśli poprzez odrzucenie) do problematyki społecznej. Gest ten wykonuje w sposób ostentacyjny Świetlicki – nie doprowadzając go jednocześnie konsekwentnie do końca, lecz w jednostkowych z pozoru odczuciach dając wyraz ogólnym tendencjom, rezygnując jedynie z sięgającej poza samą poezję postulatywności. Gest miał sens w kontekście wirtualnego konfliktu klasycystów i barbarzyńców, tworząc przejrzysty i atrakcyjny antagonizm estetyk, kuszącą dychotomię lirycznego środowiska. Miał sens w odniesieniu do łamiącego się wówczas modelu kultury masowej. Nie ma go dzisiaj.

 

Indywidualizm, jaki czytaliśmy u najgłośniejszych, najbardziej wpływowych poetów, przesunął się w stronę rozumianej socjologicznie instytucji, stał się bezrefleksyjny, ustanawiając stan zerowy poezji, warunkując jej zaistnienie. Leśny przekrot z początku – teraz wydał się szosą, z której ciężko jest zboczyć.

 

Wizyta w księgarni potwierdza to rozpoznanie. By sprowadzić abstrakt do konkretu, wystarczy sięgnąć na półkę z poezją po książkę któregoś z młodych poetów lub poetek. Może przypadek sprawi, że będzie to tom Hanny Dikty Stop-klatka – poezja, która wpisując się idealnie w kanon tekstów dośrodkowych, jaki we wcześniejszych akapitach pobieżnie określiłem, nie odstrasza, ale i nie budzi świadomości nietypowością sytuacji literackiego spotkania, nie zmusza umysłu do wytężenia uwagi, uzupełnienia wewnętrznego modelu poezji o nowy wątek, i mimo możliwie dokładnej lektury nie pozostawia w pamięci ni śladu. To poezja, która nie skłoni może do głębinnych przemyśleń nad sobą, ale wywoła myśl oderwaną: „Poetycka ponowoczesna estetyka indywidualizmu rozbłysła jasno – i zgasła”.

 

 

Michał Słotwiński

 

 

 


_______________________________________________________________________

 

Pozostałe recenzje Stop-Klatki na Wywrocie: