Poezję Jakobe’a Mansztajna czyta się jak prozę, ale nic bardziej mylnego, niż odwołać się do popularnego pejoratywu tego skojarzenia.
To obrazowanie oniryczne i liryczne, przemycone jednak w formie sankcjonowanej przez wątki, fabułę, rzeczywiste punkty odniesienia, narrację, w końcu – bohaterów
pierwszego i dalszych planów. Sam autor sugeruje taką konotację, tytułując wiersze, na przykład: Narracja, O ruchu w spoczynku itp.
W retrospekcji bardzo zindywidualizowanej, osnutej na przeżywaniu topofilii, a widzianej trochę w negatywie – bo doświadczonej przez umieranie, utratę, dobrze poznane i powtarzalne przestrzenie i ich labirynt, ludzkie uwikłanie w los, Mansztajn mówi jednak niejako dykcją Schulza o uniwersalnej recepcji pierwszego świata jako archetypu, o punkcie wyjścia jako zadzierzgnięciu własnego ja, ostatecznie – o dojmującej potrzebie powrotu. Terapeutyzującej, oczywiście, jeśli przywołać antynomię narodziny – śmierć, na której silnie osadza się tom, ale oczywiście nie tylko.
Język, jakim posługuje się poeta, ma rzadko spotykaną umiejętność roztaczania plastycznej, panoramicznej i wielowymiarowej sytuacji lirycznej. Podmiot – świadek i uczestnik zdarzeń – wyznacza i dookreśla plan pierwszy, by wokół niego skonstruować, nawarstwić tę swoistą przestrzeń tomu, która nie stanowi jedynie o obrazowaniu, jest sensotwórcza. Dowodem niech będzie chociażby wiersz Zapisek oniryczny, w którym bohaterowie znaczą wyłącznie tu i teraz – w nocnym autobusie, na rogatkach, osobni i wybrani, już dostrzegający w sobie śmierć.
Jest w tym tomie też coś z młodzieńczego upojenia kwestiami egzystencji, coś z egzaltacji, patosu, narcyzmu celowo tłumionego zabiegiem prostego języka zobiektywizowanego w metaforze. Ale ta prawdziwość nazywania rzeczy z umiejętnością płynnego sięgania po ich pierwotne znaczenie jest marką właśnie, której nie sposób przecenić.
Magda Łuka
Studnia. Kultura bez dna
Jakobe Mansztajn, Wiedeński high life
Stowarzyszenie Artystyczno-Kulturalne „Portret”, 2009
Liczba stron: 67