Poezja to skok w nieskończoność

Michał Domagalski
Michał Domagalski
Kategoria nisza krytycznoliteracka · 15 kwietnia 2012

...we wszystkim, co piszemy, pobrzmiewa jakieś „stare”. Karol Maliszewski, autor m.in. zbioru „Ody odbite" (analizowanym na Wywrocie w Niszy Krytycznoliteackiej), e-mailem odpowiedział Michałowi Domagalskiemu.

 

Michał Domagalski: Udziela Pan wywiadu dla internetowego portalu Wywrota.pl, w dodatku przez Internet. Na wstępie więc chciałem zapytać, czym wg Pana różni się to medium od innych? Gdzie w tym interaktywnym świecie miejsce poezji?

 

Karol Maliszewski: Poezja nie potrzebuje wyjątkowych, jakoś ustawionych, światów, pojawia się tam, gdzie dotarł człowiek. To nie jest święta chorągiew wyciągana od wielkiego dzwonu. To, powiedzmy, sposób mówienia-działania towarzyszący niektórym w każdej sytuacji. A medium pozostaje w tle, nie mając większego znaczenia.

 

Swoją drogę jako poeta rozpoczynał Pan w czasach słusznie minionych – jak niektórzy nazywają PRL. Czym wówczas była dla Pana poezja?

 

Ona zawsze jest tym samym, szansą na rozwój. To jest skok w nieskończoność, w głąb samego siebie. Bez poezji nie wiedziałbym, że tam jest tyle do znalezienia. I do ukrycia. Ona podkręca język, którym usiłuje się to wyrazić.

 

Czy poezja dzisiaj, u progu drugiej dekady XXI wieku, pełni jakąś rolę? Co w wierszach decyduje o wyjątkowości na tle innych przekazów językowych?

 

Poezja niczego nie potwierdza, raczej wiecznie problematyzuje. To jest jej główne zajęcie. Ma budzić zdziwienie językiem i sposobem patrzenia. I tym, że jeszcze jest i dogaduje. Że podgryza, zmusza do namysłu, doprowadza do zwątpienia lub olśnienia. To taka trochę „obywatelska straż” w nieistniejącym państwie. Upierdliwy fantom.

 

Poetów mamy dzisiaj zatrzęsienie. Ciągle słyszy się o nowych debiutach. Przypomina mi się Tadeusz Różewicz, który już w latach '60 mówił o „wyżu demograficznym” w poezji. Zdaje się, że ów wyż nadal trwa. Jak Pan ocenia poezję młodych?

 

Chyba już mniej osób czyta niż pisze. Ale co z tego? Kto pisze, nie błądzi, zawsze cos w sobie znajdzie albo przynajmniej zabije czas. Nie ma czegoś takiego jak „poezja młodych”, jest raczej stara poezja albo młoda poezja bez względu na wiek. Wydaje mi się, że teraz wielu młodych ludzi pisze starą poezję, niczego nie odkrywa. Ale to tylko tak mi się wydaje.

 

Poezję może pisać każdy, ale jak nauczyć jej czytać najmłodszych?

 

Uczyłem 25 lat w szkole podstawowej, teraz jestem na uniwersytecie. I dalej nie wiem. Owszem, coś tam próbowałem. Oni muszą najpierw chcieć, żeby ich zarazić. Coraz rzadziej chcą.

 

Nie tylko Pan tworzy, ale także krytykuje poezję. Co czytuje Pan obecnie, jakie rzeczy w literaturze Pana zajmują?

 

W życiu krytykowałem wiele, ale nigdy nie poezji. To jest moja ostoja, najpiękniejsza utopia. Pisywałem recenzję z tomików, to prawda. A co czytam? Upajam się różnobarwną prozą, szalonymi esejami, odlecianymi rozprawami filozoficznymi, antropologicznymi itp. Nieraz więcej tam poezji niż w poetyckich zbiorkach.

 

...a zainteresowania pozaliterackie?

 

Chyba mam obsesję ruchu, zwiedzania, doznawania. Na co dzień realizuję to w skromnym wędrówkowym zakresie. Sudety są tak bogate, że mi wystarczają za cały świat. A zimą na narty. Poza tym piłka nożna, jeśli tylko jest okazja. No i kawałek ziemi, lubię tam nieraz wsadzić jakiegoś krzaka albo cieszyć się kwiatkiem, który po długim wahaniu raczył wykiełkować, patrzeć na szpaki w budce na orzechu.

 

Tomik poetycki to nie tylko wiersze, ale także konkretny przedmiot z oprawą graficzną. Jakie znaczenie ma dla Pana „wygląd” książki?

 

Jakieś znaczenie ma. Zrozumiałem to teraz, podziwiając to, co wymyśliła Karolina Maria Wiśniewska w związku z Odami. Te wiersze zupełnie inaczej się czyta, są wręcz czym innym w takim a nie innym opakowaniu. Dla mnie stały się obce, usamodzielniły się, ale wiem, ze tak musi być. To samo przeżywałem dzięki Piotrowi Zdanowiczowi przy Potrawach pośmiertnych, który w niesamowity sposób opracował fotki mojej kumpeli z pracy, Izy Muler. Grafik jest pierwszym najaktywniejszym czytelnikiem.

 

Ody odbite – taki tytuł nosi najnowszy tomik. Co wychodzi z ody, gdy zostaje odbita?

 

Nie wiem. Pisałem intuicyjnie, mając w pamięci dalekie echa czytanych w życiu ód. Bardziej interesowało mnie odbijanie rzeczywistości. Jej obraz ulega wielokrotnemu skrzywieniu, a aluzje do gatunku maja to jeszcze problematyzować i pokracznie uwznioślać. Oda odbija się od czegoś wstępnie odbitego, życiowego, taka gra luster. Jak widać, ciągle się upieram przy tej mętnej koncepcji godzenia barbaryzmu z klasycyzmem. Cha, cha, cha.

 

Same pojęcie ody wskazuje nam na obecność tradycji w pana wierszach. Poza tym niektóre z nich wykorzystują „inną” twórczość (Mandelsztam, Czyżewski). Jacek Gutorow twierdzi nawet, że Pan bawi się stylami, mnoży odniesienia. Czy to zabawa w przywoływanie autorytetów, czy literacka dyskusja? Dlaczego wiersze pisze się na odwrocie starego?

 

Ja się naprawdę nie bawiłem. To śmiertelnie poważna książeczka pisana w chwilach raczej rozpaczy niż euforii. Liczyły się dla mnie tylko uczucia, a historia literatury i te wszystkie aluzje same przylazły, bo widocznie we wszystkim, co piszemy, pobrzmiewa jakieś „stare”.

 

Dziękuję za nadesłanie odpowiedzi.