„Skrawki, reportaże i wiersze z kosmosu” (wiersz: „wiedźmy”) – w tomie Gałkowskiej brakuje tylko ostatniego elementu. Tutaj słowo mocno trzyma się ubitej ziemi oraz jej mieszkańców.
Tożsamość podmiotu
Kim jest podmiot liryczny Fabryki tanich butów? Czy możemy mówić o jednej osobie, czy o zbiorze poszczególnych jednostek? Niejednoznaczność tej sprawy rysuje się w trzech odnogach. Jeśli podążymy pierwszą, umieszczoną już na powierzchni tekstów, znajdziemy obraz kobiety nieszczęśliwej – jej istotę stanowi swoiste cierpienie, co oznacza, że świat doświadcza poprzez ból (rozstania, śmierci, choroby itp.). Widoczne jest to przy doborze motta do Lizbony: „nie miłość, nie przyjaźń, nie cierpienie, / tylko to, co każe nam wyć” (W. Szmigoń). Co każe nam wyć? – odpowiedź nasuwa się sama.
Podstawa bytu wspomnianej kobiety ulepiona jest ze skrawków rozsianych po całej Fabryce. Do jej cech przynależy przede wszystkim typowa ambiwalencja:
odebrała sobie mowę, bo musiałaby zabić.
chciałaby, żeby zdechł albo pieścił językiem.
nie wie, co byłoby przyjemniejsze.
[…]
pierdol się, popaprańcu, kłamco, tchórzu.
wierni odwiedzają świątynie.
(venganza)
Z jednej strony narasta nienawiść do osoby, która skrzywdziła, z drugiej pozostaje tęsknota za tym, co było i pragnienie dawnej bliskości. Jednak trzeba się tutaj zatrzymać i razem z podmiotem uderzyć w pierś: czy ta ambiwalencja to nie jest totalna bzdura, którą serwujemy otaczającym nas ludziom? Czy do rozstania nie należy dorosnąć, żeby słowa miały pokrycie w strefie wewnętrznej? Wspomniany w wierszu song to say goodbye ma wychodzić z przepony, bo „prawda pochodzi z głębi”.
W obrębie venganzy możemy przypatrzeć się jeszcze jednej sprawie, mianowicie zmianie perspektywy. Większość wierszy z tego tomu pisanych jest w pierwszej osobie liczby pojedynczej, więc do czynienia mamy z bezpośredniością przelewanych uczuć i emocji. Tutaj natomiast pojawia się ucieczka – od siebie, od sytuacji oraz od bólu, który się z tym wszystkim wiąże. Jeszcze inny sposób uchylenia się od rzeczy straszliwych został przedstawiony w wierszu fabryka tanich butów:
możesz ugiąć kolana, maleńka,
jeśli wytrzymasz w tej pozycji,
nabrać w usta. i tylko ruchy zdradzą,
co dzieje się tutaj naprawdę.
Tekst ewidentnie dotyczy „maleńkiej”, natomiast przemawia ktoś inny. Automatycznie zarysowana jest relacja tych osób, relacja, która objawia się także w innych wierszach tomu. Zawsze to mężczyzna jest stroną dominującą i krzywdzącą. Co więcej, jego rolą jest dopełnienie kobiety (więcej o tym przy omawianiu vaya con dios), bo w przeciwnym razie (chwila oddechu na złości feministek) świat staje się pusty, pozbawiony emocji i można tylko sadzić kwiaty, na które uczucia są wylewane wraz z nawozem („mam zbyt wiele kwiatów, na parapetach / nie mieszczą się gołębie / głodne domagają się okruchów” z wiersza o konieczności trzymania bambusa w przegotowanej wodzie).
Drugą możliwością określenia podmiotu jest rozłożenie go na więcej niż jedną osobę – niemal w każdym tekście kreowana jest inna postać, kto inny przemawia, a cechy wspólne są przypadkowe, podobnie jak to się ma w rzeczywistości. W Fabryce tanich butów tkwi jednak czynnik nadrzędny, który obejmuje wszystkie podmioty – jest nim miasto. Zatem czy możemy stwierdzić, że głównym bohaterem tych rozważań jest właśnie ono, a poszczególne teksty to ciało giganta, rozkrojone w celu wydobycia elementów istotnych, a potem złożenia w sieć relacji, tworzących całość?
widzisz? miałam tylko jedno imię, jedną twarz
ukrytą w innych twarzach, małych fragmentach
cudzych historii wynoszonych na ołtarze,
ofiar składanych w oczekiwaniu na deszcz.
Powyższy fragment obrazu odnosi się w pierwszej kolejności do kwestii związanych z Chrystusem, ale dla nas ważna jest tu kwestia twarzy, a co za tym idzie: tożsamości. Pojawia się podmiot fraktalny (gdyby tak jeszcze była mowa o ekranach, mediach itd., można by przerobić ten problem poprzez teorie Baudrillarda), czyli rozszczepienie na cząstki, z których każda będzie zawierała istotę (całość), ale przez co nie da się ich ułożyć tak, aby wyznaczały centrum i peryferia. Każda cząstka równa się pozostałym.
Trzecia (choć nie mogę z czystym sumienie powiedzieć: ostatnia) opcja wyciąga podmiot na zewnątrz, przestajemy więc odnosić się tylko do tzw. podmiotu lirycznego, który przemawia do czytelnika z danego wiersza. Potraktujmy zatem Fabrykę tanich butów jako wycieczkę tramwajem zapożyczonym ze skrawków. Jest to nieco magiczny tramwaj, ponieważ dzięki niemu możemy zajrzeć w okna poszczególnych mieszkańców miasta, a nawet unieruchomić na chwilę ich życie, przekładając je na obraz, przygotowując preparat. Tramwaj jest wyposażony w różne przyrządy, więc stanowi przenośne laboratorium ludzkiego zachowania i badania stagnacji.
wciąż bywa milczącym świadkiem cudzego życia,
które podpatruje i którego nie rozumie,
bo straszne jest to, że trzeba dotykać ludzi,
więc lepiej milczeć o zostawionych śladach.
[negatyw]
Milczenie? Nie dajmy się zwieść – powstanie tego wiersza, jak i całego tomu, potwierdza, że milczenie jest tu tylko przewrotnością, smutnym kpiarstwem ze świata, który codziennie ogląda obrzydliwości w telewizorze, Internecie czy w innych mediach, a tylko niewiele z tego jest opatrzone komentarzem. Już tytuł tekstu wskazuje, że nie możemy odbierać wszystkiego w sposób, jaki narzuca nam forma przekazu. Jako negatyw należy odebrać także słowa: „nikt nie chce zostać preparatem”, bo podmiot, który nas prowadzi przez miasto, jest „świadkiem cudzego życia”, kim i my, czytelnicy, przy okazji też się stajemy, przetwarza poszczególne podmioty liryczne w preparaty, zamykając je w ramach krótkich historii.
Fakt
Nie odchodząc daleko od rozważań prowadzonych na terenie negatywu, przechodzę do kolejnego problemu po próbie ustalenia tożsamości podmiotu. Ważnym słowem jest „świadek”, nie tylko dla tomu, lecz również dla całej współczesnej literatury. Fabryka tanich butów jest tu dobrym przykładem dla przeobrażeń tej gałęzi sztuki oraz zmiany potrzeb czytelnika. Od drugiej połowy XX wieku wzrasta apetyt na literaturę faktu. Łatwo sobie wyobrazić dlaczego w czasach PRL-u Polacy poszukiwali prawdy o rzeczywistości w obrębie literatury. A co nas do tego skłania teraz?
W lipcowym kwartalniku „Książki. Magazyn do czytania” została opublikowana rozmowa Katarzyny Surmia-Domańskiej z Zadie Smith, w którym pisarka próbuje wskazać na przyczynę spadku zainteresowania fikcją:
Kto dziś ma cierpliwość do zagłębiania się w coś, co nie wydarzyło się
naprawdę? (…) Z wiekiem jestem coraz bardziej zmęczona fikcją. Mój
mąż, który jest poetą, ma podobnie. Każdy nowy numer „New Yorkera"
czytamy od deski do deski, omijając tylko opowiadania. Nick pyta:
„Dlaczego tego nie czytasz? Przecież to twoja praca". A mnie się nie
chce. Mam przesyt.
Potwierdzenia daleko szukać nie trzeba. Wystarczy zajrzeć w rankingi książek, które się najlepiej sprzedają, czy listy nowości promowanych w prasie – wszędzie przeważa literatura faktu (nie oznacza to oczywiście, że beletrystyka została wyrugowana, skądże!). Podobnego charakteru nabiera poezja, odchodząc od kreacjonizmu, w którym rolę demiurga sprawował poeta (dla porównania warto przypomnieć sobie Srebronia Leśmiana). Mocniej uczepiliśmy się rzeczywistości, sprawiając wrażenie odwzorowania jej w tekstach. Mocno również Gałkowska łapie słowami ziemię, zamiast odchodzić w kosmiczne przestworza (kosmos jako odległość, ale i porządek), przygląda się codziennemu chaosowi. W skrawkach pojawia się charakterystyczne dla reportaży sprawozdanie, co prawda towarzyszą mu refleksje podmiotu skierowane poniekąd na inny tor, ale mimo wszystko obraz świata przepycha się, aby wyjść na plan pierwszy:
przy kuble na śmieci zawsze ten sam facet.
kiedy palę, myślę o tym, jak się zaciąga.
miasto ma swoją nazwę. trzeba zaufać i czekać.
w bramach stoją chłopcy, mają piwo i chęć,
gdy zapala się ulica, odwracają wzrok.
w tramwaju jeden z nich patrzy, na mnie
nie robi wrażenia, to całe światło,
od którego bolą oczy, można przecież
skupić w szkle.
Nic nie zostało ukryte. Gałkowska pokazuje miasto z całym jego brudem, nie zaciemniając obrazu przez wymyślne metafory potworów czyhających w bramie. Nie ma potrzeby przywoływania czegokolwiek poza samym człowiekiem.
Inny przykład na wniknięcie do Fabryki charakteru literatury faktu to pokazywanie szczegółu, np. w starszym odprawiaczu pociągów. Najpierw zachodzi ogólna obserwacja, jakby podmiot spoglądał przez okno i sprawdzał, jak zachowują się dzisiaj ludzie, a ludzie wciąż podążają tą samą drogą (wszak jest tylko jedna). Dalej, z planu ogólnego przechodzimy do szczegółu: martwego gołębia.
ludzie niosący balony przecinają trawnik.
nie ma innej drogi, poza słońcem
brak nam dowodów na istnienie obcych,
nieznanych kolorów, plam nad głową
idealnie owalnych jak słońce.
widzieliśmy gołębia po starciu z maską samochodu.
Oczywiście kryje się tu coś więcej poza zdaniem relacji czy oddaniem atmosfery danego miejsca. Wszystkie fragmenty opisywanej rzeczywistości (nie samej rzeczywistości, bo w literaturze wszystko jest tylko quasi) trzeba zebrać w całość i poddać interpretacji. Dokąd prowadzi jedyna droga? Czy literatura faktu jest pomocą przy odczytywaniu sensu świata, ale przede wszystkim przy próbie pogodzenia się z nim – tzn. w przeciwieństwie do beletrystyki, nie możemy się zapierać: to tylko fikcja, wymysł autora, tak się w życiu nie dzieje?
Tak mógłby wyglądać świat przedstawiony, gdybyśmy przymknęli oko na bardzo nieśmiało wychylające się z tomu fragmenty właśnie metaforą naznaczone:
istota w lustrze patrzy na mnie od godziny.
ma sine usta, bladą skórę topielca.
żywe są jedynie jej zielone oczy,
jak porośnięty rzęsą opuszczony staw.
[nie byłam piękną kobietą wczoraj]
Autorka próbuje jeszcze inaczej dobrać się do samotności, niż to uczyniła, np. w czarnej procesji niejako przez mowę o wychodzeniu, ludziach, na których nie można liczyć i spędzaniu czasu wyłącznie z kotem. Przedstawienie stanu emocjonalnego przez pryzmat obrazu i to będącego mocno w duchu romantyzmu, walczy z zaszufladkowaniem.
Kobiecość w ramionach kultury
Nie można omawiać wierszy Gałkowskiej bez problemu kobiecości – jako sedna kobiety, a także jako tworu kultury. Brak szczęścia, ból rozstania, emocje, czy nawet rugowanie tych emocji, to zaledwie powierzchnia, czubek przysłowiowej góry lodowej. Dość przewrotnie autorka wprowadza kwestię kobiecości ujętej w inny niż wymieniony sposób, robi to już w trzecim wierszu tomiku za sprawą tytułu: vaya con dios. W tłumaczeniu oznacza: idź z Bogiem, w których to słowach zostało umieszczone pożegnanie i biblijny ton – charakterystyczne przy innych tekstach Fabryki. Jednak wspomniany tytuł jest równocześnie nazwą belgijskiego zespołu, który w swoim czasie wypuścił na rynek muzyczny wielki hit: What’s a woman ze znaczącymi dla nas słowami, określającymi relacje damsko-męskie, stan kobiety bez mężczyzny i wszystkie obietnice, jakie się wówczas składa samej sobie.
To jeszcze nic. Więcej ciekawostek pojawia się w samym wierszu: skubanie gęsi, proces socjalizacji z uwzględnieniem płci (dziewczynki mają robić to, co dziewczynkom przysługuje, a jednocześnie wprawiać się w rolę przyszłej gospodyni), następnie w przypadku dorosłych dalsze babranie się w stereotypach. Stereotypach, ponieważ kobiecość wyznaczają szminki, szpilki, z tomiku możemy wyłonić jeszcze sukienki, użalanie się nad sobą itp. O ile w przypadku vaya con dios mogę się na to zgodzić, ponieważ da się wyczuć, że autorka podjęła próbę rozprawienia się z takimi skostnieniami w myśleniu, pokazuje mechanizmy kultury, to brakuje krytycyzmu w innych wierszach. Z tego wszystkiego zbierane są elementy, które składają się na kobiecość. Czy rzeczywiście kobiety są aż tak naiwne, poruszają się wyłącznie w określonych przez kulturę, społeczeństwo (i to męskie społeczeństwo) ramach?
Podmiot mówi: „właśnie tak tworzy się historia. ramy / obrazów, których nie widać” – dokładnie! Skupiamy się na stereotypach, przekazywanych przez kulturę, utrwalonych w głowach schematach postrzegania danego zjawiska. Tak bardzo wszyscy zajęli się ich powtarzaniem, że nawet nie zauważyli, kiedy prawdziwa (!) kobieta zakładając spodnie opuściła ramy obrazu. Szkoda, że Gałkowska swoim „reporterskim” okiem nie podążyła właśnie za nią.
Słowa-klucze
W Fabryce tanich butów uwagę przykuwają słowa-klucze. Podobno każdy autor ma zestaw nie tyle ulubionych słów, co wiele znaczących dla jego myślenia. Czasem warto przyjrzeć się, na jakim polu semantycznym je umieszcza, a tym samym i nas umieszcza. Zatem o czym myśli Gałkowska?
Przede wszystkim o wychodzeniu i wyjściach wszelakich. Próg drzwi nie zawsze przekracza podmiot liryczny, czasami spogląda, jak odchodzi ktoś bliski, ktoś, kto może już nigdy nie powróci. Wyjście to nie tylko drzwi, możemy je odnaleźć na szyi, jeśli zinterpretujemy zamki jako wiersz o powieszeniu się, czy samo „wychodzenie” utożsamiać ze śmiercią. Każda śmierć lub rozstanie powoduje zatrzymanie ruchu w świecie przedstawionym, pozostają wyłącznie ruchy drobne, które nie prowadzą do żadnych zmian: „kiedy znów wyjechałaś na weekend, / wszystko w domu zamarło” (mam świat i ciebie na myśli), „wyszedłeś, a w środku kiełkują słowa. / i tak nic nie napiszę. o drugiej / za późno by spać, za wcześnie by wstawać, / bo przecież nas ciągle nie ma” (koraliki). Wychodzenie, a za tym śmierć, stagnacja – na początek.
Wszyscy wołają: nie idź w stronę światła!, natomiast Gałkowska dzielnie stawia mu czoła. W Skrawkach, wiedźmach i Lizbonie przepracowuje to słowo i motyw. Z jednej strony nakłania do skupiania światła w szkle, bo odwołując się do P. Chrzana „słońce pali w oczy”. Człowiek staje się tu zwierzęciem (!) nocnym, które pod osłoną mroku grzebie w śmietniku, pije piwo i gra bodajże na gitarze, ale nie tylko. Podmiotom i przedmiotom, aby zostały zauważone, potrzebna jest ciemność. Światło punktowe (puszczanie zajączków) wskazuje na to, co istotne. W wiedźmach ma ono jeszcze inne zastosowanie – to wiedza. A wiedza łączy się z władzą, w następstwie zaś z niebezpieczeństwem. Kim były wiedźmy, czarownice? Dlaczego stanowiły aż takie zagrożenie? Światło gaszone stosem, czyli wypieranie jednego dyskursu przez inny, panujący.
Pozostaje Lizbona, w której światło nareszcie kojarzy się z czymś ciepłym, z czymś pozytywnym. Jego utrata połączona jest z końcem:
kobiety żegnają zawsze tak samo,
a potem zachodzą wszystkie ich słońca.
w zaułkach, gdzie nie dociera światło,
nie będzie śladów na ciele.
Wiersz ten prowadzi także w stronę kolejnego słowa-klucza, jakim jest ślad. Głównie oznacza pozostałości po ludziach, które przejawiają się np. na płytach grobowych:
teraz tylko ja będę czytać z tablic
twoje imię, ten ślad odciśnięty w kamieniu
pod liśćmi brzozy, z którymi opadam
[Magdalena]
Są także wzajemnym wpływem ludzi, na których dana znajomość odciska mniejsze bądź większe piętno i już nigdy nie pozwala o sobie zapomnieć. Jakby droga wyznaczona przez język nie było stworzona śliną, a co najmniej markerem. Jednak z takimi śladami można sobie poradzić, jak w negatywie, poprzez przemilczenie. Kłania się prawda medialna: o czym się nie mówi, to nie istnieje.
W Fabryce możemy odnaleźć także ślady nas samych, kiedy z czasem dorastamy/zmieniamy się, a przypadkowo trafimy na coś, co przypomina dawne „ja”. Ten przypadek został ujęty w wierszu o konieczności trzymania bambusa w przegotowanej wodzie – sentymenty skłaniają do rewizji. Kim była tamta dziewczyna kochająca pociągi i gdzie się podziała? Dlaczego nie ma dla niej miejsca we mnie?
Wiersz a poezja
Fabryka tanich butów to zbiór tekstów, który wywarł na mnie małe wrażenie. Dlaczego i czy jest w tym coś złego? Obrazy: kobiety, chłopców pijących w bramie piwo, samotności zapijanej w barach, problemu rozstania, śmierci itd. – znamy je wszystkie dokładnie w takiej formie, w jakiej serwuje Gałkowska. Ślizgając się po powierzchni, można je potraktować, co najwyżej, jako transmisję rzeczywistości, codziennych doświadczeń. Literatura jednak drąży pod takimi obrazami tunele, którymi mają możliwość przejścia myśli czytelnika. Pytanie tylko, czy on tego zechce?
Dlaczego nie uważam, że brak wywarcia mocnego wrażenia nie jest niczym złym? Wiąże się to z bardzo prywatnym rozróżnieniem na wiersze i poezję, które w sporej mierze bazuje na odczuciach. W przypadku wierszy rzuca się w oczy uporządkowanie naddane (zabieg poetycki, u Gałkowskiej przede wszystkim operowanie przerzutniami), ucieczka od czysto komunikacyjnego języka. Ważne są słowa i świadomość, że poruszamy się w obrębie świata przedstawionego, że to wciąż sztuka i mimo często reportażowego charakteru, mamy do czynienia z nie-rzeczywistością. Poezja jest czymś więcej. Kiedy o niej myślę, przychodzą mi na myśl ludy pierwotne z wiarą w sprawczą moc słowa, którego jeszcze nikt nie oderwał od rzeczy. W ten wykreowany świat wchodzimy całym sobą, tu nie ma miejsca na krytyczne spojrzenie (bo nie ma i po co), znika cała wiedza, środki artystyczne, a czasem nawet własne „ja”. Takie utwory robią na mnie wrażenie. Ze względu na to, że jest ich niewiele, uważam, że pisanie mniej oddziałujących, czyli wierszy, nie jest niczym strasznym.
©Justyna Barańska
Magdalena Gałkowska, Fabryka Tanich Butów
Liczba stron: 46
Wydawnictwo Kwadratura, 2009