O literackim autoportrecie matki w „Aniele o dwóch twarzach” Lisy Mayer


Twórcza koncepcja logopedy i jej związki z lepidopterologią, czyli o literackim autoportrecie matki w „Aniele o dwóch twarzach” Lisy Mayer.

Kiedy w 1954 roku w okolicach Salzburga przyszła na świat Lisa Mayer, żadne trzęsienie ziemi nie zapowiadało tego, że odegra ona znaczącą rolę w świecie hermetycznej poezji niemieckojęzycznej. Ani rodzina, ani otoczenie nie ułatwiały jej startu jako poetce. Na szczęście podjęła studia i została…logopedą.

 

Cóż, zawód niby bliski kulturze słowa, ale z drugiej strony, gdy patrzy się dokładnie na tworzywo literackie Mayer, nie widać tam szczególnego ukłonu w stronę języka pojmowanego immanentnie, ale raczej wyraźny zwrot ku wyobraźni i rozumowi, ku doświadczeniu matki i jego wpływie na kreatywność literacką sensu stricto. Mayer nie jest odosobnionym przypadkiem. Specjalistka (podobno całkiem dobra) logopedii zostająca poetką, poetka zostająca matką aż wreszcie matka pozostająca wyśmienitą poetką. Nie była to łatwa droga. Vladimir Nabokov był przecież lepidopterologiem, badającym cechy gatunkowe motyli tłustoskrzydłych, a nikomu zapewne nie trzeba przypominać, co ów zrobił dla rozwoju literatury.

 

Mayer nie została drugim Nabokovem, bo skupiała (i skupia) się na absolutnie innych aspektach życia. W jej poezji, której przekrój znajdujemy w wydanym przez ATUT zbiorze autorki Zweigesichtiger Engel, dominuje zasada szeroko pojmowanej jedności. Na dachach znowu bębnienie i Tylko ty obdarowujesz złodziei to swoiste studium jedności, jedności dotyczącej wspomnień i jednoczesnego przywoływania ich z innej, równie frapującej perspektywy.

 

Nie sposób nie zwrócić uwagi na przewijający się nie tylko w tle, ale i na pierwszym planie, motyw, a właściwie topos matki. Niech nie odstręcza nas wszechobecność tej tematyki w utworach wszystkich epok. Tu kąt patrzenia jest zgoła inny, bo i czytelnik zostaje dopuszczony do podpatrywania pewnych elementów bardzo intymnej ewolucji doświadczenia w materię słowną. Jeśli dodamy do tego wątki oniryzmu odnoszone właśnie do języka ( „czujnie śpi słowo/ na języku”), wówczas powstanie satysfakcjonujący w odbiorze przekaz. Wiersze Mayer są możliwością oglądania wielokrotnych narodzin niejako na żywo. Poetka przemienia się w każdym tekście, z każdym wersem powołując do życia nowe doświadczenia. Jej poezja, którą niestety łatwo zbanalizować, pokazuje proces płynnej transfiguracji od suchej materii matki do matki wyzwolonej, ale nie w tak strywializowany i skonwencjonalizowany sposób jak ogląda się to na okładkach kolorowych pism, których tytuły ze względów dyplomatycznych pominę.

 

Ja” kreowane na kartach tomów Mayer zatopione jest gdzieś w zmysłowości poznania ex post. Charakter odbudowywania wizji świata cegiełka po cegiełce, rzeczywistości zachwianej przez pozorne skrępowanie wszystkim, co nas otacza, ucieleśnia poetyka wierszy – niejako poszatkowana ze względów stricte semantycznych na kolejne etapy pojmowania.

 

Autorka pozwala czytelnikowi na dużo. Czy to dobrze, czy nie – nie mnie to oceniać. Czytając wiersze Mayer, zerka się jak przez dziurkę od klucza na impresjonistyczne wizje, układające się w wymowną, zaszyfrowaną mozaikę. Widzi się tęsknotę, która nie jest tęsknotą, czuje się początek, który przeradza się w koniec i słyszy się słowa, które, podobno, wybrzmiały już swoje najznakomitsze akordy. Niech nie zwiodą Was, drodzy czytelnicy, pozorna prostota przekazu i zmysłowe napięcie, mogące przesłonić głęboki sens dwóch twarzy jednego tylko anioła. Ta poezja ceni wytrwałość.

 

Jacek Podgórski

 

 

 

Lisa Mayer, Anioł o dwóch twarzach

tłumaczenie: Ryszard Wojnakowski

Antykwa, Kraków 2006
Stron 197, oprawa miękka z obwolutą

 

Seria: Śpiewać to być. Współcześni poeci austriaccy znani i nieznani.