O śmierci i „Zabawie w chowanego” Beaty Patrycji Klary


Nastała w poezji niekorzystna koniunktura dla śmierci – zużytej, powszedniej już, oswojonej po stokroć, po tysiąckroć ukazanej jako nieoswojona, uświadamianej wielekroć na nowo i zestawionej ze wszystkim w milknących echach romantycznej emfazy.

Ciężko było przypuszczać, że śmierć człowiekowi najzwyczajniej się znudzi, ale jesteśmy na najprostszej drodze ku temu, by ją przyjmować z wzruszeniem ramion – póki cudza, póki kulturą okiełznana i w kultury łańcuchy bezpiecznie zakuta.


Przez to śmiercią – paradoksalnie, na nowo – szafować niełatwo; trzeba mieć wizję i zdecydowanie – i to, co się nazywa powszechnie „warsztatem”, a na co składają się w każdym przypadku inne zalety pisarskiego talentu. Nie brakuje tego Beacie Patrycji Klary, młodej poetce, która w tomie Zabawa w chowanego inteligentnie prowadzi dialog z tradycją, z wrażliwością odbiorcy – i zmarłym ojcem, wiersze wpisując w model literackich mów pogrzebowych, znany z opus vitae Kochanowskiego: Trenów (tu znacząca, według Marcina Orlińskiego, odwrotność) pisanych po śmierci córki poety.


Dla kogo ta mowa? Zapewne nie dla rodziny zastygłej przy trumnie; nie dla czytelnika, który pocieszenia (consolatio) wszak nie potrzebuje; i nie dla ojca, który jej przecież nie słyszy. Bohaterka wierszy mówi sama dla siebie, siebie samą przeprowadza przez wypełnioną boleścią drogę od exordium po transformatio, pokonując ją nie dla, nie do, ale wobec odbiorcy, obserwatora powolnej procesji, rozdźwięczonej ciężkimi pieśniami.


Klasyczny wzorzec sprawdza się, przeprowadza przez rozpacz w łagodną codę żałoby, spełnienie symbolicznego aktu ocalenia – ocalenia nawet nie przez poezję, ale przez same słowa, przez sam fakt mówienia, przeistaczania ludzkiego istnienia w „pomnik”, odwzorowanie i przetworzenie rzeczywistości. Sprawne dostosowanie i wykorzystanie istniejącego od wieków schematu sprowadza osobistą tragedię w wymiar uniwersalny, staje się afirmacją tak człowieczego cierpienia, jak i zdolności jego przezwyciężenia. Treny Beaty Patrycji Klary nie są histerycznym lamentem, który w wielkiej przesadzie umniejszałby w istocie wagę zdarzenia. Ogrom żalu, przebijający się poprzez rygor formy i spokojny ton wypowiedzi, okazuje się wyraźniejszy i autentyczniejszy. Dotkliwość tragedii udziela się czytelnikowi, udziela się mnie – aż wydaje się świętokradztwem zimne z zasady, krytyczne podejście do wierszy z Zabawy...


Umyślnie unikam cytatów. Te raczej zaciemniłyby obraz, niż naświetliły poezję Klary. Jeśli świadkować rytuałowi – to kompletnemu, od początku do końca; który tylko wtedy ma sens, tylko wtedy jest wartościowy. Trzeba przebyć nam wszystkie stacje tej drogi z poetką, gdy chcemy spełnić symboliczną ofiarę. Nie „świętą ofiarę” – siłą tej książki jest rozsądny humanizm bez ucieczki w łatwą metafizykę śmierci. Przewrotną, lecz ludzką do głębi przyjemność daje wspólnota w żałobnym ceremoniale, łączącym żywych z martwymi, gdzie nie wiadomo, kto komu sprawia ostatnią posługę.

 

Michał Słotwiński

 

 

Zabawa w chowanego, Beata Patrycja Klary
Wydawnictwo „Zeszyty poetyckie”,
Gniezno 2011, stron 68.