Mansztajn: koledzy, trup, króliczek

Paweł Paszek
Paweł Paszek
Kategoria nisza krytycznoliteracka · 14 listopada 2011

Bez sztucznych ogni. I dobrze, być może słusznie. Być może właśnie tak należy mówić.

Dwudziesta trzecia dwadzieścia, choć na dobrą sprawę wcześniej, jakoś po czternastej na ulicy, przed osiemnastą i przed dziewiętnastą gdzieś w mieście na

przejściu dla pieszych, pod sklepem, nie wiem dokładnie, gdzie jeszcze „robiłem” ten tekst, który w założeniu ma być świadectwem czytania, rekonwalescencją zapisu, realizacją zaleceń. Powiedzmy podobnie zaczynał teksty Kępiński – wiem – ale mniejsza o to, bo rozchodzi się raczej, jak to czytanie wyszło, czyli jak „wchodzą mi” wiersze Mansztajna, (rzekomo Piotr Sommer zwykł mawiać o „wchodzeniu” co do czyichś wierszy, a słyszałem to z jakiejś opowieści, chyba Podsiadło, tak Podsiadło o tym mówił kiedyś, i że mu się podoba, i stanowczo mi też, „wchodzenie” podoba się).

 

Czyli to ma być świadectwo, jak Wiedeński high life zrobił to we mnie, jak wszedł, zajął grząskie miejsca, rozpajerzył się. Kwestię honorów i ich słuszności (przyznam jednak, że właśnie Silesius kazał znaleźć Mansztajna), zostawiam kongregacjom i radom nadzorczym, mądrzejszym kolegom i poważnym panom, jak też skrupulatnym internautom dokonującym trafnych rad, we wszelakich miejscach, w których i Mansztajn bywa, a i często bywa. W każdy razie wiersze. Wiersze Mansztajna.

 

Nie przystoi pisać, czy wiersze Mansztajna przystają do dzisiejszych pomysłów pisania, czy nie przystają, nie przystoi przecież włączać debiutu do rzędu użytkowanych poetyk, projektów, paradygmatów, to nie przystoi choć na takie rzeczy się przystaje. Z drugiej jednak strony trzeba jakoś wieszać sprawy, powiedzmy, porządkować i układać, by w najciemniejszą noc utrafić w końcu wzrokiem jakiś punkt orientacyjny, bo przecież nie latarnię. W takim razie dzieciństwo, kraina dzieciństwa. Przedmioty, zapachy, miejsca, osoby, te wszystkie „inne” topografie, „inne” amulety, słowem wszystko, co uszło. „Słowami” właściwie – wszystko co uległo rozproszeniu, regulacji do porządku dyskursu „ex post factum”. Jakobe Mansztajn pisze „po wydarzeniach”, po tym, co zaszło i jest pozyskane jako to, co nieobecne. Jest to obecność zerwanego dzieciństwa, zerwanego świata, jest trwanie tego, czego już nie ma, co nie zostanie odzyskane. To są wszyscy KOLEDZY Z PODWÓRKA NIEŚMIERTELNOŚĆ. Nie ma więc tu szaleństwa inwencji. Nie ma zdrożenia, temat wprost z gościńca, więc w jakimś stopniu właściwy, ważny. Próba sił w spotkaniu z odchodzącym, z zaszłym, a więc z tym, co teraz, jak też pytanie pewnie, w jaki sposób teraz, teraz wobec tego, czego już się nie da, siebie znaleźć…

 

PRÓBA SIŁ

 

pada komenda: ruszyć w głąb wątłych rusztowań gałęzi.

mamy trzy carmeny, trzy pomarańczowe oranżady w proszku,

nie lada kosmos nad i pod koszulkami

ciała cienkie jak zapałki, jeśli wymienić wszystko.

 

na czubek wciągnąć kolorową szmatę! – to teraz nasze

drzewo; niebo odmyka się i kurzy jak rozcięta stopą woda.

dalej już tylko trzask rąk, stłuczone czoło

i plamki krwi na koszulce, jeśli wymienić wszystko

 

Próba sił taka właśnie jest, taka opowiedziana, w fikcji odzyskana na moment pewność, że wszytsko czyli „krew”, „gałęzie” i głuche „trzaski”, ból, co się odnalazł, bo siedzi wewnątrz. Nie nowy temat, stanowczo nie nowy, i śmierć, ten problem, uniwersalny, powszechny.

 

CZŁOWIEK VERSUS UNIVERSUM

 

no więc przyszła. rozkraczyła się przed klatką

i zawstydza. można powiedzieć, że zawstydza

wszystkich, nawet dziatwa przechodzi niemrawa.

 

tym razem stłukła chłopca. jego wszędobylska krew

wsiąka w blat chodnika i myślimy sobie:

dziesiąte piętro, takich wysokości się nie marnuje.

 

w prasie napiszą, że makabra na jednej z ulic.

ona twierdzi, a wie najlepiej, że test z wytrzymałości

materiału: nie ma takiego materiału, który wytrzyma

 

Rozsunięcie się świata przynosi to, co znaczy: CLUE TEGO ZDANIA TO TRUP. To, co sygnuje to śmierć. To, co otwiera się, to śmierć, „passe partout”, klucz do wszystkiego – zanikanie. To, co było obecne w pierwszym cyklu wierszy, wypływa na powierzchnię w części drugiej, temat stary, jak i jako taka świadomość, i dobrze, i słusznie. Nie sposób mówić o śmierci, bo jest zerwaniem kontraktu życia, paktu między osobą a jej słowem. Nie jest możliwe skutecznie mówić o śmierci. „O śmierci się nie mówi, a mówi”, parafrazując Barbarę Sadowską. Właśnie zasadnicze pytanie, skąd powziąć skuteczny słownik, jak stworzyć skuteczną syntagmę, porządną strukturę, w której kolaps śmierci mógłby choć zostać zasygnalizowany. Mansztajn robi tak:

 

BALLADA O TRUPIE

 

clue tego zdania to trup. trup nie udaje,

jest w środku. mamy to szczęście,

możemy się przyjrzeć, przyłożyć ucho,

zastukać i stwierdzić: ni hu hu po tchu,

 

ni słychu bicia, i tylko po sali wlecze się

echo, salowa pcha wózek z pościelą

po zmarłym, brudna po zmarłych jest pościel

i echo się wlecze jak smród.

 

rację miał trup, że nic nie zostawią –

płótno bielutkie, aż w oczy zaszczypie,

z szafki przy łóżku sprzątną owoce,

szafkę opróżnią, ciało ukryją ze wstydem.

 

jeszcze raz zerkną na puste posłanie,

tym razem czulej pomyślą o trupie,

i łza się zakręci - ciężka, niezdarna,

i wspólnie nad wielkim zapłaczą porządkiem 

 

Bez sztucznych ogni. I dobrze, być może słusznie. Być może właśnie tak należy mówić. Wobec śmierci, można mówić, powoli, cicho: nie wiem. O tym chyba też Mansztajn, prawie za każdym razem. Przeświadczenie, że nam epoka odeszła, że system zmienił główne trakty, po których ściga, choć kto wie. Świadomość, że się straciło tyle, że rozeszło się w szwach powietrze, w którym bezpiecznie było się bujać. Nurkowanie na dno butli, wtedy wystarczyły cztery i na zawietrzną należało szybko czmychnąć w razie kryzysu. Mansztajn wie, pisze o tym. I jeszcze wrażenie, że wiersze ciągle nie o tym. Wiersz nie o tym. Przeczucie ukryte za linią spotkania. Tak to czytam. I ciągłe dochodzenie. Dochodzenie jakby wartość była w tym ruchu, ruchu oznaczania. Ruchu niepewności.

 

W jednej z rozmów z Mansztajnem, padło określenie „liryczna narracja”. „Liryczna narracja”, z mojej skromnej wiedzy pojęcie rozszerzone i wprowadzone do polskiej refleksji krytycznej przez Joannę Orską. To właśnie charakter tego pisania. Wiedeński high life to opowieść; sam autor zresztą to podkreślał, wskazywał, że to było istotne. Opowiedzieć coś. Zegadło kiedyś napisał: „opowiedz tak, żeby ktoś ocalał”. Piękne zadanie, czy się komuś uda – nie wiadomo, ale trzeba się starać, trzeba leżeć razem w łóżku, wymyślać, trzeba być samemu „anno domini” 2011 i opisać, w wypadku Mansztajna było to chyba 2007, bo wtedy mniej więcej część wierszy z tego tomu powstała .

 

ANNO DOMINI

 

anno domini, jest prawie północ, gdy zaczynam układać

ten smutny i pełen zwątpienia list do ciebie.

wiele zdążyliśmy sobie powiedzieć ostatnim razem,

wiele słów gorzkich jak gorzka jest gorzka herbata

 

przez zaciśnięte wycedziliśmy zęby i zdać by się mogło,

że temat między nami został wyczerpany,

że już nie ma o czym i właściwie nie ma z kim,

lecz ty znów przychodzisz, anno domini, w pustym rozsiadasz się

 

mieszkaniu i tę samą jak co roku rozpoczynasz historię:

dawno temu, w zamierzchłych czasach spokoju,

gdy cukru nie było albo nie był potrzebny,

pijało się herbatę gorzką i gorzka smakowała najlepiej.

 

„Lepkość”, metafora, nie wiem już przez kogo wymyślona, Witkowski chyba, ale Przemysław Witkowski, a potem Maliszewski wiele razy powtarzał. Dzieciństwo jest lepkie, i u Mansztajna ta lepkość. Choć gorzka herbata smakowała lepiej, mocniej. Życie kiedyś było bliżej, intensywniej, rozeszło się to wszystko w znaczeniach, w sprawach szatana. Koledzy, trup, króliczek – uznajmy, że te trzy punkty obserwacyjne, a między nimi i z ich wysokości widnokrąg, odległości, świat we mnie i poza mną, to o tym chyba Mansztajn chciał, chyba, o tym. Chciał i zrobił, zrobił dobrze. Tematy stare, sposoby stare. Ale język, derywacja, może dlatego „nieźle weszły”, dobrze.

 

Chciałem, żeby się nie podobało, a podoba się.

 

 

 

 

Paweł Paszek / Nisza Krytycznoliteracka

 

 

 

 

Jakobe Mansztajn, Wiedeński high life

Stowarzyszenie Artystyczno-Kulturalne „Portret”, 2009

Liczba stron: 67