Długa, zimowa doba, na ten cel przeznaczona, nie pozwoliła mi dociec, czym jest poezja Rafała Gawina. Mogę za to z większą lub mniejszą precyzją określić, czym nie jest.
Co pierwsze rzuca się w oczy: to nie są wiersze nazbyt rozmowne, nie narzucają się z sobą, cichym głosem podają ważone nabożnie słowa.
Język nie goni tu własnego ogona, choć motywuje i drażni przyjemnie; nie zamyka wiersza przed światem, nie gubi się w sobie; by sparafrazować znanego chirurga mowy: nie pomaga wierszowi w ucieczce z domu – pomaga raczej dom ów zbudować, zasadzić drzewo – i spłodzić syna. Poeta pisze: „I powstał dom, trzeba było /wpasować się w ściany” („Droga. Duch”).
To nie jest poezja, której istota by się mieściła w łatwej ironii, smutnym uśmiechu, prostym sarkazmie, a co za tym idzie – to nie jest również poezja odcięcia, bezpiecznego dystansu, z którego razi się niemal na oślep salwami urokliwych cokolwiek metafor. Nawet gdy mowa o cyckach i Bogu.
Ta poezja nie jest jednorodna, wszak „Higiena zobowiązuje /do częstego odświeżania języka” („Pigułka gwałtu”), lecz – może i przez to – nie jest też jednostkowa; niektóre wiersze, gdyby wyjąć je z tomu, łatwo by było przypisać komu innemu.
Nie jest niezrozumiała, nie dzieje się wobec, ale dla czytelnika. Ale jej znaczenia nie chcą się dać wymieniać, bo choć stawia diagnozy, ucieka od czystej dyskursywności.
Nie jest to poezja obrazowa, słowa malują tylko abstrakty, z pociętych na strzępki wizji nie tworzą zdjęć, ilustracji, sytuacji, postaci. I w tym sensie nie jest to poezja łatwa.
Ta poezja nie dąży do wyrazistej kreacji podmiotu, podmiot najczęściej chowa się za swoimi konceptami, w mówieniu ma cel (czasem ukryty, lecz wyczuwalny) – i realizuje go konsekwentnie.
Nie odcina się od religii, ale i z Bogiem jej nie po drodze. Brak Boga – ze wszystkimi cechami braku Boga – przybiera tu boską postać, brak staje się Brakiem: wszechniemogącym, wszechniewiedzącym („A mój Bóg nie wymyśli już /niczego. Trzymam go w garści /jak wróbla, który nie byłby w stanie połączyć /języków w śpiew” – „Wniebowstąpienie. Sztuczne ognie”).
To nie jest poezja zła, a doba – choćby najdłuższa – nie starczy, by dociec, czym jest. „Czy kiedyś się oswoisz? Czy następne wyjście /pozwoli ci raz na zawsze opuścić te miejsca, /istoty, rzeczy?”1 („Antykwariat. Dom publiczny”) – pyta poeta. Nie, nie na zawsze – jeszcze tu wrócę.
© Michał Słotwiński
________________________________________
1 „Wyjścia”, „Miejsca”, „Istoty” i „Rzeczy” to, obok „Związków”, podtytuły, organizujące teksty zawarte w tomie.
Rafał Gawin
Wycieczki osobiste (Code of Change)
wyd. OFF_Press, Londyn 2011
przekład: Marek Kazmierski
s. 126, okładka miękka