Bez uszczerbku na zdrowiu wiersza


Język to potężna broń, myślę czytając „Wycieczki osobiste". Niedoświadczony użytkownik może zrobić sobie krzywdę albo przez przypadek pokaleczyć odbiorców; doświadczony użytkownik może naładować tę broń pociskami znaczeń i z premedytacją strzelić komuś w głowę.

A co robi Rafał Gawin?


Otóż Rafał Gawin wyłuskuje sobie z języka materiały łatwopalne, poddaje je obróbce i wypuszcza w świat feerią spektakularnych fajerwerków. Oto dowód rzeczowy z wiersza „Ćwiczenia stylistyczne. Oboczności”:


          (…)Pozwólmy językowi
          na szaleństwo. Resztę uzgodni się z listą gości;

 

          na jak długo? Przyjęcia kiedyś się zwrócą,
          dobra i zła skonsumują jak dopełniacz, przebrzmią jak wołacz.

          (…)

          Najlepsze zdanie to zdanie
           na siebie; i pierścionek – równoważnik.

 

A tu drugi, z utworu „Wesele, komunia, chrzciny”:


          (…) Czytam
          z ruchu warg, że to cykl:
          cysterny pełne cieczy, ciągłość

 

          z materią. Dokądś musi prowadzić taka
          seria, następstwo czasów, ceremonia
           z cyrkowym rodowodem.

 

Autor, jak widać, wie co robi. Inteligentna zabawa słowem i błyskotliwe porównania to najmocniejsza strona tego tomiku. Tomiku dopracowanego, zręcznie skonstruowanego i w dodatku wydanego w dwóch językach, dzięki czemu możemy przyjrzeć się zacnym efektom pracy tłumacza, Marka Kaźmierskiego, który musiał się chyba nieźle nagłowić, by oddać w obcym języku taką, dajmy na to, aliterację:


          (…) jak czule


          wycyckać Boga? Boję się częstych
          powrotów do źródeł. Babrać się
           w odświeżonym błocie? Czaić? Cofać?

 

Okazuje się, że można, bez uszczerbku na zdrowiu wiersza, za co tłumaczowi należy się uznanie:


          (…) how to carefully

 

          dick God about? Great fears of
          going back to sources. Grapple
           in refreshed grime? Realise? Reverse?

 

Czytam więc debiutancki tomik Rafała Gawina z niemałą przyjemnością i uznaniem dla lingwistycznej sprawności autora. Czytam ze świadomością, że Wycieczki osobiste to tomik dobry i zdolny obronić się sam na literackich salonach.


A mimo to, co jakiś czas pojawia mi się w głowie pewna istotna i mocno psująca cały efekt wątpliwość. Nie jestem, mianowicie, pewna, czy z tej słownej żonglerki zawsze coś wynika. Momentami odnoszę wrażenie, że autor bawi się językiem po to tylko, żeby bawić się językiem; że buduje konstrukcje efektowne wprawdzie, ale pozbawione kręgosłupa. Przy lekturze „Podróży za jeden uśmiech” czy „Pogody dla kangurów” myślę, że to wiersze z rodzaju tych, które nie ocalą narodów ani ludzi, że rewolucji tu raczej nie będzie.


Będzie za to uczta dla amatorów złotych myśli i błyskotliwych puent. W połączeniu z bogatym spektrum nawiązań (Darek Foks i Konrad Góra są nawet osobiście wymienieni w wierszach Gawina) i dość ciekawymi spostrzeżeniami na temat tak codzienności, jak i duchowości, daje nam to poezję, która może zatrzymać.


A to w przypadku debiutu niemało. I jeśli nawet towarzyszącego lekturze odczucia nie nazwałabym zachwytem, to Rafał Gawin na pewno zaintrygował mnie na tyle, bym chciała śledzić jego dalsze literackie poczynania.

 

 

 

 

Dominika Ciechanowicz

 

 


Rafał Gawin, Wycieczki osobiste / Code of Change

Tłumaczenie: Marek Kaźmierski
Wydawnictwo OFF_Press, Londyn 2011
s.126, okładka miękka.