Dialogi Zbierskiej


Zarówno „Wibrujące ucho” jak i „panoptikon”, choć różne pod względem warsztatowym i wydania, opowiadają o cielesności, wulgarnej seksualności i refleksji na temat śmierci ciała pojawiających się w konsekwentnie dobieranych sytuacjach lirycznych.

 

W Uczcie Platona, jako czwarty z kolei mówca, dochodzi do głosu Arystofanes. Ponieważ każdy z uczestników tego spotkania musiał wygłosić laudację ku chwale Erosa – tak bożka, jak i miłości samej w sobie, w kulturze greckiej utożsamianych ze sobą – ów komediopisarz przedstawił zebranym żartobliwą historię o trzech płciach ludzkich, które stąpały pierwotnie po ziemi. Człowiek był podówczas złożony z pierwiastków męskich  i żeńskich stanowiąc  niemalże doskonałą istotę androgeniczną. Elementowi męskiemu  istoty ludzkiej  przypisano symbol słońca, żeńskiemu – ziemi a ich połączeniu – księżyca.  Tacy ludzie mieli dwie głowy, czworo rąk i nóg, oraz po dwa „miejsca wstydliwe”. Skoro były to potężne istoty, zdolne nawet zapomnieć bogów greckich czy przeciwstawić się im, ci ostatni postanowili ludzi rozdzielić, przepoławiając ich na równe części. Od tamtej pory każdy człowiek szuka swojej drugiej połówki, lecz pośrednio stworzyło to także nowe konflikty na płaszczyźnie relacji kobieta – mężczyzna.

               

Aleksandra Zbierska prowadzi podobny dialog, lecz nie ku chwale miłości, a wynikający z rozdzielenia płci i powstania problemów tej odwiecznej dychotomii. Zarówno Wibrujące ucho jak i panoptikon, choć różne pod względem warsztatowym i wydania, opowiadają o cielesności, wulgarnej seksualności i refleksji na temat śmierci ciała pojawiających się w konsekwentnie dobieranych sytuacjach lirycznych. Tyle, jeżeli chodzi o systematykę podejmowanych wątków – odstępstwa zostawiam ku radości czytelniczej.

 

 

 

 

Trwało to dłużej, niż bodaj wszystko dotąd. I oto jest
w półśnie. Śni mu się chłopiec, ma wielkość kropki na końcu
tego zdania. Nie może krzyczeć, ani płakać, nie odczuwa
żadnego z tych fizycznych cierpień. Coraz mniej pamięta,
niedługo uzyska człowieczeństwo, by móc odczuwać ból.

(In flu. Spowiedź poety, „Wibrujące ucho”, s. 25)

                Powyższy fragment sugeruje, że konstytutywna dla człowieczeństwa jest  zdolność odczuwania bólu. Nie jest to oczywiście prawdą, jednak wiersz mówi nam co innego drogą indukcji: płacz i krzyk z cierpienia jest nieznany zwierzętom, one cierpią po cichu; utrata pamięci, jawiąca się nieraz jako błogosławieństwo, jednocześnie pobudza rejony bólu egzystencjalnego. Poetka  wyłożyła tu wszystko, z czym możemy się spotkać podczas lektury obu jej książek. Ponieważ składamy się z ciała i jesteśmy przy tym istotami ludzkimi, skazani jesteśmy na cierpienia. Idąc dalej – uzyskując człowieczeństwo (zdolność poznawania świata tylko dla zaspokajania ciekawości, odczuwanie empatii, integracja ze społeczeństwem) – odkrywamy w sobie kolejną możliwość do bycia nieszczęśliwym, o czym świadczy ostatni wers wiersza. A jednak lekarz z Zacznijmy od trzciny. Za domem jest („Wibrujące ucho”, s. 15) „Z natury tak delikatny / grzebie we wnętrznościach, ponieważ choroba / to piękno.” I w tym samym wierszu padają słowa: „Ładna jest krew / zmieszana z piachem.” To nie tylko turpistyczna manifestacja, ale przede wszystkim założenie, iż cierpienie może mieć swój początek w dobrych intencjach.

                Eksploatacja cielesności u Zbierskiej jest niewątpliwą konstantą. Wiersz tytułowy drugiego tomu, panoptikon, zaczyna się od słów: „Ciało nie zdaje sobie sprawy, / jak i kiedy dorastają jego dzieci (…)”. Sprowadzenie człowieka tylko i wyłącznie do materii jest punktem wyjściowym do rozważań nad jego przeznaczeniem i dysponowaniem nim przez umysł/duszę [niepotrzebne skreślić]. Myślenie, jako wzajemny stosunek popędów, żądz i namiętności, zawiera w sobie to, o czym głównie traktują obydwa tomy, czyli ekspresję negatywnych uczuć wobec rzeczywistości. A ta ostatnia przybiera wiele dogodnych figur: to obojętnych mężczyzn, a to znów chrześcijańskich odnośników, Zaratustry czy agentki Skali (nazwanej Ślepym Losem; swoją drogą autorka uderzyła w tym wypadku wyjątkowo mocno w postmodernistyczne nuty, tworząc nieciekawe wersy w stronę – czego? no właśnie!). Zbierska nie pozostawia czytelnika ze zwykłą suchą relacją, a dzieli się z nim swoimi przemyśleniami, które mogłyby równie dobrze przybrać postać aforyzmów. Ów zabieg łączy ze sobą spięcia na płaszczyźnie poetyckiej z kreacją możliwie autentycznego, żywego podmiotu lirycznego.

               

Żeby to zrozumieć trzeba sobie uzmysłowić, że metafora nie jest domeną poezji. Wobec tego Zbierskiej jest coraz bliżej poezji programowo antypoetyckiej, którą się pasjonuje (o czym można się dowiedzieć z okładki Wibrującego ucha) – a postęp widać szczególnie w drugim tomiku z 2009 roku. Idąc tym tropem można wywnioskować, że powtarzając gesty takich poetów jak Charles Bukowski, James Tate, czy na naszym polskim gruncie Marta Podgórnik, autorka panotikonu kontynuuje linię poezji wulgarnej, przeciw-estetycznej i przeciw-moralistycznej. Umieranie zamienia się w „zdychanie” (Część III: a zdychać wcale nie trzeba, „panoptikon”), miłość w „dać dupy” (Miłość, „Wibrujące ucho”) a symbole falliczne w „kulturę fiuta” (Zapytałam, dlaczego to zrobił, „Wibrujące ucho”).

                Dlatego rozmowa, która toczy się w twórczości poetki pomiędzy kobietą a mężczyzną przypomina potyczki na polu bitwy, wraz z negocjacjami, zawieszeniem broni i brutalnymi atakami. Ważne są tutaj wiersze, w których dochodzi do głosu druga strona, tj. płeć męska. Wypowiedzi mężczyzn mają szczególny charakter: podmiot liryczny mówi, „bo czuję się zmuszony” (Słowo, co spało, „Wibrujące ucho”, s. 16). Taką intencję można wyczuć w innych wierszach z męskimi bohaterami – są zmuszeni, bo ktoś wymaga od nich odpowiedzi, chociaż „nie potrafię / tego dobrze opowiedzieć” (Skarga zegarka, „Wibrujące ucho”, s. 19), z góry przeświadczeni o wartościowaniu ich słów (drąc koty, „panoptikon”, s. 9). Mimo to odgrywają ważną rolę nie tylko jako figury retoryczne. Wydawałoby się, że chcą ukazać swoją pozycję w systemie, który poetka stworzyła na potrzeby tomików – systemie na wskroś matriarchalnym, gdzie kobieta pełni funkcję lidera grupy. Mężczyzna, który nie może rodzić, a więc tworzyć życia, zastępuje je mową, werbalnie kreuje świat. W tym kontekście wiersz Umarł („Wibrujące ucho”, s. 30) nabiera prawdziwie tragicznego charakteru:

leży martwy, zwyczajnie, jak zawsze
leżą martwi, jakoś nie specjalnie ciężko,
choć po trupiemu, za zawsze złamaną
głową na poduszce. Nim zstąpi duch, by
odnowić oblicze ziemi
, on tej ziemi nabierze
do płuc.
(…)
Boga nie ma, a jeśli jest, to złożył nas w ofierze
przypadku, do którego należy. Płakać
powinny matki, że muszą rodzić dzieci;
szczęśliwi tylko ci, którzy już umarli.
Myślę umarł, pójdę żyć.

Nabieranie ziemi – która jest symbolem kobiety (m.in. wspomniana Uczta) – do płuc tworzy wizję toksycznego związku, tym bardziej tragicznego, że podmiot liryczny odnosi się obojętnie do tego faktu – ostatni wers tego wiersza.

                Zbierska pisze o śmierci dużo i niebanalnie, aczkolwiek zdarzają się jej niezbyt wprawne wpadki („Śmierć przez utopienie lekka nie jest”), połączone z dziwnym manieryzmem używania znaku „&” w miejsce „i”. Mimo to śmierć ciała, jaką napotykamy w obydwu tomikach, jest zupełnie odmienna od tych studiów nad nią, jaką znamy z utworów innych polskich poetek – chociażby zmarłej po długiej chorobie Haliny Poświatowskiej. Otóż autorkę panoptikonu interesuje tylko to, co dzieje się z człowiekiem tu i teraz, bez metafizycznych odniesień. Pominięcie kwestii życia pozagrobowego pozwala podmiotowi lirycznemu brać odpowiedzialność za siebie, bez odwoływania się do „zewnętrznego trybunału”, i tę ideę widać szczególnie w słowach wiersza kosmiczny purysta: „I teraz my: Nowi Ludzie zebraliśmy się z odwagą / do pracy nad zharmonizowaniem życia i – rozumie się / samo przez się – zharmonizowaniem myśli (…)”. Porzucenie wiary w życie po śmierci daje „Nowym Ludziom”, a więc przede wszystkim bohaterom książek Zbierskiej, możliwości układania świata po swojemu. Nowe życie poprzez kontekst śmierci „śmierci”. To chyba najbardziej zainspirowało mnie podczas lektury tak Wibrującego ucha jak panoptikonu – istnienie subtelnych niuansów kierujących czytanie na inne tory, gdyż wiedzę zdobywa się w trakcie czytania, a więc nieraz trzeba wracać, by zrozumieć poprzednie fragmenty, tworzące spójną i inteligentną całość.

                Dorobek twórczy Aleksandry Zbierskiej to dopiero dwa tomiki. Na ich podstawie mogę być jednak pewny, że  kolejne mnie nie rozczarują. Poetka zna się na swoim fachu i unikając popularnego zakotwiczenia tylko i wyłącznie w języku, pozostając w niszowych wydawnictwach, współtworząc offową scenę poetycką, daje satysfakcję płynącą z możliwości nagłego odkrycia prawdziwych pereł, czekających tylko na poważnego i skupionego czytelnika. Chociaż nie będę zaskoczony, gdy jej poezją zainteresują się mocniejsze wydawnictwa (minus dla Black Unicorn za edycję panopticonu), a tym samym poetka stanie się sławniejsza… Nieszczęsna fortuna, która nie pozwala nam zatrzymać niektórych rzeczy tylko dla siebie.

 

Marcin Sierszyński

 

 

 

 

 

Na podstawie:

1.

Aleksandra Zbierska, Wibrujące ucho

Seria Wydawnicza Pisma Literackiego RED, 2009

 

2.

Aleksandra Zbierska, Panoptikon

Black Unicorn, 2009